Mieszkanie w bloku ma jedną wadę, o której najczęściej mówią osoby, które wychowały się w takim miejscu lub nadal mieszkają: niemal wszystko słychać. Sąsiedzkie kłótnie wcale nie muszą być głośne, aby było je słychać. Wystarczy naprawdę niewiele, aby inni dowiedzieli się, o co sprzeczasz się z mężem lub co robisz w wolnym czasie ;) (jeśli wiesz, co mam na myśli). Tak też jest w przypadku Ani z Łodzi.
"Tak głośno skacze, że można oszaleć" - wyznaje młoda kobieta
Ania wprowadziła się do mieszkania po dziadku i szybko tego żałowała. Dziś mówi, że wołałaby mieszkać w małym domku, gdzie nikt by nie zaglądał do okien i nie zachowywał się tak głośno, że słyszałby go cały blok.
Zacznijmy od tego, że ja nie jestem oderwana od rzeczywistości i zdaję sobie sprawę z tego, że ściany w bloku nie są grube i wiele słychać, ale litości! Sąsiad, który mieszka nade mną na pierwszym piętrze, tak głośno skacze, że można oszaleć. Uprawia jakiś sport w dużym pokoju, zamiast iść na siłownię. Paranoja!
"Ona chyba myśli, że mieszka sam!" - dodaje oburzona Ania
31-latka nie tylko narzeka na sąsiada, ale także na ludzi, którzy stojąc tuż obok jej mieszkania przy windzie, zachowują się bardzo głośno.
Im się chyba wydaje, że ja nie słyszę tych ich krzyków, pisków i śmiechów. Naprawdę coraz częściej zastanawiam się nad wyprowadzką, bo nie da się tego wszystkiego znieść! Ten z góry skacze, a ludzie przy windzie jakby się ze smyczy urwali...
Czy życie w bloku jest faktycznie takie ciężkie?
Przeczytaj także
"Siostra ma do mnie żal, bo nie pogratulowałam jej ciąży. W jej przypadku nie ma czego"
"Sąsiedzi pozwalają na wszystko swoim dzieciom. Te maluchy już rządzą całym osiedlem"
"Za oknem 26 stopni, żar z nieba, matka w letniej sukience, a dziecko w zimowym śpiworze"