"Mąż chce oddać psa, bo wymaga kosztownego leczenia. Wolę nie jeść, niż się z nim rozstać"

"Mąż chce oddać psa, bo wymaga kosztownego leczenia. Wolę nie jeść, niż się z nim rozstać"

"Mąż chce oddać psa, bo wymaga kosztownego leczenia. Wolę nie jeść, niż się z nim rozstać"

canva.com

"Zakochaliśmy się w Olafku, jak tylko go zobaczyliśmy. Mieliśmy tylko pojechać do schroniska, żeby obejrzeć psiaki. Zawieźliśmy przy okazji trochę karmy ze zbiórki z naszej pracy. Skończyło się jednak na tym, że nie potrafiliśmy odejść od jego kojca, a on tak na nas patrzył tymi smutnymi oczkami, że kwadrans później już podpisywaliśmy niezbędne dokumenty. Olaf stał się oczkiem w głowie mojego męża, choć czasem narzekał na koszty utrzymania psa. Ale zawsze powtarzał, że nie wyobraża sobie, jak mogłoby go z nami nie być. I co się stało? Nasz piesek zachorował! A mój mąż uznał, że lepiej go oddać, niż opłacać mu tak drogie leczenie. A ja wolę nie jeść, niż się z nim rozstać. Kocham go!"

Reklama

*publikujemy list czytelniczki

Tak naprawdę nie chcieliśmy psa

Ja doskonale wiedziałam, że przygarnięcia psiaka wiąże się z dodatkowymi kosztami, a my ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Wprawdzie oboje pracujemy, ale mamy kredyt na mieszkanie, a dodatkowo kilka rzeczy na raty. Spłacamy to wszystko i zostaje nam na życie tyle, że wystarcza wprawdzie na jedzenie na cały miesiąc, ale już na żadne zachcianki sobie pozwolić nie możemy.

W pracy zorganizowaliśmy zbiórkę karmy dla psów. Raz na jakiś czas wymyślamy różne akcje, dzięki którym można pomóc potrzebującym. Tym razem padło na schronisko.

Koledzy byli dość hojni i uzbieraliśmy sporo smakołyków, które osobiście zawieźliśmy do schroniska.

Nie byłabym sobą, gdybym nie poszła sprawdzić, w jakich warunkach żyją tam zwierzęta. I to był być może mój błąd, bo nie planowałam tego, co stało się później.

Te czarne oczka mnie zauroczyły

Kojce były przepełnione, ale ja rozumiem, że te psiaki nie mają się gdzie podziać. Lepiej, że choć żyją w ciasnocie, to ktoś się nimi zaopiekował, niż miałyby być bezdomnymi kundelkami, bez jedzenia.

W jednej ze stref schroniska znajdowały się szczeniaczki. Większość z nich była radosna, ale tylko ten jeden, mały Olaf, merdał ogonkiem mniej pewnie.

Spojrzał na mnie tymi małymi, czarnymi oczkami i od razu mnie kupił. Ale przecież nie przyszłam tam po psa, dlatego nawet nie zaczynałam tematu z mężem.

Gdy jednak wychodziliśmy, on chwycił mnie za rękę i spytał:

Ty też to poczułaś? Ten ogrom miłości, kiedy podszedł do nas i zaczął nas lizać?

Ja już wiedziałam, że on też pomyślał o tym, żeby go adoptować i już kwadrans później podpisywaliśmy niezbędne dokumenty.

Olaf idealnie dopełnił naszą rodzinkę. Wprawdzie na początku było z nim mnóstwo pracy, ale szybko wszystkiego się nauczył. A mąż wolał spać z nim niż ze mną.

Narzekał tylko od czasu do czasu, że weterynarz taki drogi, że karma, że te wszystkie gadżety, ale i tak go rozpieszczał.

szczeniak gryzie sznurek canva.com

A później Olaf zachorował

Nasza sielanka nie trwała zbyt długo. Olaf nagle przestał jeść i był coraz słabszy. Pewnego dnia nie mógł już sam się podnieść.

Oczywiście od razu zabraliśmy go do weterynarza, który orzekł,  że psiak ma rzadką chorobę genetyczną. Może z nią żyć, ale leczenie jest kosztowne i wyniosłoby około 1200 zł na miesiąc. Tyle, to my przeznaczamy miesięcznie na jedzenie na naszą dwójkę.

Ja od razu zaczęłam kombinować co zrobić, żeby zapewnić Olafowi niezbędne leki, ale mąż bez zastanowienia wyznał, że musimy go oddać. Twierdzi, że nie ma opcji, żeby było nas na niego teraz stać.

Jak ja mam to zrobić? Przecież ja kocham tego psa! Gdyby mój mąż był chory i potrzebował kosztownej operacji, też miałabym go wymienić na inny model? Kompletnie nie rozumiem jego podejścia i naprawdę wolę nie jeść, niż rozstać się z Olafem.

Sonia

Zobaczcie galerię zdjęć psiaków, które mają fryzury lepsze niż niejeden człowiek! Można pozazdrościć objętości i długości włosów, prawda?

Reklama
Reklama