"Niestety mój Marek często wykorzystuje przeszłość podczas kłótni. Ja wtedy czuję się, jak ta mała dziewczynka, która chowała się za szafą. Momentalnie kulę się i staję się bezbronna. Tracę język w buzi i milknę zawstydzona. Odżywają we mnie te emocje, ten wstyd i strach. Wiele w życiu przeszłam i echa przeszłości nadal wiszą mi nad głową. Niestety nie mamy wpływu na to, z jakiej rodziny pochodzimy. Moja była okropna. Wyrwałam się i stworzyłam cudowny dom dla mojego męża i dzieci".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Pochodzę z okropnej rodziny
Nigdy nie chwaliłam się przeszłością, bo i nie ma czym. Za każdym razem, gdy znajomi wchodzili na ten temat, ja manewrowałam albo mówiłam o czymś innym. Nigdy sama nie zaczynałam pierwsza wspomnień, czy opowieści z dzieciństwa, bo czy dzieciństwem można nazwać biedę, głód, strach i wieczny wstyd?
Patrząc wstecz, myślę sobie, że moi rodzice nie mieli lekko. Skłonności do używek i życia na krawędzi oboje wyssali z mlekiem matek. Chyba z trzy pokolenia wstecz w mojej rodzinie tak wyglądały. Życie na zasiłkach, picie i poniewieranie się byle gdzie. Matka urodziła mnie na jakiejś melinie i w zasadzie to cud, że przeżyłam. Gdyby nie sąsiedzi, którzy usłyszeli mój płacz, nie wiadomo czy byłabym dziś tutaj, gdzie jestem.
W szpitalu dostałam 2 punkty w skali Apgar, ale już wtedy się nie poddałam. Moje wspomnienia z dzieciństwo to głód, wstyd i ból. Rodzice byli wiecznie zamroczeni tak bardzo, że czasem zapominali, że jestem. Dziadków już dawno nie było, zmarli młodo, bo nie szanowali zdrowia i życia. Niepoliczoną ilość razy oczy piekły mnie od płaczu.
Całe życie byłam wyśmiewana. Wszędzie. W szkole, na osiedlu. Nie miałam przyjaciół, z takimi jak ja, nie można się przyjaźnić. Wiele razy siedziałam skryta za szafą, żeby nie widzieć i żeby mnie nie widzieli. Wtedy w tym ciemnym pokoju śmierdzącym pleśnią snułam marzenia, że ja tak nie skończę.
Mąż mnie wyśmiewa
W wieku 13 lat zostałam sierotą i trafiłam do Domu Dziecka. To były trudne, ale i najszczęśliwsze lata mojego dzieciństwa. Dzieciaki też potrafiły dokuczyć, ale prawda była taka, że każdy z nas miał grubą historię rodzinną na koncie.
W technikum zdobyłam zawód. Zostałam cukiernikiem i bez problemu znalazłam pracę. To właśnie tam poznałam męża, był synem właścicieli, którzy szybko zostali moimi teściami. Wspaniali ludzie. Dali szansę i ciepło, jakiego nie znałam.
Marek też jest dobrym człowiekiem. Mamy dwójkę dzieci, z czasem przejęłam biznes po teściach. Wiedzie nam się dobrze, tylko ja nie umiem odciąć się od tej małej dziewczynki zza szafy. Mąż bywa okrutny, w kłótniach wykorzystuje moją przeszłość. Potrafi powiedzieć:
Co matka nie nauczyła, jak szanować męża? A zapomniałem, mamusia nic nie nauczyła.
Wiem, że to w nerwach i on tak nie myśli, ale budzą się wtedy we mnie wszystkie te emocje, którymi żyłam przez kilkanaście lat. Momentalnie kulę się i staję się bezbronna. Tracę język w buzi i milknę zawstydzona. Czy kiedyś zdołam ugasić te demony?