"Co jak co, ale synowa to mi się udała! Jestem jej wdzięczna za to, że się mną zaopiekowała"

"Co jak co, ale synowa to mi się udała! Jestem jej wdzięczna za to, że się mną zaopiekowała"

"Co jak co, ale synowa to mi się udała! Jestem jej wdzięczna za to, że się mną zaopiekowała"

Canva

"Człowiek sobie myśli, że będzie zdrowy i sprawny, a tu... życie potrafi zaskoczyć nagłym nieszczęściem. W jeden dzień straciłam prawie wszystko i stałam się zależna od dobroci innych ludzi. Dzieci nie były zachwycone perspektywą stałej opieki nad niedołężną matką, ale wtedy pomocną dłoń wyciągnęła do mnie moja synowa. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Jestem wdową z trójką dorosłych dzieci

Byłam szczęśliwą kobietą i spełnioną matką trójki pociech: dwóch synów i córki. Przez połowę ich dzieciństwa wychowywałam ich samotnie, bo mąż zmarł tragicznie. Był strażakiem i podczas jednej z akcji usiłował uratować człowieka, a sam przy tym zginął. Ale jego bliscy musieli żyć dalej... Ja musiałam żyć dalej.

Moje dorosłe dzieci już dawno wyfrunęły z domu i założyły własne rodziny. Córka wyjechała za granicę i tam szukała swojego miejsca. Starszy syn ożenił się, a po paru latach został prezesem jednej ze spółek i był wiecznie zajęty. Czasem przez tydzień nawet nie oddzwaniał, jeśli asystentka nie zapisała mu tego w kalendarzu.

Młodszy syn też znalazł sobie żonę, sympatyczną młodą dziewczynę o imieniu Alina. Bardzo ją lubiłam, choć z drugiej strony wydawało mi się, że ma jeszcze pstro w głowie. Sympatyczna, ale lekkoduszna... Wydawała się niczym nie przejmować i nie dostrzegać przeciwności.

Dla mnie to było coś dziwnego - jakby nie obchodziło ją to, co się wokół niej dzieje, dobrego czy złego. Ale w małżeństwie się im układało. Planowali dziecko.

Canva

Miałam prawie wszystko... Przerwał to udar

Cieszyłam się, że w końcu będę mogła pobabciować wyczekanym wnukom! Bardzo tego pragnęłam. Co prawda miałam przyjaciółki i pasje, ale od śmierci męża mieszkałam sama. Dzieci tylko mnie odwiedzały.

Na zdrowie nie narzekałam, choć leczyłam się u kardiologa. Ale myślałam, że nic mi nie grozi.

Myliłam się. Pewnego dnia chciałam zaścielać łóżko, schyliłam się i nagle poczułam się... źle. Bardzo źle. Tyle pamiętam, bo potem straciłam przytomność. Najmłodszy syn i synowa znaleźli mnie kilka godzin później, gdy przyjechali w odwiedziny i nie mogli dostać się do domu. Zobaczyli mnie przez okno na parterze i wezwali pogotowie i policję.

Tamten udar sprzed 12 lat pozbawił mnie sprawności... Próbowałam coś powiedzieć, ale zupełnie nie rozumiałam tych kluchowatych dźwięków wydobywających się z moich ust. Nie mogłam ruszyć nogami... Dłonie odmawiały współpracy. Uratowali mnie, ale z dnia na dzień stałam się całkowicie zależna od innych na długie lata.

Dzieci chciały mi zorganizować opiekę, ale wtedy przygarnęła mnie synowa

Moje dzieci mi współczuły, ale nie były zachwycone perspektywą opieki nade mną. Starszy syn i córka zaczęli się naradzać, jaką formę opieki dla mnie zorganizować, i chcieli mnie umieścić w jakimś profesjonalnym ośrodku, przynajmniej na razie... Rehabilitacja miała pomóc, ale nie przywrócić mi sprawności.

Młodszy syn, chcąc nie chcąc, ze smutkiem partycypował w tych ustaleniach... Nie umiał się zdobyć na to, żeby porzucić swoje dotychczasowe życie i pracę. Był odpowiedzialny za ich dwoje, związany umową, w jego mieszkaniu nie było warunków dla niedołężnej matki. Nie miał serca prosić swojej żony o takie poświęcenie. Poza tym wszyscy chyba łudzili się, że to nie potrwa tak długo.

Jednak niespodziewanie to synowa zadecydowała za nich. Powiedziała, że absolutnie nie zostawi mamy w żadnym ośrodku na stałe! Przeprowadzą się do mnie i to ona się mną zajmie. Będzie mnie woziła na rehabilitacje, pracowała ze mną w domu. Bo tak trzeba. Dostosują dom i będzie dobrze. Jakoś to pogodzą. Przecież nie można inaczej.

To było niesamowite. W życiu nie podejrzewałabym, że to jej ignorowanie problemów wyda takie owoce. Nie spodziewałam się tego po niej.

Słowa dotrzymała. Syn ciężko pracował, ona przez pierwsze lata zajmowała się mną. Pozostałe dzieci dokładały się finansowo do opieki i leczenia.

Początki były bardzo trudne, musiała odstawić na bok plany macierzyńskie, ale nie zważała na to. Do pracy zdalnie wróciła dopiero po 3 latach, a na ciążę pozwoliła sobie 4 lata temu...

W końcu doczekałam się wnuków. Nie mogę się nimi zająć tak, jak chciałam, bo nadal jeżdżę na wózku, ale znów jestem szczęśliwa. Jestem częścią ich życia, a nie starą matką gdzieś w sterylnej sali ośrodka.

Będę jej za to wdzięczna do końca życia...

Teściowa

To nieprawdopodobne, co się stało z Edytą Górniak. Gwiazda ma 4000 tysiące lat, a wygląda na 30 Zobacz galerię!
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama