"Nie mam nikogo, kto przejąłby schedę po mnie. Mam poczucie, że przegrałam..."

"Nie mam nikogo, kto przejąłby schedę po mnie. Mam poczucie, że przegrałam..."

"Nie mam nikogo, kto przejąłby schedę po mnie. Mam poczucie, że przegrałam..."

canva.com

"Pochodzę z małej rodziny. Moi rodzice nigdy nie zdecydowali się na drugie dziecko, całe życie chowałam się jako jedynaczka. Gdy zmarli, został mi tylko mąż i córka, ale i on odszedł kilka lat temu, a ona po 43. urodzinach zachorowała. Walczyła dwa lata. Tak pragnęłam wnuków, a nigdy się ich nie doczekałam. Przeżyłam wszystkich moich bliskich".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Jestem ostatnią z rodziny

Mam już 79 lat i usilnie zastanawiam się, co się stanie z całym moim dorobkiem życiowym, gdy kiedyś umrę. Nie żeby mi się jakoś spieszyło, ale nikt przecież nie będzie żył wiecznie! Problem w tym, że jestem sama na świecie, z rodziny nikt już nie został, a ja nie chcę, żeby to wszystko przepadło albo stało i niszczało.

Mam poczucie, że w tym życiowym rozdaniu przegrałam z kretesem. Czuję się jak ostatnie ogniwo, na którym skończy się historia naszej rodziny. Gdy byłam młoda, miałam to gdzieś, ale teraz... jest mi przykro, że w jesieni życia zostałam całkowicie sama. Nie tak planowałam!

Pochodzę z małej rodziny, nie mam rodzeństwa. Moi rodzice zdecydowali się tylko na jedno dziecko. Pamiętam jeszcze, jak byłam mała i w listach prosiłam Mikołaja o siostrzyczkę... Ale rodzice nie uwzględnili tej prośby. Matka miała inne priorytety. A szkoda, bo może miałabym teraz kogoś bliskiego, gdy wszyscy inni odeszli.
seniorka w okularach seidzi zamyślona canva.com

Wszyscy inni odeszli

Ja sobie ułożyłam życie, miała męża, a nasze małżeństwo było naprawdę szczęśliwe. Wiedziałam, że chcę mieć prawdziwą rodzinę, jakiej mi brakowało. Po dwóch poronieniach urodziła nam się jedna jedyna córka. Nasze największe szczęście! Więcej prób nie podjęłam, bo bałam się, że znów może się skończyć rozpaczą po stracie.

Elżbieta była moim oczkiem w głowie. Ułożyła sobie życie, choć nie chciała brać ślubu. A ja tak liczyłam na wnuki... Jednak moja córka z jej partnerem nigdy nie zdecydowali się na dzieci. On miał swoją firmę, traktował ją jak najważniejszą rzecz w swoim życiu. Jakby od powodzenia jego przedsiębiorstwa zależały losy świata! Taki trochę nowobogacki typ.

Decyzję o dzieciach odkładali, odkładali... Chcieli najpierw zarobić na własne mieszkanie, potem pozwiedzać świat. A potem niespodziewanie przyszła choroba Eli. Moja córka dzielnie walczyła z rakiem przez 2 lata, ale nie udało się jej. Pochowałam ją, gdy miała 45 lat. A on wyjechał do Stanów, tam szukać szczęścia.

Na koniec, kilka lat temu, zmarł mój mąż. Od tej pory mieszkam sama, a mieszkanie po córce wynajmuję obcym ludziom.

Co mam zrobić ze spadkiem?

Nie mam pojęcia, co mam teraz zrobić z tym całym dobytkiem. Nie chcę, żeby to kiedyś stało puste i niszczało, albo przepadło na rzecz państwa. Jestem już za stara, żeby adoptować następne dziecko, nikt normalny się na to nie zgodzi.

Niby mam sąsiadów, znajomych, ale żadnej z tych osób nie mogę nazwać przyjacielem. Na sąsiadkę nie przepiszę, bo jak jedna dostanie, to zaraz inne jej będą zazdrościć. Myślałam nad tym, żeby wybrać dwie rozsądne dziewczynki z domu dziecka i im zapewnić życiowy start, ale czy tak można? Czy to dobry pomysł? A może lepiej sprzedać jedno mieszkanie i wydać te pieniądze na siebie, póki jeszcze mogę z nich skorzystać?

Bożenka

Pani Genowefa ma kury, psa, sama chodzi po chleb. Tak tańczyła na swoich 105. urodzinach! Zobacz galerię!
Źródło: screen: tvp.bydgoszcz.pl
Reklama
Reklama