"Mój mąż był pierwszą i ostatnią miłością mojego życia. Był moją inspiracją, moim natchnieniem, moim powietrzem, moim oddechem, moim sercem i moim wspomnieniem. Był i będzie dla mnie wszystkim i chociaż nie ma go już ze mną, jego duch wciąż nade mną czuwa, o czym sama mogłam się przekonać. Gdy z grobu męża zaczęły znikać znicze, byłam przekonana o tym, że to ktoś je zabiera, a jednak prawda okazała się być porażająca. Te znicze zabierał mój zmarły mąż".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Znikające znicze z grobu
Śmierć mojego męża Karola była największą tragedią, jaką kiedykolwiek przeżyłam. 50 lat razem w zdrowiu i chorobie. Wspólna radość z przyjścia na świat dzieci i wnuków, a potem wspieranie się w trudnych chwilach. Wiele razem przeszliśmy i nigdy się nie kłóciliśmy, więc byłam pewna, że nasza miłość będzie wieczna. A jednak rozłączyła nas śmierć, czarna ponura i straszna. Przyszła znienacka w nocy. Odeszła już wspólnie z moim mężem.
Bardzo to przeżyłam. Wraz z odejściem mojego męża, jaka część mnie umarła także. Czułam się tak, jakbym oddychała niepełnym powietrzem. Każdy dzień wiązał się z ogromnym bólem i tęsknotą. Nie mogłam pogodzić się z tym, że jego nie ma już z nami. Codziennie chodziłam na cmentarz i przynosiłam znicze. Dbałam o to, żeby pomnik męża ładnie wyglądał i nigdy nie brakowało na nim kwiatów.
A jednak w pewnym momencie znicze zaczęły znikać. Byłam wściekła i chciałam oskarżać wszystkich wokół o to, że niszczą mojemu mężowi wieczny spokój. Tak bardzo chciałam dowiedzieć się tego, dlaczego ktoś zabiera te znicze.
Wreszcie dowiedziałam się prawdy
Pewnego dnia przyszłam na cmentarz wcześniej i wtedy przy pomniku zobaczyłam kartkę wyrwaną z jakiejś starej księgi. Miałam wrażenie, że to jedna z wielu starych książek mojego męża. Wzięłam ją do ręki i założyłem okulary, a potem przeczytałam ten fragment. Te poruszające słowa tam wyryte były skierowane prosto do mnie i sprawiły, że łzy jedna po drugiej zaczęły kapać z mojej twarzy na ziemię. Każde słowo działało, jak oczyszczenie, ale też miało w sobie coś niepowtarzalnego.
Nie stój nad mym grobem, otrzyj szczerą łzę. Ja jestem, nie umarłem. W śpiewie ptaków mnie znajdziesz, w szumie wiatru będziesz czuć. Ja jestem, nie umarłem. Nie stój nad mym grobem i nie płacz już na darmo. Nie ma mnie tam. Ja jestem, nie umarłem.
Wtedy zrozumiałam, że to mój kochany mąż chciał mi pokazać w ten sposób, że ciągle jest ze mną i czuwa, a ja poprzez codzienne przychodzenie na cmentarz i przynoszenie coraz to ładniejszych zniczy, wcale nie okazuję mu swojej miłości bardziej i to pewnie dlatego te znicze znikały. A może też jest jakieś inne wytłumaczenie? W każdym razie ten list utwierdził mnie w przekonaniu, że to znak od Boga i znak od mojego męża.
Wtedy tak jakby ten mój ból się zmniejszył, a ja pogodziłam się ze stratą. Zaakceptowałam ją, jednocześnie jednak wciąż pielęgnując miłość do mojego ukochanego męża.
Jadwiga