"Zajmuję się domem 14 godzin dziennie, a mąż twierdzi, że to nie praca. Mam już dosyć takiego układu"

"Zajmuję się domem 14 godzin dziennie, a mąż twierdzi, że to nie praca. Mam już dosyć takiego układu"

"Zajmuję się domem 14 godzin dziennie, a mąż twierdzi, że to nie praca. Mam już dosyć takiego układu"

Canva

"Andrzej wraca codziennie z pracy o 19. Twierdzi, że ma w ciągu dnia obowiązkową godzinę na lunch, więc musi zostać do 18. Wraca już na gotowe – dzieci ogarnięte, pranie zrobione, a kolacja podana na stole. Kiedy poskarżyłam mu się, że jestem już wykończona i chciałabym odpocząć, zapytał z kpiącym uśmieszkiem co jest takiego męczącego w siedzeniu cały dzień w domu. Mam wrażenie, że Andrzej jest mentalnie jeszcze sto lat za murzynami. A ja mam dość bycia jego niewolnicą".

Reklama

*publikujemy list czytelniczki

Zegar biologiczny tyka

Andrzej ma 40 lat, ja 35. Jesteśmy małżeństwem od 5 lat. Od samego początku czułam się od niego trochę gorsza – on miał pracę na wysokim stanowisku, zachowywał się trochę jak nadęty bufon. No i miał te swoje poglądy na tradycyjną rodzinę. Ale z drugiej strony był zawsze elegancki i dobrze mnie traktował. Przynosił kwiaty, nigdy nie zapominał o moich urodzinach. Ja byłam już trochę zdesperowana, bo zbliżałam się do trzydziestki i bardzo chciałam założyć rodzinę, a nie było z kim. Wtedy właśnie pojawił się Andrzej – porządny, zaradny i równie mocno jak ja pragnący rodziny i dzieci.

Od początku przebąkiwał o tym, że jeśli urodziłabym dzieci, to musiałabym zrezygnować z pracy na rzecz wychowania potomstwa. On miałby zająć się zarabianiem na dom. Na początku, kiedy byłam jeszcze w nim zadurzona, te słowa wydawały mi się największym komplementem. To już nie będę musiała więcej pracować? On na wszystko zarobi, a ja tylko z naszymi pociechami będę się bawić? Idealny układ, jak się wtedy wydawało.

Jednak do czasu. Wkrótce po ślubie zaszłam w ciążę. Nie wyglądało to jak na reklamach w telewizji. Czułam się fatalnie i dużo odpoczywałam. Widziałam, że Andrzej kręci nosem, że w domu jest bałagan, a zakupy są niezrobione ale jeszcze wtedy powstrzymywał się od komentarzy. Wkrótce na świat przyszła nasza córeczka, Julia. Na początku pomagała mi przy niej moja mama, więc jakoś się to wszystko układało. Miałam czas żeby posprzątać i ugotować obiad. Ale córeczka rosła, a ja zaszłam w drugą ciążę. Tym razem na świecie pojawił się nasz syn, Kubuś. Mama zachorowała i nie mogła mi dłużej pomagać. Zostałam sama w domu z dwójką dzieci. Żeby cokolwiek ogarnąć wstawałam o 5 rano i sprzątałam i gotowałam kiedy one miały drzemkę. Jednak nie raz się zdarzyło, że nie byłam w stanie nic zrobić tylko zasypiałam razem z Kubusiem, kiedy Jula była w żłobku.

Osoba w gumowych rękawiczkach myje piekarnik Canva

Niewolnica własnego domu

Po pół roku takiego tyrania, bo inaczej nie da się tego nazwać, podpierałam się już nosem. Andrzej tymczasem znikał na całe dnie, bo twierdził, że w ciągu dnia ma w pracy obowiązkową godzinną przerwę na lunch, więc zamiast 17 wychodził z pracy o 18 i wracał na 19. Oczekiwał, że dzieci będą ogarnięte, dom posprzątany, a na stole będzie czekał na niego ciepły obiad. Potem przez godzinę bawił się z dziećmi, jeśli miał ochotę i szedł zajmować się swoimi sprawami. A ja usypiałam dzieci. W końcu powiedziałam mu, że potrzebuję odpoczynku. On tylko zapytał z kpiącym uśmieszkiem, co jest takiego męczącego w siedzeniu cały dzień w domu. Przecież mogę się zdrzemnąć, kiedy tylko mam na to ochotę.

Bardzo się zdenerwowałam. Nie pisałam się na taki układ. Mąż powinien wspierać żonę, a Andrzej powinien zatrudnić mi jakąś pomoc domową. Mam już dość bycia jego niewolnicą.

Marzena

Poznaj 7 oznak toksycznej relacji!
Źródło: Unsplash
Reklama
Reklama