Gdy wiele lat temu poznałam rodziców mojego obecnego męża, to nawet przez chwilę nie pomyślałam, że w przyszłości mogliby sprawiać nam jakiekolwiek problemy. Między nimi zawsze panowała zgoda, a jak wiadomo, wiele schematów z domu rodzinnego przenosimy później do własnych rodzin. Dziś o teściowej nie mam już tak dobrego zdania...
Wszystko zaczęło się od śmierci teścia
Starałam się, aby moje stosunki z teściami były po prostu przyzwoite. Nigdy jakoś specjalnie się z nimi nie spoufalałam i nie chciałam robić z siebie najlepszej synowej na świecie. Ja szanowałam ich, a oni (z tego, co mi wiadomo) szanowali mnie i tak też to odczuwałam. Dla mnie najważniejszy był jednak mój mąż oraz dzieci i jako rodzina to właśnie sobie poświęcaliśmy najwięcej uwagi.
Gdy po śmierci teścia matka mojego męża została sama, to z czystej troski dużo tej uwagi skierowaliśmy w jej kierunku, aby w tych kilku pierwszych najtrudniejszych miesiącach nie czuła się totalnie osamotniona. Czas mijał, ale zamiast wychodzenia na prostą, teściowa zafundowała nam zestaw wielu manipulacji i kłamstw, czym okropnie mnie zawiodła.
„Wymyśla choroby, aby wzbudzić naszą litość”
Utrata ukochanej osoby nie należy do najprzyjemniejszych zdarzeń i na początku starałam się ją zrozumieć, gdy składała nam niezapowiedziane wizyty, które trwały czasem nawet po kilkanaście dni. Wspominała, że boi się spać sama w mieszkaniu, co również jako kobieta rozumiałam, ale nie jestem w stanie zrozumieć tego, co robi teraz.
Od śmierci teścia minął ponad rok i chyba dotarło do niej, że nie może przecież wiecznie używać tego, jako argumentu do zabierania nam naszego czasu, więc wymyśla choroby, aby wzbudzić naszą litość. Po wizycie u gastrologa wspominała o niepokojących zmianach w przełyku, ale prawda szybko wszyła na jaw, gdy mąż znalazł u niej w domu prawdziwy opis badania. Próbowałam to jakoś sobie wytłumaczyć, ale nie mam wątpliwości co do tego, że robi to z premedytacją.
Kłamstwa teściowej są częścią większego planu?
Teściowa nie wie, że my już znamy prawdę na temat ostatnio robionej gastroskopii. Gdy do tego dołożymy jej teksty o tym, że nigdy nie wiadomo, jak to będzie i może człowiekowi dom opieki społecznej zostanie, to wszystko zaczyna mi się składać w całość. Jestem niemalże pewna, że ona chce, abyśmy wzięli ją do siebie, co oczywiście w nagłych sytuacjach moglibyśmy rozważać, ale nie przy tak perfidnych gierkach. 72 lata to nie koniec świata! W pełni sprawna i zadbana kobieta powinna się wreszcie wziąć w garść, a nie kłaść się do mentalnego grobu.