"Bratanica zaprosiła nas do siebie i tak nas przyjęła. Czy ktoś ją uczył manier?"

"Bratanica zaprosiła nas do siebie i tak nas przyjęła. Czy ktoś ją uczył manier?"

"Bratanica zaprosiła nas do siebie i tak nas przyjęła. Czy ktoś ją uczył manier?"

Canva

"Pojechaliśmy w weekend w odwiedziny do bratanicy mojego męża. Dziewczyna ma już prawie 30 lat, mieszka nad morzem i kilka razy grzecznie nas do siebie zapraszała na weekend, żebyśmy zobaczyli ich mieszkanie, a przy okazji pozwiedzali miasto. Nie mogliśmy przyjechać 2 lata temu na ich wesele, więc wypadało w końcu nadrobić i spełnić prośbę — jeszcze nie przekazaliśmy zaległej koperty... W końcu nadarzyła się okazja, pojechaliśmy, ale już w progu czekało na nas pierwsze zaskoczenie".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Przegapiliśmy wesele bratanicy. Obiecaliśmy odwiedziny później

Brat mojego męża ma jedną dorosłą córkę. Amelia 2 lata temu wyszła za mąż za miłego chłopca o imieniu Franciszek. Mieliśmy zaproszenie na ich wesele, ale to 400 km od nas, a mój mąż był wtedy świeżo po operacji, na którą czekał półtora roku. Wyszedł ze szpitala w piątek, dzień przed uroczystością.

Wiedzieliśmy, że tak będzie, więc od razu odpowiedzieliśmy młodym, że bardzo dziękujemy za zaproszenie, ale nie będziemy w stanie przyjechać i świętować z nimi. Może innym razem, w jakiś zwykły dzień. Bratanica podziękowała za wiadomość i nie było problemu.

Amelia i Franek zaprosili nas za to w późniejszym terminie. Z pomocą rodziców i z pieniędzy z wesela kończyli remont i po jakimś czasie wprowadzili się do nowego mieszkania. Od tamtej pory Amelia grzecznie zapraszała nas na weekend do nich. Mieszkają nad morzem, więc moglibyśmy sobie trochę pozwiedzać, odpocząć, a przy okazji zobaczyć, jak się urządzili na swoim.
rodzina siedząca na kanapie canva.com

Gdy w końcu odwiedziliśmy bratanicę, jej nie było

Wypadało w końcu nadrobić i spełnić prośbę, poza tym nie przekazaliśmy im jeszcze zaległej koperty z wesela. Z pustymi rękami przecież nie przyjedziemy, prawda? Zwłaszcza że to bliska rodzina.

W końcu nadarzyła się okazja, żeby wybrać się w taką podróż. Mieliśmy wolny cały długi weekend, pogoda miała być piękna... zarezerwowaliśmy więc sobie pokój w ośrodku blisko plaży na tydzień, a 2 ostatnie dni postanowiliśmy przeznaczyć na wizytę u Amelii, akurat po drodze.

Spodziewaliśmy się, że młodzi normalnie nas ugoszczą, ale ta wizyta okazała się jakąś pomyłką! Gdy stanęliśmy w progu ich mieszkania o umówionej godzinie, zdziwiłam się, że... Amelii nie było. Otworzył Franek i przeprosił, bo żona poszła jeszcze do kosmetyczki. Wróci za godzinę.

Posadził nas na godzinę na kanapie, nawet herbaty żadnej ani kawy nie podał, tylko wodę w dzbanku. Dobrze, że po drodze stanęliśmy w piekarni i kupiliśmy ciasto z kruszonką, to pokroił chociaż to ciasto. Dał nam też do oglądania album z wesela.

Po powrocie bratanica słabo nad ugościła

Gdy wróciła Amelia, musiała najpierw odebrać telefon od przyjaciółki, potem dopiero zaproponowała, że zrobi herbatę. Oprowadziła nas po mieszkaniu, a potem zaproponowała, żeby się przejść po okolicy. Byliśmy już trochę głodni, ale z grzeczności nie mówiliśmy... Poszliśmy na ten spacer. Faktycznie, ładnie tam mają na dzielnicy, i do morza blisko. Tyle że mi i mężowi już coraz bardziej burczało w brzuchu.

Po powrocie nic się nie zmieniło, siedliśmy znowu przy naszym cieście i wodzie/herbacie... Ja już zaczęłam się niecierpliwić, bo była godzina 15 (my jemy obiad o 13-14), a Amelka nawet nie zaczęła się krzątać w kuchni... Zaproponowałam w końcu, że może pomogę jej przy obiedzie, żeby sama nie musiała gotować? Będzie szybciej.

Ale wtedy ona pokręciła głową i stwierdziła, że nie ma potrzeby, ona nie znosi gotować i prawie nigdy tego nie robi, zamówimy coś z dowozem do domu. I zamówiła - kubeł z ostrymi skrzydełkami z kurczaka i kilka porcji frytek z colą... Myślałam, że padnę, ale z grzeczności nic nie powiedzieliśmy i zjedliśmy po trochu. Chociaż mąż nie może tego typu rzeczy, bo potem ma problemy jelitowe... Na kolację dojedliśmy resztę, bo w lodówce mało co było.

Nie dowierzaliśmy, że kobieta 30 lat, a nie potrafi normalnego obiadu ugotować i zadbać o to, żeby w domu było co zjeść! Oni się starają o dziecko... Potem też zamierza je tak karmić? Już nie mówiąc o tym, że brakło manier, żeby ugościć rodzinę w godny sposób... A nie coś takiego.

Dramat. Rano zjedliśmy na śniadanie płatki z mlekiem (!) i pożegnaliśmy się, choć początkowo planowaliśmy zostać do popołudnia. Ale woleliśmy zajechać gdzieś po drodze na porządne śniadanie, a potem normalny obiad zjeść w domu, zamiast siedzieć tak przy pustym stole.

Słabo to wyszło, a ja w końcu byłam tak zirytowana tym przyjęciem, że nie daliśmy koperty z pieniędzmi. Dobrze zrobiliśmy?

Helena i Andrzej

Aż tyle Rutkowski wyda na ślub z Mają i komunię syna. Kwota zwala z nóg! Zobacz galerię!
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama