"Mój mąż nie może spać przy noworodku. Kazał się nam wynieść na sofę"

"Mój mąż nie może spać przy noworodku. Kazał się nam wynieść na sofę"

"Mój mąż nie może spać przy noworodku. Kazał się nam wynieść na sofę"

Canva

"Narodziny Kalinki były najpiękniejszym dniem w moim życiu. Mój mąż także był zachwycony. Co prawda nie udało mu się dotrzeć na poród, bo miał zebranie w pracy, ale zaraz jak się skończyło przyjechał i nawet uronił łzę szczęścia. Jednak chyba nie przypuszczał, jak tak naprawdę wygląda życie z noworodkiem. Po tygodniu kazał mi się wynieść z dzieckiem na sofę."

Reklama

Nieplanowane szczęście

Trzeba przyznać, że Kalinka była wpadką. Mówię o tym, bo zastanawiam się, w jakim stopniu ten fakt wpłynął na obecną sytuację z moim mężem. Damian, od kiedy go poznałam, był bardzo oddany pracy. Pracował w dużej korporacji i powoli piał się po szczeblach kariery. Zaszedł już całkiem wysoko. Jego marzeniem nigdy nie było dziecko, o czym otwarcie mi mówił. Ale jednocześnie twierdził, że jeśli by się przytrafiło, nie będzie miał nic przeciwko.

Tak więc kiedy pokazałam mu pozytywny test ciążowy, wydawał się bardzo zdziwiony, a nawet oszołomiony, ale przytulił mnie i powiedział, że będziemy szczęśliwą rodziną. Nie wiedziałam wtedy, że nawet po narodzinach dziecka jego priorytety się nie zmienią. Nie zrozumcie mnie źle, ale Damian jest specyficznym człowiekiem z wieloma dziwnymi nawykami. Oględnie mówiąc, dużo pracuje i uwielbia bezwzględny porządek. Codziennie jego koszule muszą być uprasowane w kancik i powieszone kolorystycznie w szafie. W zlewie nigdy nie mogą leżeć brudne naczynia, a na meblach nie może być śladu kurzu.

Dotychczas sama zajmowałam się domem i prasowaniem, ponieważ pracuję z domu i mam więcej czasu niż on. Pod koniec ciąży zatrudniliśmy sprzątaczkę, która pomagała w ogarnięciu domu. Wydawało się, że wszystko będzie wspaniale, ale moje rozczarowanie sięgnęło zenitu po narodzinach córki.

Kobieta tuli noworodka Canva

Praca ważniejsza niż dziecko

W ciągu dnia dostałam skurczy i zadzwoniłam do męża. Niestety nie odbierał. Napisałam mu sms, że jadę do szpitala, bo rodzę. Po godzinie odpisał, że ma spotkanie, ale jak tylko skończy to przyjedzie. Kiedy zawitał do szpitala późnym wieczorem, było już po wszystkim. Przyszedł z kwiatami, wycałował mnie, a nawet uronił łzę wzruszenia, kiedy spojrzał na Kalinkę. To jednak było tyle z jego czułości. W kolejnych dniach odwiedził nas zaledwie na pół godziny, bo miał dużo pracy.

Apogeum nastało po powrocie do domu. Dwie pierwsze noce były w porządku. Kalinka spała jak suseł. Co trzy godziny budziłam ją na karmienie, ale nie płakała. Trzeciej nocy coś się stało i dziecko co chwilę się budziło i kwiliło. Nad ranem Damian z podkrążonymi oczami stwierdził, że chyba będzie miał ciężki dzień w pracy, bo prawie w ogóle nie spał.

Nie możesz jej jakoś uciszyć? Może idź z nią do lekarza, przecież spała normalnie

- rzucił na wychodne.

Kolejne noce były jeszcze gorsze. Kalinka dostała chyba kolki, bo krzyczała wniebogłosy średnio co dwie godziny przez całą noc. Nad ranem byłam nieprzytomna, ale w jeszcze gorszym stanie był Damian, który z ledwością popijał podwójne espresso.

Posłuchaj, tak dłużej być nie może. Wczoraj prawie zasnąłem na spotkaniu. Dzisiaj wieczorem nie będziecie spać w sypialni

- zadecydował.

Kiedy wyszedł, przepłakałam chyba godzinę. Czy to normalne, że mąż tylko pracuje, nie pomaga, a w dodatku każe mi się przenieść do salonu? A sam zajmie całe łóżko. Zastanawiam się już, czy dobrze zrobiłam, decydując się z nim na dziecko.

Tamara Arciuch pokazuje maleńką córeczkę. Od razu widać, czyje to dziecko! Zdjęcia w galerii.
Źródło: instagram.com/tamara.arciuch
Reklama
Reklama