"Kocham moją pracę, ale klientki doprowadzają mnie do szału. Nie jestem ich spowiednikiem ani psiapsi!"

"Kocham moją pracę, ale klientki doprowadzają mnie do szału. Nie jestem ich spowiednikiem ani psiapsi!"

"Kocham moją pracę, ale klientki doprowadzają mnie do szału. Nie jestem ich spowiednikiem ani psiapsi!"

canva.com

"Jestem stylistką paznokci i uwielbiam ten zawód. Kocham malować, ozdabiać i przedłużać paznokcie. Mam ogromną satysfakcję, kiedy zaniedbane dłonie dzięki mnie rozkwitają! Ciągle się szkolę, szukam nowinek, eksperymentuję. Ale jest część tej roboty, której szczerze nie znoszę. Gadatliwe klientki. Czyli – lekko licząc – 80 procent wszystkich pań, jakie mnie odwiedzają. Kobiety, które z jakiegoś powodu uważają, że interesuje mnie ich leniwy mąż, koszmarna szefowa, kot z chorym pęcherzem czy kolor zasłonek w kuchni. Nie, drogie panie, mam to naprawdę w głębokim poważaniu!"

Reklama

*Publikujemy list naszej czytelniczki.

Uwielbiam zajmować się paznokciami. Ich właścicielkami mniej

Od pięciu lat zajmuję się paznokciami. Od trzech mam swój salon, zgromadziłam naprawdę pokaźną bazę klientek, które nie wyobrażają sobie, żeby ich mani czy pedi robił ktoś inny. Pracuję dużo, fakt, ale nie narzekam. Uwielbiam pracę z paznokciami, to superkreatywne zajęcie, efekty widoczne od razu, uśmiech zadowolonych klientek bezcenny...

No właśnie, gdyby klientki poprzestawały tylko na uśmiechu, moją pracę wykonywałabym w dużo większym komforcie. Naprawdę nie wiem, z czego to wynika, ale panie traktują wizytę w salonie jako okazję do wygadania się. Wyżalenia. Pochwalenia. Czegokolwiek. Po prostu muszą mówić. A ja, siłą rzeczy, jestem zmuszona do słuchania.

Nie wiem, czy to kwestia tego, że żyjemy w czasach, kiedy odzwyczailiśmy się być sam na sam ze swoimi myślami, non stop czegoś słuchamy, coś oglądamy, scrollujemy. Zauważyłam, że cisza budzi niepokój, klientki mają potrzebę szumu. Więc same ten szum generują.

Powinnam pobierać opłatę od gadulstwa!

Jakiś czas temu, zmęczona moimi gadułami, zainstalowałam w salonie telewizor. Ale to nie zdało egzaminu. Większość klientek i tak terkotała, przekrzykując serial czy program. Efekt był jeszcze gorszy, a mnie często bolała głowa, bo moje stanowisko jest właściwie pod ekranem. Tak źle i tak niedobrze.

Żeby to jeszcze były rozmowy o niczym! Small talki, pogoda, plany wakacyjne, odwiedzone niedawno restauracje... Ale nie. Zazwyczaj po paru zdaniach wstępu wjeżdża duży kaliber: utyskiwanie na męża albo chłopaka, okraszone szczegółowymi opisami tego, co robi źle albo czego nie robi (i to też źle!). Choroby. Efekty uboczne leczenia. Lekarz konował.

Narzekają na dzieci, że się nie uczą, że bez ambicji. Na szefową, że zbyt ambitna i że "co ona sobie wyobraża, że za takie pieniądze będę robić nie wiadomo co!". Na teściową, wiadomo. Na jedzenie, że tuczy, a one przecież jak ptaszek jedzą. Modyfikowane genetycznie, to powód!

Może śmiesznie to brzmi, ale – uwierzcie – przestaje być śmieszne po paru dniach takiego kołowrotku. A co dopiero po kilku miesiącach albo latach. Mój brak reakcji absolutnie nie działa zniechęcająco. Kiedy ja milczę, klientki mogą więcej powiedzieć!

Naprawdę mam już tego serdecznie dość.

Ania

Paznokcie nude - wcale nie nud(n)e tylko piękne w prostocie! Sprawdzą się na wiele okazji
Źródło: instagram.com/diamondshine.beauty/
Reklama
Reklama