„Chociaż wiedziałam, że ma być dziś bardzo pogodnie, starym zwyczajem postanowiłam przygotować trochę jedzenia, żeby po wizycie na cmentarzu dzieci mogły się nim rozgrzać. Nie są u mnie częstymi gośćmi. Mieszkają 300 km od domu, więc postanowiłam zawczasu nagotować bigosu, rosołu i schabowych na ich przyjazd. Niestety, zostałam sama z lodówką pełną jedzenia. Gdzie popełniłam błąd?”
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Sporo się napracowałam
Od dwóch dni praktycznie nie wychodziłam z kuchni. Chociaż wiedziałam, że ma być dziś bardzo pogodnie, starym zwyczajem postanowiłam przygotować trochę jedzenia, żeby po wizycie na cmentarzu dzieci mogły się nim rozgrzać. Klara i Jacek mieszkają 300 km od domu rodzinnego, więc wiedziałam, że z podróży przyjadą zmęczeni i głodni. Właśnie dlatego postanowiłam nagotować bigosu, rosołu i schabowych na ich przyjazd.
Zrobiłam jeszcze dwa rodzaje ciasta i wysprzątałam cały dom na błysk. Jestem taka zmęczona! Dopiero o trzeciej nad ranem położyłam się do łóżka. Klara i Jacek przyjechali około ósmej, więc nie spałam zbyt długo. Z rana przygotowałam jeszcze sałatkę jarzynową, którą uwielbia mój zięć.
Niestety, koniec końców zostałam z lodówką pełną jedzenia. Zastanawiam się teraz, gdzie popełniłam błąd? Chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle. Kto teraz to wszystko zje? Sama nie wiem!
Zachowanie dzieci mnie załamało
Okazało się, że Klarcia znów jest na diecie i absolutnie nie tknie niczego tłustego ani słodkiego. Jacek natomiast powiedział, że nie jest w stanie przejeść wszystkiego, co dla nich naszykowałam, bo nie ma żołądka bez dna i w końcu wybuchnie. No to co ja mam z tym teraz zrobić?
Zaproponowałam, że spakuję im do słoików i pojemników, żeby mogli sobie odgrzać. Ku mojemu zaskoczeniu odmówili bez podawania jakiejś sensownej przyczyny. Przecież mieliby wolne od gotowania! Powinni być wdzięczni, a oni powiedzieli, że przecież dawali mi znać, żebym niczego szczególnego nie szykowała, bo wpadną tylko na kilka godzin! No to zrezygnowałam z gołąbków, które miałam jeszcze zrobić, no i z paru innych rzeczy.
Jestem załamana, bo po pierwsze zmarnowałam tyle czasu, a po drugie teraz to wszystko ma trafić do śmietnika? O ile bigos uda mi się zamrozić, a kotlety będę jadła przez kilka następnych dni i zapijała rosołem, to co z ciastem? Dziwi mnie to młode pokolenie. Za moich czasów wszystko by zniknęło ze stołu i jeszcze by mało było. Powiem szczerze, że bardzo mi przykro i strasznie się zawiodłam.
Barbara, 67 l.