„Ale sobie znalazła okazję do ogłoszenia tej wiadomości światu! Co za...! Aż nie chcę mówić, jakie słowa cisną mi się na usta, kiedy o niej myślę! Nie muszę chyba wspominać, że zeszłam na drugi plan, a wszyscy moi goście zajęli się składaniem gratulacji mojej wrednej siostrze. Świetny początek kolejnej dekady w moim życiu, no dzięki Zuza!”
* Publikujemy list naszej czytelniczki.
Poprosiłam siostrę o upieczenie urodzinowego tortu
W zeszły piątek obchodziłam trzydziestkę. Świetnie się złożyło — początek weekendu to doskonały czas na wyprawienie imprezy z przytupem. W końcu raz w życiu kończy się 30 lat! Nie chciałam wydawać na to przyjęcie fortuny, bo trochę cienko u mnie z kasą. Zresztą to nie miało być jakieś huczne przyjęcie, a zwykłe świętowanie w gronie najbliższych.
Za przygotowania zabrałam się miesiąc wcześniej. Ogarnęłam salę, może nie jakąś balową, a zwykłą świetlicę wiejską. Zamówiłam catering, wiadomo — żaden wykwintny, ale zawsze coś ciepłego na ząb, żeby moi goście szybko się nie spili. Ogarnęłam głośniki, żebym mogła puszczać muzę z przygotowanej wcześniej playlisty. No i oczywiście zaprosiłam gości — paczkę najlepszych przyjaciół, dobrych znajomych z pracy i kilku najważniejszych członków rodziny.
Jeśli chodzi o tort, poprosiłam siostrę, żeby się tym zajęła. Dobrze piecze, więc byłam pewna, że ta misja będzie w dobrych rękach. Gdybym wiedziała, jak Zuza to rozegra, nigdy bym jej nie powierzyła tego zadania. Masakra!
Zeszłam na drugi plan!
Gdy w końcu nadszedł piątkowy wieczór, pełna entuzjazmu wskoczyłam w kieckę, którą kupiłam specjalnie na tę okazję. Nakręciłam włosy i zrobiłam mocniejszy niż zwykle makijaż, a po chwili cała w skowronkach pojechałam na salę. Gości jeszcze nie było, ale Zuza właśnie przywiozła upieczony przez nią tort. Trochę zdziwił mnie ten różowy kolor, bo nie za bardzo za nim przepadam, o czym moja siostra doskonale wiedziała. Nie chcąc się kłócić (w końcu nie jestem już dzieckiem!), stwierdziłam, że oleję tę sprawę i podziękowałam jej za fatygę.
Goście nareszcie się zebrali, więc mogliśmy zaczynać. Po przyjęciu życzeń i prezentów nadszedł czas na toast i tort. Zuza zaproponowała, że go pokroi, żebym mogła zająć się gośćmi. Nie myśląc zbyt wiele, poszłam do gości, czekając na swój kawałek urodzinowego tortu. Nagle moja siostra złapała się za brzuszek i wykrzyknęła:
Domyślacie się, dlaczego ten tort jest różowy?! Bo w moim brzuszku mieszka mała dziewczynka!
Wszyscy zaczęli głośno klaskać i cieszyć się jej szczęściem. Ale sobie znalazła okazję do ogłoszenia tej wiadomości światu! Co za...! Aż nie chcę mówić, jakie słowa cisną mi się na usta, kiedy o niej myślę! Nie muszę chyba wspominać, że zeszłam na drugi plan, a wszyscy moi goście zajęli się składaniem gratulacji mojej wrednej siostrze. Świetny początek kolejnej dekady w moim życiu, no dzięki Zuza!
Wkurzona Beti