• Loxia odsłony: 4415

    Jak rzeczywistość ma się do Waszych wcześniejszych wyobrażeń na temat Waszego życia?

    Tak się zastanawiam i chciałabym się Was popytać.Jakiś czas juz tymi mężatkami jesteśmy. juz pare małżeńśtw się rozpadło.Jak się ma to co jest teraz w Waszym życiu do tego co wyobrażałyście sobie przed ślubem.Czy jest lepiej niż myslałyście? czy może czujecie się rozczarowane tym co zaszło i żałujecie swoich wyborów?

    Odpowiedzi (41)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-10-16, 09:58:54
    Kategoria: Z życia
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Vilemo 2009-10-16 o godz. 09:58
0

u nas jest jeszcze cudniej niz przed slubem :D

zdarzaja nam sie drobne nieporozumienia, ale bez tego byloby nudno ;)

kocham i jestem kochana - i az czasem zastanawiam sie czym sobie zasluzylam na take szczescie ;)

ale zeby nie bylo za rozowo - zycie zawodowe idzie jak po gruzie

Odpowiedz
Loxia 2009-10-15 o godz. 22:13
0

jagoda napisał(a):Loxia, ale Ciebie to dziwi, że o wiele łatwiej na ogólnodostępnym forum napisać o szczęściu niż o nieszczęśliwym małżeństwie?
w sumie nie dziwi.

Odpowiedz
Gość 2009-10-15 o godz. 22:10
0

Loxia :usciski:

Dopóki jest ta "większość" - IMHO jest całkiem dobrze 8)
Gdyby było idealnie - byłoby pewnie nudno :P

Odpowiedz
Loxia 2009-10-15 o godz. 22:02
0

Anirrak napisał(a):A tak w ogóle - zadałaś pytanie, a sama na nie nie odpowiedziałaś ;)
a bo widzisz tak jak napisałaś wtedy było inaczej niż jest teraz.
nie jest idealnie. myślałam, że będzie prościej. nie jest.
czasami mam ochotę go zatłuc ;) ale większośc czasu kocham go nad życie.
nie mamy juz po 20 ale po 30 i węcej więc inaczej patrzymy na świat pewnie.
miało zaraz po ślubie przyjśc dziecko a nie ma go i nie wiemy czy wogóle będzie. pojawiły się trudności, których nie przewidziałam.. a ja nie lubię złych niespodzianek.

Odpowiedz
Gość 2009-10-15 o godz. 22:00
0

Loxia napisał(a):widać o szczęsciu łatwiej pisać niż o niepowodzeniu.
Do napisania o tym co zle, do wyrazenia tego glosno dlugo sie dojrzewa. A jesli jest tak zle, ze trzeba to z siebie wyrzucic to raczej nie w takich watkach ogolnych. IMHO takie kwestie porusza sie raczej nie na forum publicznym ale to juz kwestia osobnicza.

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-10-15 o godz. 21:59
0

Loxia, ale Ciebie to dziwi, że o wiele łatwiej na ogólnodostępnym forum napisać o szczęściu niż o nieszczęśliwym małżeństwie?

Odpowiedz
Gość 2009-10-15 o godz. 21:56
0

Wiesz Loxia - oczywiście, że łatwiej napisdać , że się udało - niż o tym, że sie sypie
Niestety - nie ma żadnej gwarancji, że dzisiaj pisząc o swoim szczęściu, za dwa tygodnie będzie sie pisało, że dno i wodorosty :|

A tak w ogóle - zadałaś pytanie, a sama na nie nie odpowiedziałaś ;)

Odpowiedz
Loxia 2009-10-15 o godz. 21:48
0

prawie same pozytywne opinie ..
a te rozwody?
widać o szczęsciu łatwiej pisać niż o niepowodzeniu.

Odpowiedz
Gość 2009-10-15 o godz. 21:42
0

U nas niedawno minęło 5 lat od ślubu - i 5 lat od wspólnego zamieszkania...
Jest dobrze - bo kocham i jestem kochana, ufam, czuję się bezpiecznie - po prostu jestem szczęsliwa... (tfu_tfu ;))

Co do wyobrażeń - to nie zawiodłam się, bo chyba nie mialam ich zbyt wiele ;)

To co mnie zaskoczyło to fakt, że jednak miłość się zmienia, ewoluuje...
Że nie ma juz takich jak na początku "motyli", szalonej namiętności, dzikiego seksu - ale jest znacznie większa bliskość, ufność, pewność.
W porównaniu z malżeństwem moich rodziców zaskoczyła mnie otwartość mojego męża na partnerstwo, na równy podział obowiązków :D
Żeby nie było za rózowo ;) - to na minus zaskoczyła mnie znacznie niższa niż za czasów narzeczeńskich
częstotliwośc szaleństw łóżkowych, ale pracuję już nad planem ratunkowym i liczę na sukces ;)

Generalnie - jest dobrze i oby to trwało jak najdłużej :D

Odpowiedz
Gość 2009-10-13 o godz. 09:39
0

Jest tak, jak miało być i jak tego oczekiwałam przed ślubem. Nie jestem typem egzaltowanej panienki, która myślała, że będzie jak w bajce - czyli długo i szczęśliwie, bez żadnych trosk i problemów ;) Mieszkaliśmy trochę przed ślubem i byliśmy świadomi swoich zalet i w szczególności wad.

Normalnie się potrafimy kłócić (a G. zna mnie jak nikt inny i absolutnie idealnie wie, jak doprowadzić mnie do furii ;) ) o tysiąc rzeczy, poczynając od sprzątania, a kończąc na sprawach fundamentalnych.
Ale i tak mi się podoba po ślubie :)

Odpowiedz
Reklama
damula 2009-10-13 o godz. 09:03
0

Mieszkaliśmy razem przed ślubem, więc zdążyliśmy wypracować sobie codzienność. Mąż pomaga we wszystkich pracach domowych mogę na niego liczyć w kwesti prania, sprzątania itp. i tu pojawia się ale. To ale jest trochę niezależne od nas i dotyczy, ze tak to określę spraw rodzinno - spadkowych. Oboje mamy zupełnie inne zdanie i wyobrażenie na ten temat (nie chcę tu opisywać szczegółów) i to doprowadza nas do kolejnych kłótni, awantur itp. Jak już któraś z dziewczyn napisała "nie potrafimy się kłócić konstruktywnie" i o ile ja jestem raczej osobą ustępliwa i nie musi stanąć na moim to w tej konkretnej sytuacji nie mogę inaczej. Po każdej awanturze wychodzimy poobijani, smutni, zrażeni do siebie i bardzo dużo czasu zajmuje nam powrót do dobrych stosunków.
Podsumowując nie wyobrażam sobie, że mogłabym być z kimś innym. A co będzie dalej to czas pokaże...

Odpowiedz
Gość 2009-10-12 o godz. 19:07
0

Loxia napisał(a):Jak się ma to co jest teraz w Waszym życiu do tego co wyobrażałyście sobie przed ślubem.
Czy jest lepiej niż myslałyście? czy może czujecie się rozczarowane tym co zaszło i żałujecie swoich wyborów?
Jest tak jak sobie wyobrażałam i jest mi z tym dobrze. Tworzymy dom. Dom z wiecznym bałaganem, mężem awanturnikiem, moim lenistwem i ciągłym ścieraniem się charakterków. Ale DOM. Podwaliny tego domu powstały jeszcze przed ślubem, reszta wciąż się buduje.

Inna sprawa, że nigdy nie zakładałam, że małżeństwo ma cokolwiek poprawić w naszym związku. Prędzej możnaby powiedzieć, że obawiałam się iż mogłoby cokolwiek zmienić na gorsze - na zasadzie: jesteśmy ze sobą na dobre i złe, więc już nie trzeba się starać, można spocząć na laurach.

Wczoraj rozmawiałam z koleżanką, która brała slub rok przede mną. Niby wszystko u nich w porządku, mają dziecko, właśnie kupili mieszkanie - a mimo to myśli o rozwodzie. Zdałam sobie sprawę jak łatwo można przeoczyć fakt, że przestaje się żyć ze sobą i dla siebie a zaczyna żyć obok siebie. Przestaje się mieć wspólne tematy, wspólne pasje, obecność drugiej osoby przestaje cieszyć a zaczyna męczyć, drażnić. Że przestaje się liczyć z drugą osobą, jej potrzebami, uczuciami. Właśnie dlatego, że wg niektórych nie trzeba już walczyć, starać się, myśleć o partnerze w kategoriach partnera właśnie i miłości....
Doceniam to co mam, to co mi mąż daje. Po takich rozmowach, po tym co obserwuję dookoła- tym bardziej, czuję jak bardzo jestem szczęśliwa. Szczęsciem cichym, nie widowiskowym ale niemniej pełnym.

Rozczarowana? Absolutnie nie. Tak samo jak przed ślubem: codziennie wciąż na nowo poznaję mego męża a on mnie. Oboje się wciąż przecież zmieniamy, trochę pod wpływem siebie, trochę pod wpływem wspólnego życia, trochę pod wpływem innych ludzi, środowiska. Przynosimy to wszystko do domu, rozmawiamy, przeżywamy wspólnie, kłócimy się o swoje przekonania czasem wręcz do bólu. To wzbogaca, to daje chęć do dalszego poznawania. I oby tak zostało :D

Zmieniło się na pewno jedno - teraz jestem 'swoja' dla jego rodziny, mam liczący się głos. Wcześniej byłam dziewczyną, potem narzeczoną G - bardzo lubianą ale wciąż obcą, osobą spoza. To się zmieniło. Trochę się mnie zresztą zaczęli bać ;) Być może dlatego, że 'poskromiłam' tego, który nikomu z rodziny się ujarzmić nie daje lol
Podobnie chyba u mojej rodziny. Jest większa akceptacja działań, słów mego męża; widzę, że liczą się z jego zdaniem. Było mu to zresztą bardzo potrzebne - nikt nie lubi być traktowany trochę jak dziecko -> a dopóki byliśmy jedynie parą - to niezależnie od tego ile mamy lat, jak bardzo jesteśmy samodzielni, czy ile ze sobą jesteśmy - przez starsze pokolenie nie byliśmy w pewnych sprawach traktowani do końca poważnie.

Kokluzja: dobrze mi. Po prostu mi dobrze.

fagih, prawie półtora roku po ślubie :)

Odpowiedz
Wonderka 2009-10-12 o godz. 15:58
0

U mnie jest prawie tak jak miało być.

Do pełni szczęścia brakuje nam dziecka.

Odpowiedz
Gość 2009-10-12 o godz. 14:47
0

Ja dopiero jestem 2 miesiące po ślubie i jak narazie jest bardzo dobrze, ale wiadomo to jeszcze takie przedłuzenie miodowego miesiąca lol

Ale nie wiem co jest z tymi facetami, ale ulubionym słowem mojego męże (czy to teraz, czy przed slubem) jest słowo ZARAZ

Odpowiedz
Yagutka 2009-10-12 o godz. 11:53
0

Aoi, rozmowa najważniejsza - dzięki temu naprawdę można wyjasnić sporo spraw.

Ja o swoich oczekiwaniach względem Lubego mówiłam mu już przed ślubem, dużo rozmawialismy - o tym, kto ma gotowac, sprzątać, kiedy, itp, itd. Dlatego wiem że chociaż nie jest idealnie, to jest tak, jak miało być ;)
Rozmowa to podstawa :) Powodzenia :)

A co do artykułu to na szczęście u nas tak nie ma - ja nie mam hopla na punkcie czystości (jak to niby sugerują w artykule). Mnie akurat przeszkadza to "zaraz, za chwilę, potem" , które nigdy nie nadchodzi, albo nadchodzi za kilka dni ;)

Odpowiedz
Aoi 2009-10-12 o godz. 11:32
0

Yagutka napisał(a):A jak mieszkaliście wcześniej ze sobą to było inaczej? Pomagał więcej?
No właśnie to nasze mieszkanie było takie połowiczne. Trudno mówić tu o pełnoetatowym mieszkaniu, bo zwykle na noc wracał do swojego rodzinnego domu, żadko nocował.
A i zdecydowanie więcej pomagał. Zresztą wtedy mój komputer był taki leciwy, coby jedynie korzystać z internetu bo i tak więcej korzystam z pracy, więc nie miał na czym poszaleć. A teraz .
A obiady? Wtedy moja mama była w Polsce i obiady jadałam u rodzicóa, a Skarb u swoich dziadków. Więc kwestia pomocy w kuchni wtedy nie była poruszana.

