• Gość odsłony: 3199

    Wasz okres buntu ;)

    Młodzież, jak powszechnie wiadomo, dzieli się na dobrą i achtędzisiejszą.
    Do której kategorii Wy należałyście? Jak przechodziłyście tzw. okres buntu? Bez ekscesów, po cichu, czy wręcz przeciwnie?

    Moi rodzice najgorzej ze mną mieli na przełomie podstawówki i liceum. "Zaprzyjaźniłam się" wtedy ze starszymi chłopakami z osiedla, którzy mi imponowali jak nie wiem co (i teraz nie wiem, dlaczego ;) ). Włóczyłam się z nimi, popijając od czasu do czasu wino. Zrobiłam w swoim domu sylwestra bez pytania, gdy rodzice wyszli, a ja miałam się zająć moją 4 letnią siostrą. Wydało się oczywiście, ale dzielnie się broniłam zrzucając winę na sąsiada z dołu :o
    Potem jeszcze parę ekscesów i w drugiej liceum byłam już grzeczna i tak zostało :)

    Odpowiedzi (53)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-06-24, 22:27:30
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2009-06-24 o godz. 22:27
0

pewnie ze ciaza, ale ja jestem spryciarz i szybko sobie takie niewygodne sytuacje i klimaty racjonalizuje 8) i jakos leci...
troche pokory by sie przydalo...mimo wszystko

Odpowiedz
Gość 2009-06-24 o godz. 21:09
0

gonick napisał(a):dobbi napisał(a):SkrawekNieba napisał(a):gonick napisał(a):Z perspektywy czasu twierdzam: skrzydła zostały, ale przyszedł też spokój, radość z codzienności, rutyny.
wlaśnie, a tak bardzo się balam, że się gdzieś zatracę, że w końcu ktoś mnie uziemi, że nie pozwoli przeć do przodu... teraz kiedy mogę to często zaniedbuję ten przywilej
ja staram sie nie zaniedbywac, nie zapominac, teraz to sie nazywa brakiem pokory
hehe... chyba rzeczywiście brakiem pokory 8)

Dobbi, Skrawek, ciąża Wam czasem? Wingsy rzecz jasna? Bo mi czasem tak... :(
czasem ciążą to fakt, najbardziej chyba wtedy kiedy już padam na ryjek a wiem, że mogę jeszcze coś z siebie wykrzesać albo wtedy, gdy chcę poleniuchwać, nie myśleć o niczym a jednak w glowie się kotluje, że marnuję cenny czas...

Odpowiedz
Gość 2009-06-24 o godz. 20:48
0

dobbi napisał(a):SkrawekNieba napisał(a):gonick napisał(a):Z perspektywy czasu twierdzam: skrzydła zostały, ale przyszedł też spokój, radość z codzienności, rutyny.
wlaśnie, a tak bardzo się balam, że się gdzieś zatracę, że w końcu ktoś mnie uziemi, że nie pozwoli przeć do przodu... teraz kiedy mogę to często zaniedbuję ten przywilej
ja staram sie nie zaniedbywac, nie zapominac, teraz to sie nazywa brakiem pokory
hehe... chyba rzeczywiście brakiem pokory 8)

Dobbi, Skrawek, ciąża Wam czasem? Wingsy rzecz jasna? Bo mi czasem tak... :(

Odpowiedz
Gość 2009-06-24 o godz. 15:48
0

SkrawekNieba napisał(a):dobbi napisał(a):SkrawekNieba napisał(a):gonick napisał(a):Z perspektywy czasu twierdzam: skrzydła zostały, ale przyszedł też spokój, radość z codzienności, rutyny.
wlaśnie, a tak bardzo się balam, że się gdzieś zatracę, że w końcu ktoś mnie uziemi, że nie pozwoli przeć do przodu... teraz kiedy mogę to często zaniedbuję ten przywilej
ja staram sie nie zaniedbywac, nie zapominac, teraz to sie nazywa brakiem pokory
a ja bym powiedziala, że nazywa się to leniem w tylku 8)
oj nie musisz od razu nazywac wszystkiego po imieniu 8)

