• X odsłony: 4298

    Jak pokonać samotność?

    Przepraszm, że nie piszę pod swoim nickiem... Po prostu chcę byc jak najbardziej in cognito. Nie chcę żeby ktoś przypadkiem odkrył, ze to napisałam...W sumie niewiem od czego zacząć. Jestem mężatką od prawie czterech lat. Wydawało mi się, ze nasze małżeństwo musi być trwałe, szczęsliwe. Wydawało mi sie tak dlatego, że nasza miłość nie była taką szaloną, młodzieńczą miłością. JA byłam wcześniej mocno zraniona, mój mąż wykazał się bardzo silną wolą i uporem w staraniach o mnie. W końcu udało mi się mu zaufać, udało mi się uwierzyć, że mogę jeszcze kogoś kochać, ba - że ktoś może kochać mnie... Wierzyłam, że nigdy już nie będę płakac przez żadnego faceta, a na pewno nie przez Tego. Był nie tylko moją miłością, był także moim najlepszym przyjacielem, z każdym problemem mogłam się do niego zwrócić. Po ślubie spędzaliśmy ze sobą 24h na dobę, razem pracowalismy, razem mieszkaliśmy... Idylla. Żadnego docierania się, żadnych kłótni. No, znudzenia też oczywiście nie;)JAk zaszłam w ciążę, oboje szalelismy z radości. Urodził się nam cudowny chłopczyk, pamiętam słowa siostry, która powiedziała mi po porodzie, że zazdrości mi takiego męża... Oboje postanowilismy, że zrezygnuję z pracy i będę zajmowac się naszym maluchem. Niestety wywołalo to kłótnię z teściową, która uznała, ze ja mam pracowac a dzieckiem ona się zajmnie. Nie będę się rozpisywac, dlaczego nie chciałam z tego skorzystać, bo to nie na temat. Mąż stanął solidarnie przy mnie. Akurat tak się złożyło, ze zmienił pracę, awansował, więc mogliśmy sobie pozwolić na rezygnację z jednej pensji. Nasz maluszek przez pierwszych kilka miesięcy był bardzo trudnym dzieckiem, non stop płakał, albo wisiał na piersi, miał refluks żołądkowo przełykowy, wzmożone napięcie mięśniowe i podejrzenie padaczki. Czasami było takie urwanie głowy, ze nie mogłam wyjść do toalety. Nie mówiąc o internecie, czy gazetach - Mały najbardziej lubił spać mi na rękach,a lbo na ramieniu. Codziennie z niecierpliwością czekalam na męża. Denerwowałam się, jak się spóźniał.Nadeszła wiosna, szwagier (którego bardzo lubię) zaczął budowę. Mąż często jeździł mu pomagać. Po pracy i w soboty. Ja coraz bardziej czułam się samotna. Teściowa zaczęła konkretnie wtrącac się w nasze życie. Zacząłam unikac kontaktów z nią. Ona zresztą ze mną też wcale nie chciała się kontaktować, byle mąż z wnuczkiem do niej przyjeżdżali. Muszę przyznać sprawiedliwie, że mąż trzymał moją stroną. Ale jak tylko go poprosiła o pomoc, to jechał. Wiem, rozumiem, to JEgo matka. Za to, ze taki jest w końcu Go kocham. Nic nie mówiłam. Ale ona zaczęła to wykorzystywać. Po prostu co sobotę miała do niego jakąś prośbę. I jechał. A ja czułam się coraz bardziej samotna, nie mówiąc o takich przyziemnych sprawach nawet, że nie mialam kiedy sobie butów kupić.W końcu nie wytzrymałam, wybuchałam. Niewiem czy mnie zrozumiał. Niby stanął znowu po mojej stronie, zaczął mamie odmawiać, ale wydaje mi się, że Jego stosunek do mnie też trochę sie zmienił...Nie było już między nami tak super jak wcześniej. JA byłam zła, ze On po pracy chce odpocząć, usiąść przed telewizorem, wypic piwko,że nie zajmuje się od razu Małym, w końcu ja też czułam się zmęczona. Wydawało mi się, ze mąż ma pracę i wydaje mu się, ze ja w domu nic nie robię. Na dodatek ciągle jakieś niesnaski z teściową, jej telefony do mojej mamy z pretensjami na nas... Paranoja.Chcieliśmy jakoś to poskładać, pojechaliśmy na weekend do Zakopanego z szwagrem i szwagierką. Było fajnie do wieczora. Jak mały zasnął, to ja zostałam z nim w pokoju, a mąż poszedł do brata i szwagierki powiedziec im zeby nie przychodzili (byliśmy umówieni na karty) bo Mały śpi, no i juz tam został... A ja znowu sama... Nie wytrzymałam, był płacz, długie rozmowy... Powiedział, ze bardzo mnie kocha, nie wyobraża sobie życia beze mnie. Staraliśmy się jakoś to poukładać. Poprawiło się. Maluszek nasz zaczął byc coraz spokojniejszy, byłam coraz mniej zmęczona. Zaczęlimy nawet myślec o drugim dziecku. Dwa razy poroniłam...Znowu minęlo trochę czasu. Teraz nasz chłopczyk ma 2 latka, jest kochanym dzieckiem. Niby wszystko powinno wrócic do normy, ale nie wróciło. Cos zepsuło sie między nami i niewiem jak to naprawić. Niewiem czy to wogóle jest możliwe. Niby na zewnątrz jesteśmy udanym małżeństwem, zaczęliśmy budowę wymarzonego domu, mamy wspaniałego syna... A ja czuje się holernie samotna... Już nie mamy tylu wspólnych tematów co kiedyś, już nie spędzamy razem tyle czasu... Mam wrażenie, że On może nawet podświadomie ma do mnie żal o moje złe relacje z Jego matką... Na dodatek takie niuanse... Kiedyś, jak mąż widziałby, ze jest mi smutno, za wszelką cenę próbowałby mi pomóc. Teraz potrafimy siedzieć w jednym pokoju, ja sobie popłakuję, a on czyta telegazetę, potem idziemy spać. Wczoraj bylismy razem na zakupach. Mąż zapomnial chyba, ze jest z nami i jak wysiadł z samochodu, to od razu go zamknął. Nie zdążyłam wyjąć Małego z fotelika. Niby zaraz otworzył, ale ja szybciej dotknęlam klamki i drzwi się znowu zamknęły, oczywiście od razu na mnie naskoczył. A mi znowu zachciało się płakać... POszliśmy do sklepu, mąż widział, ze się zdenerwowałam, starał się być ok. Ale jak szliśmy do samochodu, to najpierw on szedł z wózkiem, a jakieś 5 metrów dalej ja z dzieckiem... czy tak chodzą kochające się małżeństwa...? Dzisiaj rano mąż pojechał na budowę. Postanowiliśmy z Małym zrobic mu niespodziankę, zrobiłam mu kanapki, kawe do termosu i pojechaliśmy do niego autobusem, pomimo paskudnej pogody. Pierwsze co usłyszałam, to to, ze nie chce moich kanapek, bo nie jest głodny, zresztą jadł u mamy (jego rodzice mieszkaja blisko naszej budowy). Zrobiło mi się holernie przykro. Znowu sie popłakałam. Znowu chciał to naprawic, wziął kanapki, ze niby później zje...Niewiem co robić. Wydaje mi się, ze nic nie jestem w stanie zrobić, chyba że jakaś terapia małżeńska. Nie mam z kim o tym porozmawiac. Moja mama jest bardzo szczęsliwa, ze mam takiego dobrego męża, nie chciałabym żeby zmieniła o nim zdanie. Zresztą nikomu nie chcę się skarżyć. My się dogadamy, a takie urazy pozostają... Czasami siedzę sobie tylko w pokoju jak maluch śpi i sobie płaczę... Myslę, że gdyby nie dziecko to chyba zdecydowałabym się na rozwód. Mały bardzo kocha tatę, mąż zresztą też go bardzo kocha. Mnie też podobno kocha, tylko jakoś tego nie czuję. Na pewno kocha mnie inaczej niż kiedyś. JA też go kocham, ale te wszystkie sytuacje, to poczucie samotności ciągle po troszce ta miłość zabija...Nie oczekuję od Was pomocy. Zdaję sobie sprawę, ze nikt nie jest w stanie mi pomóc. Chciałam tylko wreszcie to z siebie wyrzucic...

