„Po jakichś 15 latach od skończenia szkoły wpadliśmy na siebie gdzieś w mieście. Od słowa do słowa zgadaliśmy się, że jesteśmy singlami i ani moje, ani jego życie pod tym względem wcale się jakoś nie ułożyło. Jako że wypadała pora obiadowa, a burczenie w naszych brzuchach coraz głośniej zakłócało tok naszej rozmowy, stwierdziliśmy, że pójdziemy razem coś zjeść”.
* Publikujemy list naszej czytelniczki.
Każde z nas poszło własną ścieżką
Z Kacprem poznałam się jeszcze w trakcie szkoły. Nawet szczególnie na niego nie zwracałam uwagi, był zwykłym kolesiem, z którym chodziłam do tej samej klasy. Każde z nas miało swoją paczkę przyjaciół i w tamtych czasach nie spędzaliśmy razem zbyt wiele czasu, gdyby nie wspólne lekcje. Nic więc dziwnego, że po ukończeniu szkoły nasze drogi się rozeszły. Każde z nas poszło własną ścieżką. Kacper otworzył swój warsztat samochodowy, a ja skończyłam studia i zostałam asystentką dentystyczną.
Po jakichś 15 latach od skończenia szkoły wpadliśmy na siebie gdzieś w mieście. Od słowa do słowa zgadaliśmy się, że jesteśmy singlami i ani moje, ani jego życie pod tym względem wcale się jakoś nie ułożyło. Jako że wypadała pora obiadowa, a burczenie w naszych brzuchach coraz głośniej zakłócało tok naszej rozmowy, zgodnie stwierdziliśmy, że pójdziemy razem coś zjeść.
Nie miałam ochoty jeść czegoś takiego
Akurat w pobliżu znajdowała się całkiem niezła restauracja. Ceny tam są naprawdę różne. Są dostępne dania dnia, które kosztują niecałe 20 zł, a także bardziej wyszukane propozycje, takie jak steki po 200 zł. Nie chcąc się ograniczać, powiedziałam, że za siebie zapłacę. W końcu to nie była żadna randka, tylko zupełnie przypadkowy wspólny obiad znajomych z dawnych lat. Reakcja Kacpra bardzo mnie zaskoczyła! Zaczął nalegać, że to on opłaci obiad, a ja zrewanżuję się kolejnym razem, jeśli znów na siebie wpadniemy.
W końcu przystałam na jego propozycję. Nie chciałam przesadzać z ceną obiadu, ale też nie miałam ochoty na najtańszą opcję. Nie mam nic przeciwko niedrogiej zupie i drugiemu daniu, ale w ofercie akurat był krupnik, który wywołuje u mnie odruch wymiotny i gotowana na parze ryba. Zdecydowanie nie miałam ochoty jeść czegoś takiego. Stwierdziłam, że wybiorę nieco droższego kotleta z opiekanymi ziemniakami i bukietem surówek. Różnica w cenie wynosiła niecałe 20 zł.
Jego słowa wbiły mnie w krzesło
Kiedy podszedł kelner przyjąć, żeby zamówienie, aż wbiło mnie w krzesło, na którym siedziałam. Kacper nawet nie pozwolił mi dojść do głosu, tylko od razu powiedział:
Poproszę dwa razy danie dnia.
W restauracji akurat był niezły młyn, więc kelner szybko oddalił się, nie pytając już nawet o cokolwiek do picia. Strasznie zrobiło mi się głupio, więc przeprosiłam Kacpra, udając, że dostałam ważną wiadomość z pracy i muszę lecieć. Po drodze poprosiłam kelnera o odwołanie jednej porcji tego „wyśmienitego” dania i poszłam do innej knajpy zjeść to, na co miałam ochotę.
Monia