„Świąteczny czas zmusił mnie od refleksji i przemyśleń, które już od dawna krążyły po zapleczu mojej świadomości. Mam 34 lata, więc jestem w pełni świadoma faktu, iż w życiu nie zawsze jest kolorowo, jednak w trakcie tych przemyśleń dotarło do mnie, że w moim życiu nigdy kolorowo nie było. Rodzice zapomnieli, że mają dwie córki, a nie jedną. Moja młodsza siostra dostała wszystko na tacy, a ja musiałam biegać z tacą, żeby zarobić na życie”.
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Młodsza siostra dostała wszystko na tacy
To kolejne święta, na które jadę do rodziców z przymusu. Standardowe odbębnienie, którego doświadcza prawdopodobnie większość ludzi i nie łączy z tym żadnej emocjonalnej wartości. Jadę, bo jadę i tyle. Kontakt z rodzicami mam dobry, jednak żal, który skrywam w sobie, nie pozwala mi na jego aktywne pielęgnowanie.
Sytuację, w której się znalazłam, zrozumiałam, dopiero gdy moja młodsza o 9 lat siostra, zaczęła wchodzić w świat dorosłości. Patrzyłam na wszystko z boku i nie mogłam uwierzyć, jak jej położenie znacząco różni się od mojego, gdy byłam w życiu na tym samym etapie.
Magda studiowała dziennie i nie musiała pracować, żeby utrzymać się poza domem rodzinnym, ale jakby tego było mało – nie musiała współdzielić mieszkania z obcymi ludźmi i oczekiwać na swoją kolej do skorzystania z łazienki, czy kuchni.
Ja mogłam tylko o tym pomarzyć. Tak samo, jak pomarzyć mogłam o własnym samochodzie, którym mogłabym jeździć na uczelnię oraz na weekend do domu! Tak, ona dostała nieużywane przez mamę auto.
Żal do rodziców – „Potraktowali mnie niesprawiedliwie”
Moje wylewanie żali może nie brzmi zbyt poważnie, ale przywykłam do braku zrozumienia zarówno ze strony najbliższej rodziny, jak i znajomych, którym co nieco na ten temat wspominałam. Rodzice potraktowali mnie niesprawiedliwie i to z premedytacją, bo ich status finansowy nie zmienił się znacząco przez te kilka lat.
Gdy wyjechałam na studia do Warszawy, to pierwszą rzeczą, o którą musiałam się zatroszczyć, była praca. Najpierw byłam recepcjonistką w biurze nieruchomości, ale zarobki były tak marne, że nie starczało mi nawet na podstawowe opłaty. Inna sprawa, że trudno było mi pogodzić tę pracę z dziennymi studiami, dlatego też wylądowałam na zaocznych.
Oczywiście rodzice mi pomagali, ale na tyle, o ile musieli, a może i trochę mniej. Mogłam pomarzyć o ekstra kieszonkowym na imprezy i wyjścia z koleżankami. Latałam z tacą w restauracjach, bo tam mogłam zarobić najwięcej – z napiwków wykręcałam drugą pensję, a czasem nawet i półtorej.
To był dla mnie trudny czas, bo byłam zdana tylko sama na siebie. Gdy zawróciłam uwagę ojcu, że za bardzo rozpieszczają Magdę, to usłyszałam, że pierwsze dziecko zawsze ma gorzej, jeśli chodzi o pomoc finansową...
L.