    Odpowiedzi (32)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-11-02, 13:29:30
    Kategoria: Z życia
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Kocurowa 2010-11-02 o godz. 13:29
0

Przeczytałam cały ten wątek i niestety tak właśnie jest, że czas leci i zanim sie obejrzymy, dość często okazuje się, że żyjemy obok siebie a nie ze sobą tak, jak to było kiedyś.

Ale przecież nie ma rzeczy nie do naprawienia, tylko trzeba chcieć, odważyć się spróbować i nie załamywać się niepowodzeniami.

My lubimy wprowadzać do naszego życia różne niespodzianki, ponieważ bardzo dużo pracujemy i bywa tak, że wracamy do domu i nie ma już na nic siły, kładziemy się spać i tak upływa czas....

Ale... raz na jakiś czas np. on dzwoni do mnie do pracy i pyta, czy nie umówiłabym się z nim dzis na wieczór do kina, taka niby randka. Spotykamy się pod kinem, on stoi z kwiatuszkiem, witamy się, przytulamy i jest jak na początku.

Uważam, że fajnie jest też robić razem różne dziwne, szalone rzeczy raz na jakiś czas, wybrać się do parku linowego, iść do wesołego miasteczka, pośmiać się, pobawić jak dzieciaki, to odmładza, dodaje energii i zbliża, nie wspomnę już o tym, że jest później się z czego pośmiać, a co najważniejsze odrywamy się choć na chwilę od prozy dnia codziennego.

Podsumowując - może czas zrobić coś dziecinnie szalonego, lub szalenie romantycznego :D

Odpowiedz
X 2010-11-02 o godz. 02:23
0

Hej, dzięki za pamięć. Cieszę się, że mój wątek może komuś pomóc. U nas lepiej, szczerze mówiąc nawet muszę przyznac, że ok.
Grill się udał. Mieliśmy ustalone z mężem, ze tym razem ja kąpię małego, a on idzie go usypiać i jakiś czas z nim zostaje - będziemy się zmieniać. Okazało się, że naszemu maluchowi tak się spodobało, ze kąpac sie poszedł o 22.00, potem mąż poszedł go uspić, ja byłam z gośćmi, ale szczerze mówiąc żal mi się go zrobiło,ze tam sam siedzi (daremna jestem, cooo...?) , no a poza tym byłam już trochę zmęczona, więc poszłam go zmienić. Mąż siedział z szwagrami i szwagierką do 1.00, po grillu pięknie posprzątał :o , a rano był do życia i nie narzekał, że musi odespać do południa. Tak więc oby tak dalej :D

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 20:46
0

Atir napisał(a):X mam nadzieje, że grill był udany?
Troche Twoim kosztem i dzieki DZiewczynom dotarło do mnie , że równiez moje postępowanie doprowadzi na skraj przepaści moje małżeństwo...
Trzymam za Was mocno kciuki.
No ja tez wlasnie zaczelam sie zastanawiac..

Bardzo sie ciesze, ze zaczelas ten watek, X. My mamy maly staz, ale jak to wszystko przeczytalam, to chyba podswiadomie od razu wiedzialam, ze nie do konca tak to ma wszystko wygladac.. ;)

Mam nadzieje, ze uda Wam sie to wszystko powoli doprowadzic do rownowagi. Trzymam za Was kciuki. :)

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 12:18
0

X mam nadzieje, że grill był udany?
Troche Twoim kosztem i dzieki DZiewczynom dotarło do mnie , że równiez moje postępowanie doprowadzi na skraj przepaści moje małżeństwo...
Trzymam za Was mocno kciuki.

Odpowiedz
X 2010-10-28 o godz. 18:41
0

Aniasz, Arkadia, dzięki za miłe słowa.
Skrawku Nieba, może tak wynikało z moich postów, ale nadopiekuncza to ja nie jestem 8) no może w stosunku do dziecka lol Do mężą mam trochę pretensje o to, ze jak zaczął u nas w domu panowac tardycyjny podział ról, czyli - z wyboru nas obojga - zostałam kurą domową, przestał go ten dom jako tako interesowac, traktuje go tylko jako miejsce na odpoczynek. Rozumiem to trochę, zwłaszcza teraz, jak jeszcze zaczęła się budowa, no i nie wymagam od mężą żeby po pracy zajął się praniem, a ja będę np. malowac paznokcie, ale wkurza, że z mężą - partera, zrobił mi się mąż, który puszkę po piwie zostawi pod stolikiem
Wiem, ze facetom imponuje się nieależością, zainteresowaniami, tylko widzisz, mój mąż nie jest taki głupi, wie, że jak się gdzieś urywam z dzieciaczkiem, to raczej nic co mogłoby mu imponowac lub o co mógł by byc zazdrosny nie robię lol Zostawiam małego pod opieką mamy czy siostry jak mam zlecenie, nie chcę tego robić dodatkowo tylko dlatego, ze chcę się gdzieś urwać, może jestem głupia, ale już tak mam ;)
Co do tesciowej, to nie tak, że zabraniam jej kontaktu z wnukiem, ale kontakt, odwiedziny, a całodzienna opieka nad nim połączona z wychowaniem to zupełnie co innego 8) Naprawdę nie chcę pisac na ten temat, bo jakby nie było to forum publiczne, a wyczyny mojej teściowej zna cała okolica, więc istnieje prawdopodobieństwo, ze ktoś mnie rozpozna 8) W każdym razie mały ma dwie babcie ;) Z jedną mieszka teraz, niedaleko drugiej będzie mieszkał w przyszłości, co niewątpliwie jest też powodem mojego podłego samopoczucia lol
Dobra, to tyle w jeśli chodzi o tlumaczenie się ;)
Dzisiaj robimy grila, postaram się ustalić z mężem, ze tym razem to on idzie do domu z małym jak przyjdzie pora spania, a ja zostanę z gośćmi, he he he.

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-10-26 o godz. 21:26
0

X, tylko na dluższą metę sam mail wyjaśniający mężowi Twoje uczucia nie wystarczy.
Sama piszesz, że to mąż na początku Waszej znajomości zabiegal o to, żebyście spędzali więcej czasu ze sobą. Zdobywal, zabiegal-kręcilo go to. Teraz ma w domu żonę, która czeka z obiadem i "drapie lapką w drzwi z niecierpliwości jak biedny porzucony maly piesek".
Przechodzilam ostatnio to wszystko co opisujesz (pomijając dziecko).
Najważniejszy byl Puzel-ja biegiem do domu, obiadek, sto pytań do... a jak bylo w pracy... a jak się czujesz... a jak to... jak tamto... I teraz już wiem, że nic nie jest gorsze od nadopiekuńczego babska w domu. Oczywiście w moim przeświadczeniu bylam slodką, lagodną, cudowną, troskliwą kobietą a on tego nie docenia .

Faceci lubią jak się im imponuje-wiedzą, niezależnością, zajęciami, prywatnością.

Twój mąż owszem pewnie zrozumial jak się czujesz, ale na dluższą metę postawa typu "moje widzimisie" czyli Matka Teresa i tak obróci się przeciwko Tobie.

I jeszcze kwestia teściowej-czemu jej nie ufasz? Ja nie rezygnowalabym z opieki nad dzieckiem przez babcię tylko ze względu na Wasze zle stosunki. Dziecko ma prawo mieć obie babcie. A może jak jej zaufasz to Wasze stosunki się trochę poprawią?

Odpowiedz
Arkadia81 2010-10-26 o godz. 20:51
0

wierze że teraz bedzie juz tylko lepiej.

Odpowiedz
Gość 2010-10-26 o godz. 20:20
0

X, świetnie że ten pierwszy krok udało się zrobić :)

Odpowiedz
X 2010-10-26 o godz. 18:44
0

Dzięki Kurczak, zrozumiałam dużo z tego wcale nie chaotycznego postu ;)
Widzisz, kiedyś - no nie az tak dawno, tylko przed urodzeniem dziecka - było u nas na odwrót. Na początku naszego związku to mąż zabiegał o to żebyśmy więcej czasu spędzali razem. Ja byłam takim wolnym ptakiem, długo byłam sama i tą moją wolność bardzo kochałam. Trudno było mi się przyzwyczaić, że jest ktoś komu mam się spowiadać gdzie i kiedy chodzę ;) Ale jakoś tak powoli, powoli udało sie mu mnie oswoić i okiełznać ;) Jak wyszłam za niego za mąż to dużo czasu spędzaliśmy razem, nawet razem pracowalismy. Czasami mąż wychodził do knajpki, mi nie zawsze chciało się iść, wolałam poczytać książkę czy cos, ale nie miałam nic przeciwko, nawet go odwoziłam, czy przywoziłm, pogadałam chwilke ze znajomymi...
No ale teraz jest inaczej... Mąż zapracowany, pojawia się w domu, zeby zjeść obiad i czmycha na budowę. Czasami przyjade tam też z małym, ale mamy jedno auto, więc nie zawsze się to uda zgrać. Na dodatek na miejscu czycha na mnie teściowa, więc czesto wolę odpuścić.
No i tak jakoś się stało, ze zaczełam byc zazdrosna o ten Jego czas, wkurza mnie, że ma czas wieczorem pogadać ze szwagrem, a jak jestesmy razem to włącza kompa, czy telegazetę. Choć rozumiem, że też chce sie trochę zrelaksować.
Dobra, nie będę sie powtarzać. Bałam się jak mąż zareaguje na tego maila, troche się tego wstydziłam, bałam sie że potraktuje mnie jak wariatkę. Na szczęście się myliłam, przyszedł, przytulił, przeprosił, powiedział, że nie wiedział, ze mnie rani, ze postara się poprawić ;) . Wiem, ze to nie będzie takie proste, ale może małymi kroczkami pójdziemy do przodu. Już samo to, ze zrozumieł było sukcesem, ostatnio jak próbowałam z nim na ten temat porozmawiać, to się tylko kłócilismy. Widocznie listy jednak czasami są lepsze.
Dziekuję za trzymanie kciuków i dobre rady :D

Odpowiedz
Gość 2010-10-25 o godz. 19:31
0

Tak się zastanawiam coby Ci tu napisać. I włąsciwie chyba nie ma nic. Wiesz co masz robić i powoli to robisz. Zajmujesz się sobą by nie zwariowac.
A to poczucie zalu związane z tym piwkiem, co to mąz ze szwagrem wypili bez Ciebie pozostanie dopoki nie odetniesz do końca tej swojej pepowiny od męza. Choć posiadając dziecko i będąc od dziecka uzaleznioną to jest to trudno zyć pod ciebie bez tej pępowiny. I całkowicie rozumiem te Twoje skrupuły co nie pozwalają Ci zostawić dziecko zatyranemu chłopu.

U mnie kilka dni temu tez miałam podobną sytuacje - chłop na chwilę miał skoczyć na stację benzynową rozmienić pieniądzę na pizzę co to chcieliśmy zamówić. No ale spotkał kumpli ( a spotyka ich pełno i non stop, bo to towarzyskie zwierze jest i połowa naszego bloku to jego bliscy kuple) i pójscie na BP tradycyjnie skończyło się w klubie na kilku piwach. Nawet mi się dzwonić po niego nie chciało tylko na głodniaka delektowałam się czasem jaki miałam dla siebie i ksiązki, której wciąż nie miałam czasu przeczytać.

Ja popuszczam chłopu smyczy by nie czuł się uwiązany, sama też się wypuszczam ( no ale ja nie mam dziecka) i zyję dodatkowo swoim zyciem wewnętrzno-zewnętrzny - dla siebie, dla męza i dla naszego związku.
Dla siebie - bo sama z sobą, swoimi zainteresowaniami, poszerzaniem horyzonów czuję się lepiej, tego potrzebuję bo jestem ciekawa i własnie po to by nie popadac w jakieś doły, które zazwyczaj sama sobie kopię.
Czym oczywiście sama sobie wyrządzam najwiekszą krzywdę.
Dla męza - bo dodatkowo jestem ciekawsza i atrakcyjniejsza dla mojego chłopa. Co jemu sprawia szaloną satysfakcję - przed innymi. I utwierdza się w tym rozmawiając z innymi męzami. W rozmawiają i wyciągają wnioski - czasem późno i powoli, ale mimo ze to podgatunek to jednak zdarza się im się nawet te wnioski nazwać i wyartykułowac. Mi ostatnio mąz podczas rozmowy o kimś kto jest dla niego autorytetem w pracy powiedział " bo on tez ma żonę, która jak Ty .... i ona też..."
A jak on jest szczęśliwy z tą żoną, coto jak ta 6 na loterii, to wiadomo, ze to wpływa na nasze wspolne życie.

