„Ostatnio przy niedzielnym obiedzie wnuczki poruszyły temat marzeń. Dziewczynki przekrzykiwały się, która z nich bardziej pragnie domku dla lalek, a która zabawkowego wózka dziecięcego. Po chwili zapytały nas — dorosłych, o czym marzymy. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że moim wielkim marzeniem jest domek nad jeziorem. Gdy usłyszałam odpowiedź zięcia, nie mogłam uwierzyć własnym uszom”.
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Marzenia są ważne. W każdym wieku...
W zeszłą niedzielę, jak co tydzień, zaprosiłam na obiad moją jedyną córkę — Paulinkę — z mężem Jurkiem i dziećmi — Kasią i Zosią. Odwiedziny u staruszki nie zawsze im pasują. Nie czuję się strasznie samotna, bo mam bardzo sympatyczne sąsiadki, z którymi codziennie gawędzimy przy filiżance dobrej, ziołowej herbatki. Jednak wizyta dzieci na niedzielny obiad zawsze wprawia mnie w doskonały nastrój.
Nagotowałam tradycyjnego, rozgrzewającego rosołu i roztłukłam schab na kotlety. Przy stole wnuczki poruszyły temat marzeń. Bardzo się ucieszyłam, bo to ważne, żeby marzyć. Chociaż dziewczynki mają 5 i 6 lat, są bardzo rezolutne. Zresztą marzenia są niezwykle istotne niezależnie od wieku. Pozwalają nam, choć na chwilę, zapomnieć o trudach codzienności i przenieść się wyobraźnią do lepszego jutra.
Dziewczynki, jak przystało na dziecięce lata, wprost przekrzykiwały się, która z nich bardziej pragnie domku dla lalek, a która zabawkowego wózka dziecięcego. Po chwili zapytały nas — dorosłych, o czym my marzymy.
Marzyłam o domku nad jeziorem. Słowa zięcia mnie zabolały
Zgodnie z prawdą przyznałam, że marzę o dobrym zdrowiu dla mnie i moich bliskich, no i o pokoju na świecie. A z takich bardziej przyziemnych rzeczy — o domku nad jeziorem. Z własnym ogródkiem pełnym pachnących kwiatów i ziół. Z zachodami słońca budzącymi mnie o poranku. Z radosnym śpiewem ptaków i gwarem rodziny...
Z błogiego stanu wytrącił mnie śmiech Jurka, który moje marzenie skwitował krótko, mówiąc:
A na co mamusi domek nad jeziorem? W tym wieku to już tylko dom starców na mamcię czeka.
Gdy usłyszałam odpowiedź zięcia, nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Jego słowa bardzo mnie zabolały. Ciężko mi zrozumieć, że można być tak podłym i w taki sposób zepsuć komuś humor. Cieszę się, że dziewczynki nie słyszały jego riposty, bo były zajęte „sprzeczką” o wymarzone akcesoria dla ulubionych lalek.
Współczuję też mojej Paulince, że musi wytrzymywać z takim człowiekiem. Widziałam, że na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia i po chwili powiedziała do Jurka, że porozmawiają sobie w domu. On zaczął się usprawiedliwiać, że to tylko niewinne żarty i że teściowa przecież jest dla niego jak skarb... Już gdzieś słyszałam ten okropny dowcip, którego zakończenie wcale nie wprawia mnie w dobry nastrój.
Barbara