"W tę niedzielę będzie chrzest naszego synka. Termin wypadł nam fatalnie, ale nic nie poradzę. Nie chcemy szastać kasą na wystawne przyjęcia, poza tym dla nas liczy się wymiar duchowy, a nie spożywczy tego wydarzenia. Mamy też obawy, że w tym terminie jak nic przy stole byłaby niepotrzebna dyskusja na tematy niezwiązane z naszym Kubusiem. Jeszcze tylko kłótni do kotleta nam brakuje... i przerzucania się hasłami, kto jest mądrzejszy! Dlatego razem z mężem ustaliliśmy, że po mszy nie robimy imprezy, tylko wspólne zdjęcie przed kościołem, życzenia, a potem wszyscy poza chrzestnymi i rodzicami rozejdą się do domów. Lecz takiej reakcji się nie spodziewaliśmy..."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
W dzień chrztu nie robimy przyjęcia dla rodziny
Niedługo ważny dzień dla naszego Kubusia. Będzie miał chrzest święty. Dla nas ta uroczystość ma wymiar duchowy i chcielibyśmy przeżywać ją bez stresu, a Kubuś i tak za parę lat nie będzie pamiętał... Wystawne przyjęcie, na które trzeba by wydać mnóstwo kasy, jak na małe wesele, jakoś kłóci nam się z tą spokojną wizją.
Tym bardziej że, kompletnie bez sensu, termin chrztu zbiegł się nam z wydarzeniem o randze państwowej... Już widzę, jak ci wszyscy zapaleńcy z naszych rodzin uruchamiają się przy stole, gdy tylko ktoś rzuci hasło "wybory".
Do niczego nam takie przyjęcie nie jest potrzebne, podobnie jak awanturka w rodzinie. Znacznie bardziej przemawia do nas świętowanie chrzcin w najbardziej kameralnym gronie i tu z mężem jesteśmy jednogłośni.
Dziecku też żadne przyjęcie do niczego niepotrzebne... Przerabialiśmy to już ze starszą córką. Przez całe chrzciny nie chciała nawet mleka, tak była wytrącona z równowagi tym tłumem.
Postanowiliśmy więc, że przyjęcia nie będzie, a zamiast tego zrobimy sobie wspólne rodzinne zdjęcie przed kościołem.
Na obiad przyjdą tylko najbliżsi
Plan był taki, że po zdjęciu zamienimy parę słów z dalszą rodziną, podziękujemy za przybycie i rozejdziemy się, każde w swoją stronę. W zaproszeniu nie było mowy o żadnych prezentach, więc nie powinni się czuć zobowiązani. Nam wystarczy, że zaoszczędzimy na imprezie.
Tylko rodzice chrzestni i nasi rodzice (moi i męża) pójdą z nami na uroczysty obiad do domu. Na tyle możemy sobie finansowo pozwolić, a poza tym więcej osób nie zmieściłoby się przy stole.
Problem w tym, że gdy pozostali dostali zaproszenia i dowiedzieli się, że to tylko do kościoła, zrobił się z tego jeden wielki bulwers... Ręce mi opadły, bo przecież nie chcieliśmy zrobić nikomu na złość, tylko wykazać się rozsądkiem... A tu co niektórzy się poobrażali i wypięli tyłem do dziecka.
Powinniśmy zmienić plany i ugościć wszystkich jak sardynki? A może ich porozsadzać według poglądów?!
Marta