• Gość odsłony: 4567

    Czy każdy ma prawo do szczęścia?

    Za parę miesięcy będą moje urodziny- 28... Spędzę je jako rozwódka z 8 letnim małżeńskim stażem za sobą, z prawie 7 letnim synem a to wszystko tak szybko, za szybko. To ja odeszłam od męża, mimo szczerej sympatii, która we mnie dla niego została nie potrafię z nim żyć. Dorosłam przez tych 8 lat a on tego nie zauważył. A nie chcę żyć z kimś kto będzie mnie zawsze traktował jak małe dziecko, które można rozpieszczać, ale którego nie traktuje się jak partnera. I niby wszystko jest proste, niby klamka zapadła, czekamy na rozprawę, wszystkie karty zostały rozdane, ja jestem z kimś innym... Tylko kiedy patrzę na mojego syna, to czuję się jak ostatni potwór, bo w końcu odbieram mu tatę, którego tak kocha, odbieram normalność której tak potrzebuje w imię swojego szczęścia... I niby wiem, że wzorce które wyniosi się z domu itp...., wiem, że nie chcę żeby uważał, że małzeństwo oznacza zależność jednej strony od drugiej, wiem, że przy nas obojgu nie nauczyłby się tego czym jest partnerstwo. Wiem to wszystko a jednocześnie mam tak potworne dylematy... I w zasadzie nie bardzo jest komu o tym opowiedzieć...

    Odpowiedzi (16)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-12-26, 03:37:49
    Kategoria: Z życia
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
karlot 2010-12-26 o godz. 03:37
0

No właśnie czy kazdy ma prawo do szczęscia.....czy ja mam i on......facet ktory jest w trakcie rozwodu, ma małą coreczke. Nie wiem....Z jednej strony wątpliwości moralne, kim ja właściwie jestem... :( z drugiej...jest dobrze. Pewnie czas pokaze...
Trzymam kciuki za wszystkie, którym szczescie nie przychodzi prosto i łatwo.

Odpowiedz
Kajko 2010-12-22 o godz. 10:15
0

Hajduczek napisał(a):Walczę o szczęście- to prawda i o to żeby moje dziecko wiedziało potem w dorosłym zyciu na czym polega prawdziwy związek między dwojgiem ludzi. Tylko cholera naiwnie sądziłam, że to nie będzie takie potwornie trudne...
Nie będę słodzić...będzie trudne.

Ja zostałam sama jak moja Młoda miała 10 miesięcy. I nie z mojego wyboru. Więc nie miałam takich dylematów jak Ty... Po prostu zostałam postawiona przed faktem dokonanym. I co grosza do dziś nie umiem odpowiedzieć sobie na pytanie jakie stawia dziś Twoj mąż, a wówczas stawiałam ja: "przecież mogliśmy być jeszcze razem szczęśliwi?". Więc przestałam próbowac odpowiadać. Jestem teraz szczęsliwa...choć inaczej i z kim innym. I moja Młoda też. Bez wątpienia. Mimo posiadania dwóch tatusiów i pomieszania w małej swojej główce. Myślę, że mnie było łatwiej niż Tobie, bo Młoda była na tyle mała,że nie stawiała pytań. Jak zaczęła rozumieć o co chodzi na świecie, to byłyśmy już same, więc nie było jej żal, nie wypominała, nie wspominała. Zaakceptowała mojego obecnego męża z wszystkimi jego wadami. To najlepszy prezent jaki mogła mi dać, nie wiedząc nawet o tym... :) Jest ok, ale nie jest łatwo. Są dylematy, trudności wychowawcze, ciężkie pytania, nie rzadko łzy... Ale jesteśmy szczęśliwi. Ponoć to najpiękniejsze co rodzi sie w największym bólu..;) Hajduczek - walcz o Wasze szcęście! Będąc sfrustrowana i nieszczęśliwa nie będziesz w stanie dać swojej Rodzinie szczęścia. Dasz kłamstwo, obłudę. Myślę, że nie tak chce żyć Twój Bąbel...

Odpowiedz
ida-sierpniowa 2010-12-22 o godz. 00:33
0

Witaj, jak dobrze Cię rozumiem. Też mam 28 lat i pewnie gdzieś koło dnia swoich urodzin dostanę wezwanie do sądu. Ale nie żałuję, nie mogłam dłużej żyć w takim zawieszeniu, bo małżeństwem właściwie nigdy tak naprawdę nie byliśmy. Dla mojego męża byłam jedynie małym dodatkiem, na samym końcu listy "rzeczy" dla niego ważnych i niestety bardzo boleśnie to odczułam. Nie będę tu się rozpisywać, bo nie o mnie chodzi.
Ale wiedz, że ja też miałam takie watpliwości. Choć dzieci nie mieliśmy, to jednak długo nie mogłam sobie poradzić z presją otoczenia, rozmyślaniem "co ludzie powiedzą".
Ale tak nie można. Odkąd powiedziałam wszystkim, że nic z mojego małżeństwa nie będzie, czuję wielką ulgę. Znów mam szansę na to, by być szczęśliwą. I wierzę, że będę. Życie jest jedno.
I myślę, że Twój syn bardziej doceni Twoją szczerość i prawdę, niż pozornie udane życie rodzinne.

Odpowiedz
Gość 2010-12-21 o godz. 08:11
0

Hm.... K2 ma sporo racji albo inaczej rzecz biorąc zdrowego rozsądku. Może te wątpliwości wynikają z tego, że gdzieś głęboko- takie wyssane ze społecznego, rodzinnego, całosciowego doświadczenia, mamy w sobie przekonanie, ze jednak "rodzina jest najważniejsza", "dzieci musza mieć oboje rodziców" itp slogany, które patrząc na trzeźwo wydają się być absurdalne w tym zaciekłym: "tak trzeba", ale kiedy przechodzi się przez taki młyn jak ja teraz, to człowiek myśli sobie: kurczę może trzeba zacisnąć zęby w końcu zdarzają się gorsze rzeczy w życiu.
A jednak z całych sił staram się kurczowo trzymać tej myśli, że moje szczęście jest gdzie indziej, że takie życie jakie miałam do tej pory powodowało tylko złość, frustrację, bezsilność i ze ani dla mnie ani dla Bąbla taka ja nie byłam dobra. I trzymam się tego z całych sił chociaż gdzieś tam wciąż brak mi tej bezwzględnej pewności. Tylko czy to w ogóle jest mozliwe żeby ją mieć?

Odpowiedz
Gość 2010-12-21 o godz. 07:54
0

K2 napisał(a):Agusiek napisał(a):nie wiem czy potrafię zawalczyć jeszcze o tylko moje własne szczęście
bardzo prosze nie odebrac tego zle, ale mam niedelikatne pytanie. dlaczego odejscie jednego rodzicow ma byc rozpatrywane jako "tylko jego / jej szczescie"? czy dziecko w rodzinie, w ktorej dorosli sa ze soba ze wzgledu "na dobro dziecka" faktycznie jest w pelni szcezsliwe? czy zostajac w zwiazku "mimo wszystko" daje sie dziecku dobry przyklad i wzorzec na przyszlosc? czy doradzalybyscie wlasnemu dziecku, jesli znalazloby sie w podobnej sytuacji (tfu, tfu), zeby pozostawalo w nieszczesliwym zwiazku? jak dlugo mozna udawac, ze "wszystko gra"?


Cały czas sobie takie same pytania zadaję... te i wiele wiele innych.... i nie umiem znaleźć jednej właściwej drogi.... nic tu nie jest czarno/białe... stąd moje poszukiwania, gonitwa za złudzeniami czasem (bardzo naiwna jestem wierząc że jeszcze wszystko może się odwrócić, że to nie będzie tylko ze względu na dobro dziecka). I jeszcze jedno pytanie które ostatnio coraz częściej się w mojej głowie pojawia: czy nie lepiej się rozejść właśnie ze względu na dobro dziecka I wcale nie odbieram tego źle....

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-12-21 o godz. 07:23
0

Agusiek napisał(a):nie wiem czy potrafię zawalczyć jeszcze o tylko moje własne szczęście
bardzo prosze nie odebrac tego zle, ale mam niedelikatne pytanie. dlaczego odejscie jednego rodzicow ma byc rozpatrywane jako "tylko jego / jej szczescie"? czy dziecko w rodzinie, w ktorej dorosli sa ze soba ze wzgledu "na dobro dziecka" faktycznie jest w pelni szcezsliwe? czy zostajac w zwiazku "mimo wszystko" daje sie dziecku dobry przyklad i wzorzec na przyszlosc? czy doradzalybyscie wlasnemu dziecku, jesli znalazloby sie w podobnej sytuacji (tfu, tfu), zeby pozostawalo w nieszczesliwym zwiazku? jak dlugo mozna udawac, ze "wszystko gra"?

wyszlo wiecej pytan :/

Odpowiedz
Gość 2010-12-21 o godz. 06:29
0

Wiesz Hajduczku popłakałam się czytając wszystkie te wypowiedzi... bo sama stoję na rozstaju. Moje małżeństwo to jak dla mnie w tym momencie jedna wielka porażka. Mamy cudowną córkę, ale nie powinniśmy ze sobą być. Dla małej jestem w stanie się poświęcać i być z moim mężem dalej choć to całkiem wbrew mnie, wbrew temu co czuję.... nie wiem czy potrafię zawalczyć jeszcze o tylko moje własne szczęście. I wiem że nie jest to dobre.

Dlatego powiem Ci tylko tyle, że jestem z Tobą całą duszą. Bądź szczęśliwa

Odpowiedz
przytul.anka 2010-12-21 o godz. 05:42
0

Hajduczek napisał(a):
Walczę o szczęście- to prawda i o to żeby moje dziecko wiedziało potem w dorosłym zyciu na czym polega prawdziwy związek między dwojgiem ludzi. Tylko cholera naiwnie sądziłam, że to nie będzie takie potwornie trudne...
To jest cholernie trudne- moi rodzice nie muszą niczego tłumaczyć małym dzieciom- rozmawiają z dorosłymi ludźmi tylko ze sobą jakoś nie potrafią. Będę trzymać kciuki, żeby w twoim wypadku było inaczej, żebyście oboje z mężem znaleźli w sobie dość dojrzałości, żeby wypracować dobre relacje.

Odpowiedz
Gość 2010-12-21 o godz. 04:53
0

Oj Dziewczynki bardzo dziękuję :) Dobrze jest wysluchac z opinii kogoś z boku tym bardziej, że moja rodzina, w której rozwód jest czymś absolutnie nie zdarzającym się normalnym ludziom (sic!) nie bardzo potrafi cokolwiek konstruktywnego z siebie wykrzesać. Staram się ze wszystkich sił żeby Bąbla relacje z tatą nie uległy erozji. Ale czasami kiedy słyszę od mojego męża: rozbijasz rodzinę, zabierasz mi dziecko, a przecież byliśmy szczęśliwi, kiedy Bąbel mnie pyta czy to jest tak, że rodzice zawsze kochają swoje dzieci bo takie są przepisy.... To mam ochotę wyć.
Jak tak patrzę na swoje zycie to myślę sobie, że mając 20 lat wychodzenie za mąż powinno być absolutnie zabronione. Nie mówiąc o podpisywaniu intercyzy.... A z drugiej strony... Mam wspaniałego syna :)
Najgorsze jest to, że mój szanowny małżonek jest osobą, którą na zewnątrz wszyscy lubią i uważają za super gościa i pukają się w głowę patrząc na mnie.... A mnie między innymi ta jego wspaniałość, bycie bez skazy, wszystkowiedzącość zabijała. Tak sobie myślę, że dobrze jest być ze sobą kiedy można nie tylko dostawać ale też dawać. A on zupełnie niczego ode mnie nie chciał i nie potrzebował- oprócz głębokiego podziwu...
Walczę o szczęście- to prawda i o to żeby moje dziecko wiedziało potem w dorosłym zyciu na czym polega prawdziwy związek między dwojgiem ludzi. Tylko cholera naiwnie sądziłam, że to nie będzie takie potwornie trudne...

Odpowiedz
DobraC 2010-12-21 o godz. 03:58
0

w takich sytuacjach chyba nikomu nie przyzna sie racji...

ale...

moim najwiekszym malzenskim strachem jest powielenie czegos z sytuacji moich rodzicow...
poswiecili sie dla dziecka, mama przygryzala wargi bo sama pochodzi z rozbitej rodziny i nie chciala dac tego samego mnie...
ja roslam...
wyszlam z domu i teraz mam czasem jak na nich patrze mam niestety wrazenie ze mieszkaja obok siebie jak dwoje zupelnie obcych ludzi.. nie maja o czym rozmawiac, nie maja wspolnych spraw poza firma... sa razem bo rozwod oznaczalby wieeeeele komplikacji....

moj strach to obudzic sie tak po 60 roku zycia w lozku, zobacyzc obok faceta i zastanawiac sie kto to wlasciwie do cholery jest... i dlaczego ja z nim. i dlaczego tyle lat... i czy napewno dzialalam dla dobra dziecka, ktore teraz ma juz swoje zycie.. a co z moim zyciem?

Odpowiedz
Reklama
Kajko 2010-12-21 o godz. 03:55
0

Hajduczek - postaw sie teraz w odwrotnej sytuacji... Że jednak zostajesz z mężęm, żyjecie tak jak wczesniej... Czy wtedy nie pojawiało by sie pytanie "czy nie jestem potworem, bo dałam dziecku zwichniętą rodzinę"?

Wybór miałaś trudny i niestety taki, gdzie nie da sie zdecydować li i jedynie słusznie. Teraz tylko musisz postarać sie ze wszystkich sił, by to co wybrałas załagodzić. Zachęcać syna i ojca do spotkań, nigdy nie mówić nic złego na temat jego ojca... Wtedy nie będziesz "potworem". I nie wtłaczać na siłe nowego pratnera - ale to juz zależy od jego dojrzałości - czy zdaje sobie sprawę że będzie troszke w poprzek w relacji ty-twój syn... Nie będzie łatwo, ale nikt nie powiedział, że sie nie da :) A przy dużej mądrości - nawet sie uda :) 3mam kciuki

Odpowiedz
przytul.anka 2010-12-21 o godz. 03:50
0

A ja nie mogę Ci powiedzieć tak po prostu, że dobrze robisz, ze syn zrozumie, ze kiedyś sie wszystko ułoży. Nie mogę, bo moi rodzice się właśnie rozwodzą. Jestem dorosła, mam własne życie, cudownego męża, ale są momenty, gdy mam ochotę wrzeszczeć z bezsilności. Moi rodzice pokazują właśnie jak nie należy się rozstawać. Obecnie sytuacja jest na tyle zła, ze nie mogę ich nawet zaprosić jednocześnie na herbatę.

Czeka cię duże wyzwanie ułożenia sobie poprawnych stosunków z byłym, mam nadzieje, że uda Ci się, wtedy Twojemu synkowi łatwiej będzie się odnaleźć w całej sytuacji.

Odpowiedz
Gość 2010-12-21 o godz. 02:33
0

od wczoraj sie nosze z postem w tym temacie. sama jestem w szczesliwym zwiazku, wiec nie moge sie posatwic w Twojej sytuacji, ale... nie jestem zwolennikiem calkowitego poswiecania sie dla dzieci, ktore powoduje, ze sie zatraca sama siebie. nie wierze, ze nieszczesliwy rodzic moze wychowac czlowieka wierzacego w zwiazek i umiejacego nad zwiazkiem pracowac. dlatego nie wydaje mi sie, ze powinnas patrzec na siebie jako na "potwora". dazenie do szczescia jest jak najbardziej ludzkie i kazdy ma do niego prawo. wiele osob trwa w zwiazkach, bo jest im tak wygodniej / obawiaja sie samotnosci / inne. moge tylko pogratulowac Ci odwagi.

Odpowiedz
xandra 2010-12-20 o godz. 11:08
0

31 lat, 9 letni syn i prawie 8 lat po rozwodzie, rok w nowym zwiazku małz. ;)
to mnie ex zostawił dla kogos, przez te lata mozna na palcach obu rąk policzyc spotkania inne niz te obowiazkowe...

dokonałas wyboru, zawsze cos za cos
dziecko za jakis czas zrozumie, ze ojciec tez sobie ułozy zycie mimo ze juz nie bedziecie razem...

ja juz sie umiem smiac z tego wszystkiego, wtedy cierpiałam potwornie bo odszedł nie tylko ode mnie, ale przede wszystkim od syna...

gdybys chciała popisac ;) to zapraszam na priva, pozdrawiam i zycze duuuzo szczescia

Odpowiedz
Gość 2010-12-20 o godz. 07:20
0

Hajduczku, Twój syn na pewno dlugo będzie mial do Ciebie żal o to, że "zabralaś mu tatę" ale w końcu zrozumie, że nie moglaś być szczęśliwa udając, że wszystko jest w porządku między Wami dla jego dobra. Dzieci czują takie rzeczy i na dluższą metę bylibyście wszyscy nieszczęśliwi.

Pewnie będzie mu równie trudno zaakceptować Twojego nowego partnera, bo w końcu tata to tata. Temu trudno się dziwić nawet, prawda?

Na pewno kiedyś to przekalkuluje i będzie wtedy wiedzial, że Twoja decyzja byla sluszna. To trochę potrwa, bo syn jest jeszcze maly. Zanim uświadomi sobie pewne rzeczy to jednak trochę minie :(

Rozumiem Twoje dylematy, bo w końcu w życiu trzeba być prawdziwym. Prawdziwym wlaśnie dla bliskich i przede wszystkim dla siebie.

Wiem, że boisz się, że stracisz psychiczną więź z malym i że to Ty będziesz tą zlą.
Na pewno nie pierwsza i nie ostatnia tak to odczujesz.

Ale masz oparcie w nowym partnerze i on będzie Ci pomocny, więc glowa do góry. Warto podjąć niektóre decyzje, żeby potem żyć zgodnie ze swoimi zasadami.

My na Forumi nie uchronimy Cię od placzu i wyrzutów sumienia. Zadna z nas nie wskaże Ci jedynie slusznej drogi, ale będziemy tu. Pisz jak najwięcej. Bardzo mocno Ci kibicuję i trzymam kciuki za Twoją szczęśliwą przyszlość. :usciski:

Odpowiedz
DobraC 2010-12-20 o godz. 04:28
0

to bardzo dojrzale co napisalas...
nie kazdy ma tyle odwagi by wybierac to co sie wydaje sluszne...

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie