"W życiu nie spodziewałabym się, że to się stanie. Wszystko obliczyliśmy, przekalkulowaliśmy, dołączyliśmy też zapas, aby w razie czego starczyło i to wszystko na nic. Nawet nie zdążyliśmy się wprowadzić do naszego domku, a już trzeba było się go pozbyć. Jednak nie mogliśmy postąpić inaczej. Nie dość, że żylibyśmy w nędzy, to jeszcze nasze małżeństwo mogłoby się rozpaść. Bardzo mi żal, bo marzyłam o tym domu."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wzięliśmy kredyt na oprocentowaniu zmiennym
Już z działką był problem, bo nie mieliśmy własnej, a ziemia jest bardzo droga. Chcieliśmy taką w większej cywilizacji i z widokiem na naturę. Kosztowała dużo, no ale to na całe życie. Później popełniliśmy błąd, gdyż wzięliśmy kredyt na oprocentowanie zmienne, w czasie, gdy raty kredytu były niskie i bardzo przystępne. Nie znaliśmy się za bardzo na tym, więc popłynęliśmy.
W ciągu kilku miesięcy rata kredytu wzrosła dwukrotnie. My nawet nie zdążyliśmy wykończyć tego domu, a już ogromne raty trzeba było płacić. Tak też przez następne 25 lat. Szybko zrezygnowaliśmy z ekipy budowlanej, kiedy zorientowaliśmy się, jakie to dodatkowe koszta. Staraliśmy się budować sami. To jednak nie było takie proste.
Odległość od domu teściów, w którym mieszkamy, a naszym domem, to prawie 30 minut drogi. Poza tym oboje pracujemy i po pracy trzeba też pomóc teściom i zająć się małymi dziećmi. Pomagał nam brat męża, no ale on też ma swoje życie. Budowa szła bardzo mozolnie, a miesiące mijały. Zaczęło się robić coraz trudniej.
Ukradziono nam pręty pręty zbrojeniowe i materiały ścienne
Te materiały kupiliśmy znacznie wcześniej, bo były zimą tańsze. Nie mieliśmy gdzie ich trzymać, więc trzymaliśmy na działce, gdzie budujemy dom. Miały one posłużyć do budowy ścian wewnętrznych, niestety, pewnego dnia przyjechaliśmy na budowę i okazało się, że materiały zniknęły. Oczywiście zgłosiliśmy sprawę na policję, która niewiele zrobiła. Nie odzyskaliśmy tego, musieliśmy kupić nowe, po wyższej cenie.
W końcu mój mąż podupadł na zdrowiu, a i nasze małżeństwo przechodziło kryzys. Żadne z nas nie wytrzymywało tej sytuacji, wiecznej niepewności i braku pieniędzy. Finansowo też nie miał kto nam pomóc. Tak więc w końcu z bólem serca sprzedaliśmy nasz wymarzony dom i zostajemy na stałe u teściów. Czuję, że osiągnęliśmy życiową porażkę. Mam nadzieję, że kiedyś naszym dzieciom powiedzie się lepiej.
Iwona