Więc walcz o siebie. Jak bedziesz dla siebie, w swoich oczach atrakcyjna - to w oczach męza też. I wtedy nie będziesz martwić się o stosunki miedzy Wami - to poprawi się naturalnie.

No nie wiem czy cokolwiek z tego mojego chaotycznego wpisu zrozumiałaś. :)

Odpowiedz
Reklama
Arkadia81 2010-10-25 o godz. 18:43
0

sledze watek od poczatku.

Trzymam kciuki zeby Wam sie znowu ukladalo jak dawniej.

no i ciekawa jestem co z tego maila wyniknie.

tzrymam kciuki kochana

Odpowiedz
X 2010-10-25 o godz. 18:29
0

Aniasz, dobre pytanie ;) Szwagier pracuje w hurt.chemicznej i mąż załatwia u niego do siebie do pracy produkty, taki był pretekst. tylko, że siedzieli do 1.00 w nocy oblewając te proszki piwkiem. A ja nie poszłam, bo zostałam postawiona przed faktem dokonanym - powiedział, ze musi skoczyc na chwilkę do szwagra te proszki obgadać. Gdybym wiedziała wcześniej mogłabym zaprosić do siebie choćby siostre na babska nasiadówkę.
Dlaczego ja nie wychodzę wieczorami? Mąż po pracy jeździ do nas na budowę, praktycznie codziennie. Czasami jest naprawdę zmachany. Nie miałabym sumienia powiedziec mu - umówiłam się z kumpelą, zajmij się teraz jeszcze malym. Poza tym naprawdę cenię sobie te chwile kiedy jestesmy razem. Niby mogłabym zostawić maluszka pod opieka mojej mamy czy siostry, ale wieczorem to z tym kiepsko, bo on bardzo źle śpi, a zasypia jeszcze gorzej. Uspić go potrafie tylko ja i mąż. Tak więc ze znajomymi umawiam się w piskownicy ;)

Kurcze wiecie co, niewiem czy dobrze zrobiłam, ale za rada którejś z Was napisałam wczoraj maila do mężą. Próbowałam mu spokojnie wyjaśnić jak się czuję z tym wszystkim. Kurde, ciekawe jak on zareaguje.

Odpowiedz
Gość 2010-10-25 o godz. 12:31
0

No właśnie, X, dlaczego to Twój mąż poszedł na to piwko, a nie Ty? Czy nie mogłabyś go czasem, w imię "spędzania trochę czasu z dzieckiem" zostawić samego z małym i wyjść? Pozwolić jemu zatęsknić? A może nawet trochę pozazdrościć?

Odpowiedz
Manifik 2010-10-25 o godz. 03:25
0

Parę lat temu byliście najszczęśliwszą parą na świecie, łączyło Was wielkie uczucie, teraz też ono jest tylko przytłumione codziennością. Nie ma szansy by razem wyjechać, całkiem sami, by przypomnieć sobie to, co łączyło Was na początku, to co jest w Was tylko schowane? Nie zrobiliście sobie żadnej krzywdy nieodwracalnej prawda? Po prostu pogubiliście drogę do siebie, ale wierzę mocno, że nadal jest w Was uczucie i pragnienie obdarowywania drugiej osoby tym, co najlepsze... Rozmowa, opowiedzenie o tym czego brakuje, bez oskarżania, z miłością... Trzymam kciuki...

Odpowiedz
X 2010-10-25 o godz. 03:12
0

Hej, no i znowu siedzę sobie sama i będę sobie do Was pisac, żeby nie zwariować ;) Nie pisałam jakoś czas, bo wydawało mi się, że wszystko zaczęło wychodzić na prostkę... Zapisałam syna do przedszkola, dostał się, zaczęła się wiosna, od razu przypływ energii, no i więcej zleceń - zaczęłam czuc się trochę potrzebna. Nawet z teściową jakoś próbowałam dojść do ładu, tzn starałam się zapomniec o wszystkim co było i nie naburmuszać od razu na wstępie tak na wszelki wypadek. Przez jakis czas działało...
Przedwczoraj nie kładłam małego spać w dzień, pomyślałam sobie, że damy go spac wcześniej wieczorem, to będziemy mieli fajny wieczór z mężem, kupiłam winko... Na początku było fajnie, potem przez głupie docinki, które na początku były żartem sie pokłóciliśmy... Powiedział cos co mnie zabolało, choć niby nie miał nic złego na myśli. Niewżne, jakoś sie dogadalismy, ale czar milego wieczora prysnął.
Dzisiaj wieczorem mąż poszedł do szwagra na piwko, a ja siedzę znowu sama. Mały śpi... I jest mi holernie przykro, bo sama bym chętnie piwko wypiła, pogadała... A tak sobie siedzę i ryczę... Może to ja jestem holera jakaś nienormalna, może go za bardzo ograniczam, ale holera chciałabm spędzić z mężęm choc godzinę... Czekam na niego aż wróci z pracy, z budowy... A on wcale nie chce spedzać czasu ze mną...
Powoli mam dosyć wszystkiego... Boję się, jak to będzie, że nasz maluszek będzie starszy, ja będę miała więcej swobody, ale nie damy rady naprawić juz naszych stosunków...

Odpowiedz
anvi 2010-09-13 o godz. 23:50
0

Witajcie moje Drogie! :) Napisać czy nie , wachałam się trochę, ale co tam.
Mam oczywiście "kaca moralnego matczynego". Jestem matusią 2 letniej córeczki, poza tym żoną - także pracuję i studiuję. Do pracy co prawda chodzę trzy razy w tygoniu, a na studia w każdy weekend. Dzięki naszym rodzicom możemy przetrwać to wszystko.Niestety na opiekunkę nas nie stać, także pomagają nam właśnie Rodzice.Często zadarza się,że moje dziecko wyjeżdża na kilka dni , a ja i mój małżonek w tym czasie właśnie pracujemy i spędzamy czas na uczelni.Przed nami jeszcze kilka dobrych lat nauki - aby nie stracić pracy i tym samym poprostu żyć.
Na szczęście córeczka nasza rośnie zdrowa i wesoła, ale napewno tęsknimy wszyscy za sobą.Zabrzmi to brutalnie,ale zracjonalizowałam sobie całą naszą sytuację i nie mamy innego wyjścia.
Jeśli chodzi o obowiązki domowe to poprostu kto z nas jest w domu pierwszy i ma więcej czasu to je wykonuje- jestem w związku partnerskim.
Co prawda na komplementy nie bardzo mogę liczyć bo miłość to samo życie - mąż twierdzi,że nie będzie się powtarzać i poprostu ze mną jest , kocha mnie powiedział parę razy ,ale nie lubi się powtarzać. Mowa jest srebrem,milczenie złotem;Także wzmacniam się sama, tak zresztą mam od zawsze w życiu prywatnym. Nigdy nie czułam się kurą domową i mam nadzieję,że do tego nie dopuszczę.Bez względu na to czy będę pracować zawodowo,czy też nie. Jednak panią w domu zawsze będę !!Pozdrawiam serdecznie...

Odpowiedz
Gość 2010-08-28 o godz. 01:11
0

Ostatni post i już się zamykam, ale przypomniała mi się historia, którą muszę przytoczyć ;)

Koleżanka już kilka lat nie pracuje. Najpierw pierwsze dziecko, chorowite, po dwóch latach drugie dziecko, masakryczny alergik. W zeszłym roku koleżance udało się wygospodarowac czas dla siebie. Raz w tygodniu zostawiała dzieci z mamą i szła na dwie godzinki na angielski. I wiecie co? Powiedziała mi kiedyś, że moment, kiedy po angielskim na chwilę przysiadała na dworze na ławce, wyciągała papierosa i paliła go, przez chwilę będąc sama i mając wszystko w d..., był po prostu wielki i upojny i na pewno nikt, kto nie był w kieracie dzieci, pełni tego uczucia nie będzie w stanie zrozumieć 8)

Odpowiedz
ZalEwka 2010-08-28 o godz. 01:02
0

Acha i Twój mąż nie jest do bani - kocha Was i troszczy się o Was, ale zaczął się dusić. Daj mu trochę oddechu ale nie na zasadzie "pójdę do innego pokoju żeby nie widział jak chlipię" tylko zrób w tym czasie coś dla siebie. Jemu napewno będzie przyjemniej wracać do domu gdy będziesz czekała na niego szczęśliwa a nie do bólu tylko stęskniona.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-08-28 o godz. 00:58
0

Miałam napisać ale Irish mnie ubiegła i napisała dokładnie to co ja chciałam :)
Trochę odwagi dziewczyno, nie możesz się bać. Sama widzisz że taka sytuacja jaka jest w chwili obecnej Ci nie odpowiada. Jeśli nic z tym nie zrobisz to lepiej nie będzie. Spróbuj zmienić cokolwiek i zobaczysz czy Ci to odpowiada czy nie, czy będziesz z tym szczęśliwsza. Skoro stać Was na Twoje niepracowanie, to świat się nie zawali jak zarobisz niewiele więcej od opiekunki u Ciebie. Sytuacja będzie finansowo taka sama, ale Twoje samopoczucie będzie lepsze.
Wiem, przyzwyczaiłaś się do takiej sytuacji do swoich nic nieznaczących wg Ciebie obowiązków i przyzwyczaiłaś też do tego resztę rodziny. Trudno jest przewartościować nagle wszystko. Ale nie jest to niemożliwe. Trzymam kciuki za Was :)

Odpowiedz
Gość 2010-08-28 o godz. 00:48
0

X napisał(a):W ogóle wszystkie gadki o partnerstwie w związku, jak panuje tradycyjny podział ról o chyba można między bajki wsadzić.
O!! To to! to
Też byłam partnerem dla mojego ślubnego, gdy pracowałam na cay etat. Teraz przy 2 dzieci jestem kurą domową, a nie partnerem.

Droga X, wydaje mi się, że praca stała, a nie dorywcza, błaby lepszym rozwiązaniem, ale
- trzeba jasno i wyraźnie określic warunki podziału obowiązków domowych, bo inaczej będziesz zasuwac w pracy, a potem w domu (bo nie ugotowane, nie posprzątane, nie poprasowane), gdy Jaśnie Pan Mąż po pracy będzie miał relaks ( bo przecież jest zmęczony) -wiem co mówię! ;)
dlatego zdecydowałam się na porzucenie pracy - nie dawałam rady

Odpowiedz
Gość 2010-08-28 o godz. 00:45
0

X napisał(a): No i tak się to wszystko kręci jakoś kijowo... Opiekunka do dziecka... W sumie nie zarobiłabym na dzien dzisiejszy od razu dużo więcej niż opiekunce trzeba zapłacić. Poza tym chyba jakoś do bani bym się czuła, ze robię to w sumie dla swojego widzimisię. Dla swojego samopoczucia, kosztem malucha.

Jestem zołza, wiem, ale TAK! Jeśli w pracy mogłabyś zarobić nieco więcej niż na opłacenie opekunki to ODWAGI! Zrób to "dla swojego widzimisię lol ". Ja bym to raczej nazwała, "dla siebie", bo każdy potrzebuje czuć, że robi coś ważnego...

A teraz Twojej olbrzymiej pracy w domu nikt nie zauważa, wszyscy uważają, że to Twój naturalny obowiązek...Co więcej, popatrz, co napisałaś przed chwilą - Ty uważasz to za swoją powinność (nic nie znaczącą?, nie-za-bardzo-ważną?), a pójście do pracy traktujesz jako swoje widzimisię ;)

Człowiek dobrze się czuje i jest szczęśliwy pod warunkiem, że troskliwie dba o swoje samopoczucie....

Jeszcze a propos "kosztem malucha". Przecież nie zostawisz dziecka na 10 godzin, prawda? Poza tym, szczęśliwa mama, to szczęsliwe dziecko lol (teoretyzuję teraz, ale tak mi sie wydaje ;))

X napisał(a): Tylko boli taka holerna własna naiwność, bo byłam pewna, ze inni faceci to są tacy do bani, a mnie to nigdy nie spotka ;)

Hehe lol Faceci nie są do bani 8) Oni są po prostu TOTALNIE INNI lol

Odpowiedz
X 2010-08-28 o godz. 00:27
0

Irish, wiem, że masz rację. A mimo to postępuję inaczej
Piszę, ze nie mamy problemów materialnych, ale to nie do końca jest tak. Na dzień dzisiejszy starcza nam na to, zebym ja nie pracowała. Ale jakiejs super nadwyżki to nie ma. Mamy wzięty kosmiczny kredyt na budowe domu, który będziemy spłacać przez 30 lat no i jak tylko skończymy budowę, to na 100% bede pracowac ;) Teraz mam niby ta działalność, myslałam że to pozoli mi się trochę spełnić, ale żeby to się jakoś kręciło, to trzeba w to inwestować. A głupio mi jest inwestowac kasę jakby nie było zarobioną przez męża, w coś co niewiem czy w sumie się rozkręci, jak mamy gdzie tą kasę ładować - budowa No i tak się to wszystko kręci jakoś kijowo... Opiekunka do dziecka... W sumie nie zarobiłabym na dzien dzisiejszy od razu dużo więcej niż opiekunce trzeba zapłacić. Poza tym chyba jakoś do bani bym się czuła, ze robię to w sumie dla swojego widzimisię. Dla swojego samopoczucia, kosztem malucha. Jakoś sie tego boję.
Chyba spróbuję na początek bardziej o siebie zadbac. Może wybrać się od czasu do czasu na jakiś fitness z koleżanką... Małego mogłabym zostawić na jakiś czas z mamą czy siostrą, bo mąż raczej będzie przeciwny, tez nie wychodzi nigdzie z kumplami.
Macie rację, on nie widzi problemu. Znaczy się widzi, że nie do końca o jest tak jak byśmy chcieli żeby było, tylko, że on bardziej widzi chyba wine we mnie. Niewiem, nie należy w sumie do zbyt otwartych osób.
Mam nadzieję, ze jakoś to się poukłada. Tylko boli taka holerna własna naiwność, bo byłam pewna, ze inni faceci to są tacy do bani, a mnie to nigdy nie spotka ;)

