• Och odsłony: 3001

    Czy już nie umiemy żyć w parze i rozwiązywać problemów?

    Dookoła mnie rozpadają się związki, na całe szczęście nie małżeństwa (tak jak rzecz ma się w moim przypadku). Są to związki z różnym stażem. Tak się zastanawiam czy nie umiemy już żyć "w parze". Dlaczego ludzie, nie potrafią ze sobą rozmawiać, próbować wyjaśniać nieporozumień? Czy tak naprawdę najlepszym wyjściem z sytuacji jest ucieczka?

    Odpowiedzi (17)
    Ostatnia odpowiedź: 2013-07-30, 09:27:51
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
kkarutek 2013-07-30 o godz. 09:27
0

Kinia, może i odbiegłaś, ale w sumie to się też wiaże w całość. Bo faktycznie jesteśmy pokoleniem bardzo konsumpcyjnym. Ja też tęsknię za zapachem pomarańczy, za walką o ostani kawałek pstrąga na stole. A tu słyszę że u koleżanki jest zwyczaj "kupujemy sobie prezenty drogie bo przecież moja rodzina jest przyzwyczajona do luskusu", tylko że z drugiej strony kłócą się, gadają na siebie, nie chcą spędzać ze sobą czasu. To po co ta szopka?
I to samo się dzieje w zwiazkach - podchodzimy (przepraszam za uogólnienie, ale tak mi po prostu łatwiej pisać) do nich własnie na zasadzie transakcji wiązanej - ja Ci coś, Ty mi coś. A jak nie ma przyjemności, zabawy, motylków w brzuchu to wyrzucamy zabawkę. I trzeba naprawde duuuużej mądrości i cierpliwości by się zdobyć na rozmowy, by próbować (tak jak to Agusiek napisała), by sie starać, by chcieć, by kobieta potrafiła przebić skorupę mężczyzny, by mężczyzna chciał zrozumieć tok myslenia kobiety.

Ostatnio też rozmwiałam z moją przyjaciółką nt tego, że czesto się tak dzieje, ze w zwiazek małżeński wkraczamy, bo jesteśmy już tyyyle lat ze sobą, bo rodzina sie domaga, a czasem nawet dlatego, że mamy nadzieje że to poprawi nasze relacje. I nagle gdy obrączka jest na palcu przychodzi panika, ze to już na zawsze, że się stało, a ja wcale nie chciałem/chciałam. I zaczyna sie rozmowa o rozwodzie...

ehh rozgadałam się

Odpowiedz
Gość 2013-07-30 o godz. 06:10
0

Och napisał(a):Pytanie, czy jemu zależy, jeśli zapomniał o tak ważnej dla ich związku rozmowie?
Pewnie nie przemyślał tematu rozmowy, bo nie wie, bo zmęczony, bo nie chce usłyszeć, że to nie ma sensu, więc błaznuje, że tematu nie ma.
Cóż, głównie to mężczyźni zamykają się w swoich skorupach i ciężko do nich dotrzeć i trzeba drążyć i drążyć i wykazywać duuuuuuużo cierpliwości, bo trafi się ktoś kto zwabi nowością (na chwilę rzecz jasna).
A skąd ta skorupa? Bo coraz więcej oczekiwań, wymagań - nawet jeżeli zona tego nie powtarza to sami od siebie wymagają - lepszego wozu, mieszkania itp. Żyjemy w tak konsumpcyjnym świecie, że naparwdę czasami tęsknię (choć niewiele pamiętam) za zapachem pomarańczy w spiżarni, kupionymi na święta kilkanaście dni wcześniej po odstaniu w mega długiej kolejce .... ehhhhhh ten zapach ... a teraz prześcigamy się kto komu lepszy prezent, za ile ... przestało to wszystko cieszyć.

Troch odbiegło mi się od tematu głównego, pseplasam

Odpowiedz
Och 2013-07-30 o godz. 05:58
0

Kinia napisał(a):Kiedyś z pewnością nie było lepiej, ale było inaczej (ludzie bardziej przywiązywali wagę do nierozerwalności związku małżeńskiego), choć często tkwili w bezsensownym związku, bo dzieci, bo wspólne mieszkanie (zdobyte cudem), bo ....... i czasami się udawało, wychodzili na prostą, przynajmniej okazywali sobie więcej szacunku i rozstawali się wtedy gdy naprawdę nie widzieli szans na dalszą wspólną drogę.
Kinia, święta prawda.
Moja mama nie miała łatwego życia z tatą. Ostatnio nawet stwierdziła, że gdyby mogła cofnąć czas podjęłaby inne decyzje niż dwadzieściakilka lat temu. Ale byli razem, choć życie różami usłane nie było. Była, bo nie miała wyjścia, zostałaby sama z dwójką maleńkich dzieci, bez środków do życia. Walczyła, ojciec się starał. Gdyby nie byli małżeństwem nie wiadomo jakby to wszystko wyglądało...
Teraz ludzie szybciej decydują się na rozwód, na odejście. Mam wrażenie, że wychodzą z założenia, że "tego kwiata to pół świata i nie jak nie z tym to z innym".
Może to, że nie rozmawiamy ze sobą spowodowane jest tym ciągłym pędem, pogonią za sukcesem, za pieniądzem...nie wiem.
Ot taki przykład, koleżanka jest (a raczej była) z facetem, związek na odległość. Wczoraj miał zadzwonić, mieli poważnie porozmawiać nad sensem dalszego bycia razem. Nie zadzwonił, ona czekała jak głupia, przeryczała pół nocy. Dziś z rana nie wytrzymała, wykręciła numer i co usłyszała? "Zapomniałem....." Pytanie, czy jemu zależy, jeśli zapomniał o tak ważnej dla ich związku rozmowie?
Ręce mi odpadają jak słucham koleżanek żalących się na swoich mężczyzn. Nawet nie umiem tego skomentować, tym bardziej pocieszać.

Odpowiedz
Gość 2013-07-30 o godz. 05:36
0

Masz rację, Agusiek :( Ale jeśli są chęci i wielokrotne próby - to chcę wierzyć, że da się porozumieć. Myślę, że mimo wszystko mało jest przypadków, że porozumienie nie jest w ogóle możliwe. Pytanie - z jakich względów?
Ale chyba najgorzej, kiedy porozumienie uda się osiągnąć, ale wtedy się okazuje, że strony mają po prostu inne oczekiwania odnośnie do przyszłego życia. I otóż na przykład - nie dziecko i stabilizacja, ale na przykład podróż dookoła świata, bo życie ma się tylko jedno. Albo na odwrót, zamiast obiecanych sobie przed ślubem wspólnych szalonych lat jedno chce domu z ogródkiem - bo cele życiowe, wartości i priorytety się zmieniły, a zegar biologiczny tyka.

Odpowiedz
Gość 2013-07-30 o godz. 05:21
0

Madeleine napisał(a):Agusiek napisał(a):Czasem po prostu nie da się rozmaiwać....
Bo rozmowy muszą chcieć obie strony - i obie strony muszą to umieć, a w momencie, kiedy przychodzą poważne problemy, jest już na naukę późno.
Zdarza się też tak że obie strony chcą rozmowy ale ta rozmowa nie wychodzi, nie ma punktów wspólnych, drogi się rozjeżdżają i mimo chęci nie da się rozmawiać.... Wyjściem są próby, próby i jeszcze raz próby, a nie każdy ma na to cierpliwość. No i nie zawsze widzi się sens takiego dialogu.

Odpowiedz
Reklama
Gość 2013-07-30 o godz. 04:55
0

Ja mam ostatnio wrażenie, że ludzie bardziej dbają o związki nieformalne, a w małżeństwie z byle pretektu pada słowo "rozwód" i to tak całkiem na serio. Każdy chce żyć łatwo, lekko i przyjemnie ... za dużo pokus, a ludzkie charaktery coraz słabsze :(
Kiedyś z pewnością nie było lepiej, ale było inaczej (ludzie bardziej przywiązywali wagę do nierozerwalności związku małżeńskiego), choć często tkwili w bezsensownym związku, bo dzieci, bo wspólne mieszkanie (zdobyte cudem), bo ....... i czasami się udawało, wychodzili na prostą, przynajmniej okazywali sobie więcej szacunku i rozstawali się wtedy gdy naprawdę nie widzieli szans na dalszą wspólną drogę.

Odpowiedz
Gość 2013-07-30 o godz. 04:54
0

Agusiek napisał(a):Czasem po prostu nie da się rozmaiwać....
Bo rozmowy muszą chcieć obie strony - i obie strony muszą to umieć, a w momencie, kiedy przychodzą poważne problemy, jest już na naukę późno.

Odpowiedz
Gość 2013-07-30 o godz. 04:43
0

Och napisał(a):Dlaczego ludzie, nie potrafią ze sobą rozmawiać, próbować wyjaśniać nieporozumień?
Czasem po prostu nie da się rozmaiwać....

Odpowiedz
Gość 2013-07-30 o godz. 04:39
0

Bo to też jest brak odpowiedzialności za swoje słowa, czyny. W przypadku związków nieformalnych jest prościej - nic Ci nie przyrzekałam/em, więc mam otwarta furtkę.

Ale jeżeli ktos złozy przysięgę małżeńską (czy to w USC, czy przed Bogiem), to powinien zdawac sobie sprawę, że to wymaga pracy nad sobą, nad związkiem. I nie wolno się od razu poddać pokusie "nowego modelu". I to chyba trudno niektórym pojąć, bo to niewygodna prawda... Stąd się biorą te rozstania.

Poza tym, czesto ludzie myla miłość z zakochaniem. Motylki znikają, już jej/jego w takim razie nie kocham. A miłość to nie emocje, to akt woli.

Odpowiedz
Gość 2013-07-30 o godz. 04:37
0

Coś pewnie jest w tym "pokoleniu pampersów". Ale równocześnie - nie idealizowałabym związków pokolenia naszych rodziców i przodków. Wydaje mi się, że i kiedyś nie było tego dbania o związki i ratowania ich - tyle, że jeśli coś sie wypaliło, mąż nie odchodził (no, w skrajnych wypadkach), a trwał w nieszczęśliwym związku z żoną przez lata. Nie wiem, czy nie wolałabym w takiej sytuacji jednak być sama - niż obok kogoś.
Co nie zmienia faktu, że najbardziej wolałabym, aby mój związek nie był jedynie papierowy. Ale do tego trzeba dwojga.
Tyle, że jeśli ludzie przed ślubem nie uczą się ze sobą rozmawiać - a jedynie spędzają miło czas - to może się okazać, że po prostu tego nie potrafią.

Odpowiedz
Reklama
kkarutek 2013-07-30 o godz. 04:19
0

Też odnoszę takie wrażenie, że w dzisiejszych czasach wychodzi się coraz częściej z założenia, że najlepszym wyjściem z sytuacji jest ucieczka.
Kiedyś usłyszałam tezę pewnego psychologa, ze jest to syndrom pokolenia pampersów - traktowanie wszystkiego jednorazowo. Nie podoba mi sie coś, to to zmieniam. Tak jak można zmienić samochód, garnitur, czy mieszkanie.

Dziś też o tym myslałam, że przecież pokolenie naszych rodziców wchodziło w zwiazki małżeńskie średnio dużo wcześniej niż my i te związki przetrwały do dziś (nie mówię tu oczywiście o wszystkich i nie mówię ze są to małżeństwa idealne). I tak sie zastanawiam - dlaczego my (mówię my jako pokolenie, a nie my jako kobiety), jako potomstwo tych par, nie mamy w sobie takiej woli dbania o związek, woli walki jeśli się zaczyna coś psuć...

Odpowiedz
Och 2013-07-29 o godz. 17:59
0

Nabla napisał(a):Anna! napisał(a):Nabla napisał(a): Latwiej odejsc i zaczac od chmurek i motylkow z kims innym
Tylko znowu się kółko zamknie i tak cały czas z kimś innym??
Mam wrazenie, ze niektorzy wlasnie tak zyja. Seryjna monogamia, wieczne zakochanie, a jak przychodzi do stabilizacji to... zmiana...
Ja właśnie też mam takie wrażenie. Większość osób (mam tu na myśli niestety facetów) wychodzi z założenia, że nie chce mi się walczyć, bo po co, jeśli teraz już są problemy to co będzie potem, dlaczego się starać, skoro z kimś nowym mogę zacząć od początku i będzie pięknie......ech szkoda słów.

Odpowiedz
Gość 2013-07-29 o godz. 17:49
0

Anna! napisał(a):Nabla napisał(a): Latwiej odejsc i zaczac od chmurek i motylkow z kims innym
Tylko znowu się kółko zamknie i tak cały czas z kimś innym??
Mam wrazenie, ze niektorzy wlasnie tak zyja. Seryjna monogamia, wieczne zakochanie, a jak przychodzi do stabilizacji to... zmiana...

Odpowiedz
Anna! 2013-07-29 o godz. 17:25
0

Nabla napisał(a): Latwiej odejsc i zaczac od chmurek i motylkow z kims innym
Tylko znowu się kółko zamknie i tak cały czas z kimś innym??

Odpowiedz
Gość 2013-07-29 o godz. 17:20
0

Mam wrazenie, ze to wygodnictwo. Ludzie sa w zwiazku, jak wszystko jest dobrze. Jak juz oczarowanie przechodzi i sie nad zwiazkiem nie pracuje - to predzej czy pozniej pojawia sie problemy. I najlatwiej sie wtedy wycofac, bo juz nie tak fajnie, bo potrzeba wysilku. Latwiej odejsc i zaczac od chmurek i motylkow z kims innym

Odpowiedz
Anna! 2013-07-29 o godz. 16:52
0

Och napisał(a):Czy tak naprawdę najlepszym wyjściem z sytuacji jest ucieczka?
Mój "mąż" stwierdził, że wybrał najłatwiejszą jego zdaniem formę wyjścia z sytuacji i była to właśnie ucieczka. Stwierdził, że nie chciało mu się walczyć o nasz związek...
Fakt, że czasy się zmieniają. Teraz ludzie poprostu nie potrafią uszanować tego co mają, nie starają się, tylko idą na łatwiznę: "nie podoba się to spadam". Przykre to jest, ale niestety prawdziwe...

Odpowiedz
Gatka 2013-07-29 o godz. 16:34
0

A ja się czasem zastanawiam czy to nie kolejny krok w ewolucji związków - przejście kobiet z roli "potulnych owieczek" do roli "pełnoprawnych partnerów" ... może większość mężczyzn sobie z tym nie radzi?
Poza tym rozmawiać o problemach też trzeba umieć a niestety nie wszyscy rodzice potrafią tego dzieci nauczyć (moi nie potrafili, więc uczę się na mężu ;) )

Och :usciski:

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie