"Z domu zaczęło ginąć jedzenie. Gdy odkryłam co się z nim dzieje, oniemiałam"

"Z domu zaczęło ginąć jedzenie. Gdy odkryłam co się z nim dzieje, oniemiałam"

"Z domu zaczęło ginąć jedzenie. Gdy odkryłam co się z nim dzieje, oniemiałam"

canva.com

"W pewnym momencie odkryłam, że z domu zaczyna ginąć jedzenie. Dopiero co byłam na zakupach, które miały wystarczyć na cały tydzień, a już nie miałam z czego ugotować obiadu. I najpierw pomyślałam sobie, że przecież moi synowie rosną, potrzebują więcej jedzenia, więc kupowałam te kiełbaski, szyneczki, sery w większych ilościach. Ale to i tak nie wystarczało. Coś było nie tak! A kiedy odkryłam, co się z tym jedzeniem dzieje, dosłownie oniemiałam. Tego się nie spodziewałam".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Byłam zaskoczona

Byłam zaskoczona, bo dopiero co robiłam tygodniowe zakupy, a w połowie tygodnia już prawie nic nie było w lodówce.

Generalnie zawsze chodzę do sklepu raz w tygodniu. Nawet chleb kupuje wcześniej i mrożę. A warzywa i owoce spokojnie dają radę wytrzymać przez tydzień w tej dolnej szufladce lodówki.

Takie rzadkie zakupy to naprawdę spora oszczędność.

Ostatnio jednak tego jedzenia szło jakoś więcej. Byłam w szoku, ale pomyślałam, że mam w domu dwóch dorastających synów i pewnie po prostu teraz jedzą więcej.

Chciałam to skontrolować

Postanowiłam, że to skontroluję, żeby wiedzieć, jakie zakupy zrobić następnym razem.

Robiłam im samą kolację i gdy zjadali, zawsze dopytywałam, czy są jeszcze głodni.

Zaprzeczali, a ja wiem, że oni nie mają w zwyczaju jedzenia po nocach, ani w ukryciu. Dobrze wiedzą, że to, co w lodówce, mogą sobie swobodnie brać wtedy, kiedy tego potrzebują.

To nie oni to zjadają. Już byłam tego pewna. Więc zagadka dalej pozostała do rozwiązania.

kobieta przy lodówce canva.com

No i w końcu ją rozwiązałam

Tego dnia moje auto nie chciało zapalić. Musiałam podładować akumulator, a żeby go podłączyć, trzeba było wejść do takiego kantorka, tuż obok. Bardzo rzadko tam wchodzę, bo nie mam powodu.

Gdy otworzyłam drzwi, wybiegły stamtąd 3 koty! Byłam w szoku, bo my nigdy nie mieliśmy żadnych zwierząt. Choć zdałam sobie sprawę, że od jakiegoś czasu chłopcy podpytywali, czy nie zgodziłabym się na kota. Ale nie spodziewałam się, że oni te koty już przygarnęli.

Gdy wrócili ze szkoły, oczywiście od razu wzięłam ich na dywanik. Okazało się, że jednego kociaka znaleźli potrąconego przez auto. Zabrali do weterynarza i za własne pieniądze zapłacili za leczenie.

A dwa kolejne były głodne i błąkały się po osiedlu. Więc też je zabrali.

No i oczywiście to do tych kociaków trafiało nasze jedzenie.

Najpierw byłam trochę zła. Bo jak mogli mi nie powiedzieć? Ale później stwierdziłam, że wykazali się empatią. I co? I sama zabrałam koty do weterynarza, a później kupiłam im wyprawki. Zamieszkały z nami i wcale nie żałuję. Choć nie chciałam zgodzić się na zwierzaka w domu.

Jedzenie już nie ginie. Ale to kocie tak pachnie, że teraz ja mam ochotę je im podjadać. Oczywiście nie próbowałam. ;)

Marcelina

Przyjaciółka kociarza Jarka ma słabość do luksusowych gadżetów. Ta torebka zdecydowanie nie kosztowała tyle, co kot napłakał [memy] Zobacz galerię!
Źródło: Make Life Harder/ Instagram
Reklama
Reklama