Uwielbiam zwierzęta! Były obecne w moim rodzinnym domu od zawsze. Wychowywałam się z dwoma psami oraz trzema kotami. Moi rodzice nie mieli nic przeciwko, żeby spały ze mną w łóżku! To dlatego chcę, żeby moja córka również miała swojego zwierzaka. Mój mąż ma jednak inne zdanie na ten temat...
Gracjan łączy posiadanie zwierzęcia tylko z upierdliwym obowiązkiem
Zwierzęta są wspaniałe, mądra, uczuciowe. Zawsze wiedzą, kiedy pocieszyć swojego opiekuna i jak się zachować. Ja kocham nie tylko psy, ale również koty. Uważam, że z tymi drugimi jest nieco mniej obowiązków, w końcu nie trzeba z nimi wychodzić na codzienne spacery.
Moja 6-letnia córeczka Maja bardzo chciałaby mieć własnego kotka. Chce głaskać wszystkie na ulicy i bardzo zazdrości koleżankom, które mają w domach zwierzęta. Mówi o tym już od dłuższego czasu, chętnie czyta książeczki o czworonogach i udowodniła mi, że wie, jak się nimi zajmować. Przynajmniej poznała teorię... Moim zdaniem przyszła pora na praktykę!
Inaczej uważa mój mąż, Gracjan. Dla niego zwierzęta to ogromny obowiązek. Brak spontanicznych wyjazdów i po prostu udręka. On nigdy nie miał w domu psa, ani kota. Nie jest w stanie zrozumieć tej więzi!
Kot nauczy Maję empatii
Wiem, że kotek to idealne zwierzę dla Mai. Mogłaby dawać mu jeść, sprzątać w kuwecie, bawić się z nim, a nawet z nim spać. Oczywiście wzięlibyśmy czworonoga ze schroniska. Moglibyśmy go uratować i zapewnić mu lepsze życie. Z kolei moja córeczka nauczyłaby się delikatności i uwagi w stosunku do zwierząt. Wierzę, że to najlepszy sposób na wypracowanie cennej w dzisiejszych czasach empatii.
Poza tym ja też bym chciała kota! Strasznie brakuje mi zwierzęcia w naszym wielkim domu. Mamy odpowiednie warunki, nie brakuje nam pieniędzy, a więc stać nas na karmę, zabawki, legowisko czy ewentualne wizyty u weterynarza.
Sama się wszystkim zajmę, mąż nic nie będzie musiał robić
Wielokrotnie rozmawiałam z mężem na ten temat. Podawałam mu logiczne argumenty. On jest jednak nieugięty. Podkreśliłam, że sama zajmę się wszystkim, nawet w najdrobniejszych szczegółach. Ten kot kompletnie nie będzie go obchodził, pewnie nawet nie zauważy, że jest w domu.
On jednak uważa, że wszędzie będzie upierdliwa sierść, a jego koszule i marynarki będą wyglądać beznadziejnie. Dla mnie to przesada, przecież można je wyprać, wyczyścić. On jednak tego nie rozumie i wygoda jest dla niego najważniejsza.
Czy jest jakiś kompromis w tej sytuacji? Nie wiem, jak się zachować. Może po prostu przygarnąć jakąś przybłędę i postawić męża przed faktem? Chyba nie wyrzuci kociego dziecka z domu?