"Wydawało mi się, że moja żona mnie kocha. Wydawało mi się też, że jej na mnie zależy. To ja przecież się o nią troszczyłem i dbałem o nią w zdrowiu i chorobie. A jednak z jakiegoś nieznanego powodu zrobiła to, co zrobiła. Jest mi tak przykro, tak bardzo jestem zły, że moja żona zachowała się w taki sposób. Nadal nie mogę w to uwierzyć".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Bardzo dbałem o żonę w zdrowiu i chorobie
Bardzo zależało mi, żeby moja żona była szczęśliwa i spełniona pod każdym kątem. Nie ukrywam, że od kiedy ją poznałem w wieku 27 lat, to od razu się zakochałem i szybko stałem się zwykłym pantoflem, który bezkrytycznie wypełnia polecania mojej żony. Wydawało mi się, że moja żona to docenia, chociaż niektórzy twierdzili, że jest inaczej i po prostu mnie wykorzystuje. Wreszcie, po 30. wzięliśmy ślub i podpisaliśmy intercyzę - żona tak chciała, bo była bardzo bogata.
Nasze małżeństwo wyglądało tak, że to moja żona o wszystkim decydowała i to ona w tym związku nosiła spodnie. Wielokrotnie mi dogadywała, że jestem mężczyzną, który nie umie podjąć żadnej decyzji, ale wydawało mi się, że to dobrze, że ona umie podejmować dobre decyzje.
W końcu moja żona ciężko zachorowała w wieku 38 lat. Nie sądziłem, że taka okropna i nieuleczalna choroba może uaktywnić się w tak młodym wieku. Trudno było mi w to uwierzyć, ale jednak się zdarzyło.
Moja żona zmieniała się z dnia na dzień, a ja się nią opiekowałem i dbałem o to, aby każdy jej kaprys został spełniony. Wielokrotnie się na mnie złościła o jakieś nieistotne rzeczy, ale myślałem, że to wina choroby, myślałem, że ona nadal mnie kocha.
Po 3 latach odeszła we śnie. Bardzo to przeżyłem.
Rozpłakałem się, gdy notariusz otworzył testament żony
Wreszcie nadszedł czas, żeby uregulować sprawy związane z dziedziczeniem. Nie chciałem otwierać nawet żadnego testamentu, bo myślałem, że żona go nie zostawiła. A jednak myliłem się. Na krótko przed śmiercią poszła do notariusza, do którego też ku mojemu zdziwieniu zostali wezwani także jej rodzice.
Notariusz otworzył testament. Zaczął czytać jakieś kwestie dotyczące formalności - miejsca zamieszkania, miejsca zgonu i innych takich.
Po chwili przeszedł do sedna sprawy. Jej słowa wciąż dźwięczą mi w głowie. Gdy notariusz wypowiadał te słowa, po moim policzku płynęły łzy złości, zwątpienia i rozczarowania.
Cały swój majątek zostawiam mojej matce i mojemu ojcu, a mojego męża wydziedziczam, bo nigdy nie darzyłam go miłością i uważam, że moi rodzice będą lepiej dysponować moim majątkiem.
Gdy to usłyszałem, natychmiast opuściłem to pomieszczenie. Nie mogę w to uwierzyć. Moja żona nigdy mnie nie kochała. Nie wiem, czy takie wydziedziczenie jest znaczące, bo w mojej opinii nie ma do tego podstaw, bo przecież dbałem o swoją żonę. Nie wiem, dlaczego tak postąpiła.
Maciej