"Macierzyństwo było błędem. Nie czuję nic do swoich dzieci"

"Macierzyństwo było błędem. Nie czuję nic do swoich dzieci"

"Macierzyństwo było błędem. Nie czuję nic do swoich dzieci"

CANVA

"Wiem, że macierzyństwo mnie unieszczęśliwia. Jedyne, o czym potrafię myśleć to to, że jeszcze przez wiele lat będę uwieziona w tej rodzinie... Boję się powiedzieć o tym komukolwiek. Łudziłam się, że to przejściowe, ale jak długo można się oszukiwać. Wiem, że nikt mnie nie zrozumie. Największym błędem mojego życia była decyzja o posiadaniu dzieci".

Reklama

Nawet nie kocham mojego męża

Od kiedy pamiętam, wszyscy mi mówili o mężu i dzieciach. Byłam wychowana w tradycyjnej rodzinie. Dla mnie to było naturalne, że kobieta znajduje męża, rodzi mu dzieci. Od pokoleń tak właśnie było w mojej rodzinie.

W miejscowości, z której pochodzę, nie znano pojęcia singielki. Kobiety, które nie miały partnera, były starymi pannami, a mężczyźni starymi kawalerami. Nigdy nie było to mówione neutralnie. Wręcz odwrotnie, takie osoby były piętnowane.

Po szkole średniej poszłam do pracy. Nadal mieszkałam z rodzicami i ciągle słuchałam o moim zamążpójściu. Nie bardzo były mi w głowie miłości. Zresztą, gdzie miałam poznać kandydata. Praca, dom i tak w kółko. Nigdy nie byłam zbyt towarzyska ani szczególnie lubiana. Sama też nie zabiegałam o względy.

W domu cały czas słyszałam, że już czas na chłopaka, tylko skąd miałam go wziąć. Ostatecznie męża wybrali mi rodzice. Syn ich znajomych, który też nie miał głowy do tych rzeczy, był idealnym kandydatem. Przynajmniej według moich rodziców.

Z Robertem wzięliśmy ślub w zasadzie bez miłości. On nie był zbyt wylewny, ja też nie wiedziałam co to miłość. Żyliśmy w jedynym znanym schemacie: ślub, wspólne mieszkanie, dzieci. Koniecznie w wymienionej kolejności.

Zamyslona kobieta z butelka z mlekiem leży w łózku CANVA

Moje życie jest nieporozumieniem

Mąż dużo pracował, ja zrezygnowałam z pracy i zajęłam się domem. Od wszystkich słyszałam, że to takie szczęście. Nie musiałam pracować, w pełni poświęciłam się dzieciom.

Robert z pozoru jest cudownym facetem. Nie pije, nie bije, grzecznie wraca do domu. Tyle że jego rola na tym się kończy. Przy dzieciach nie robi kompletnie nic. Nie sprawia też, że ja czuje się kobietą. Nasze zbliżenia są mechaniczne i służą tylko do zaspokojenia jego potrzeb. Gdzie w tym wszystkim ja?

Tak długo słyszałam, że małżeństwo i dzieci to największe szczęście, że w końcu uwierzyłam, że moje życie jest udane. To, że nie czuję satysfakcji i spełnienia brałam za swój błąd. Ostatnio zakumplowałam się z nową sąsiadką i zobaczyłam, że życie może wyglądać inaczej.

Cieszę się, że przejrzałam na oczy, ale wprost nie mogę uwierzyć, jak przygnębiający los mnie spotkał. To przerażające, ale ja naprawdę nie czuję nic ani do moich dzieci, ani do męża.

Mało kto mnie zrozumie. To nie tak, że uważam swoje macierzyństwo za powód nieszczęść. Ja po prostu obiektywnie stwierdzam, że to nie moja bajka. Nie patrzę ze szczęściem na uśmiechnięte buźki bąbelków. Wstaję i z przerażeniem myślę, że znowu będę musiała poświęcać im czas. Mdli mnie, gdy myślę o mojej rodzinie.

Wiem, że macierzyństwo mnie unieszczęśliwia. Jedyne, o czym potrafię myśleć to to, że jeszcze przez wiele lat będę uwieziona w tej rodzinie...

Zrozpaczona Mama

 

 

 

Córka Moniki Richardson to prawdziwa piękność. Zosia to klon swojej mamy? Zobacz!
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama