"Narzeczony i przyjaciółka odeszli tydzień przed ślubem. Do dziś nie mogę się z tym pogodzić"

"Narzeczony i przyjaciółka odeszli tydzień przed ślubem. Do dziś nie mogę się z tym pogodzić"

"Narzeczony i przyjaciółka odeszli tydzień przed ślubem. Do dziś nie mogę się z tym pogodzić"

canva.com

"W przyszłym miesiącu mijają trzy lata od daty mojego ślubu. Ślubu, który nigdy się nie odbył. Wszystko było już dopięte na ostatni guzik, suknia czekała na wieszaku, fryzura i makijaż próbny były za mną, repertuar na wesele ustalony, a florystka przesłała właśnie ostateczny plan dekoracji. Nie mogłam się doczekać, aż Antek zostanie moim mężem. Był miłością mojego życia, po prostu wiedziałam, że to ten jedyny. Byliśmy idealnie dobrani, wszyscy nam zazdrościli takiego związku. Moja przyjaciółka twierdziła wręcz, że ona nigdy nie doczeka się takiego mężczyzny... Tydzień przed ślubem straciłam ich oboje. Do dziś nie potrafię się z tym pogodzić, nie rozumiem, jak mogło się tak stać..."

Reklama

*Publikujemy list naszej czytelniczki.

Mieliśmy być zawsze szczęśliwi

Nic nie zapowiadało tego, co miało nastąpić. Zresztą chyba w takich sytuacjach trudno cokolwiek przewidzieć. Do naszego ślubu został równo tydzień, a ja byłam tak szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. Kiedy zaczynaliśmy przygotowania do naszego wielkiego dnia, bałam się, że zjedzą mnie nerwy, stres związany z organizacją, a może nawet dopadnie mnie jakaś niepewność. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Wszystko było pod kontrolą, a ja byłam pewna swojego uczucia na milion procent.

Tego dnia Antek pojechał do restauracji, w której mieliśmy mieć wesele, żeby ostatecznie ustalić układ stołów. Po drodze zabrał jeszcze moją przyjaciółkę Paulinę, która miała być świadkową. Co dwie pary oczu to nie jedna, a ja akurat nie mogłam pojechać. Na miejscu wszystko było w porządku, Paulina wysłała mi zdjęcia sali, zrobiła też śmieszne selfie z moim narzeczonym. To ostatnie zdjęcie Antka, jakie mam...

selfie, na zdjęciu kobieta i mężczyzna canva.com

Antek miał podrzucić Paulinę do znajomych, a potem wrócić do domu. Czas mijał, a jego nadal nie było. Zadzwoniłam, ale nie odbierał, podobnie Paulina. Wtedy zaczęłam się naprawdę niepokoić. Minęły dwie godziny, od kiedy przyjaciółka przesłała mi zdjęcia z restauracji. Antek już dawno powinien się był pojawić.

W drzwiach stanęła kobieta. Wiedziałam, że stało się coś strasznego

Po dłuższej chwili zadzwonił dzwonek drzwi. Byłam pewna, że to mój przyszły mąż, choć zdziwiło mnie, że sobie sam nie otworzył – zawsze tak robił. Jednak za drzwiami nie było Antka... Kiedy zobaczyłam policjantkę, od razu wiedziałam, że stało się coś strasznego. Niestety miałam rację. Usłyszałam to najgorsze, co można usłyszeć. Wypadek. Śmierć na miejscu. I on, i ona.

Szok był tak wielki, że do dziś nie mogę sobie przypomnieć, co się ze mną działo przez kolejne tygodnie. Nie pamiętam nawet pogrzebu. Przetrwałam tylko dzięki rodzinie.

Minęły trzy lata, a ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Nie mogę zrozumieć. Nie mogę sobie wybaczyć – wiem, że to niedorzeczne, ale jestem przekonana, że gdybym to ja pojechała wtedy z Antkiem, nic by się nie stało. Paulina pomogłaby mi się wyszykować do ceremonii, wzięlibyśmy ślub, może mielibyśmy już dziecko... Czy kiedyś będę mogła żyć normalnie?

Marysia

Syn Sylwii Peretti nie żyje! Zginął w tragicznym wypadku samochodowym!
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama