• Gość odsłony: 6402

    Adopcja

    Para, ona, on. moze nawet małżeństwo.
    Już nie tacy młodzi i nie bardzo bogaci ale to nie ma wiekszego znaczenia.
    szczesliwi razem - ciagle tylko brak tej malej istotki w ich zyciu.
    serie badan, kolejni lekarze i swego rodzaju wyrok.
    na szczescie istnieje adopcja.
    tylko ze dopiero tu zaczyna sie bieg z przeszkodami...
    wysokie sa wymagania stawiane przez osrodek adopcyjno opiekunczy.
    kompletują wiec swoje zyciorysy, odpisy aktu malzenstwa, opinie pracodawcow,zaswiadczenia o niekaralnosci, wyniki badan w kierunku nieplodnosci i zaswiadczenia o ogolnym stanie zdrowia, zaswiadczenie z poradni zdrowia psychicznego i poradni odwykowej (!!!), zaswiadczenia, zaswiadczenia,zaswiadczenia...
    z jednej strony to dobrze, z innej - utrudnianie, schody, pulapki.
    i zal: gdy starali sie o dziecko metodami naturalnymi ( :) ) nikt od nich tego wszystkiego nie zadal...

    Odpowiedzi (30)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-11-06, 07:59:37
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2010-11-06 o godz. 07:59
0

Amst uważam tak ponieważ dziecko "osierocone" musi zbudować zdrowe, poprawne kontakty z innymi ludźmi, opiekunami. Musi zaistnieć korekcja dotychczasowych nieudolnych i zerwanych więzi. Potrzeba do tego stałej rodziny, a nie rodziny z doskoku. Dziecko musi mieć zaspokajaną potrzebę przynależności a nie należeć do wszystkich ( taty i mamy raz wroku, cioci wychowawczyni każdy dzień, cioci nocki w noc, rodzinki weekendowej i swiątecznej) a tak na serio to należy do wszystkich i nikogo zarazem. Z moich doświadczeń wynika, iż często dzieci takie chcą by ktoś poświęcał im dużo czasu, zajmował się nimi, był z nimi, zbudował coś nowego, trwalszego. A takie rodziny uczą tylko jednego, że można kogoś wziąć i oddać, albo lubić tylko w weekendy. Już dużo bardziej podoba mi się aby rodzina została wolontariuszem w placówce i kiedy jako tako ma określone plany ( rodzina zastępcza ? zawodowa ? pogotowie) wtedy zabierania ( ale na krótki i określony wcześniej ) okres czasu bez mozliwości jego przełużenia. Ileż można dziecko zabierać na okres świąt - rok, dwa ? Zabranie na święta tworzy dziecku iluzoryczną namiastkę - moze jak będę grzeczny to mnie zabiorą na zawsze, może mi sie poszczęści, może tylko mówią, że na świeta ! Poza tym po takim pobycie dziecko ma wyrzuty sumienia - zobiłem coś złego i mnie oddali,byłem niewystaczająco bystry, ładny, grzeczny i przywieźli mnie do bidula. Tak na prawdę to przecież święta nie stwarzaja realnej okazji do poznania się - jesteśmy mili, uśmiechamy się, jemy pyszności, zanikają wady, kłótnie. To piękny czas ale niestety daje dosyć zafałszowany obraz nas samych w obliczu codzienności w jakiej przyszło zyć dzieciom z dd.
Czemu to ma służyć - mojemu lepszemu sampopoczuciu bo pomogłam biednej sierotce? :| A co tak na serio dziecko ma z tego ? ( takie pytanie retoryczne na koniec)

Ja w ogóle jestem wielkim przeciwnikiem DD, to okropne placówki, które jak mamuty powinny wyginąć jeden po drugim. :|

Odpowiedz
Gość 2010-11-05 o godz. 21:37
0

Mika - wiem, że wiele dzieci nie ma czystej sytuacji prawnej i to też jest problem, ale nie mamy na to wpływu bo tak jak mówisz - "kontakt jest" jak zachlany ojciec stoi pod bramą DD i ryczy do dziecka - dzieciak to pamięta i w sądzie powie...

Natomiast u nas naprawdę byuła taka sytuacja, że nie wolno było dzielić rodzeństw - swoją dropga totalna bzdura - bo np. co za problem jesli rodziny mieszkają w sąsiednich miastach -podpisać umowę przed sadem ze "zobowiazują się regularnie odwiedzać..."

Dlaczego uważasz, że zabieranie dzieci "pod choinkę"jest krzywdą - u nas często w ten sposób rodziły się rodziny zaprzyjaźnione, które brały potem dziecko na wakacje itp. U nas to dobrze działało - byo ogłoszenia w radio a dzieciaki czekały na nowych chętnych... Czasem tacy ludzie którzy przychodzili tylko na święta - odkrywali, że to wcale nie takie trudne zaczynało się myślenie czyms trwalszym..

SkrawkuNieba - w kazdym zawodzie zdarzają się leserzy i ludzie godni zaufania...
Ten psycholog musiał albo być leserem albo nie miec pełnych informacji o sytuacji dziecka. Wiesz jeśli np. wywiady środowiskowe nie są dostarczane do psychologa to trudno "wymyslic" że dziecku się coś dzieje. Np. psycholog szkolny nie pójdzie do rodziny w odwiedziny - nie łudxmy się - to nie Stany...

Odpowiedz
Gość 2010-10-30 o godz. 21:53
0

nie pozbyli się niestety go, bo musiał wrócić po tym jak najpierw ją a potem siebie chciał okaleczyć
a poza tym nie ma się czego wstydzić, ludzie są naprawdę różni, ale już teraz rozumiesz chociaż moje zdanie :|

Odpowiedz
Gość 2010-10-30 o godz. 06:31
0

Pozostaje mi tylko niesmak, że osoba z "mojej branży" nawaliła. Podstawa w takim kontakcie to wiarygodna informacja, bez zniekształceń. A im chyba zależało żeby się go "pozbyć" :(

Odpowiedz
Gość 2010-10-30 o godz. 03:34
0

Mika_ sytuacja wyglądała tak-dzieciak 11 lat, jego matka nie żyje, ojciec ożenił się z siostrą swojej poprzedniej (zmarłej) żony, a mały wylądował w domu dziecka. Wg pani psycholog dziecko jest zdrowe, nie wymaga opieki psychologa... to ja nie będąc psychologiem wiem, że 11-letnie dzieci, które przeżyły w domu awantury z ojcem alkoholikiem i śmieć matki wymagają pomocy. O tym wszystkim (czyli o tym, że tatuś biegał za mamusią z siekierą i wlewał jej do gardła wódę, żeby nic następnego dnia nie pamiętała) koleżanka dowiedziała się oczywiście dopiero po tym jak go zabrała, notabene od niego (ja wiem, że dzieci potrafią fantazjować-ale tu się te relacje pokrywają po rozmowie z dziadkami). Kochana więc nie dam się przekonać, że można poprosić o dokładną opinię, bo opiekunka oczywiście powiedziała potem, że faktycznie mały miał prolemy ze szkołą, pobił kiedyś koleżankę z klasy do nieprzytomności, ale tak naprawdę to teraz zależy od niej jaki on będzie.
Proszę...

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-10-17 o godz. 01:00
0

Amst troszkę się z Toba nie zgodzę. ( też jako były pracownik DD)
Dzieci z DD mają mniejsze szanse na adopcję nie ze względu na to, ze maja brata lub siostrę tylko, że ich rodzice nie mają odebranych praw rodzicielskich. Odwiedzają dziecko raz w roku, najczęściej na świeta więc dla Sądu liczy się, że kontakt jest. Rodzeństwa mają mniejszą szansę na adopcję jednak zdarzają sie ludzie, którzy się decydują. Rodzeństwa wielodzietne najczęściej są adoptowane przez ludzi w Stanach, Kanadzie.
Z tym zaufaniem do dziecka to myślę sobie, że gdyby ktoś znał moja historię ( moich genów, mojej rodziny) to nie wiem jak zachowałaby się rodizna chcąca mnie adoptować. Czy wszystkie nasze rodziny są wzorowe, idealne, czy są pozbawione wad, przestępców, czarnych owiec ?
Również nie zgadzam sie z długimi procedurami. To ogromny wielgachny mit adopcji.

Zabieranie do domu na świeta uważam dla większości dzieci z ogromną krzywdę, którą się im wyrządza. Niejednokrotnie była burza mózgów w DD o tym pomyśle.

SkrawkuNieba - może i nie są tak szczegółowo, ale zawsze można poprosić. Musiałybyśmy dyskutować o konkretnej sytuacji, nie wiaodmo czy też badania coś by dały ? Ja raczej spotykałam się z dość dokładnym opisem lub/i diagnozą dzieci.

Odpowiedz
Gość 2010-10-16 o godz. 09:51
0

Jako były pracownik Domu Dziecka mogę powiedziec tyle - u nas adopcji było mało i nie dlatego, że wymagania wysokie, bo takie jak wszedzie ale dlatego, że było wiele rodzeństw a nie dyr. nie zgadzała się na rozdzielanie - w pewnym sensie słusznie, chociaz nie do końca...
Pieniedzy jakoś nie przybywało po adopcji więc chyba nie było "płacone".

Kiedyś miałam do adopcji stosunek "ojej ja też chce"
Dzis wiem, że to inaczej - to trudne - jak się pozna historię takiego dziecka to dopiero wtedy się wie jak jemu jest trudno zaufac, jak trudno mu uwiezyć,ze bedzie "czyjeś"
A są też dzieci tzw. domodzieckowe - żal i trudno to powiedziec, ale nie nadają się do adopcji - tak wrosły w strukture domu dziecka, w mnóstwo ludzi wokól hałas, rutynę, obowiązki że aż trudno sobie wyobrazić, że stanie sie "czyims jedynakiem"

Na poczatek dla tych, którym trudno uwieżyć w powodzenie adopcji i przerażają długie procedury (apropos - na swoje też się czeka!!!) moża zacząć od "świętowania" czyli brania na Boże Narodzenie itp...

Musze wam powiedzieć, ze wiele dzieci ma do "nowych rodziców" często bardzo życznieowy stosunek i wymagania i roszczenia - a co mi dasz? a za co? itp...to brutalna prawda ale dzieci, które musiały sie dzieliż z innymi sa teraz bardzo nastawione na zaspokajanie wielkiego pojemnika z napisem "MOJE".

U nas na swięta zostawały własnie te "domodzieckowe" i kilkoro "karnych" czyli tych, którzy powinni spedzis swieta na policji...Reszta się jakoś rozchodziła do cioć, nowych itp.

Odpowiedz
Gość 2010-10-08 o godz. 02:40
0

mika_ nie zgodzę się z tobą w sprawie tej opieki psychologa... tzn generalnie istnieje coś takiego, dzieci są badane ale nie na tyle szczegółowe na ile jest to potrzebne...

jeśli chodzi o adopcję i rodziny zastępcze to faktycznie baba z mojej strony

Odpowiedz
Gość 2010-10-03 o godz. 08:32
0

SkrawekNieba napisał(a):teraz trochę zmieniłam swój stosunek do tej sprawy, po tym jak moja koleżanka samotnie zaadoptowała jako rodzina zastępcza dziecko (w zasadzie 11-letniego chłopca)...

Rodzina zastępcza to całkiem inna forma niż adopcja. To na prawdę dwie różne sprawy ! Nie można adoptować jako rodizna zastępcza dziecka. Można dla jednego dziecka być albo rodziną zastępczą albo rodizna adopcyjną.

jeśli chodzi o wszystkie procedury, testy dla przyszłych rodziców starających się to jak najbardziej, nie mam z tym problemu
tylko dlaczego działa to tylko w jedną stronę dlaczego dzieci, które zostaną niedługo oddane zastępczym rodzicom nie są poddane badaniom psychologicznym...

Dzieci z placówek, które idą do rodzin mają badania pscyhologiczne. Trzeba tylko o to pytać. Często są już takie badania przeprowadzane w innych okolicznościach. Jeśli nie ma ( a z czymś takim się jeszcze nie spotkałam) można o nie poprosić.

nie chodzi mi o to, że ktoś w takiej sytuacji powiedziałby "sorry, w takim razie dziękuję, nie chcę dziecka z patologicznej rodziny, z problemami, z przeszłością..." tylko łatwiej jest takiemu dzieciakowi pomóc, zrozumieć go... faktycznie dziewczyna trochę się wyrwała z motyką na słońce, bo inaczej jest, gdy w domu obecny jest mężczyzna
uważam jednak, że nasze wspaniałe państwo powinno pomyśleć poważnie o poważniej, stałej opiece psychologicznej dla dzieci z domów dziecka,

Każdy - powtarzam każdy dom dziecka ma psychologa bądź pedagoga. Jest to opieka jak najbardziej stała !wiem, że na to potrzebna jest kasa, ale mimo wszystko na to właśnie powinna się znaleźć

Odpowiedz
Gość 2010-09-17 o godz. 01:52
0

ja zawsze chciałam adoptować dziecko, zawsze chciałam mieć dużą rodzinę, więc sobie postanowiłam, że jeżeli będzie mnie stać na utrzymanie kilkorga dzieci to chciałabym pomóc jakiemuś maleństwu z domu dziecka
teraz trochę zmieniłam swój stosunek do tej sprawy, po tym jak moja koleżanka samotnie zaadoptowała jako rodzina zastępcza dziecko (w zasadzie 11-letniego chłopca)...
jeśli chodzi o wszystkie procedury, testy dla przyszłych rodziców starających się to jak najbardziej, nie mam z tym problemu
tylko dlaczego działa to tylko w jedną stronę dlaczego dzieci, które zostaną niedługo oddane zastępczym rodzicom nie są poddane badaniom psychologicznym... nie chodzi mi o to, że ktoś w takiej sytuacji powiedziałby "sorry, w takim razie dziękuję, nie chcę dziecka z patologicznej rodziny, z problemami, z przeszłością..." tylko łatwiej jest takiemu dzieciakowi pomóc, zrozumieć go... faktycznie dziewczyna trochę się wyrwała z motyką na słońce, bo inaczej jest, gdy w domu obecny jest mężczyzna
uważam jednak, że nasze wspaniałe państwo powinno pomyśleć poważnie o poważniej, stałej opiece psychologicznej dla dzieci z domów dziecka, wiem, że na to potrzebna jest kasa, ale mimo wszystko na to właśnie powinna się znaleźć

Odpowiedz
Reklama
Vill 2010-04-17 o godz. 18:59
0

Mika, ja nigdy nie pomyślałam zeby złe zachowania zwalać na geny
może dlatego że te zachwania bardzo przypominają mnie zopowiadań.
Pozatym Filip jest dla mnie z "krwi i kości"...mimo ze nie rodziłam go....czase tylko strach o zdrówko
Vill

Odpowiedz
Gość 2010-04-07 o godz. 02:59
0

Vill - miło mi dowiedzieć się, że jesteś mamą adopcyjną.
Wydaje mi się, że kojarzę Twój nick z jeszcze jednego forum ! :D
Wiem, że nie wszyscy chcą noworodka. Owszem zgodzę się, że większość. U podstaw leży chęć bycia z dzieckiem od takiego momentu jak to tylko możliwe najwcześniej. To nic zdrożnego - sama też tak miałam !

A adopcja moze się nie udać. Sama znam kilka takich przypadków. Jakakolwiek wypowiedź o powodach byłaby generalizacją. Bardzo ważne są oczekiwania co do dziecka - czym większe tym trudniej potem zaakacptować jego wady, potknięcia. Łatwo wtedy przywoływać myślenie " to nie moje geny, to wychodzi z niej/niego krew rodziców"
Podstawą jest akcptacja.

Odpowiedz
Vill 2010-03-30 o godz. 08:41
0

Melbo
Źle się wyraziłam, nie udało się mieć dziecka bilogicznego mimo ze byłam wciązy ale straciłam synka w 7 miesiącu ,nasza adopcja jest jak najbardziej udana.
Procedura cała trwała 9 miesięcy i nie była łatwa ale nie była też trudna.
Uważam ze wszyscy przyszli rodzce powinni przejsc takie warsztaty/jak y,testy psychologiczne,pedagogiczne,ocene psychologiczną .
Bo tak naprawdę wiele się można dowiedzieć o wychowaniu i o nas samych...
Pozdrawiam
Vill
ps.wszyscy rodzice adopcyjni z reguły chca noworodka....my z R jestesmy chyba inni...i dlatego F jest z nami

Odpowiedz
Vill 2010-03-29 o godz. 07:56
0

jak sie rodzi miłosc w przypadku adoocji...otóż ona rodzi się w sercu..i nie przez 9 miesięcy ale przez całe pragnienie posiadania dziecka.
W naszym przypadku było to 5,5 roku od dnia ślubu...bo od tego dnia "działaliśmy" w kierunku naszej kruszynki...
Praktycznie sie nie udało 8) z pomocą bożą trafilismy i odnaleźlismy naszego synka w innych okolicznościach przyrody...
Nasza rodzina jest zdecydowanie normalną rodziną a jedynie fakt iż nasz syn nie powstał z naszych komórek nas od innych odróżnia..
Myślę że kocham mojego synka tak samo chociaz nie wiem jak kocha sie biologiczne dziecko a moze kocham nawet mocniej.
Mój mąz też się różni genami a mimo to jest mi najbliższy...
Miłośc to miłość...a problemy i troski mamy te same;))))
Vill

Odpowiedz
Gość 2010-03-28 o godz. 21:41
0

nie wiem, czy słyszałyście o takim stowarzyszeniu jak Rotary działa na całym świecie, w jego skład wchodzą ludzie raczej z wyższych sfer, z dobry wykształceniem, ugruntowaną pozytywną opinią w lokalnym społeczeństwie, w miarę zasobnym portfelem itd. na temat Rotary krążą różne pogłośki, ale raczej wychodzą one od ludzi na zasadach plotek, bo dostęp do uczestnictwa w Stwoarzyszeniu dostaje sie naprawdę po dokładniejszej weryfikacji, głosowaniach itp. Rotary zajmuje się niesieniem pomocy, zwłaszcza finansowej, dla ubogich dzieci, z domów dziecka, z biednych mieścin czy wiosek ale także organizacją wszelkiej innej pomocy humanitarnej. pośredniczą także w załawtianiu dzieciom dostępu do wykształcenia, ale także... w znalezieniu nowego domu (patrz:adopcja). kilka lat temu moi dziadkowie bardzo czynnie związani byli z adopcją chłopca, do rodziny za granicę: zdrowe, normalne dziecko, przyszli rodzice bez szans na własne. też musieli przejść procedurę adopcyjną, może trochę łatwiejszą niż Polacy, ale tez procedurę. przebiegło wszystko sprawnie, dziecko ma nowy dom i wspaniałych rodziców. Dom dziecka z którego "pochodzi" ten chłopczyk co roku dostaje różne prezenty, oni za granicą organizują akcje harytatywne, właśnie dla tego domu. W tym wypadku uważam, że pieniądze owszem, mogą wszystko, ale napewno nie można generalizować i uważać, ze obcokrajowcy to dostają dziecko "o tak o"-bez niczego oprócz kasy. a że w każdym środowisku znajdzie się czarna owca to już zupełnie inna historia.

Odpowiedz
Vill 2010-02-26 o godz. 23:50
0

Cześć
Jestem mamą adopcyjną 5 letniego chłopca
Chciałbym kontynuowac temat ..
Znalazłam dziś to forum.
Jeżeli macie jakieś pytania lub wątpliwości ..a może nie macie z kim porozmawiać,chętnie podzielę się doświadczeniem
Pozdrawiam
Vill

Odpowiedz
Gość 2009-01-10 o godz. 07:43
0

Maly napisał(a):Musze sie wtracic.
Pieniadze robia wszystko.
Para,ktora mieszka za granica,niemogaca miec dzieci adoptowala takie w Polsce.
Bez specjalnie wielkich problemow.
Ot,przetlumaczone zaswiadczenie o zamieszkaniu w danym kraju,oficjalnie na dom dziecka kilka tysiecy,drugie tyle dla dyrekcji i razem z dzieckiem wyjechali do domu.
Faktem jest ze to dziecko akurat dobrze trafilo.
Adopcje w Polsce do rodzin zagranicznych zdarzają się.
Nic mi nie wiadomo o przepłacaniu bo po co przepłacać.
Jeśli w Polsce dziecko zgłoszone jest do adopcji i przez pewien okres czasu bezskutecznie poszukuje się rodziny to można dziecko kandydować do adopcji zagranicznej.
Niedawno byłam przy adopcji czwórki dzieci - rodzeństwa. W Poslce nikt ich nie chciał adoptować. Za " starzy" - bo do adopcji każdy chce miłego bobaska. Dziecko w wieku powyżej 10 lat jest bez większych szans.
Na te dzieci nie było kandydatów - nie chciano ich rozdzielać a przecież w Polsce nikt nie weźmie 4 dzieci. Nawet wtedy kiedy podzielono ich na dwie pary nikt się nie zgłosił. W końcu dzieci poszły do zagranicznej adopcji. Sąd wyraził zgodę. Wszystko zgodnie z procedurami. Nie trzeba pieniędzy, Mały.

Odpowiedz
Gość 2009-01-06 o godz. 08:34
0

Tak sobie czytam co tu piszecie o tych dzieciach i wlos sie na glowie jezy, a serce kraje z bolu...niektorzy tak bardzo chieliby ,a nie moga, a inni kompletnie nie doceniaja tego co zostalo im dane...

Odpowiedz
Gość 2009-01-06 o godz. 00:51
0

Aleba,to sa Polacy od 20-stu lat poza krajem. lol

Odpowiedz
Gość 2009-01-06 o godz. 00:25
0

Aleba! Przeczytałam twojego posta z ciekawoscia i... coraz bardziej sklaniam sie ku mysli, ze wymaganie zaswiadczen nie byloby takie zle.
niech ktos tylko powie jakim cudem udaloby sie tego przestrzegac - co, zamykac w metalowe majtki???
Sedno tkwi w zdrowym rozsadku kazdego z nas - z twojego posta wynika, ze niektorzy po prostu go nie maja, totalny brak odpowiedzialnosci i nie patrzenie na konsekwencje...

Odpowiedz
Gość 2009-01-05 o godz. 22:51
0

Uważam, że niektórzy naprawdę powinni mieć zakaz płodzenia dzieci! Co taki dzieciak jest winny, że ma nieodpowiedzialnych rodziców

