"Żona nie chce płacić naszych rachunków! Mówi, że nie ma takiego obowiązku"

"Żona nie chce płacić naszych rachunków! Mówi, że nie ma takiego obowiązku"

"Żona nie chce płacić naszych rachunków! Mówi, że nie ma takiego obowiązku"

canva.com

"Jestem żonaty, a czuję się, jakbym miał na utrzymaniu jakąś współlokatorkę, a nie żonę! Oboje pracujemy, a nawet ona zarabia więcej niż ja! Tyle że w ogóle nie poczuwa się do tego, żeby chociaż po równo łożyć na nasze wspólne potrzeby... To ja czuwam nad domowym budżetem: wszystkimi wydatkami i rachunkami, hipoteką, czynszem, tankuję auto i robię zakupy... Z mojej pensji nie wystarcza na wszystko i muszę dorabiać dorywczo w weekendy, ale jej to nie interesuje. Stwierdziła, że żona nie ma obowiązku dokładać się po równo, i większą część zarobków zostawia na swoim koncie na własne potrzeby..."

Reklama

*Publikujemy list naszego czytelnika.

Mam problem z żoną, która nie chce łożyć na nasze wspólne wydatki

Jakby mi ktoś cztery lata temu powiedział, że będę pisał taki list, to chyba bym go wyśmiał! No ale stało się, muszę to skonsultować z jakąś bezstronną kobietą...

Znalazłem się w sytuacji, która bardzo mi się nie podoba. A wszystko przez to, że od początku ufałem swojej żonie i nie pilnowałem podziału naszego domowego budżetu... Wydawało mi się, że skoro mamy wspólnotę majątkową, to i tak wszystko jest nasze wspólne i nie ma żadnego znaczenia, z którego konta kto płaci za życie.

Ogólnie jestem żonaty od czterech lat. Póki warunki ekonomiczne były inne, dawaliśmy sobie z żoną radę i zawsze z naszych pensji zostawało coś jeszcze na ekstra wydatki. I to wszystko działało sprawnie.

Ale potem czasy się zmieniły, ja musiałem dodatkowo zmienić firmę... zaczynam od nowa na stanowisku o stopień niższym. Ale za to żona dobrze zarabia - miesięcznie wyciąga o kilka tysięcy więcej niż ja. Nie brakowałoby nam na nic, gdyby nie to, jak zachowuje się moja żona...

Gdy moje zarobki spadły, uświadomiłem sobie, że moja żona nie chce dokładać się do domowego budżetu! Nie wiem, jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć...

Fryzjerka i jej klientka w salonie fryzjerskim Canva

Żona przeznacza na wspólne potrzeby małą część zarobków, bo tak jej się podoba

Ona co miesiąc przelewa na nasze wspólne konto ledwie 3 tys. zł, co nie pokrywa nawet kosztów kredytu. To ja jestem osobą pilnującą wszystkich wydatków, rachunków, hipoteki, czynszu, paliwa i zakupów... I widzę, że jest kiepsko... Ale moją żonę mało to interesuje.

Stanowczo twierdzi, że małżeństwo to nie kontrakt ekonomiczny, a żony nie mają obowiązku dokładania się po równo do budżetu domowego. I nikt jej nie będzie dyktował warunków.

Reszta jej zarobków zostaje u niej, na jej własne potrzeby: kosmetyczkę, fryzjerkę, ciuchy... Jestem tym zbulwersowany, bo nie tak sobie wyobrażałem związek małżeński...

Czuję się w jakiś sposób wykorzystywany. Uważam, że powinna płacić chociaż część naszych rachunków i wydatków!

Niby mam żonę, ale gdy wracam do domu, to jakbym mieszkał tam ze współlokatorką, która jeszcze w dodatku nie reguluje rachunków!

Przez jej dziwne podejście to ja nie spinam wszystkich naszych wydatków do tego stopnia, że musiałem poszukać sobie drugiej pracy w weekendy! Mam już dość tej harówki... Kocham ją i chcę z nią być, to jej przysięgałem... Ale jej zachowanie to normalnie jakaś przemoc ekonomiczna względem faceta...

Zbulwersowany mąż

Przemek Saleta wozi się z córką. 21-letnia Nadia nie jest już tą słodką dziewczynką, co kiedyś! Zobacz galerię!
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama