"Wnuki oczekują, że przy każdej wizycie dostaną ode mnie pieniądze. Od ust sobie odejmuję, żeby im coś dać"

"Wnuki oczekują, że przy każdej wizycie dostaną ode mnie pieniądze. Od ust sobie odejmuję, żeby im coś dać"

"Wnuki oczekują, że przy każdej wizycie dostaną ode mnie pieniądze. Od ust sobie odejmuję, żeby im coś dać"

CANVA

" To smutne, ale prawdziwe. Wiem, że gdybym ich nie wspierała finansowo, to w ogóle by mnie nie odwiedzali. Żyję skromnie, ale staram się zawsze mieć coś w zanadrzu dla wnuków. Ostatnio naszła mnie taka refleksja, że przychodzą do mnie tylko dlatego, że zawsze coś dostaną. To smutne, czuć się nikomu niepotrzebną".

Reklama

*Publikujemy list naszej czytelniczki.

Rozpieściliśmy nasze wnuki

Całe życie myślałam, że jestem szczęśliwa i spełniona. Z Markiem przeżyliśmy razem 45 wspólnych lat. Mąż był miłością mojego życia. Z nim wszystko było prostsze. Wiedliśmy spokojne życie, nigdy nie ciągnęło nas do szaleństw. Dla wielu to nudne, dla nas to było szczęście w czystej postaci. Jedyne czego żałowaliśmy to tego, że Bóg obdarzył nas tylko jednym dzieckiem. Było w nas tyle miłości, że moglibyśmy nim obdarzyć całą gromadkę.

Marzenka była naszym oczkiem w głowie. Zresztą córka zawsze była i nadal jest kochanym człowiekiem. Maruś rozpieszczał ją trochę za bardzo, ale tak to już jest z jedynaczkami. Gdy córka poznała przyszłego męża, trochę się od nas oddaliła, ale zawsze mieliśmy świetne relacje. Zbliżyły nas dzieciaki Marzenki. Wiadomo, że pomoc dziadków była nieoceniona. Córka z zięciem robili karierę, a my zajmowaliśmy się dzieciakami.

Wnuki były tym brakującym elementem w naszej rodzinie. Bez reszty oddaliśmy się ich wychowaniu. Przyznam szczerze, że Malwina i Łukasz byli przez nas mocno rozpieszczani. Marek wariował na ich punkcie i nieba by im uchylił. Wiadomo, jak to dziadkowie, byliśmy od rozpieszczania. Mąż zawsze miał dla swoich ukochanych wnuków jakieś zaskórniaki, które dawał im potajemnie.

Dziadkowie z wnukami CANVA

Moje wnuki są roszczeniowe

Dwa lata temu mój świat się zawalił. Marek odszedł, a ja nadal nie potrafię odnaleźć się w swojej samotności. Zawsze  miałam u boku wielkiego przyjaciela, to on był tym, który w naszej rodzinie dbał o relacje. Miał świetny kontakt z każdym, ja byłam ciepłą babunią, ale zawsze w jego cieniu.

W byciu wdową najgorsza jest ta przeszywająca samotność, to poczucie, że twoja cząstka zgasła na zawsze. Niestety nagle zostałam sama i nikt nie dbał o to, jak sobie z tym radzę. Wnuki i córka wpadają jak zwykle raz na jakiś czas. Zawsze przy okazji ich wizyty staram się im coś podrzucić, tak jak robił to Maruś. Ja wręcz widzę, jak one tego wyczekują. Czuję tę presję.  Zawsze się cieszą i dziękują, widzę wtedy w nich tę iskierkę. Niestety chwile później znikają nosami w telefonach.

Mam w sobie takie poczucie beznadziei, że wraz z odejściem Marka odeszła ode mnie cała rodzina. Wnuki są przyjemne tylko wtedy gdy im coś daję, a córka chyba przychodzi do mnie jedynie z poczucia obowiązku. Nie ma tym wszystkim za grosz szczerości. Wnuki oglądają się tylko za tym, żeby coś dostać, a córka, żeby odbębnić obowiązkową wizytę. Tyle zostało z moje szczęśliwego życia...

Babcia Halina

 

 

88-letnia Irena Santor na ściance - synonim klasy i elegancji. Takich kobiet jest coraz mniej! Zobacz galerię!
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama