„Uważam, że takie placówki demoralizują, a panie nie są w stanie poświęcić wystarczająco dużo uwagi każdemu dziecku. Tomuś zostanie ze mną w domu, a ja sama zajmę się jego edukacją. Moja teściowa ma zupełnie odmienne zdanie. Uważa, że dzieci chodzące do przedszkola szybciej się socjalizują i łatwiej rozwijają się wśród rówieśników”.
* Publikujemy list naszej czytelniczki.
Zajęcia z hipoterapii? Same zarazki!
Jestem mamą prawie 3-letniego Tomcia. We wrześniu mógłby pójść do przedszkola, ale wcale nie mam zamiaru go tam puszczać. Uważam, że takie placówki demoralizują, a panie nie są w stanie poświęcić wystarczająco dużo uwagi każdemu dziecku. Tomuś zostanie ze mną w domu, a ja sama zajmę się jego edukacją.
W moim mieście jest jedno prestiżowe przedszkole, które cieszy się największą popularnością w okolicy. Sama nie wiem, co ci rodzice w nim widzą, zachwycając się rzekomo bogatą ofertą zajęć. Podobno w programie nauczania są zajęcia z hipoterapii. No widziałby kto! Przecież na koniach jest tyle bakterii i zarazków, a dzieci dotykają je gołymi rękami!
Do tego wspólne wyjścia na plac zabaw. Przecież dzieci w trakcie pobytu w placówce nie powinny opuszczać murów przedszkola. A co, jeśli któreś odłączy się od grupy lub wsadzi do buzi coś, co znajdzie w piaskownicy?
Moja teściowa ma zupełnie odmienne zdanie
Moja teściowa ma zupełnie odmienne zdanie. Uważa, że dzieci chodzące do przedszkola szybciej się socjalizują i łatwiej rozwijają się wśród rówieśników. Błagam! Przeczytałam tyle poradników dla idealnych rodziców, że sama sobie z tym poradzę, a ona niech lepiej się zastanowi, jak sama wychowała Krystiana, że nawet posprzątać po sobie nie potrafi.
Mój Tomuś nie będzie zadawał się z obcymi dziećmi, które Bóg wie, jakie choroby mogą roznosić! Przeziębienia, ospa, a nawet jakaś wszawica... Nigdy w życiu! Nad szkołą też się zastanawiam, skłaniając się ku edukacji domowej. Jakoś sobie nie wyobrażam, żeby Tomeczek był ode mnie odseparowany przez tyle godzin.
Karmię go piersią i zamierzam to robić tak długo, jak będzie to możliwe. Przecież nie będę odciągać pokarmu, żeby przedszkolanki mogły podać go mojemu maleństwu. Pozostając jeszcze w temacie jedzenia, muszę zwrócić też uwagę na organizację urodzin w tym przedszkolu. Przy każdej takiej okazji dzieci mają do czynienia ze słodkościami! Masakra...
Teściowa naciska, ale ja się nie dam
Teściowa naciska, ale ja się nie dam. Nigdy w życiu nie poślę mojego dziecka do przedszkola! Może i wyrośnie na samotnika, ale przynajmniej nie będzie rozwijał się w towarzystwie dzieci, których rodzice wpoili im zupełnie inne zasady, niż te, które ja stosuję. Zero słodyczy, unikanie skupisk ludzi i stały nadzór mamusi — to mój przepis na sukces wychowawczy. A teściowa niech sobie mówi, co chce!
Mamusia Tomusia