"Moja rodzina jest bardzo toksyczna. Zarówno rodzice, jak i rodzeństwo. Nie mogłam już dłużej z nimi mieszkać, dlatego odeszłam do pierwszego lepszego mężczyzny, którego poznałam przez Internet. Jak się okazało, wpadłam z deszczu pod rynnę…"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Rodzinne historie
Moi rodzice mieszkają w dużym, 2-piętrowym domu razem z moją siostrą i jej rodziną, a zaraz obok wybudował się brat, który mieszka ze swoją rodziną. Tylko ja nie miałam męża. Po ostatnim, nieudanym związku wróciłam z podkulonym ogonem do domu. To była ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę, ale nie miałam innej możliwości. Nie było mnie stać na wynajem mieszkania, ani nawet pokoju, a moja “kariera” wisiała na włosku. O ile karierą można nazwać pracę w banku na najniższym szczeblu, gdzie do tego szykowały się zwolnienia.
Wróciłam więc do domu rodzinnego - przecież było tam mnóstwo miejsca, był dla mnie pokój z wydzieloną łazienką, ogród, w którym mogłam się wylegiwać na leżaku i zawsze przygotowane przez matkę posiłki. Ale pięknie wyglądało to tylko w teorii. W praktyce rodzice i moja siostra byli wcielonymi diabłami. Pomiatali mną i zrobili sobie ze mnie worek do bicia. Cały czas robili mi awantury, że za wcześnie wstaję i ich budzę, że za głośno spuszczam wodę w toalecie, że wyjadam jedzenie z lodówki, chociaż nawet nic nie brałam stamtąd. Do awantury zawsze był jeden krok, a jak już wybuchała, to zawsze słyszałam, że jestem życiowym nieudacznikiem i czarną owcą w rodzinie. Serdecznie miałam tego dosyć. Wieczorami płakałam w poduszkę, rano wstawałam, nakładałam makijaż, i szłam do mojej beznadziejnej pracy.
Z deszczu pod rynnę
Pewnego dnia stwierdziłam, że koniec z tym. Zainstalowałam na telefonie aplikację randkową i w ten sposób poznałam Pawła. Po kilku dniach rozmów umówiłam się z nim po pracy na drinka. Paweł był czarujący i zabawny. Miał własne mieszkanie i dobrą pracę. Opowiadał, że szuka kandydatki na żonę, bo czuje, że to już czas aby założyć rodzinę. Bardzo mi się spodobał. Wróciłam do domu wreszcie z nadzieją w sercu, że wreszcie może moje życie zmieni się na lepsze.
Po trzech miesiącach spotkań i rozmów w końcu wyniosłam się z domu. Jak tylko Paweł zaproponował, żebym się do niego przeprowadziła, długo się nie zastanawiałam. Szybko spakowałam rzeczy, pożegnałam rodzinę i wyszłam - przeszczęśliwa.
Już od samego początku, kiedy wprowadziłam się do Pawła, widziałam sygnały ostrzegawcze, ale tak nie chciałam wracać do domu, że po prostu je zignorowałam. Paweł kazał mi podpisywać swoje jedzenie w lodówce. Zabronił trzymania moich rzeczy na widoku "bo to jego mieszkanie, a on lubi porządek".
Potem, kiedy opowiadałam mu o problemach w pracy zaproponował, żebym zrezygnowała i zajęła się domem.
Ja dobrze zarabiam, więc na nic nie będzie nam brakowało
- zapewniał Paweł.
Długo się wahałam, ale w pracy było coraz gorzej, więc w końcu nie wytrzymałam psychicznie i się zwolniłam. Wtedy zaczęło się moje piekło.
Paweł zaczął na wszystko wydzielać mi pieniądze. Wracał z pracy i robił awanturę, dlaczego na podłodze jest kurz, a kwiaty są niepodlane.
Co ty właściwie robiłaś przez cały dzień
- pytał.
Ja w ogóle się nie odzywam. Boję się, że wyrzuci mnie z mieszkania, i znowu będę musiała wrócić do rodziców. Nie wiem, co tu począć. Paweł nie chce słyszeć o moim powrocie do pracy, a ja nie mam już siły dłużej mu usługiwać. Nie chcę też wracać do domu.
Ewelina