"To był najsmutniejszy chłopiec na świecie. Jego oczy mówiły więcej, niż milion słów"

"To był najsmutniejszy chłopiec na świecie. Jego oczy mówiły więcej, niż milion słów"

"To był najsmutniejszy chłopiec na świecie. Jego oczy mówiły więcej, niż milion słów"

canva.com

"Widziałam go codziennie rano, gdy czekałam na autobus do pracy. On jechał do szkoły, z plecakiem tak obładowanym książkami, że ledwo mógł go udźwignąć. Nie był zbyt wysoki, a plecak jeszcze ciągnął go w dół. Dwa albo trzy razy pomogłam mu wejść z tym do autobusu i sama się pod ciężarem tego plecaka ugięłam. Chłopiec zawsze miał szkliste oczy. Jakby chwilę wcześniej płakał. A gdy w nie spoglądałam, zalewała mnie fala smutku. Jego oczy mówiły więcej, niż milion słów".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Zawsze byłam wrażliwcem

Nie potrafiłam przejść obojętnie obok ludzkiej krzywdy i zawsze mocno pochylałam się nad każdym problemem. Moi bliscy mówili, że powinnam otworzyć fundację. Tylko na czym wtedy miałabym się skupić? Ja chciałabym zbawić cały świat, a tak się nie da.

Zwykle nie miałam problemu z tym, żeby zapytać, czy ktoś potrzebuje wsparcia. Po prostu to robiłam. Ale z tym chłopcem było inaczej.

Widziałam go codziennie z rana. Ja czekałam na autobus do pracy, a on do szkoły. Zwykle jechaliśmy tym samym.

On zawsze dźwigał ten obładowany plecak, który nawet ja podnosiłam z trudem.

Ale nie marudził. Wchodził do autobusu ze spuszczoną głową i nie podnosił jej zanim z niego nie wysiadł.

Był tak strasznie smutny

Ja naprawdę nigdy w życiu nie widziałam smutniejszego dziecka. Czasami próbowałam go rozweselić. Poczęstowałam go cukierkiem, albo gumą do żucia. Najpierw był bardzo nieufny i grzecznie odmawiał.

Ale z każdym dniem stawał się bardziej otwarty. Czasami nawet zamieniliśmy kilka słów. Wydawało mi się, że czasem kąciki ust lekko mu się unosiły. To znaczy, że umiałam go rozbawić.

Ale gdy patrzyłam w jego szkliste oczy, mnie też zalewała fala smutku. Co też on musiał przeżywać, skoro tak rzadko się uśmiechał.

chłopiec płacze canva.com

Tego dnia jak zwykle czekał na przystanku

Zaczepiłam go dość pewnie:

Cześć mały. Cukierka?

Pokręcił głową, odmawiając mi. Oj! Coś było nie tak. Przecież to jego ulubione. Specjalnie dla niego je kupowałam. Ja słodyczy nie jem. Jak to kobieta jestem na wiecznej diecie.

Tym razem nie bałam się zapytać, czy wszystko w porządku. Ale od uniósł głowę, a po jego policzku spłynęła łza. Powiedział:

Przegrała tę walkę. Umarła.

Chciałam zapytać, o kim mówi, ale on sam dodał, że chodzi o jego mamę. Rozpłakał się tak bardzo, że aż szlochał i cały się trząsł.

Tego dnia nie poszedł do szkoły. A ja nie stawiłam się w pracy.

Zabrałam go na spacer nad rzekę. Zjedliśmy razem śniadanie, a on opowiedział mi o walce jego mamy. Trwała od wielu miesięcy. I choć jemu nikt o chorobie nie powiedział, to on sam widział i czuł, że coś jest nie tak.

Odprowadziłam go do domu i poznałam jego ojca. Okazało się, że on też chciał, żeby jego syn został w domu, ale on uznał, że w szkole przynajmniej zajmie się nauką i nie będzie tyle myślał o tym, co się stało.

Ja też straciłam mamę gdy byłam dzieckiem. Wiem, jaki to ból. Może właśnie dlatego zwróciłam na niego uwagę i próbowałam się z nim zaprzyjaźnić.

Od śmierci jego mamy minęło już 11 miesięcy. Teraz, po wakacjach, znów spotykam go na przystanku. A i w wakacje widywaliśmy się często, również z jego ojcem.

Teraz wita mnie uśmiechem i wiem, że to po części moja zasługa. A ja zyskałam małego przyjaciela, z którym czasem idę na wagary. Ja od pracy. On od szkoły. Na szczęście jego tata chętnie je usprawiedliwia, zwłaszcza że sam lubi jadać z nami śniadania nad rzeką.

Bo wszystko w życiu dzieje się po coś.

Roksana

Pogrzeb Emiliana Kamińskiego. Słowa syna poruszyły tłumy żałobników. Wielkie gwiazdy pożegnały mistrza. Zobacz.
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama