„Od ponad tygodnia mam w domu ciche dni, które zgotował mi mój mąż. Obraził się na mnie, bo nie chciałam, by mój najlepszy przyjaciel odchodził w męczarniach. Ta decyzja była dla mnie bardzo trudna i nie podjęłam jej pochopnie. Czy rzeczywiście to powód do takiej obrazy? Zamiast zapewnić mi trochę wsparcia w tym trudnym czasie, on woli strzelać fochy... Jak żyć?”
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mój mąż się na mnie śmiertelnie obraził i to w takim momencie!
Ciężko mi w to uwierzyć, że w tak ciężkim momencie nie mogę liczyć nawet na odrobinę wsparcia ze strony mojego męża. Jesteśmy po ślubie od czterech lat i nie mamy jeszcze dzieci. Na razie chcieliśmy skupić się na tym, żeby odłożyć trochę gotówki, kupić własne mieszkanie i dopiero wtedy założyć rodzinę.
Teraz jednak zastanawiam się, czy aby na pewno to był dobry pomysł i czy wybrałam właściwego mężczyznę na swojego życiowego partnera... W głowie mi się nie mieści, że mógł na mnie obrazić się za coś takiego!
Od ponad tygodnia mamy w domu ciche dni, które — mam wrażenie — ciągną się w nieskończoność. Mój mąż strzelił na mnie focha, bo nie chciałam, by mój najlepszy przyjaciel odchodził w męczarniach. Podjęcie takiej, a nie innej decyzji, było dla mnie cholernie ciężkie.
Nie chciałam, by mój najlepszy przyjaciel odchodził w męczarniach...
Czy rzeczywiście to powód do takiej obrazy? Zamiast zapewnić mi trochę wsparcia w tym trudnym czasie, on woli strzelać fochy... Chodzi o psa, którego rok temu „dostałam w spadku” po mojej ukochanej babci. Od dziecka Funio był moim najlepszym przyjacielem, dorastałam u jego boku i w jego futro wypłakiwałam łzy...
Piesek miał już 16 lat i trzymał się całkiem nieźle, do czasu aż się nie pochorował. Weterynarze nie mieli wątpliwości, że to złośliwy nowotwór i powiedzieli, że Funia czeka długa i niezwykle bolesna śmierć.
Naprawdę nie chciałam, żeby się męczył. Płakałam, gdy podejmowałam decyzję o uśpieniu go. Mój mąż w ogóle nie był z nim związany, ale mocno go to uderzyło. Powiedział mi nawet, że ciężko mu żyć z kimś, kto popiera eutanazję i czy tak samo wpędzę do grobu jego mamusię, gdy dożyje już sędziwego wieku, a jego przypadkiem zabraknie już na świecie... Jak mógł tak powiedzieć? Jestem zdruzgotana, moje serce pękło na milion maleńkich kawałków, a mój mąż podejrzewa mnie jeszcze o coś takiego.
Karolina