"Największy problem w szkole to rodzice. Przekonałam się o tym już na pierwszej wywiadówce"

"Największy problem w szkole to rodzice. Przekonałam się o tym już na pierwszej wywiadówce"

"Największy problem w szkole to rodzice. Przekonałam się o tym już na pierwszej wywiadówce"

Canva

„Pensja nauczycielska w tym kraju woła o pomstę do nieba, jednak robię to z pasji.  W tym roku szkolnym przydzielono mi wychowawstwo. Bardzo się ucieszyłam, bo uwielbiam dzieci i pomyślałam, że będzie to świetna okazja, żeby jeszcze bardziej spełnić się w tym zawodzie. Poza wyzwaniami, którym muszę stawiać czoła, pracując za głodową stawkę w szkole integracyjnej, doszedł mi kolejny problem, a mianowicie rodzice. Przekonałam się o tym już na pierwszej wywiadówce...”

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Praca w szkole to moja pasja

Odkąd pamiętam, wiedziałam, że jak dorosnę, to zostanę nauczycielką. Chyba mam to we krwi, bo moja mama i babcia też uczyły w szkole. Już na studenckich praktykach czułam, że ta praca to spełnienie moich marzeń i prawdziwa pasja. Kiedy dostałam zatrudnienie na pełen etat, byłam naprawdę szczęśliwa.

Kilka lat temu przyjęto mnie do szkoły integracyjnej i tak już zostało. Pracuję tam do dziś. Choć nauczyciele dostają pensję, która woła o pomstę do nieba, nie przejmuję się tym. W tej pracy po prostu czuję się spełniona. Patrzenie na rozwój dzieci, które potrzebują dodatkowej uwagi, jest dla mnie cenniejsze niż jakiekolwiek pieniądze.

W pracy w szkole, a w szczególności szkole integracyjnej, napotykam na co dzień mnóstwo wyzwań. Biurokracja, zbyt liczne klasy, kryzys autorytetu, choroby podopiecznych i kwestie ekonomiczne to pryszcz przy tym, co odkryłam na pierwszej wywiadówce, którą miałam okazję przeprowadzić po tym, jak w tym roku szkolnym przypisano mi wychowawstwo.

Nauczycielka matematyki stojąca przy tablicy Canva

Okazuje się, że największy problem w szkole to... rodzice

Muszę to sobie zapamiętać: choćby cała klasa składała się z najcudowniejszych i najgrzeczniejszych uczniów, rodzice niektórych z nich wciąż mogą zachowywać się koszmarnie. Wyobrażacie sobie, że podczas zebrania mieli do mnie wyraźne pretensje o to, że godziny pracy sekretariatu są nie takie, jakby sobie życzyli? Starałam się wytłumaczyć grzecznie, że nie jestem osobą decyzyjną w tym zakresie, ale mogę przekazać ich uwagi dyrekcji, ale zamiast zrozumienia i spokoju, których oczekiwałam, już po chwili poczułam się, jakbym znalazła się na targu wśród przekupek.

Rodzice zaczęli przekrzykiwać się coraz głośniej i głośniej. A to na temat ministerstwa edukacji, a to w sprawie podstawy programowej, a to, że lektury nie takie. Przecież ja nie jestem za to odpowiedzialna, a z lekturami mam niewiele wspólnego, bo uczę matematyki.

Najgorsze zaczęło się przy wybieraniu trójki klasowej. Nikt nie chciał się zgłosić do roli skarbnika, więc stwierdziłam, że zrobimy losowanie. Padło na jednego pana, który zrobił się aż czerwony ze złości i zaczął wręcz krzyczeć, że nie będzie zbierał pieniędzy na to, żebym dostała drogi prezent na Dzień Nauczyciela.

Dobre sobie, jakby mi na jakichś benefitach zależało, to już dawno zmieniłabym pracę. Przed następnym zebraniem wypiję wiadro melisy. I rodzicom też radzę, może trochę wrzucą na luz...

Dagmara

Wiemy, ile będzie kosztować edukacja Henia Majdana. Rok w przedszkolu to kilkadziesiąt tysięcy! Zobacz zdjęcia!
Źródło: instagram.com/m_rozenek
Reklama
Reklama