Oj, i tak go kocham... A że musimy poważnie porozmawiać to tylko się w tym przekonaniu utwierdziłam.

Odpowiedz
Gość 2009-10-12 o godz. 11:05
0

Mieszkaliśmy ze sobą przed ślubem więc wiedziałam w co się pakuję ;)
Ale jakoś specjalnie narzekać nie moge. Owszem był taki okresw zyciu kiedy dość często się kłóciliśmy, a było to właśnie w trakcie przygotowań ślubnych - chyba to ze stresów. Bo teraz jest zupełnie inaczej. Owszem zdarza się wymiana zdań jak to bywa w każdym związku, na szczęście złość nam szybko mija i wiem, że zawsze mogę liczyć na męża.
I mimo że mieszkaliśmy ze sobą pzred ślubem to właśnie teraz czuję, że jesteśmy taką prawdziwą rodziną i teraz gdy oczekujemy naszego dziecka jeszcze bardziej chyba zbliżyliśmy się do siebie.

Odpowiedz
sylw 2009-10-12 o godz. 11:05
0

blutka, przeczytałam - no cóż, to sięniby wie, ale codzienność czasem bywa bardziej narwana ;)

moje wyobrażenia... jesteśmy z mężem 4 lata poślubie... myślę sobie, że dziecinnie kiedyś podchodziąm do małżeństwa: spacerki w blasku księżyca, seks codzienny, kilka razy w roku wyjazdy w góry czy gdzie poniesie wyobraźnia...
realia są nieco bardziej... fajne
- spacerki są - tyle, że najczęściej z psem lol
- seks też jest, ale chyab święta są częściej
- wyjazdy... no cóż...
za to: całym naszym światem jest nasz synek, niekończące się rozmowy, wspólna praca, pomoc sobie nawzajem, rozmyślanie nad funduszami i umiejętnność rezygacji z własnych zapatrywań i zachcianek, bezpieczeństwo, ...
jednym słowem - jestem szczęśliwą żoną, matką i kochanką ;)

i popieram, teściowie jakoś przychylniej patrzą!

Odpowiedz
zojka25 2009-10-12 o godz. 10:59
0

U nas minęło w sierpniu 9 lat i choć czasem wkurzam się za to, że gary nie pozmywane, mimo że to jego kolej była, wiem jedno - w dniu ślubu nawet mi się nieśniło, że ze strony męża będę miała aż takie wsparcie. Ale to pewnie dlatego, że nie "liczyłam" też na aż takie przeciwności losu, jakie nas dotknęły.

Odpowiedz
Gość 2009-10-12 o godz. 10:53
0

ziutka napisał(a):Jak to w zyciu - sa wzloty i upadki.
Dokładnie. Różnie to bywa, przeważnie super, czasami średnio i wtedy ma się wszystkiego dość. My nie potrafimy się konstruktywnie kłócić i to chyba największy problem... Ale co zrobić, jakoś trzeba dawać radę 8)

Odpowiedz
Aguus 2009-10-12 o godz. 10:48
0

O kurcze,to ja trafilam chyba na jakis dziwny przypadek ;)
Ale to chyba dzieki temu,ze MAMUSI sie duzo rzeczy nie chcialo,wiec synowie musieli robic wszystko sami ...

Wspolczuje za to w przyszlosci zonie mojego brata (na razie jeszcze nie ma dziewczyny),bo bedzie miala z nim ciezko ... No ale jak tlumacze mojej mamie,zeby przestala swojemu synkowi robic kanapki do pracy to nie rozumie :axe:

Odpowiedz
Gość 2009-10-12 o godz. 10:14
0

Silmarilla napisał(a):Dziewczyny, ale wydaje mi się, że większość facetów tak ma...
O, tu ciekawostka: http://zdrowie.onet.pl/1365808,2041,,,,leniu_miej_serce,psychologia.html

8)

Odpowiedz
Gość 2009-10-12 o godz. 09:58
0

Hmm w sumie nie mialam zadnych wyobrazen przed slubem. Owszem czasem sie zastanawialam jak to bedzie, ale nic ponad to.
Choc wyobraznie mam bujna to jednak w tym wzgledzie moje praktyczne podejcie wzielo gore.
Jest dobrze, nie ma rozczarowan.
Nie mieszkalismy razem, ale nic mnie nie zaskoczylo do tej pory.
Choc tez czesto mam tak ze balagan to nie problem dla meza, to czasem widze jego chec poprawy ;) (aktywne poszukiwanie ciuchow do prania jak nastawiam pralke ;), ze jak poloze uprasowane ciuchy na srodku pokoju to jednak znikna po 2 dniach (kiedys wcale) itd. Ale to nie bylo zaskoczenie.
Sa mniejsze i wieksze problemy, ktore czasem powoduja ze mysle i na co to mi bylo, ale zaraz pojawia sie tez mysl ze tyle razem przeszlismy ze kolejna przeszkoda nam nie zawadzi.

Odpowiedz
Gość 2009-10-12 o godz. 07:58
0

Dziewczyny, ale wydaje mi się, że większość facetów tak ma... Ja mojemu Ł. też pokazuję, piszę karteczki i stawiam propozycje nie do dorzucenia, bo on sam z siebie nie wpadłby na to, ze trzeba zrobić pranie (dobra, na rpanie by wpadł, gdyby mnie nie była, a skończyłaby mu sie ostatnia czysta), albo posprzątać, bo mu bałagan i rozrzucone skarpetki wybitnie nie przeszkadzają.

Co do mówienia wprost, czego chcę i w innych dziedzinach - nie było łatwo, ale jakoś zaczynam powoli to robić. Bo ONI nigdy nic nie rozumieją. ;)

Odpowiedz
Yagutka 2009-10-12 o godz. 07:28
0

Aoi, po części mam podobnie - znaczy się też muszę palcem pokazać co jest do zrobienia bo inaczej bedzie leżeć. Ale ja o tym wiedziałam wcześniej, więc to nie jest dla mnie cos nowego. Fakt, przeszkadza, ale razem usiłujemy nad tym pracować (co różnie wychodzi, wiadomo).
Też czasem mam dość, też czasem chciałabym, żeby sam na coś wpadł.
A co do kont, też mamy osobne, ale to nasz wybór, nam jest tak łatwiej ;)

A jak mieszkaliście wcześniej ze sobą to było inaczej? Pomagał więcej?

Odpowiedz
ptysiag 2009-10-12 o godz. 00:01
0

Aoi jak ja Cie dobrze rozumiem niestety... :(

Odpowiedz
Aoi 2009-10-11 o godz. 16:41
0

A u mnie nie jest tak kolorowo.
W sumie nie miałam wygurowanych wyobrażeń.
Chciałam jedynie, aby się nie popsuło.
Ale...
Czasem myślę, że ślub to był błąd, bo mam czasem ochotę pierdyknąć to wszystko, wystawić walizki za drzwi lub sama wynieść się na koniec świata (ale mam świadomość, że tak problemów się nie rozwiązuje, i że trzeba nad sobą pracować).
Dopada mnie taka handra. Czasem nie umiemy się dogadać.
Ja mówię swoje, mąż przytakuje, mówi że się poprawi, a potem jest tak samo. A jeszcze bardziej denerwuje mnie, jak mówi że nie widzi problemu.
A ja widzę. Widzę go ciągle przy komputerze. Mam już dość. Zwykle sama gotuję, sprzątam, piorę, wyprowadzam frety na spacer, zajmuje się moją bratanicą. Nie mam w tym temacie wsparcia, puki nie pokażę palcem, nie powiem co trzeba zrobić, kiedy, gdzie. Owszem, nie ma sprzeciwu jak o coś poproszę, ale nie tak to sobie wyobrażałam.
Czasem razem gotujemy, ale to chyba jedyny punkt wspólnego życia w domu.
Owszem, mieszkaliśmy ze sobą przed ślubem, i było zdecydowanie inaczej.
Mimo że jesteśmy razem to: każde ma osobne konto w banku, mamy osobne samochody, jedyne co nas chyba łączy w domu to kot (któremu notabene JA sprzątam w kuwecie).
Nie mam siły z nim gadać, bo jest poprawa chwilowa. Nie chce mi się wciąż mówić: "proszę, pomóż mi", "proszę, postrzątaj, pozmywaj...". Mam dosyć wytykania...

Ale jak tak na niego patrzę, pomimo tego niedotarcia (mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi) kocham go nad życię. Czasem mam chwile zwątpienia, ale myślę, że będzie dobrze.

Odpowiedz
Anika76 2009-10-11 o godz. 16:02
0

U nas po ślubie jest lepiej niż było wcześniej :D
Wynika to na pewno z większego poczucia bezpieczeństwa, zarówno z mojej jak i męża strony. On jest -"mężczyzna po przejściach" , ja -"kobieta z przeszłością" i początki naszego związku były trudne, trudno było nam sobie tak bezgranicznie zaufać, wierzyć, że coś może trwać, że druga osoba może być fair itd. Teraz po prawie 3 latach razem i 8 miesiącach po ślubie, myślę, że oboje pokonaliśmy własne demony i jesteśmy ze soba bardzo szczęśliwi. Narodziny naszego synka jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyły. Jest naprawdę cudownie... :D

Odpowiedz
Gość 2009-10-11 o godz. 15:48
0

Jak to w zyciu - sa wzloty i upadki. Byly chwile zwatpienia, ale ciagle jest jedno najwazniejsze - uczucie.
Po tych przejsciach chyba sie jeszcze bardziej umocnilismy.
W tej chwili jest zwyzka, spotegowana do kwadratu. M. mnie zaskakuje, mam w nim takie wsparcie i oparcie, ze nic wiecej nie moglabym chciec.

Odpowiedz
mrówka 2009-10-11 o godz. 15:33
0

U nas po ślubie wszystko się zmieniło, wszystko... ale na lepsze, nigdy nie mieliśmy problemów ze sobą, były inne, niektóre nadal nas niestety dobijają...
wyobrażenia?? hmm na pewno są zupełnie inne mieliśmy 2-3 lata po ślubie zostać szczęśliwymi rodzicami ale w marcu mija już 3 rocznica naszego małżeństwa i nadal jesteśmy w punkcie wyjścia albo nawet się cofamy...
kocham moją Mrówę najbardziej na świecie i mam pewność, że to uczucie jest w pełni odwzajemnione, wciąż się dla siebie staramy i z tego jestem najbardziej dumna :) Wszystko co przeszliśmy mocno nas doświadczyło i sprawiło, że zupełnie inaczej patrzymy na świat, jesteśmy dużo dojrzalsi, cierpliwsi, pokorniejsi.
Wybór partnera na całe życie był jedyną decyzją w której słuszność nigdy nie zwątpiłam, mój Mąż jest najpięknieszym darem od losu jaki do tej pory dostałam :)

Odpowiedz
fonia 2009-10-11 o godz. 15:12
0

hmmm...no to ja sobie nie wyobrażałam niczego :)
dlatego na pewno nic nie załuję, nie czuję się oszukana przez los...
znaliśmy się kilka lat, nic się między nami nie zmieniło...
jeszcze niczym się nie zaskoczyliśmy ;)

Odpowiedz
Gość 2009-10-11 o godz. 15:01
0

Wyobrażenia a rzeczywistośći? Hmmmmmmm.... wiele, wiele sobie wyobrażaliśmy. Zmieniło się po slubie wiele i z mojej strony jest to na plus. W końcu tak jak marzyliśmy mamy to co chcięliśmy, wspólne mieszkanie, powroty do wspólnego domu, wspólne obiadki i kolacje, wydatki i przychody, wspólne problemy, wspólnego starego gruchota, wspólne sprawy i w koncy "wspólne" dziecko. Może to dal kogoś mało, dla nas bardzo, bardzo dużo, przede wszytkiem dlatego że to jest nasze. Nie ma już moje, twoje jest po prostu nasze. Moje wyobrażenia o codzinnym zyciu były mniej wymagające niż okazała się rzeczywistość. Mąż zaskakuje mnie bardzo często od samego początku, nie stroni od prac domowych, od gotowania, rozumie złe humory i samopoczucie, jest strasznie opiekuńczy i pracowity. Czasami dziwię się skąd ma na to wszytko siły. Moje "teoretyczne zmartwienia" też się zweryfikowały i pomimo wątpliwości dajemy sobie radę. Znając sweoje wady próbujemy je zmianiać bądź akceptować je u partnera - kompromis po prostu.
I jak większość z Was nie wyobrażam sobie życie z kimś innym.

Swoją drogą jeszcze jakby wczoraj siedzieliśmy po szkole i marzyliśmy jak urządzimy kiedyś po ślubie nasze mieszkanko, potem marzyliśmy i wymyślaliśmy jak to będzie jak bedziemy w ciąży, a teraz to wszytko po kolei się realizuje...i powstają nowe plany i marzenia, wspólne cele i wyobrażenia.

Odpowiedz
Gość 2009-10-11 o godz. 14:57
0

Nie żałuję ślubu, nie wyobrażam sobie życia z kimś innym. Małżeństwo jeszcze dodało mi poczucie bezpieczeństwa, wiem, że mogę na męża liczyć, że kiedy tylko potrzebuję pomocy zawsze będzie przy mnie. Mam człowieka, który mnie akceptuje, który mi ufa, z którym chcę się zestarzeć. Razem przeszliśmy różne trudne sytuacje, które dodatkowo umocniły nasz związek.
Czasem gdy słucham różnych historii znajomych myślę, że mam prawdziwe szczęście, które nie zawsze sobie uświadamiam :|

Odpowiedz
Yagutka 2009-10-11 o godz. 12:16
0

U nas na pewno się zmieniło to, że w końcu mieszkamy w jednym miejscu, a nie w dwóch :)
Bardzo nam brakowało tego, że nie mamy razem wspólnego miejsca - teraz już tak i to jest bardzo fajne.
Z takich drobiazgów - wreszcie możemy mieć kota :D

Ja się na pewno nie czuję przytłoczona tym, że to na zawsze itp. Wprost przeciwnie - dobrze mi z tym. Czuję się bezpiecznie.
Wątpliwości itp, itd - brak.
Jednym słowem - oby tak dalej :D

Odpowiedz
Gość 2009-10-11 o godz. 11:56
0

W naszym zwiazku slub zmienil tylko tyle, ze troche pewniej czujemy w sie domach tesciow, jakos bardziej na miejscu. Poza tym zadnej roznicy. Nie czuje sie rozczarowana, bo liczylam tylko na to, ze bedzie jak jest.

Jestesmy ledwie 3 miesiace po slubie. Sama organizacja tej imprezy dala nam duzo, bo trzeba bylo wiele zalatwic, wiele kompromisow zawrzec, zmierzyc sie z najwiekszymi wydatkami w naszym zyciu, wiec teraz nam latwiej podejmowac decyzje. Mieszkalismy ze soba przed slubem przez rok, mielismy wspolne finanse, znalismy swoje rodziny. Dlatego sam slub nic nie zmienil, nie poczulismy sie przytloczen tymi, ze do juz "do konca zycia", a codziennosc i rutyna - to akurat lubie, daje poczucie bezpieczenstwa.

Odpowiedz
minutka 2009-10-11 o godz. 11:39
0

Pierwsza odpowiedź, która mi się nasunęła: nic sie nie zmieniło. Jesteśmy razem tak długo, że ciągłe zastanawianie się, czy bez tego faceta nie mogę żyć, czy tez może lepiej by było, gdyby go za tę jego męską tępotę zasiec siekierą, tak weszło mi w krew, że chyba bez tego bym nie mogła ;)
Mieszkaliśmy razem przed ślubem, rodzice się znali, grono znajomych pozostało to samo - wszystkie elementy "otoczenia" pozostały niezmienione. Jedyny problem, to przyzwyczajenie sie do nowego nazwiska.

Ale jak się głębiej zastanawiam....dużo sie zmieniło w sposobie myślenia. "Mój mąż" "moja żona". Wcześniej wiedzieliśmy, że jesteśmy ze sobą, bo chcemy być, a jak coś będzie się psuło i nie da sie naprawić (albo np. nie będzie komuś się chciało naprawić), to najwyżej spakujemy walizki, powiemy "dziękuję za fajne wspólne życie" i pójdziemy - każde w swoją stronę. A teraz... Zadeklarowaliśmy bardzo ważną rzecz. "Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską". To, że to POWIEDZIELIŚMY, znaczy bardzo dużo. Podjęliśmy decyzję, że z tą drugą osobą chcemy być do końca życia. Chyba uczyniło nas to troszkę bardziej dojrzałymi wobec siebie.

Reszta się nie zmieniła. Facet mi bardzo powoli dorośleje, w postępie raczej wolno-liniowym, ślub tu nic nie przyspieszył. Większą pewność i "powagę" mężowi dał raczej fakt, że zmieniły się trochę relacje zarobkowe - na jego korzyść ;) Mężczyźni jednak potrzebują być głową rodziny" :D A mi się w sumie to podoba, bo chłop się dobrze czuje, a ja uwielbiam być "zaopiekowana" :P

Odpowiedz
agga73 2009-10-11 o godz. 10:50
0

nie żałuję, nie czuję się rozczarowana, nie wyobrażałam sobie czego innego :)
wyszłam za faceta z krwi i kości, z całym bagażem wad i zalet, które poznałam przed ślubem, a nie księcia z bajki ;)
jest lepiej niż było chyba, łatwiej się dogadujemy, mniej ścieramy, chętniej ustępujemy sobie nawzajem, nadal potrafimy się cieszyć na swój widok po pracy, smutek i złość przechodzi jak zobaczę go w drzwiach :)
a z drugiej strony nikt jak on nie potrafi mnie wyprowadzić z równowagi ;)
cieszę się, że jest moim mężem.

Odpowiedz
Gość 2009-10-11 o godz. 10:39
0

Ja jestem z tych, które nie mają żadnych wątpliwości. Nie mamy poważnych problemów małżeńskich, a drobne rozwiązujemy via morda (jak mawia mój mąż), czyli rozmawiając (najczęściej w nocy ;)).

Nigdy nie miałam wątpliwości czy to ten, a po ślubie umocniła się nasza wiara i religijność (kiedyś różnie to bywało), więc właściwie jest lepiej. :)

Podsumowując - niczego nie żałuję, wydaje mi się, że jesteśmy fajnym małżeństwem (chociaż podobno to tylko ktoś z zewnątrz może ocenić), a mój mąż podoba mi się coraz bardziej. ;)

Odpowiedz
Gość 2009-10-11 o godz. 10:39
0

Wyboru nie żałuję. W życiu nie byłam tak szczęśliwa jak teraz. Wiadomo, są problemy mniejsze lub większe, jak w każdym małżeństwie, ale nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej lub z kimś innym. Mimo, że mieszkaliśmy ze sobą wcześniej 3 lata, nadal się docieramy. Pojawienie się Maksa postawiło wszystko w naszym życiu do góry nogami, ale też ustaliło priorytety i bardzo umocniło nasze małżeństwo. Cieszę się, że jest jak jest i że nie musimy żadnych dylematów rozwiązywać :)

Odpowiedz
Gość 2009-10-11 o godz. 10:33
0

Nie jest źle, nie czuję, żeby moje wyobrażenia bardzo różniły się od rzeczywistości, ale ja też nie miałam jakiś chyba wielkich oczekiwań. Czasem marudzę na mojego męża, ale tak naprawdę uważam, ze jesteśmy dobranym, kochającym się małżeństwem, a wady ma kazdy.

Wyboru na pewno nie żałuję - gdybym miała taki podjąć jeszcze raz, to też by to był Ł. Za dwa dni będziemy mieli 888 dni po ślubie. :) Ładna liczba.

Odpowiedz
Ulib 2009-10-11 o godz. 10:29
0

hmmm może samego wyboru nie żałuję, ale jednak nie jest tak jak marzyłam ;) mimo, że przed ślubem mieszkalismy ze sobą 4 lata to codzienność i rutyna trochę mnie przywaliła do ziemi i nie daje wstać ;) jakoś sięnawarstwiło..... kredyt, remont, po 2 etaty na głowę i po 10 godzin pracy dziennie..... ale mam wrażenie, że to nie o faceta chodzi tylko o natłok i brak oddechu..... a to rodzi takie myśli.... że może trzeba było poczekać, że może gdzie inndziej z kim innym.... ale kocham go cholera..... i jakoś to głupio w tych myślach wygląda ;)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie