"2 tysiące złotych - tyle kosztowała mnie sylwestrowa impreza. Jak widać za ceną nie idzie jakość, bo potwornie się czymś zatrułem. Nigdy więcej balów sylwestrowych! Dobrze, że chociaż znajomi zobaczyli, że dobrze mi się powodzi!"
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: historie@styl.fm. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wielkie plany
Sylwestra zaczęliśmy planować z żoną już kilka miesięcy wcześniej. Wreszcie dzieci poszły na swoje, więc w końcu mogliśmy spędzić ten dzień w wyjątkowy sposób. W naszej miejscowości nie ma zbyt wielkiego wyboru, jeśli chodzi o zabawy sylwestrowe. Ludzie głównie siedzą w domach, albo spędzają czas u znajomych. Sami przez długie lata spędzaliśmy tak ostatni dzień w roku. Czasami wyprawialiśmy imprezę u nas, czasem szliśmy do sąsiadów. Ale tym razem chcieliśmy zaszaleć.
Moja żona, Marianka, znalazła wielki bal sylwestrowy w sąsiednim mieście. Bal odbywał się w czterogwiazdkowym hotelu. W ofercie była zabawa z DJ-em i zespołem, miały być zabawy i konkursy, tańce, a przede wszystkim otwarty bar i szwedzki bufet przez całą noc. Co prawda cena była dość wygórowana - w końcu za 600 zł od osoby to już można pojechać na wakacje, ale obiecaliśmy sobie z Marianką, że w tym roku nie będziemy oszczędzać na sylwestrze. Do tego doszły jeszcze koszty powrotnej taksówki do domu oraz oczywiście nowej sukienki dla żony i fryzjera. Przez 3 miesiące się odchudzała, żeby się zmieścić w tą sukienkę.
Wielki niewypał
W końcu nadszedł ten dzień. Cali podekscytowani pojechaliśmy do hotelu na ten bal. Impreza faktycznie robiła wrażenie. Na początku było trochę sztywno, ale jak się wszyscy napili, to od razu zrobiło się weselej. Żałowaliśmy, że nie było z nami żadnych znajomych, ale nikt nie chciał wydać tyle kasy na sylwestra. Robiliśmy więc sobie przez całą noc zdjęcia, które od razu wrzuciliśmy na media społecznościowe.
Kaśka to chyba pęknie z zazdrości!
- śmiała się Marianka, coraz bardziej upojona alkoholem.
Piliśmy, jedliśmy, tańczyliśmy. Zabawa była całkiem niezła, ale jeszcze przed północą jakoś się gorzej poczułem. Marianka też powiedziała, że się jej w głowie kręci. Z ledwością wytrzymaliśmy do północy. Jak tylko skończył się pokaz fajerwerków, szybko zadzwoniliśmy po taksówkę i wróciliśmy do domu. Po drodze musieliśmy się co chwilę zatrzymywać, bo najwyraźniej się czymś oboje zatruliśmy. Taksówkarz nie był zachwycony. Musieliśmy mu zapłacić duży napiwek za ten kurs. Cały następny dzień leżeliśmy nieprzytomni w łóżku, i tylko chodziliśmy do łazienki.
Jak Marianka poczuła się odrobinę lepiej, zaraz weszła do Internetu czytać opinie o tym balu i okazało się, że więcej osób tak się pochorowało jak my. Ale pieniędzy oddać nie chcieli. Najgorszy sylwester w życiu! Ale przynajmniej zdążyliśmy pokazać znajomym, że się bawiliśmy na bogato.
Wojciech
Przeczytaj także
"Dzień po porodzie mąż skomentował mój wygląd. Przepraszał milion razy, a ja nadal nie umiem zapomnieć"
"Byłem na Mszy z modlitwą o uzdrowienie. Zakończyło się zaskoczeniem"
"Zamieniłam dom na wsi na mieszkanie blisko centrum. Po 2 latach wolałabym cofnąć czas"