Odpowiedz
Gość 2010-08-28 o godz. 00:19
0

Dopiero jak napisałam poprzedniego posta to zobaczyłam Twoją nową wypowiedź. Jeszcze tylko się wypowiem:

X napisał(a):
Wiem, ze powinnismy częściej wychodzić sami. (...)No i jakoś tak trudno malucha zostawić dla takiego powodu. On tak się cieszy jak tata wraca z pracy...
X, a ja pomyślałam, o tym, żebyś Ty czasem wyszła SAMA. Zrobiła coś tylko dla siebie, a męża zaskoczyła tym, że jest w domu przez chwilkę z synem i ... czeka na Ciebie. Zapewniam, zdziwienie murowane, jak sobie uświadomi, że ... on siedzi sam w domu i ... czeka ... a Ciebie nie ma, bo masz ważne babskie sprawy ;)
Sport? Praca? Koleżanki? Nie na długo, na trochę, by odetchnąć tylko swoją aktywnością :P .

X napisał(a):
Najbardziej się boję tego, ze my już nigdy partnerami nie bedziemy. Że nawet jak wrócę do pracy, to i tak nadal dom będzie w większości na mojej głowie. Może i sprawiedliwie, w sumie na pewno będe zarabiać od meża mniej, czyli on więcej się w pracy zmęczy, czyli będzie musiał więcej w domu odpoczywać... Niewiem, naprawdę moze jestem niesprawiedliwa, ale prawdę mówiąc w wielu domach tak jest. I tego się boję.
Pewnie dom będzie na Twojej głowie... Zwykle jest na głowie nas, kobiet :| .
Nie musi to przeszkadzać w byciu partnerami... Tyle, że do partnerskiego układu Ty sama musisz czuć się jak osoba równorzędna, która wnosi do związku nieco inne rzeczy, ale tak samo wartościowe. A teraz chyba właśnie poczucia Twojej ważności brakuje..nie tylko w oczach męża, głównie w...Twoich...?

Odpowiedz
Gość 2010-08-28 o godz. 00:04
0

X, wydaje mi się, że Twój mąż i Twój syn stali się dla Ciebie całym światem. Piszę "niestety", bo to oznacza, że jak powietrza potrzebna Cie jest męża uwaga, bliskość, zaangażowanie. Czekasz na niego, chcesz z nim spędzać czas, pragniesz jego troski. Brak jego zaangażowania to dla Ciebie w danym dniu cios, że on juz nie pragnie tego co Ty, że pewnie się oddalił, że już nie macie wspólnego świata...

Mężczyźni to niestety takie stworzenia, które lubią zdobywać. A najlepiej istoty, które mają swój własy kawałek prywatnego życia . Mają poczucie wartości swoich działań i zajęć (nawet jeśli jest to pójście to manicurzystki...)...I nie bywają niezadowolone...A już na pewno nie niezadowolone ze swoich mężczyzn...

Nie poradziłabym Ci proponowania mężowi psychologa. Z tego co piszesz, śmiem przypuszczać, że powie, że on nie widzi zadnego problemu. Nie poradziłabym Ci też długiej poważnej rozmowy o Twoich uczuciach, bo mogłoby to się skończyć kłótnią ("czego ode mnie chcesz, jak jest ok?") i Twoimi łzami.

Poradziłabym ci natomiast to, co dziewczyny - odbudowanie tylko Twojej części świata. Masz prawo do niego. Piszę tu nie tylko o wieczorze z koleżankami i kupnie nowych butów, ale również o wykonywaniu pracy-nie dla zarobków, a DLA SIEBIE. Nie macie problemów materialnych, to bardzo dobrze. Tym bardziej pracę możesz potraktować jako miejsce, gdzie się będziesz zrealizować w sposób inny niż w domu. Masz do niej pełne prawo. Do opiekunki do dziecka i chwili dla siebie też. A w połączeniu w pracą zawodową Twoja praca w "gospodarstwie domowym" nabierze zupełnie innej wartości. Nie tylko dla męża, dla Ciebie też.

Wiem, łatwo się pisze, nie będąc na czyimś miejscu. Tak sobie jednak myślę, że Twój mąż Cię kocha, troszczy się o Was, jedyne czego mu brakuje to ... powietrza. Tego, żeby zobaczył, że cieszysz się, że go widzisz, ale nie "brak Ci sił do życia, jak go nie ma". Mamy niestety tendencję dla bycia bluszczem dla swoich mężczyzn, a to ich dusi, oj dusi...

Trzym kciuki, żeby udało Ci się odnaleźć miejsce, w którym będziesz się dobrze czuła sama tylko ze sobą - na chwilę, ale takie TYLKO TWOJE.