Odpowiedz
Gość 2009-06-24 o godz. 15:40
0

dobbi napisał(a):SkrawekNieba napisał(a):gonick napisał(a):Z perspektywy czasu twierdzam: skrzydła zostały, ale przyszedł też spokój, radość z codzienności, rutyny.
wlaśnie, a tak bardzo się balam, że się gdzieś zatracę, że w końcu ktoś mnie uziemi, że nie pozwoli przeć do przodu... teraz kiedy mogę to często zaniedbuję ten przywilej
ja staram sie nie zaniedbywac, nie zapominac, teraz to sie nazywa brakiem pokory
a ja bym powiedziala, że nazywa się to leniem w tylku 8)

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-06-24 o godz. 15:11
0

SkrawekNieba napisał(a):gonick napisał(a):Z perspektywy czasu twierdzam: skrzydła zostały, ale przyszedł też spokój, radość z codzienności, rutyny.
wlaśnie, a tak bardzo się balam, że się gdzieś zatracę, że w końcu ktoś mnie uziemi, że nie pozwoli przeć do przodu... teraz kiedy mogę to często zaniedbuję ten przywilej
ja staram sie nie zaniedbywac, nie zapominac, teraz to sie nazywa brakiem pokory

Odpowiedz
Gość 2009-06-24 o godz. 14:43
0

gonick napisał(a):Bunt pomógł mi się uporządkować, ogarnąc sprzeczności, napawać innością, chłonąć inne punkty widzenia i poddawać wewnętrznej krytyce. Wtedy zajęłam sie tysiącem rzeczy, na które dziś mi szkoda czasu.
dokladnie tak, to byl czas tak glębokich przemysleń i tak wielkiego konfliktu wewnętrznego, że dziś sama się dziwię, że mialam na to wszystko czas. Godzilam szkolę z poświęcaniem czasu facetowi, dodatkowym zajęciom i "dlugim, nocnym Polaków rozmowom..."

gonick napisał(a):Z perspektywy czasu twierdzam: skrzydła zostały, ale przyszedł też spokój, radość z codzienności, rutyny.
wlaśnie, a tak bardzo się balam, że się gdzieś zatracę, że w końcu ktoś mnie uziemi, że nie pozwoli przeć do przodu... teraz kiedy mogę to często zaniedbuję ten przywilej

Odpowiedz
ampa 2009-06-24 o godz. 06:22
0

agnilinda napisał(a):III klasa LO
zaczęłam być naprawdę niegrzeczną dziewczynką
w dodatku z moimi dwoma kumpelami skończyłyśmy tę III klasę jako rekordzistki w opuszczonych godzinach w szkole ( ale oceny były niezłe, tylko te opuszczone)
[...]
czyżbym była Twoją towarzyszką wagarowiczką??? lol
tez w trzeciej klasie biłam rekordy opuszczania zajęć lekcyjnych
nie żadne zielone trawki itp...miałam faze intensywnego czytania (nadal mam ale mniejszą) nagle odkryłam tyle ciekawych ksiażek i musiałam je przeczytać-czytałam non stop i często brakowało mi czasu na nauke więc do szkoły nie szłam w domu/bibliotece/czytelni siedziałam i czytałam(czasami sama pisałam)...a zaległości rosły...podpis mojej mamy miała opanowany moja kumpela-ja jej pisałam usprawiedliwienia w rewanżu. Szkołe jakoś skończyłam lol
Wydawało mi się że artysci muszą palić więc popalałam-nigdy nie doszłam do wprawy w tej dziedzinie 8)
Najwięcej imprezowych faz miałam w okolicach 18. wtedy alkoholu spróbowałam i nocnych balang i się rozsmakowałam-człowiek z utesknieniem czekał na weekend...
a póżniej wyjechałam na studia i już nie bawiło mnie spanie u kogoś w ubraniu i głowa osłabła bo i dolegliwości kacowe sie pojawiły i imprezowanie intensywne poszło do lamusa
a czytać z racji studiów mogłam do woli lol
z rodzicami sprzeczki były-miewałam huśtawki nastrojów-czułam że nie pasuję do świata i inne tego typu przemyslenia- o wielu wybrykach rodzice nie wiedzą i dobrze!
a do glanowatych należałam i nadal należę

Odpowiedz
Gość 2009-06-24 o godz. 03:31
0

No ja też aniołem nie byłam lol
Wprawdzie na okres buntu przypadł mi 7-letni związek (od 8 klasy), więc pod tym względem miałam rodziców uspokojonych, ale wagarowałam, paliłam papierosy, piłam na imprezach....ale wszystko w granicach instynktu samozachowawczego - nigdy nie udało mi się przez bunt niczego jakoś spektakularnie zawalić (i chwała) ;)

Poczytałam Wasze posty i przypomniała mi się śmieszna sytuacja.
W liceum zamist do szkoły jechaliśmy na zieloną trawkę, poopalać nogi, wypić piwko, posiedzieć, pogadać. Tylko zbiórkę zrobiliśmy pod szkołą. Przy okazji zawinęliśmy do ekipy wagarowiczów jeszcze kilka zmierzających rano do szkoły osób. A stojąc pod szkołą kulturalnie mówiliśmy dzień dobry wszystkim nadciągającym na zajęcia nauczycielom.

