Do tego zacnego grona dochodzą także zdesperowani "aspirujący", czyli niedoszli modele, bloggerki od trzech boleści czy bezrobotne stylistki (pardon, stylistki-freelancerki).
Zgromadziwszy ich wszystkich do kupy, mamy eklskuzywną atmosferę, pachnącą Utopią (w tym tygodniu wielkie re-otwarcie) publiczność - zamknięty dla prostych śmiertelników świat branży showbiznesowo-modowej, wspólnie pielgrzymującej (w drodze do nieba?) z jednego pokazu na drugi.
Całkiem świeże pomysły (jakże dawno na wybiegach nie było lazurowego błękitu czy turkusu) przeplatały się z wariacjami na temat klasycznych "małych czarnych" czy efektownych cekinowych wieczorówek. Dynamika pokazu (wyćwiczona zresztą do perfekcji przez Kasię Sokołowską) odpowiadała przesłaniu całej kolekcji. Ubranie było drapieżne i nieco agresywne (w dobrym tego słowa znaczeniu).
Wielki plus za biznesowe podejście do sprawy. Coraz więcej projektantów zaczyna współpracować z konsumentem, tworząc kolekcje nie tylko zgodnie ze swoim (nieraz chorym) widzimisię, ale przede wszystkim z myślą o kliencie.
W tej kwestii Łukasz jest bardzo dobrze poinformowany. Projektant doskonale zdaje sobie sprawę, jak wygląda/chce wyglądać jego odbiorca. Klientka Jemioła to niekoniecznie fashionistka z Tundry, okrywająca swoje roznegliżowane ciało ciężkim kożuchem (kolekcja Jemioła jesień/zima 2011/2012), ale raczej wielkomiejska elegantka ceniąca klasykę w nowej lekko awangardowej odsłonie.
Eustachy Bielecki
foto AKPA