Własne mieszkanie to marzenie wielu młodych mieszkańców miast. Gorzej, jak przy zakupie własnego m2 dostajemy w pakiecie nieznośnych sąsiadów. Z takim problemem pisze do nas Kasia.
Nareszcie na swoim
32-letnia Kasia razem z narzeczonym długo odkładali na wkład własny. Oszczędzali na przyjemnościach, ubraniach i wakacjach, żeby tylko uzbierać potrzebną kwotę. Kiedy wreszcie udało im się kupić wymarzone mieszkanie w starej kamienicy, okazało się że trafili do piekła.
Już dawno upatrzyliśmy sobie jedna dzielnicę. Cicho, zielono, spokojnie. Stare, przedwojenne kamienice, starsi sąsiedzi. Wydawało się to dla nas wymarzonym miejscem na uwicie swojego gniazdka
- opowiada Kasia.
Kiedy po wielu latach wyrzeczeń w końcu kupili, odremontowali i wprowadzili się do mieszkania, zauważyli, że ich obecność nie odpowiada sąsiadce z dołu.
Wszystko zaczęło się na parapetówce. Zaprosiliśmy kilka osób, powiesiliśmy na klatce kartkę, że robimy imprezę i zapraszamy sąsiadów. Wcale nie byliśmy głośno. O 22 w drzwiach pojawiła się policja
- mówi 32-latka.
A to był dopiero początek.
Canva
Sąsiadka z piekła rodem
Kasia relacjonuje, że w zasadzie każdego dnia sąsiadka z dołu daje im znać o swoim niezadowoleniu. Wali szczotką w sufit oraz w rury. Zostawia karteczki w drzwiach. Donosi na nich do administracji.
A to, że zostawiliśmy na chwilę worek ze śmieciami na klatce. Albo że za głośno się śmiejemy albo oglądamy wieczorem telewizję. Ostatnio zadzwoniła z pretensjami, że na klatce śmierdzi, bo na obiad smażyliśmy ryby. Oszaleć można!
- mówi zrezygnowana Kasia.
Para zaczęła już rozważać wynajem albo sprzedaż feralnego mieszkania. Oboje twierdzą, że nie da się mieszkać z taką sąsiadką.
A wy co możecie doradzić Kasi?