Odpowiedz
X 2010-08-27 o godz. 23:52
0

Dzieki dziewczyny. Faktycznie, jak to człowiek wyrzuci to od razu czuje się troche lepiej. Z ta pracą to macie poniekąd rację. Taka "bezużyteczność" mnie zabija. Wiedziałam, ze tak będzie. Zawsze lubiłam pracować, dlatego też od razu jak skończył mi się maciezyński to nie poszłam na wychowawczy tylko rozpoczęłam działalnośc gospodarczą - dekoracje ślubne itp. Niby nic takiego, ale wydawało mi się, że coś tam zarobię, no i nie będę tylko taką kurą domową ;) . Tylko okazało się, ze bez pomocy osób trzecich nic nie jestem w stanie zdziałać ;) . Poza tym tych zleceń nie jest wcale tak dużo, ledwo na ZUS starcza, a w sezonie zimowym to całkiem lipa. chciałabym pójść do pracy, ale boję się, ze do tego wszystkiego dojdą myśli, że jestem wyrodną matką Chciałabym posłac maluszka do przedszkola od wrzesnia, tak planuję, mamy złożony wniosek. Ale boję się, ze go nie przyjmą, bo skończy 3 latka dopiero w grudniu, no i że nie będzie na tyle samodzielny żeby pójść do przedszkola. Póki co, nie jest. Tak więc może się to trochę przesunąć... Opiekunka, żłobek, sama niewiem... Nie chciałabym robić nic kosztem małego. Zwłaszcza, ze póki nie jesteśmy na swoim (mieszkamy w domu mojej mamy) to z kasą nas jakoś strasznie nie ciśnie. Moja mama jeszcze pracuje, zresztą zostaje z małym jak mamy te wesela. Teściowa odpada, nie ma do niej zaufania. Nie żebym jej broniła kontaktów z wnukiem, ale nie jestem w stanie zaufać jej na tyle, zeby zostawić z nią mój największy skarb. Zresztą tą "łaskę" musielibyśmy spłacac do końca życia chyba ;) Sama już niewiem co robić. Chyba jednak poczekam do tego września z pracą, teraz zacznie się sezon weselny, po całej zimie bez zleceń nasz maluszkek i tak będzie w szoku, ze gdzieś wychodzę bez niego lol
Wiem, ze powinnismy częściej wychodzić sami. Tzn wogóle wychodzic bez dzieciaczka, bo jak tak pomyslę, to w sumie wychodzimy bez maluszka tylko jak naprawdę jakieś konkretne zakupy trzeba zrobić, w sumie od porodu, to nawet na kawie chyba nie bylismy razem. Szok, jak tak nad tym pomyślę. Chyba nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego jak bardzo nadopiekuńczymi rodzicami jesteśmy . Jakoś tak nie ma czasu, mieszkamy na wiosce, do kafejki trzeba jechac autem... No i jakoś tak trudno malucha zostawić dla takiego powodu. On tak się cieszy jak tata wraca z pracy... Tylko nam tego potem chyba brakuje...
Dzięki w każdym razie za miłe słowa.
Aga, chyba rozumiem co czujesz, jak mąż nie odpowiada nic na to co mówisz. On chyba niewie co powiedzieć, chyba jest mu po prostu przykro, ze jest tak jak jest i on jako facet nic nie może na to poradzić.
W ogóle wszystkie gadki o partnerstwie w związku, jak panuje tradycyjny podział ról o chyba można między bajki wsadzić. My bylismy niby partnerami, potem wspólnie podjęliśmy decyzję, ze jedno z nas będzie zarabiac pieniądze, a drugie zajmnie się naszym dzieckiem. I tu się partnerswo skończyło. Mój maż był nawet przeciw tej działalności gospodarczej, bo to jakoby trochę to partnerstwo i Jego pomoc wymusza... Niewiem, moze jestem niesprawiedliwa... Na pewno trochę rozżalona. W sumie lepiej, ze jemu nie smęcę, tylko na forum ;) . Najbardziej się boję tego, ze my już nigdy partnerami nie bedziemy. Że nawet jak wrócę do pracy, to i tak nadal dom będzie w większości na mojej głowie. Może i sprawiedliwie, w sumie na pewno będe zarabiać od meża mniej, czyli on więcej się w pracy zmęczy, czyli będzie musiał więcej w domu odpoczywać... Niewiem, naprawdę moze jestem niesprawiedliwa, ale prawdę mówiąc w wielu domach tak jest. I tego się boję.

Odpowiedz
Gość 2010-08-27 o godz. 21:09
0

X napisał(a):
Nie oczekuję od Was pomocy. Zdaję sobie sprawę, ze nikt nie jest w stanie mi pomóc. Chciałam tylko wreszcie to z siebie wyrzucic...
Jakże Cię rozumię :| Mamy kochającego męza, dziecko, niby niczego nie brak, a czujemy pustke, jesteśmy samotne...

Ja z mężem nie umie rozmawiać na trudne tematy bo albo zaczynam płakać albo on tylko milczy i nie wiem czy w ogóle to do niego dociera. Tez ciągle powtarza że kocha, a jednak rani (pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy... tak go tłumacze przed sobą). Dlatego gdy mi źle, nawet jak siedzi obok mnie to nie mówie tego tylko pisze smsa, bo po tel. zawsze sięgnie by sprawdzic czy to nie kumpel z info że cos leci na niebie albo na gg pisze.. jak mnie nie będzie to przeczyta i może zrozumie czemu mnie nie ma :(

Gorąco pozdrawiam i zycze z całego serca siły by tę pustkę wewnętrzną pokonać

Odpowiedz
kyczfark 2010-08-27 o godz. 17:01
0

Droga X,

Poruszyl mnie Twoj post, bo wiele z tego co opisujesz dotyczy tez mnie. Ja wprawdzie nie jestem jescze mezatka, ale jestem zwiazana z moim Ukochanym juz prawie 3 lata. Od samaego poczatku bylismy najlepszymi przyjaciolmi (zreszta od tego zczela sie nasz milosc). Mieszkamy razem od ponad poltora roku i na poczatku wszstko bylo fantastycznie, totalne zrozumienie z obu stron, oboje stalismy za soba murem (na szczescie nadal tak jest). Ale o jakiegos czasu zauwazylam, ze cos ie zaczelo zmieniac. Odsunelismy sie od siebie, jestesmy jakby obok siebie, a nie razem. I to mnie tak strasznie przygnebia, bo co bedzie, pozniej, jak sie pobierzemy? Ale od samego poczatku zwiazku zawsze i duzo ze soba rozawialismy. Jestem gleboko przekonana, ze szczera rozmowa to najlepsze sposob na wyjasnienie sytuacji. Oczywiscie zdaje sobie sprawe, jak trudno jest zaczac rozmowe, bo jesli prze dlugi okres kumuluja sie w nas zale i pretensje, to przestajemy widziec sens rozmowy i zamykamy sie w sobie. Ja tak mam czasami, ale wtedy przypominam sobie nasze najpiekniejsze wspolne chwile i powtarzam sobie, ze przciez tak bardzo sie kochamy. I wtedy latwiej zaczac rozmowe. Po prostu oboje musicie pamietac, ze przede wszystkim sie kochacie (z tego co napislas, wnioskuje, ze Twoj maz nie zmienil sie pod tym wzgledem), i ze macie Maluszka, dla ktorego musicie zrobic wszystko, zeby bylo miedzy Wami dobrze. Jeszce raz powtarzam, wierze niezlomnie w sile rozmowy, bo juz sama wielokrotnie przekonalam sie, ze szczere wyznanie tego, co mnie dreczy, przynosi wspaniale efekty, (i to nietylko w zwiazku z mezczyzna, ale tez w kontaktach rodzinnych).
Ewentualnie polecalabym jeszcze jeden sposob na sprowokowanie rozmowy na temat ratowanie wsponlych dobrych relacji - list. Jesli trudno Ci przlamac sie do rozmowy, to moze warto opisac to, co czujesz, dokladnie tak, jak to zrobilas tu na forum. Taki list moglby sie stac punktem wyjsciowym do rozmowy. W kazdym razie, trzymam kciuki, zeby udalo Ci sie rozwiazac Wasze problemy.

Acha, jeszce jedno, tesciowa - trzynaj ja konsekwentnie na dystans, ona nie ma prawa sie wtracac i to Ty bezwzglednie masz racje broniac swojej rodziny przed ingerencja osob z zewnatrz.

Pozdrwaiam Cie bardzo goraco i zycze wszstkiego najlepszego.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-08-27 o godz. 14:46
0

No może będę monotematyczna ale również uważam że praca na pół etatu mogłaby Ci pomóc. W chwili obecnej całym Twoim światem jest mąż i dziecko, a on ma jeszcze do tego swoją pracę i rodzinę w pobliżu. Ty czujesz się samotna, a on może niestety czuć się przytłoczony Tobą. Ma mniej czasu dla Was bo swój czas dzieli na więcej osób/zajęć a doba zarówno dla niego jak i dla Ciebie ma tylko 24 godziny.
Wychodzenie do ludzi ma swoje dobre strony, raz że kontakt z innymi ludźmi niż najbliższa rodzina zawsze dobrze robi, pozatym wymusza to większe dbanie o siebie, o swój wygląd. Myslę że mąż wtedy zupełnie inaczej na Ciebie spojrzy jak zaczniesz się ładniej ubierać i będziesz mu z entuzjazmem mogła opowiadać o swoim kawałku świata a nie tylko mieć pretensje że za mało czasu spędzacie razem. Nie sugeruję tu absolutnie że jesteś niezadbanym kocmołuchem, ale siedzenie ciągłe w domu niemobilizuje tak bardzo do dbania o siebie. Zresztą sama pisałaś że nie masz kiedy sobie głupich butów kupić.
Porozmawiaj z mężem na spokojnie co Cię boli i ze chciałabyś wrócić do pracy. Trzeba zorganizować opiekę nad dzieckiem jeszcze. Jeśli jesteś definitywnie przeciwna temu żeby opiekowała się nim teściowa to może jakąś opiekunkę na te 5 godzin dziennie wynajmij. Są jeszcze żłobki i przedszkola (nie orientuję się jeszcze w jakim wieku do której placówki zapisuje się dzieci :)) Najważniejsze zebyś ustaliła to z mężem i żebyście obrali jeden front - bo rozumiem że teściowa pewnie będzie się czepiać. W tym przypadku niestety to Twój mąż będzie między młotem a kowadłem, ale niejednokrotnie z Twojego opisu wynika że zwykle staje po Waszej stronie, więc sądzę że i tym razem się dogadacie. Z Twojego opisu wynika ze on dalej Cię bardzo kocha.
Pójście do psychologa tez jest dobrym pomysłem, najlepiej jakbyscie poszli oboje, usłyszenie diagnozy od bezstronnego autorytetu zawsze daje lepsze efekty niż pojękiwanie niezadowolonej żony. Jesli nie będzie chciał z Tobą pójść to idź sama, dobry psycholog też jest w stanie pomóc Ci w pojedynkę, wiele wytłumaczy i poszuka rozwiązania problemu. To tyle z mojej strony, życzę Ci żebyście jak najszybciej wyszli na prostą.

Odpowiedz
Gość 2010-08-27 o godz. 04:34
0

Nie jesteś jednostkowym przypadkiem :-( Świetnie wiem co czujesz, naprawdę. Mocno :usciski:

Wyjście do ludzi - tak to jest dobre rozwiązanie, ale wcześniej należy uzgodnić zasady na jakich wprowadzi się zmiany w stylu dotychczasowego życia.
Nie jest to łatwe, tym bardziej jeżeli jednoczesnie chciałoby się jak najmniej angazować w sprawę osoby trzecie. Osobiście uważam, że pójście do psychologa jest dobrym rozwiązaniem, ponieważ jest to osoba zupełnie neutralna, która w sposób profesjonalny potrafi ocenić zaistniałą sytuację, wypunktować to co kuleje i uwiera w związku oraz zaproponować zmiany i sposoby osiągnięcia pożądanego stanu rzeczy. A to co najwazniejsze potrafi spojrzeć na temat z dystansem! Tego nie będzie miała żadna osoba w jakikolwiek sposób związana z którąkolwiek ze stron problematycznej sytuacji.
Proponowałabym spotkanie z psychologiem, ponowną ocenę sytuacji i dopiero podjęcie decyzji o dalszych działaniach.

W każdej chwili służę swoim wsparciem (psychologiem nie jestem, jedynie praktykiem, niestety...).

Odpowiedz
karlot 2010-08-27 o godz. 02:44
0

Przykro mi, że tak czujesz. Również uwazam, ze powinnaś z kimś zaufanym pogadać. Wiem, że w praktyce nie jest to wszystko takie proste, ale dziewczyny dobrze radzą- wyjście do ludzi, praca, posiadanie kawałka tylko swojego świata. Uwazam, że taka zmiana może pomóc.

Odpowiedz
ksiezniczkapatu 2010-08-26 o godz. 21:47
0

Z gory sorki za ten post.

Faktycznie moze powinnas pojsc do pracy, czesciej wychodzic z domu bez malego - coz miec wiecej ... swobody?

Nie mam dzieci, jestem "przed" malzenstwem i dziecmi - nie wiem co czujesz.

Moja siostra ma dwojke dzieci, jej maz pracuje "na miejscu" ma biuro projektowe w odrebnej czesci domu.
Chcial miec dzieci - mowil,ze jak ich miec nie bedzie jego praca sensu miec nie bedzie i jego plany - nie bedzie mial dla kogo...powiedzmy isc dalej w hmm tym co sie ma...Pojawilo sie dziecko potem drugie on jakby sie od siostry oddalil - coraz pozniej wychodzil z biura, zmeczony chcial odpoczynku.Mial pretensje,ze gdy pracuje dziecko placze i jego wspolpracownicy tego sluchaja.Dziewczyna nie ma/miala chwili dla siebie - dzieci sa takie przylepy,ze tylko nos je na rekach.

Nie to,ze mam cos przeciw szwagrowi czy mezczyznom - czasem mam wrazenie,ze mezczyzni nie wiedza,ze kobieta w domu i, tym bardziej przy dziecku, ma bardzo duzo pracy i ma pawo byc wyczerpana. Maz po pracy (ok zmeczony ma prawo byc i czasem naprawde nalezy mu sie wypoczynek), powinien choc na te dwie-trzy godziny odciazyc zone, ktora poswieca o wiele wiecej czasu nad jakby nie bylo opiece takze nad jego dzieckiem.

(wyszlo krytycznie )

Jeszcze raz wybacz za post - a co do Twej wypowiedzi - mysle,ze powinnas zwiezyc sie komus z kims pogadac. Moze poradnia to jest ostatecznosc lecz przyjaciolka i matka - nie martw sie ze zmieni zdanie o Twym mezu i bedzie palac do niego niechecia,bo sama mowisz kochasz go,ale matka wiele corce moze doradzic i Tobie bedzie lzej.

Pozdrawiam.

Odpowiedz
awangarda w stylu retro 2010-08-26 o godz. 20:29
0

wiesz co, X? a nie myslalas o pojsciu do pracy?
nawet na 1/2 etatu?
o czestszym wychodzeniu tylko z mezem bez malego?

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie