Zabiła małe dzieci i siebie. Nie chciała oddać ich byłemu mężowi. Tragedii można było uniknąć?

Zabiła małe dzieci i siebie. Nie chciała oddać ich byłemu mężowi. Tragedii można było uniknąć?

Zabiła małe dzieci i siebie. Nie chciała oddać ich byłemu mężowi. Tragedii można było uniknąć?

zdjęcie ilustracyjne/canva

Pod koniec marca w miejscowości Kopki w województwie podkarpackim doszło do tragedii. 41-letnia kobieta zabiła swoje dzieci, a później odebrała sobie życie. Dlaczego dopuściła się takiego czynu? Co sprawiło, że targnęła się na swoje życie i swoich dzieci?

Reklama

Nie chciała oddać dzieci mężowi

Magdalena V. w marcu 2020 roku odeszła od swojego męża Jochena. Po czasie postanowiła, że z Niemiec wróci do Polski i tutaj rozpocznie nowe życie. Na ten przyjazd zgodził się także ojciec dzieci, ale po dwóch miesiącach 6-letnia Julka i 4-letni Mateusz mieli wrócić do ojca do Niemiec. Na to nie chciała zgodzić się matka.

Gdy dzieci nie wracały do domu, Jochen skierował sprawę do sądu i tym samym zgłosił, że doszło do uprowadzenia. Niestety 41-latka przegrała rozprawę, a to wiązało się z tym, że dzieci muszą wrócić do ojca. Mężczyzna przyjechał po nie do byłej żony z kuratorem i psychologiem.

Rodzinny dramat z tragicznym finałem

Gdy były mąż przyjechał do Magdaleny, ta zachowywała się normalnie. Powiedziała, że zaraz naszykuje dla nich torby. Niestety tak się nie stało. 41-latka poszła z dziećmi do łazienki. Zadała im ciosy nożem, a później odebrała sobie życie.

Czy tej tragedii można było uniknąć? Tak uważa rodzina Magdaleny V., a szczegóły tej sprawy znamy także z programu Ewy Jaworowicz, który został wyemitowany 15 kwietnia, czyli dwa tygodnie po tragicznej śmierci Julki, Mateusza i Magdaleny. To właśnie wtedy mama 41-latki powiedziała:

Odradzałam córce ten związek, bo wiedziałam, że z Niemcem nie wytrzyma. Są skąpi, despotyczni, zimni. "Mamo, dam radę" - słyszałam odpowiedź...

Jak się zaczęła ich relacja?

Magdalena V. pojechała do Niemiec do pracy, gdzie zaczęła opiekować się starszą kobietą, która okazała się babcią Jochena. Magdalena wyznała, że na początku jej mąż był zupełnie inny. Jednak jej matka od razu miała o nim złe zdanie. Jej córka nie dostawała od niego żadnych pieniędzy, a gotówkę przed Magdą chował u rodziców w sejfie. W programie wspomniano także o seksualnych preferencjach mężczyzny, które niepokoiły żonę. Na stronie vod.tv.pl, gdzie opublikowano program z Magdaleną V., czytamy:

Jak twierdzi kobieta, po ślubie mężczyzna zaczął ujawniać nietypowe zachowania o charakterze fetyszyzmu – zaczął nosić damskie buty i bieliznę, a także silikonowy biust. Ponadto uważa, że robił to również w obecności dzieci

Oddzieleni na zawsze...

Magdalenie zależało, aby były mąż nie odebrał jej dzieci. Bała się, że będzie daleko od Julki i Mateusza. Wydawało jej się, że chroni je przed mężem despotą, a finał tej historii jest tragiczny i rozdzierający serce. Matka spoczęła na cmentarzu w Rudnikach nad Sanem, a ciała dzieci spoczną w Niemczech. W rozmowie z "Faktem" załamana babcia mówi:

Nawet nie chcą pozwolić dzieci tu pochować. Ojciec chce zabrać je do Niemiec. Co mamy do gadania. [...] To, że tak się stało, to jest tylko jego wina, bo ile można wytrzymać znęcanie się psychiczne. Przyjeżdżał tu, gnębił, zakładał kolejne sprawy sądowe. Doprowadził ją do takiego stanu i się stało, jak się stało. Dzieci były tu szczęśliwe. Tę tragedię to tylko jemu zawdzięczać. Bo zamiast się dogadać z matką, to robił na złość

Wyrazy współczucia dla najbliższych...

źródło: podkarpacka.policja.gov.pl, fakt.pl, vod.tvp.pl

Reklama
Reklama