Czasami nie da się przewidzieć pewnych rzeczy, a już na pewno nie zakłada się rozpadu związku i zdrad. Mówi się jednak, że to kredyt wiąże bardziej niż ślub czy dzieci. Rzeczywiście tak jest? Okazuje się, że wspólna inwestycja może nieźle namieszać i prowadzić do wielu kłótni, nawet po zakończeniu relacji.
Napisała do nas załamana 25-letnia Kamila, która bardzo żałuje tego, co zrobiła i w jaki sposób popsuł się jej związek z Łukaszem. Jest jednocześnie wściekła na niego, bo została bez dachu nad głową, a z ogromnym kredytem. Czy rzeczywiście to Łukasz się źle zachował?
Łukasz to przyjaciel mojej znajomej. Poznaliśmy się na parapetówce, którą urządziła właśnie moja koleżanka Ania. Od razu między mną, a starszym ode mnie 5 lat Łukaszem zaiskrzyło. Już następnego dnia spotkaliśmy się na spacer. Później był drugi i trzeci, kolacja, wyjazd do Barcelony, wakacje w Gruzji. Po 3 miesiącach się zaręczyliśmy. Przyszła pandemia, więc ślub musiał zaczekać. Postanowiliśmy jednak, że skoro to wszystko jest już tak poważne, to nie ma co zwlekać z zakupem wspólnego mieszkanka.
Wzięliśmy kredyt - niestety niemały - jeszcze przed zmianą mojej pracy. Mieszkanie było już gotowe, urządzone, więc szybko wprowadziliśmy się do nowego lokum. Wszystko szło... normalnie. Bo tak właśnie opisałabym nasz związek - jako normalny. Ani zły, ani mega dobry. Poza motylami w brzuchu na pierwszych randkach, raczej ciężko było doszukiwać się wielkich płomieni. Ale Łukasz to taki dobry chłopak, sprząta, gotuje, odwozi mnie, przywozi. Robi dosłownie wszystko, co zechcę...
Czy właśnie nie o to chodzi w związku, aby był normalny? Okazuje się, że niestety czasami zaczyna czegoś brakować, a ta normalność staje się po prostu nudna.
W nowej pracy poznałam Michała. Od razu mnie powaliło na kolana... Jest ode mnie starszy o 15 lat, rozstał się niedawno z żoną. Romantyk na całego, codziennie na moim biurku stała ulubiona kawa z najlepszej kawiarni i ciasteczko. Nie brakowało również kartki z życzeniem miłego dnia. Kiedyś musiałam zostać w pracy dłużej, skończyć projekt. Okazało się, że Michał też miał jakieś zaległości, a może został specjalnie dłużej? Teraz już sama nie wiem. w każdym razie, kiedy skończyłam zaoferował, że odwiezie mnie do domu. Nie ukrywam, że byłam już zmęczona, więc chętnie skorzystałam z podwózki.
Michał po drodze zaproponował, żebyśmy coś zjedli i że zna najlepsze sushi w mieście. Padałam z głodu! Nawet się nie zastanawiałam, od razu się zgodziłam na wspólny posiłek. Niestety miejsca w restauracji wciąż miały ograniczenia, więc nie było wolnego stolika. Wzięliśmy sushi i udaliśmy się do mieszkania Michała. Otworzył wino, jedliśmy, śmialiśmy się, piliśmy wino, a Łukasz myślał, że wciąż siedzę w biurze. Alkohol zrobił swoje i stało się. Zdradziłam Łukasza. Wróciłam do domu, udawałam, że wszystko jest OK.
Niestety, Michał po kilku dniach napisał SMSa z pytaniem, kiedy powtórzymy tamten wieczór. Na moje nieszczęście zobaczył tę wiadomość Łukasz. Wściekł się, nawyzywał mnie, a na koniec kazał mi się wynieść z naszego mieszkania. Dał mi kilka godzin na spakowanie rzeczy. Nie było możliwości rozmowy, pojechałam do siostry, myślałam, że w tym czasie Łukasz ochłonie. Niestety, nie chce ze mną rozmawiać. A ja przecież dołożyłam do mieszkania swój wkład i wciąż płacę ratę kredytu! Nie wiem co zrobić, jak porozmawiać z Łukaszem, jak prosić, aby mi wybaczył...
Jak myślicie, co powinna zrobić Kamila? Rzeczywiście mieszkanie należy również do niej, więc czy Łukasz miał prawo do tak radykalnego kroku? Dajcie znać!