"Mam dwóch synów. Jednego z pierwszego małżeństwa, drugiego z drugim mężem. Ostatnio zrozumiałam, że do starszego nie mam pozytywnych uczuć, które przecież kiedyś we mnie były. On był moim oczkiem w głowie i sprawiało mi radość bycie jego mamą. Jednak wiele się zmieniło. Na początku czułam do niego tylko niechęć. Myślałam, że może to w związku z okresem dojrzewania, dzieci wtedy są trudniejsze. Ale zdałam sobie sprawę, że przecież on wcale się nie zmienił. Wciąż traktuje mnie tak samo, odzywa się do mnie z szacunkiem, stara się dbać o moje potrzeby. Poprzestawiało mi się w głowie kompletnie i ja już wiem dlaczego. Da się coś z tym zrobić?"
*publikujemy list od czytelniczki
Kiedyś było inaczej
Jak Błażej się urodził, oszalałam na jego punkcie. Był dla mnie największą motywacją i światełkiem w tunelu. Ja wreszcie miałam powód, żeby wyjść z domu, czy jakkolwiek się ogarnąć.
W czasie ciąży było mi ciężko. Zresztą już nawet przed ciążą. Mój mąż nie był dla mnie dobry. Zdarzało mu się mnie uderzyć, a krzyki były na porządku dziennym.
Miewałam takie chwile, że myślałam sobie, że lepiej, żeby mnie nie było.
Ciąża to był przypadek. Żadnemu z nas nie była na rękę. Ja byłam wręcz załamana, kiedy okazało się, że noszę pod sercem dziecko.
Ale musiałam to przetrwać, a później urodzić. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że gdy zobaczyłam Błażeja, zalały mnie pokłady miłości. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam.
Stał się dla mnie oczkiem w głowie
Od tamtej pory znów wstawałam z uśmiechem na twarzy, czego mój mąż chyba nie mógł znieść.
Sam też pokochał tego chłopca, choć kiedy wypił za dużo, przestawał być nim zainteresowany.
Ale ja naprawdę odżyłam. Wyjeżdżałam z małym pociągiem do bliskich, a wcześniej tylko siedziałam w domu. I pewnego dnia, gdy piłam z mamą kawę na tarasie, uświadomiłam sobie, że mogłabym tak żyć zawsze. Wystarczy, że odejdę od męża.
Już się go nie bałam, choć wyrządził mi tyle zła. Po prostu się spakowałam i odeszłam.
Krótko po rozwodzie poznałam obecnego partnera, z którym później wzięłam ślub i mam z nim drugiego syna.
Po pewnym czasie coś zaczęło się psuć
Ja za często porównywałam drugiego męża, do pierwszego, a on przez to cierpiał. Poszłam więc na terapię, na której uświadomiłam sobie, jak bardzo nienawidzę mojego oprawcę.
Terapia wciąż trwa, a ja niby żyję w szczęśliwym związku, z cudownymi synami u boku, ale ostatnio odsuwam od siebie Błażeja. Nie wiedziałam dlaczego, ale już zrozumiałam, że to przez to, jak bardzo staje się podobny do ojca.
Nie potrafię zabić w sobie negatywnych uczuć do niego, a tych pozytywnych już we mnie nie ma. Martwię się, że to kompletnie zepsuje nasze relacje.
Mój drugi mąż bardzo kocha Błażeja i traktuje go jak własnego syna. My naprawdę mamy szansę być zgraną, a wręcz przykładną rodziną. Tylko czy ja będę w stanie wyleczyć swoją głowę?
Moja psychoterapeutka mówi, że samo zauważenie przeze mnie problemu jest już drogą do zażegnania go. Ale ja i tak boję się, że między mną a Błażejem już nigdy nie będzie tak samo.
Karolina