Odpowiedz
Gość 2009-01-05 o godz. 22:46
0

A ja tak w temacie testu na rodzicielstwo i tego, że biologicznym rodzicom też by się takie coś przydało mam dla Was historię z życia wziętą (uwaga, będzie długie i wkurzające):
Osoby dramatu: kobieta, jej były mąż, jej kochanek, jej 5 dzieci (a właściwie 6 - na początku historii 6 było w drodze). Pierwsze dziecko - dziewczynka - jest panieńskie (nosi nazwisko panieńskie matki), więc nie mam jasności co do osoby ojca (być może mąż, ale niekoniecznie), pozostała 4 - dziewczynka i 3 chłopców - to dzieci urodzone podczas małżeństwa, ale ojcem wcale nie jest mąż, tylko ten drugi (chociaż formalnie noszą nazwisko męża). Nienarodzone jeszcze dziecko poczęte już po rozwodzie jako jedyne będzie od razu miało w dokumentach nazwisko prawdziwego ojca. Matka, jej były mąż oraz konkubent - wszyscy alkoholicy, z czego ponoć mąż najgorszy (nie wiem, nie spotkałam go osobiście). 2 najstarsze dziewczynki w domu dziecka, 3 młodszych chłopców w domu małego dziecka.
Rodzice (czyli matka i jej partner) pojawiają się w placówkach od przypadku do przypadku - u dziewczynek częściej, bo tam dyrekcja ich nie naciska, u chłopców rzadziej, bo tam dyrektorka zadaje im kłopotliwe pytania o to, jak sobie wyobrażają przyszłość dzieci i co zrobili, żeby zapewnić im jakąś przyszłość w ogóle (wiąże się to z faktem, że najstarszy chłopiec niedługo skończy 3 lata i w myśl przepisów powinien opuścić dom małego dziecka - dyrekcja chce wiedzieć, czy są jakiekolwiek szanse, by wrócił do rodziny, czy też należy go skierować do placówki, gdzie są jego siostry). Dzieci raz na jakiś czas wypuszczane do domu np. na święta, pozostawiane były same sobie, głodne, zamknięte w mieszkaniu, a rodzice w tym czasie szli w tango.
Rodzice traktują pobyt swoich dzieci w domach dziecka jako świetną sprawę - taki rodzja kolonii - mają gdzie spać, co jeść, co na siebie włożyć - jest im dobrze i krzywda im się przecież żadna nie dzieje. W luźnej rozmowie padają słowa: "my będziemy rodzić dzieci i umieszczać je tutaj, tu mają tak dobrze" (przypominam, matka jest po raz kolejny w ciąży!). Dzieciaki świetne, kontaktowe i przylepne - ale z drugiej strony widać już określone zaburzenia, chorobę sierocą itd.
Mija pewien czas. Idę na wywiad środowiskowy. Pod oficjalnym adresem zamieszkania matki dowiaduję się, że już tu nie mieszka. Nikt nie wie, gdzie jest. Próbuję u konkubenta - zgadza się na rozmowę. Kawalerka na Pradze, w 1 pokoju mieszka 6 osób (oprócz tego faceta jego rodzice, siostra z mężem i dzieckiem). Faktycznie, nie ma warunków na sprowadzenie tam kogoś jeszcze. Facet czeka na mieszkanie komunalne - ale najpierw musi zakończyć się sprawa o uznanie dzieci za jego (ciągnie się w sądzie już od dłuższego czasu). Pracuje dorywczo, właściwie więcej nie pracuje, do czego w końcu się przyznaje. Zaczyna być agresywny, kiedy pytam go jak sobie to dalej wyobraża - z czego utrzyma rodzinę, jak chce te dzieci wychowywać. Stwierdza, że on sam w dzieciństwie był w domu dziecka i krzywda mu się nie stała, więc jego dzieci też mogą poczekać, aż on poukłada swoje sprawy. Wie gdzie jest partnerka, ale mi nie powie - urodziła już najmłodsze dziecko - synka - i ukrywa się gdzieś pod Warszawą, bo boi się, że jej to dziecko odbiorą.
Reasumując: w moim odczuciu dzieci mają przesrane na całej linii. Są niewątpliwie związane z rodzicami i ze sobą nawzajem. Rodzice nie rokują nadziei na stworzenie im kiedyś domu, pozbawienie praw rodzicielskich nie będzie takie łatwe, bo przecież się swymi dziećmi interesują - a gdyby nawet się udało, to jakie szanse na adopcję ma tak liczne rodzeństwo? Poowiedzmy, że najmłodszy nigdy z nimi nie był, więc możnaby go oddzielić od reszty - chociaż to też nie do końca tak, starsze dzieci widziały ciążę matki, głaskały brzuszek itp. więc jakoś tam są też z tym maluchem związane. Nawet gdyby ich jeszcze dalej podzielić i dziewczynki (które są razem) kierować do adopcji osobno, a chłopców osobno, to i tak kiepsko to widzę.
Wtedy chyba pierwszy raz w życiu miałam mordercze instynkty i gdybym mogła, wysterylizowałabym/wykastrowałabym to towarzystwo od ręki.

Odpowiedz
Gość 2009-01-05 o godz. 11:20
0

Mały, jeszcze jedno mi przyszło do głowy - czy Ci Twoi znajomi to Polacy? Bo w takim przypadku sytuacja by była trochę bardziej zrozumiała.
Natomiast jeśli to obcokrajowcy, to ja już nie wiem...
Adopcje polskich dzieci przez rodziny zagraniczne dotyczą najczęściej dzieci chorych i z jakimiś dysfunkcjami, starszych lub rodzeństw (szczególnie licznych). No i oczywiście mają miejsce wtedy, kiedy jest jakiś związek dzieci z rodziną adopcyjną (pokrewieństwo, powinowactwo, wskazanie na rodziców itp.). W pozostałych przypadkach - przynajmniej w myśl przepisów - dzieciom szuka się rodziny w Polsce, najpierw w okolicach miejsca pobytu, potem na terenie kraju. Dopiero kiedy nikt się nie znajdzie, kieduje się dziecko do adopcji zagranicznej - ale nie chce mi się wierzyć, że taka sytuacja mogłaby dotyczyć niespełna dwuletniego zdrowego dziecka...
Zresztą co ja się dziwię, jeśli faktycznie zapłacili za to, to musiało to być przeprowadzone z pominięciem procedur

Odpowiedz
Gość 2009-01-05 o godz. 11:04
0

Wiem tylko ze byl sygnal z kraju ze jest dzieciak do adopcji.
Pojechali,zobaczyli,przytulili i nie odpuscili.
Byli gotowi zaplacic wiecej.
A oni naprawde nie mogli miec swoich dzieci.
Nawet sztuczne zaplodnienie odpadalo.
PS.Moze to sugestia ale dzieciak jest podobny bardzo do "mamy"

Odpowiedz
Gość 2009-01-05 o godz. 10:12
0

No to faktycznie wygląda, że pieniądze mogą wszystko
Chyba, że o czymś nie wiesz...

Odpowiedz
Gość 2009-01-05 o godz. 10:03
0

Dziecko podczas adopcji mialo niecale 2 lata.
Zdrowe,z rozbitej rodziny.
Zadnych powiazan,zadnych konekcji rodzinnych.
Teraz ma juz 8 lat.
Wiem,ze za granice sa wypychane dzieci wymagajace leczenia.
To dziecko przez kilka lat mialo nerwice.
Teraz jest to calkiem normalne,zdrowe dziecko.

Odpowiedz
Gość 2009-01-05 o godz. 10:00
0

Mały, a tak z ciekawości zapytam - to dziecko jest w jakim wieku? Zdrowe jest, bez żadnych wad lub dysfunkcji? Nie jest jakoś związane z tą rodziną - np. nie adoptowali już kogoś z jego rodzeństwa lub nie byli rodzicami wskazanymi przez rodziców biologicznych?

Odpowiedz
Gość 2009-01-05 o godz. 09:59
0

Melbuś :usciski:

dokladnie o to mi chodzi. niektóre z tych rzeczy mogłyby być wymagane, owszem.

tylko nie wiem jakim cudem daloby się to wyegzekwować.

Odpowiedz
Gość 2009-01-05 o godz. 09:13
0

Musze sie wtracic.
Pieniadze robia wszystko.
Para,ktora mieszka za granica,niemogaca miec dzieci adoptowala takie w Polsce.
Bez specjalnie wielkich problemow.
Ot,przetlumaczone zaswiadczenie o zamieszkaniu w danym kraju,oficjalnie na dom dziecka kilka tysiecy,drugie tyle dla dyrekcji i razem z dzieckiem wyjechali do domu.
Faktem jest ze to dziecko akurat dobrze trafilo.

Odpowiedz
Gość 2009-01-05 o godz. 08:58
0

Na pewno ta cała papierkologia jest trudna dla osób starających się o adopcję, ale szczerze mówiąc uważam, że dobrze, że tak jest. Nikt nie wprowadza przecież tych wymogów dla pognębienia przyszłych rodziców, lecz dla upewnienia się, że dziecko trafi do odpowiedzialnych, zdolnych stworzyć mu prawdziwy dom ludzi. Takich, którzy są dojrzali do tego kroku, zdecydowani i którzy nie skrzywdzą dziecka - już raz przecież skrzywdzonego. W tym kontekście to zbieranie zaświadczeń, rozmowy i czas oczekiwania są swoistym "egzaminem na rodzicielstwo".

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie