"Po śmierci męża znalazłam pocieszenie. Tylko dzięki niemu wstaję codziennie z łóżka"

"Po śmierci męża znalazłam pocieszenie. Tylko dzięki niemu wstaję codziennie z łóżka"

"Po śmierci męża znalazłam pocieszenie. Tylko dzięki niemu wstaję codziennie z łóżka"

Canva

"Kiedy po nagłej chorobie odszedł mój mąż, myślałam, że nic mnie już w życiu dobrego nie spotka. Ale szczęście przyszło szybciej, niż myślałam. Teraz mam towarzysza, który sprawia, że każdy dzień jest piękny. Nigdy nie zgadniecie, o kogo chodzi!"

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu. 

Bolesna strata

Mirek zawsze bardzo o siebie dbał, dlatego informacja o jego chorobie była dla nas prawdziwym szokiem. Kiedy usłyszeliśmy diagnozę, długo nie mogliśmy się z nią pogodzić. Ale mąż nie chciał się poddawać. Chodził po wszystkich lekarzach i znachorach, robił wszystko, co zalecili mu lekarze, brał nawet udział w terapii eksperymentalnej. Szukaliśmy w Internecie szczęśliwych historii przypadków podobnych do naszego. Niestety, mąż nie miał tyle szczęścia. Po trzech miesiącach ciągłej walki, umęczony nieskutecznym leczeniem i chorobą, odszedł. To był dla mnie najgorszy cios. Przez te trzy miesiące schudłam z nerwów 15 kg i cała posiwiałam. Nie sądziłam, że tak mało czasu zostało nam razem. Liczyłam na to, że wszystko jeszcze dobrze się skończy. Mieliśmy tyle wspólnych planów! 

Los zadecydował inaczej. Kiedy skończył się pogrzeb, wróciłam do domu i położyłam się do łóżka. Nie wychodziłam z niego przez kolejny tydzień. Nie jadłam, nie piłam, tylko spałam, budziłam się i płakałam w poduszkę. Myślałam, że moje życie już zawsze będzie tak wyglądało. Mirek był przecież miłością mojego życia. Spędziliśmy razem 25 lat, byliśmy nierozłączni. Dzieci próbowały mnie pocieszać, ale wydawało mi się, że nie ma takiej rzeczy, która jest w stanie mi pomóc. 

Kobieta bawi się z psem Canva

Promyczek słońca

Pewnego dnia córka z synem przyjechali i długo namawiali mnie do wyjścia z domu. Powiedzieli, że znaleźli sposób, abym znowu wróciła do żywych. Na początku wcale nie chciałam wyjść. Ale miałam już dosyć ich towarzystwa, a zagrozili, że będą ze mną siedzieć, póki z nimi nie pójdę. Ten dzień odmienił moje życie. Dzieci zabrały mnie do schroniska dla zwierząt. Mimo mojego cierpienia byłam przerażona, patrząc na te wszystkie bezdomne stworzenia. Jeden pies szczególnie wpadł mi w oko. To był młody piesek, który kiedy tylko mnie zobaczył, od razu podbiegł do kraty i zaczął wesoło szczekać i machać ogonem. Wiedziałam już, że pojedzie ze mną do domu. Podpisałam w schronisku wszystkie papiery. Musiałam jeszcze przyjechać dwa razy na próbny spacer z Alfredem, bo tak się nazywał, i w końcu mogłam zabrać go do domu. 

Dzieci przywiozły mi całą szczenięcą wyprawkę, więc nie musiałam się o nic martwić. Kiedy nadszedł wieczór, Fredzio wskoczył ze mną do łóżka, które jeszcze do niedawna dzieliłam z Mirkiem, i przytulił się do mnie. Łzy wzruszenia i szczęścia, że nie jestem sama, popłynęły mi po policzkach. Od tej pory jesteśmy z Fredziem nierozłączni. Tylko dzięki niemu mam ochotę wstawać codziennie z łóżka i wychodzić z nim na spacer. Dziękuję codziennie dzieciom, że zmusiły mnie wtedy do wyjścia z domu.

Halina

Poznaj 10 sposobów, by żyć szczęśliwie. Zobacz naszą galerię!
Źródło: Canva
Reklama
Reklama