„Jak tak się przyglądam, co obecnie dzieje się z młodymi ludźmi, to aż boli mnie głowa, bo kiedyś takie rzeczy były nie do pomyślenia. Człowiek był młody, to chciał jak najszybciej uciekać na swoje i być całkowicie niezależnym od rodziców. Dzisiaj myślenie się zmieniło. Moja córka ma 30 lat i wciąż mieszka z nami w trzypokojowym mieszkaniu. Tłumaczy to w bardzo dziwny sposób i nie wiem już, jak mam do niej dotrzeć”.
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: historie@styl.fm. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
30-latka wciąż mieszka z rodzicami
Planowaliśmy z mężem dwójkę dzieci, ale w tej sytuacji to może i dobrze, że finalnie skończyło się tylko na jednym. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której dwoje dorosłych ludzi siedziałoby nam na głowie tyle czasu bez grama autorefleksji. Córka za młodu nie sprawiała nam żadnych problemów, co traktowaliśmy poniekąd jako nasz sukces w wychowaniu. Dobre stopnie w szkole i prace sezonowe w okresie wakacji dawały nam poczucie kompletnego przekazania jej solidnych wartości.
Dziś wygląda to tak, że mimo ukończenia studiów i znalezienia dobrej pracy, wciąż mieszka z nami, zajmując swój niewielki pokoik z biurkiem, komodą i rozkładaną wersalką. Kokosów może nie zarabia, ale są to dobre pieniądze i mogłaby za to wynająć sobie kawalerkę, żeby mieć w końcu swój kawałek podłogi. Kupować mieszkania nie musi, bo będzie miała odpisane po nas, więc nie chcemy ją wpędzać w pożyczanie od banku.
Naprawdę, to nie jest tak, że ktoś ją wygania, ale to dla mnie aż dziwne, żeby 30-letnia kobieta żyła przez ścianę z rodzicami po pięćdziesiątce. Córki moich koleżanek w podobnym wieku już pozakładały rodziny, a mnie jest wstyd, że moja żyje tak, jak żyje. Żaden porządny chłop jej nie chce, bo jak się dowiadują, że mieszka z rodzicami, to zrywają kontakt i ja się nie dziwię. Dzisiaj żaden już nie chce takiej, co musiałby ją utrzymywać.
Przyzwyczajona do życia na pewnym poziomie
Próbujemy z nią rozmawiać, próbujemy przemówić do rozsądku, ale to nie działa. Choć nie jesteśmy zamożni, to gwarantujemy też swoje wsparcie, jednak córka nie chce o tym słuchać i woli siedzieć w małym pokoiku, jakby cały czas miała siedemnaście lat. Ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jakby poszła na swoje, to wypłata się uszczupli o koszty mieszkania i życia. Właśnie to jej nie pasuje.
Przyzwyczaiła się do pewnego poziomu życia i ciężko jej z tego rezygnować. Kilak razy w miesiącu nowe ubrania, torebki, fryzjer, kosmetyczka – to wszystko przecież kosztuje i to konkretne pieniądze. Słowa byśmy z mężem nie powiedzieli, jakby ona odkładała, ale wiemy, że tego nie robi. Życie na pokaz i sprawienie sobie chwilowej przyjemności są dla niej ważniejsze.
Najbardziej załamuje mnie, jak ona to wszystko tłumaczy i nie wierzę, że moja córka wygaduje takie głupoty. Według niej trzeba korzystać z życia, gdy jest się młodym, bo gdy człowiek jest starszy, to wiele rzeczy, na które można przepuścić pieniądze, nie dają już takiej przyjemności.
M.
Przeczytaj także
"Zamieniłam dom na wsi na mieszkanie blisko centrum. Po 2 latach wolałabym cofnąć czas"
"Mój syn był niegrzeczny, więc na komunię dostał figę z makiem. Zasłużył"
"Wytknęłam szefowej niewygodną prawdę, więc mnie zwolniła. Nie żałuję, teraz jestem dumną bezrobotną"