"To miała być dla niego urodzinowa niespodzianka. W tym roku skończył 40 lat i postanowiłam zaprosić dla niego więcej gości niż zwykle. Wybrałam piękną salę, postarałam się o dobre jedzonko i dekoracje. No dosłownie wszystko było dopięte na ostatni guzik. Byłam przekonana, że mu się spodoba i nie myliłam się. Znam go już trochę, dlatego spodziewałam się, że dodatkowa niespodzianka też będzie dla niego czymś miłym - taką wisienką na torcie. Zrobiłam to TYLKO dla niego, a on mnie po prostu wyśmiał. Myślałam, że spalę się przy wszystkich ze wstydu".
*publikujemy list od czytelniczki
W tym roku mąż skończył 40 lat
Co roku wyprawiałam mu skromne urodziny, ale postanowiłam, że tym razem zorganizuję uroczystość z większą pompą. W końcu to okrągła rocznica, a też nie ma zbyt wielu okazji na to, żeby spotykać się z bliskimi.
Wynajęłam bardzo klimatyczną salę. Zależało mi na tym, żeby to NIE była taka typowa "masówka", gdzie oferuje się od razu catering i niewielki można mieć wpływ na wydawane menu.
O jedzenie chciałam zadbać sama, bo mamy z mężem specyficzny gust i nasi goście również.
Tutaj mogłam zaszaleć i oczywiście z przyjemnością to zrobiłam.
Postarałam się też o wyjątkowe dekoracje i dodatkowe atrakcje.
Spełniłam marzenie męża!
Zawsze chciał się przelecieć helikopterem i dzięki wsparciu gości udało mi się zebrać pieniądze na to, aby mógł dotrzeć na swoją imprezę urodzinową w takim właśnie stylu.
Ale chciałam zrobić dla niego coś więcej. Coś, co wywoła uśmiech na jego twarzy i pobudzi jego zmysły.
I szczerze mówiąc, to ten uśmiech się pojawił, ale nie w takiej wersji, jak mi zależało. Mąż śmiał się w głos i było mi tak głupio, że miałam ochotę się rozpłynąć. Prawie spaliłam się ze wstydu.
A co wymyśliłam?
Mój mąż ostatnimi czasy narzekał, że jest między nami mniejsza namiętność. Kiedyś nawet kupił mi fikuśny zestaw bielizny, sugerując mi, że mogłabym częściej ubierać się dla niego w taki sposób.
Chciałam więc połączyć pobudzającą zmysły stylizację z tańcem, za którym też przepada.
Kiedyś potrafiliśmy przetańczyć na parkiecie całą noc dosłownie do siebie przyklejeni.
Chciałam mu pokazać coś nowego i wzięłam kilka lekcji tańca na rurce. Fakt, że było ich niewiele i nie zdążyłam się zbyt dużo w tym czasie nauczyć, ale chyba liczy się sam gest, prawda?
Dokładnie o północy, tuż po odśpiewaniu gromkiego "STO LAT" i wypiciu szampana, zeszłam po schodach przebrana w kuszący strój.
Widziałam, że inni panowie patrzyli na mnie wzrokiem, który mówi: "WOW! Ale torpeda". Za to mój mąż najpierw był chyba zażenowany, a później, gdy już wskoczyłam na rurkę, po prostu zaczął się śmiać.
Było mi tak przykro i głupio, że miałam ochotę uciec, ale chciałam dokończyć swój SHOW, zwłaszcza że inni goście bili mi brawo.
Mąż dopiero w domu powiedział mi, że nie chciał, żeby ktoś więcej niż on mógł mnie oglądać w takim wydaniu, ale jego reakcja mówiła przecież coś zupełnie innego. Zachował się tak, jakby się za mnie wstydził. Zabolało mnie to, bo bardzo się starałam i przezwyciężyłam dla niego swoje zahamowania.
To naprawdę nie był dobry pomysł? Ja w dalszym ciągu uważam inaczej.
Żaneta