Ależ był dym jak się później na lekcjach nie zjawiliśmy lol

Odpowiedz
Gość 2009-06-24 o godz. 02:43
0

Mnie się też zdaje, że w młodzieńczym buncie może być coś pozytywnego i konstruktywnego.

Ja przeżyłam okres buntu, ale nie miał on typowych zewnętrznych objawów.

Z rodzicami nie miałam nigdy problemów, może dlatego, że od bardzo dawna traktowali mnie jako samodzielną, pełnoprawną osobę. Niczego mi nie zakazywali. Uważali, że sama powinnam decydować o tym, co chcę robić, gdzie i z kim przebywać itp. Ale nie mogę powiedzieć, że się mną nie interesowali, wręcz przeciwnie :)

Nie wagarowałam. W szkole byłam zawsze jedną z trzech najlepszych osób w klasie. Nie paliłam papierosów, nie eksperymentowałam z narkotykami. Alkohol zaczęłam pić jakieś 1,5 roku przed osiemnastką, ale nie mogę powiedzieć, że jego używanie jakoś znacznie różniło się od używania go teraz ;) Ubierałam się dziwnie, ale teraz też w tej dziedzinie trochę odbiegam od standardów.

Czym więc był mój bunt? Czymś w rodzaju niezgody na rzeczywistość. Po prostu nie mogłam nad wieloma sprawami przejść do porządku dziennego. Bardziej niż teraz wydawało mi się, że mogę wpłynąć na to, co się wokół mnie dzieje. Tęsknię czasem za tą swoją bezkompromisowością, za tymi godzinami poświęconymi na przemyślenia, na czytanie, na przedsięwzięcia, w które się angażowałam.

A tak w ogóle, zastanawiam się, skąd ja miałam na to wszystko czas? ;)

Odpowiedz
Reklama
Kerala 2009-06-24 o godz. 00:45
0

Jasne, Gonick. Tak czy inaczej starałam się przekazać, że młodociany bunt może być- i najczęściej jest- działaniem konstruktywnym, co widać na ogół z perspektywy czasowej, bo z bliska niekoniecznie.
Potencjał konstruktywności tkwi już w samym kolekcjonowaniu doświadczeń i wiedzy, którą później w toku dorastania obrabiasz sobie i szlifujesz. W każdym razie masz materiał, konfrontujesz się z kolejnymi problemami, Wiesz, zasada dialektyczna tu działa ;) Żeby mogła być synteza musi być zarówno teza, jak i antyteza (czy jakoś tak, już dawno nie zaglądałam do Hegla ;) )
Być może najlepsze w buncie młodości jest to, że siłą rzeczy jest on czasowy i w pewnym sensie powierzchowny- tzn. fascynuje nas tyle rzeczy i tyle rzeczy wymaga naszej natychmiastowej, najczęsciej zdecydowanej reakcji, że liżemy pobieżnie problemy, ale zawsze coś w nas zostaje.
Mnie w okresie mojego buntu fascynował sziwaizm kaszmirski, naturalnie nie byłam w stanie przebrnąc przez sanskryt, ale do tłumaczeń jak najbardziej się dorywałam i czytałam. Obecnie sziwaizm kaszmirski zupełnie mnie nie interesuje i nie pogłębiam wiedzy, ale co liznęłam, to moje ;) Tak samo było z buddyzmem, siddha jogą, poezją bitników i tak dalej. To są te obszary wiedzy, które z czasem przestały mnie fascynować, ale cieszę się, że przezyłam z nimi krótki i podniecający romans.

kerala

Odpowiedz
Gość 2009-06-23 o godz. 23:32
0

Kerala napisał(a):IMHO bunt jest własnie po to, aby wywrócić pewne rzeczy i zrozumieć, czemu potem się do nich wraca
Albo własnie nie wraca. Mnie bunt pomógł pewne sprawy pozamykać.

Był czas na totalną zabawę, trzydniowe melanże ze wszystkim złym, co się pod rękę nawinęło. Ale były też dyskusje, kłótnie do rana, po co okomu wiedza absolutna i jak wszelką dyskusję rozwiązuje odkrycie relatywności rzeczy i zjawisk.

Całe życie byłam tą, której coś podcinało skrzydła. Coś pchało na ziemi, przy jednoczesnej kunderowskiej nieznośnej lekkości bytu.

Bunt pomógł mi się uporządkować, ogarnąc sprzeczności, napawać innością, chłonąć inne punkty widzenia i poddawać wewnętrznej krytyce. Wtedy zajęłam sie tysiącem rzeczy, na które dziś mi szkoda czasu.

Z perspektywy czasu twierdzam: skrzydła zostały, ale przyszedł też spokój, radość z codzienności, rutyny.

Mam pewność, ze dobrze wykorzystałam tamten czas, ze nie usiąde kiedyś i nie zrobi mi się przykro ze nie zaszalałam, gdy był czas....

Odpowiedz
Gość 2009-06-23 o godz. 21:56
0

Ja też pamiętam okres swojego buntu. Pamiętam jak dziś, że rodzice w pewnym wieku nie robili na mnie żadnego wrażenia, nie byli skarbnicą wiedzy, nie imponowali mi już, dawno przestali być moimi autorytami. Poznalam wtedy 9 lat starszego od siebie chlopaka. Strasznie mi imponowal na początku, bo pracowal, wynajmowal mieszkanie, byl dojrzaly i co najważniejsze... byl kowalem swojego losu!

moim rodzicom nie pasowalo to wcale. Ojciec nazywal go starym h.... a ja ryczalam w poduszkę, bo zabraniali mi się z nim spotykać i ciągle mialam szlaban z tego powodu.

Przypadalo to na przelomie 1 i 2 klasy liceum i trwalo do końca nauki w szkole średniej. Oczywiście byly imprezy, klótnie, groźby ucieczki...
Mniej więcej na początku 4 klasy zaczęlam myśleć o studiach i wyjechaniu do innego, dużego miasta (oczywiście chcialam wyjechać jak najdalej od rodziców, czyli do Gdańska). I zerwalam z nim, choć w ukryciu spotykalśmy się ponad 2 lata. Już nie imponowalo mi siedzenie w domu przed telewizorem z butelką piwa w dloni i narzekanie na pracę w jakiejś strasznej fabryce. Zaczęlam okres pt.: "świat stanąl przede mną otworem i zamierzam z tego skorzystać!". Wtedy przeprosilam się z rodzicami :D

Odpowiedz
Gość 2009-06-23 o godz. 14:42
0

Bunt był, oczywiśćie, że był ;)

Było to w liceum. Jakieś takie nastawienie rockowe zmierzające ku pankowemu, które tak trochę mi jeszcze pozostało lol
Bardziej obajwiało się to tym co robiłam, jak myślałam niz ubieraniem, bo glany jak dla mnie to typ obuwia, a nie koniecznie manifestacja swojego ja.
Dużo wtedy wagarowałam (chyba nigdy nie zapomnę dni spędzanych nad Wartą), piło się, paliło i inne lol
Rodzice jako tacy nie mieli raczej utrapienia bo w liceum mieszkałam w internacie a na studiach w akademiku. To raczej opiekunki w internacie miałay ze mną problem, byłam jedyną dziewczyną, która chodziła do pani kierownik na dywanik lol

Z perspektywy wcale nie żałuje, bo którz wie kim bym teraz była gdyby nie tamte dni?
Oprócz pewnych mądrości poznanych na własnych błędach, wiem, że nie zawsze bunt to tylko postawa, ale także niestety że czasem dzwony kwiatki i glany to tylko próba wyróżnienia się. często osoba z plecakiem kwadratem z milionem naszywek nawet nie wie co te naszywki ozanczają. trochę szkoda mi takich ludzi, którzy na siłę chcą się wyróżnić...

Z tamtych czasów pozostało mi zaqmiłowanie do glanów (jednak zawsze czyściutkich i schludnych) no i do muzyki :D

Odpowiedz
Gość 2009-06-23 o godz. 14:36
0

Kerala napisał(a):Nigdy potem nie zdarzyła mi się już taka..hmm...jak to nazwać? żarliwa otwartośc na wiedzę przy jednoczesnym zawieszeniu ocen.
O, właśnie :D - Kerala, ujęłaś to chyba najlepiej jak można :D
Mój okres "buntu" był okresem odkryć - i czasem, kiedy (patrząc z perspektywy czasu) najsilniej kształtował się mój światopogląd. Przyjaźniąc się z bardzo różnymi i nieraz dziwnymi ludźmi miałam przegląd postaw i opinii - dzięki temu wyrabiałam też sobie swoje. A że spędzałam też dużo czasu sama - miałam go sporo na przemyślenia.

Jeszcze jedno słowo przychodzi mi na myśl w związku z tamtym czasem: bezkompromisowość. Razem z tym wyczuleniem na hipokryzję, o którym wspomniałaś, Kerala. Dorośli nazywali to egzaltacją...

I nic nie było w tym na pokaz, to chyba było najpiękniejsze - że naprawdę się to wszystko czuło, że emocje, ta "radość życia i ból istnienia" były tak silne (i tak zmienne), że człowiek czuł się jak na karuzeli
Co za czasy ;)

Odpowiedz
Kerala 2009-06-23 o godz. 05:18
0

Hm, a ja myślę, że to w większości nie są "bunty na pokaz".
Pamiętam, jak kiedyś, gdy już byłam zupełnie dorosła, spędziłam noc na długiej dyskusji z moim przyjacielem. Tematem był właśnie bunt młodzieży, konkretnie nasz bunt ;) Zgadaliśmy się, że oboje w pewnym okresie fascynowaliśmy się dokładnie tą samą ksiązką "Plugawym ptakiem nocy" Josego Donoso (a propos: ktoś czytał?), z czego wynikały nasze rozmaite fobie, przemyślenia, bunty i dziwactwa. Doszliśmy do zgodnego wniosku, że gdybyśmy przez kolejne lata swojego życia rozwijali się z takim głodem wiedzy, wrazliwością na świat, obsesją drążenia rozmaitych kwestii, wyczuleniem na hipokryzję itd. to kole trzydziestki przeżylibyśmy satori lol

Teoretycznie jest to żart, ale chyba nie do końca. Nigdy potem nie zdarzyła mi się już taka..hmm...jak to nazwać? żarliwa otwartośc na wiedzę przy jednoczesnym zawieszeniu ocen. Teraz niestety automatycznie oceniam i -jak sądzę- sporo rzeczy mi przy okazji umyka. Na pewno jest parę punktów, w których- patrząc z dzisiejszej perspektywy- przezyłam regres i które lepiej rozumiałam mając lat naście niż dzieści.

Do czego zmierzam: mój bunt był prawdziwy i dokładnie wiem, z czego wynikal. Nie ograniczał się do założenia zielonej kiecki i dobranego doń światopoglądu. Buntowałam się mocno i głęboko, sporo dobrych rzeczy mi z tego zostało, jeszcze więcej wspomnień i całkiem dużo ciekawych odkryć na temat świata i swój własny.
Absolutnie nie był to czas stracony; IMHO bunt jest własnie po to, aby wywrócić pewne rzeczy i zrozumieć, czemu potem się do nich wraca.
Zapewne można to nazwać kręceniem się za własnym ogonem, ale cóż, w drodze wazna jest też droga, a nie tylko cel, prawda ;)

kerala

Odpowiedz
Gość 2009-06-23 o godz. 04:53
0

Nie przeżyłam nigdy okresu buntu. Irytowały mnie koleżanki w powyciąganych, niezbyt świeżych swetrach i wielkich buciorach. Z przyjaciółką mówiłyśmy o nich "dzieci-śmieci" i nie mogłyśmy zrozumieć o co im tak naprawdę chodzi. Irytowały mnie te bunty na pokaz, niby głębokie rozważania o sensie istnienia i totalnej beznadziei otaczającego świata.

Odpowiedz
Gość 2009-06-23 o godz. 03:10
0

agnilinda napisał(a):rekordzistki w opuszczonych godzinach w szkole fajne,luzackie,beztroskie, całkiem niezłe wspomnienia
niczego nie żałuje z mojego okresu "buntu"
nawet czasem chciałabym choć na chwilke wrócic się do tamtego czasu i "tak"zaszeleć
mam tak samo, niczego nie zaluje, baaardzo chcialabym czasem wrocic, pojechac na biwak z tymi ludzmi...to byl taki piekny okres w moim zyciu, a rekordzistka bylam w II klasie w opuszczaniu murow szkolnych 8)

Odpowiedz
Gość 2009-06-23 o godz. 02:59
0

III klasa LO
zaczęłam być naprawdę niegrzeczną dziewczynką
w dodatku z moimi dwoma kumpelami skończyłyśmy tę III klasę jako rekordzistki w opuszczonych godzinach w szkole ( ale oceny były niezłe, tylko te opuszczone)
z tamtego okresu pozostał zły nałóg- papierosy :( ale i czasem fajne,luzackie,beztroskie, całkiem niezłe wspomnienia
niczego nie żałuje z mojego okresu "buntu"
nawet czasem chciałabym choć na chwilke wrócic się do tamtego czasu i "tak"zaszeleć

Odpowiedz
mokato 2009-06-22 o godz. 14:58
0

kamień spadł mi z serca jak to wszystko przeczytałam!!! lol
Myślałam, że jestem w mniejszości. Wśród moich obecnych znajomych tylko ja byłam zbuntowaną nastolatką :D i już myślałam, że ze mną coś nie tak!

Tak szczerze nie żałuję ale nie chciałaby żeby moje dziecko wycinało mi tego typu numery... A było ich sporo i to dużego kalibru!

Aaaaa, tylko do dragów nigdy mnie nie ciągnęło. Spróbowałam raz czy dwa i koniec. Niestety niektórzy moi ówcześni "ziomale" mają z tym ogromny problem... :|

Odpowiedz
Gość 2009-06-22 o godz. 14:11
0

Ale wiecie co, ja się z rodzicami baaardzo rzadko kłóciłam, nie było awantur, szlabanów - baaaaaaardzo tolerancyjni byli :) nawet nie kazali mi się przebierać, jak szliśmy na jakiś elegancki obiad do knajpy hehe.

Raz tylko ja zrobiłam wielką awanturę tacie. Nocowała u mnie moja punkowa kumpela. Schodzimy rano na śniadanie, tata miał nas zawieźć do szkoły (oczywiście pod samą szkołę nie pozwalałam mu podjeżdżać. Miał za dobre i "burżujskie" lol auto, a ja przecież byłam "anty-kapitalistką" ). No i suprajz, tata wypastował nam nasze glany :o :o :o nasze specjalnie ubłocone, potargane, cegłą wytarte glany

Wspomnień czar

Odpowiedz
Małgoś 2009-06-22 o godz. 04:32
0

To ja chyba będę nudna. Okresu buntu jako takiego nie było, czasem jedynie buntowałam sie przeciwko jakiejś czyjejś postawie (zazwyczaj rodziców) w konkretnej sytuacji. Tak poza tym to średnio miałam okazję bunt w domu urządzać, bo mając 13 lat zamieszkałam w internacie i w domu byłam góra 2 dni w tygodniu, a jako 17-latka zaczęłam studia, zamieszkałam w akademiku ponad 300 km od domu, więc tak naprawdę to szybko zaczęłam iść swoją drogą i okazji do buntu nie było, no i jakoś mi tak ten okres beztroskiej młodości minął zanim się obejrzałam :D. To jedna strona sprawy. Druga jest taka, że moi rodzice i bez moich fochów mieli dość zmartwień i to poważnych, więc chyba by mnie wyrzuty sumienia zagryzły, gdybym im problemy sprawiała. Po trzecie, ja po prostu spokojne dziewczę jestem lol . No, może parę pojedynczych, niegroźnyh wybryków było :) .

Odpowiedz
Gość 2009-06-22 o godz. 03:36
0

Oj szalało się, szalało ale niczego nie żałuję, wszystkie doświadczenia złożyły się na to jaka teraz jestem i niczego bym nie chciała wymazywać. No może jakoś bym kombinowała żeby mniej rodzice się denerwowali (chwała panu że i tak o większości ekscesów nie wiedzą).
Paliłam, próbowałam trunków różnej maści jak teraz pomyślę o spirytusie rozrabianym porterem albo "wisieńkach" to mi żołądek się skreca.
Gdzieś w wieku 16 lat miałam za karę wylądować u sióstr Urszulanek na szczęście dla siostrzyczek babcia się za mną wstawiła i zostałam w domu.
W sumie to nie wiem dlaczego i przeciw komu się buntowałam bo rodziców miałam super. Mam nadzieje że moje dziecko nie będzie nawet w połowie tak stuknięte jak ja.

Odpowiedz
Gość 2009-06-22 o godz. 03:20
0

Mój bunt przypadał od 7 klasy podstawówki do 3-4 liceum. Oj napsułsam nerwów rodzicom...napsułam Popalało sie po kontach , piło różne trunki :partyman: (od kulturalnych piwek, poprzez wódeczki, aż po...hm...jabole :vom: )i wracało w stanie wskazującym do domu (1-2 razy prawie na czworaka ), "smykało się" (jak to mama mówiła) ze starszym towarzystwem (max o 6 lat), ściemniało się żeby tylko gdzieś wyjść jak rodzice nie pozwalali, pyskowało, groziło ucieczką z domu itd itp a wszystko to do tego stopnia, że mama groziła, że da mnie do poprawczaka :) Z perspektywy czasu...jakbym miała taką córkę to rozszarpałabym na strzępy...współczuję moim rodzicom ;)

Odpowiedz
Gość 2009-06-22 o godz. 01:34
0

To ja jakaś dziwna byłam, bo nie piłam alkoholu, nie paliłam papierosów , nie wagarowałam i nie imprezowałam za dużo.
Mój bunt przejawiał sie tym, że wszystko lepiej wiedziałam od dorosłych i się ciągle kłócłam, a jak nie postawiłam na swoim to się obrażałam :D

Odpowiedz
Wonderka 2009-06-22 o godz. 01:08
0

U mnie specyficznie: jednego dnia spodnie z krokiem do kolan, rolki, drugiego powłóczyste kiecki z kwiaty, naszywki "Peace", potem mini, dekolty... Tak ubraniowo bardzo. Poza tym ciągłe przesiadywanie z chłopakami, wracanie po nocach i jakoś tego alkoholu trochę było...

Papierosów niet, dragów tym bardziej niet. GEneralnie było miło ale jestem bardzo zadowolona, że to już za mną. :D

Odpowiedz
kasia_ewa 2009-06-22 o godz. 00:58
0

Ja w sumie jakos malo zbuntowana bylam ;) Moze troche 'srednio mila'...

Teraz pamietam dwie rzeczy tylko - jak to mi mama opowiadala, ze tata wracajac do domu pytal w jakim jestem aktualnie nastroju, bo zmienial sie on z predkoscia swiatla...
No i moja upartosc, jak to im w 3 klasie LO powiedzialam, ze w wakacje jade pociagiem do Mongolii... No.... i pojechalam ;)

Ale w gruncie rzeczy, bylam porzadna i odpowiedzialna... Rodzice nie bali sie mnie samej zostawic ;) bo wiedzieli, ze nie zrobie imprezy, czy nie puszcze domu z dymem ;)

Odpowiedz
Kerala 2009-06-22 o godz. 00:52
0

Cóż, Ulleczka, możliwe, że razem to wino na Barbakanie rozpijałyśmy ;)

Miałam długi i ciekawy okres buntu. Nie opisuję, aby nie niszczyć sobie imidżu.

kerala

Odpowiedz
Gość 2009-06-22 o godz. 00:46
0

Zbuntowalam sie w drugiej klasie liceum.
Zaczely sie wagary, tanie wino pite w bramie z nowo poznanymi wspanialymi ( a jakze) ludzmi, papierosy i inne uzywki.

Przystopowalam po pobycie na szpitalnej izbie przyjec, ktorego zupelnie nie pamietam.

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 22:49
0

w nawiazaniu do mojej wczesniejszej wypowiedzi, musze przyznac, ze absolutnie nie zaluje swojego wczesniejszego pokretnego, niepokornego zycia. przynajmniej mam swiadomosc roznych rzeczy i trzezwo patrze na ew. tzw. odchylenia :)

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 22:37
0

Nie musiałam sie buntować. Byłam grzeczna jak aniołek. Chociaż... miałam więcej szczęścia niż rozumu czasami
za to mój bunt przeciwko światu trwa lol

Odpowiedz
JB 2009-06-21 o godz. 22:33
0

Malo brakowalo a wyszlbym za maz w wieku 18 lat :D
Mialam chlopaka, ktory nie skonczyl podstawowki, byl 6 lat starszy, gral na gitarze i jezdzil na motorze. Oczywiscie rodzice nie potrafili tego zaakceptowac, wiec w ramach buntu, zaczelismy planowac slub.
Jak ja sie ciesze, ze mi sie w pewnym momencie w glowce przejasnilo :)

Odpowiedz
ola78 2009-06-21 o godz. 22:15
0

:o OOOO!! Matko! I wszystko mi się przypomniało...
Od 7 klasy podstawówki do końca liceum - TRAGEDIA!!!
Wagary, fajki, wino. Nigdy nie próbowałam żadnych narkotyków!
Wywalili mnie z liceum po pierwszej klasie, w czasie której miałam również deprsję. Od drugiej klasy, już w innym liceum zaczęło się poprawiać. Pojawiła się moja wielka miłość (mój zaraz mąż), co się rodzicom nie podobało, bo miał dłuuuugie włosy :D
Z rodzicami nie rozmawiałam, wymykałam się z domu cichcem, słuchałam baaaardzo głośno muzyki. Ach....

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 21:49
0

moj okres buntu przypadl na wczesne lata 20. wczesniej bylam bardzo grzeczna... nawet z irokezem ;)

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 21:46
0

II i III klasa liceum 8) Nie wiem jakim cudem udało mi się je skończyć i to nawet z nienajgorszymi wynikami, bo praktycznie nie chodziłam do szkoły 8)
Papierosy, alkohol, imprezy... mimo wszystko bardzo miło wspominam tamte czasy. Brakuje mi teraz takiego życia z dnia na dzień.

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 21:44
0

mokato napisał(a):Wagary, alkohol, papierosy to było na porządku dziennym. Ucieczki z domu (na imprezy) tez.
Do tego toksyczny związek z baaaardzo nieodpowiednim facetem.
Długo by opowiadac.

Tez zaliczylam takie historie w liceum, no moze oprocz alkoholu i fajek ;) 2 lata wojowalam z rodzicami, "nagrabilam" sobie bardzo i dlugo potem musialam odbudowywac zaufanie

Odpowiedz
Och 2009-06-21 o godz. 21:36
0

U mnie nie było raczej buntu, mam nadzieję, że moje dziecie też łagodnie przejdzie "ten" okres swego życia.

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 21:29
0

ulleczka napisał(a):
Byłam hippiską lol moja najlepsza licealna kumpela - pankówą.
Nosiłam mega dzwony albo kiecki ciągnące się metr za mną, bluzki w kwiatki, koraliki na szyi, jakieś pacyfki przy ubraniach,
lol lol lol dokladnie tak samo mialam w I klasie liceum, potem bylo bardziej rockowo ;) mama miala przechlapane chyba cale liceum
w nauce i uczeszczaniu do szkoly najgozej bylo w II i IV klasie, prawie do matury nie podeszlam, ale na 3 dni przed sie zdecydowalam, wyluzowana i z pustka w glowie poszlam i zdalam 8)

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 18:38
0

Okres buntu? Nie bylo. Za duzo mialam problemow na glowie, zeby zawracac ja sobie glupstwami 8) lol Zamiast tego na 4 lata przeksztalcilam sie w zamknieta introwertyczke :o

Odpowiedz
Wiol-ka 2009-06-21 o godz. 18:20
0

ja też nie byłam aniołkiem, szczegóły jednak ominę ;)
Mam nadzieję że moje dziecię będzie bardziej rozsądne

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 18:04
0

Oj stare dobre czasy lol
Byłam hippiską lol moja najlepsza licealna kumpela - pankówą.
Nosiłam mega dzwony albo kiecki ciągnące się metr za mną, bluzki w kwiatki, swetry na lewą stronę - wszystko nieprasowane ;) buty undergroundy nawet jak było 30'C, koraliki na szyi, jakieś pacyfki przy ubraniach, dredy. Koncerty, dziwne towarzystwo z warszawskich sqatów [sqotów?], co piątek po szkole piwo na Barbakanie albo tanie winko w Parku Saskim. Boże :o
I oczywiście hasło, że my się nigdy nie zmienimy i tylko my jesteśmy takie rewelacyjne, mądre, oryginalne a z prądem płyną tylko śmieci lol i czytałyśmy książki, których nie rozumiałśmy, ale co tam

Moi rodzice powinni dostać medal, że wytrzymali :)

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 17:58
0

To ja jestem dziwoląg chyba :o
Nie chciało mi się buntowac a osoby które się buntowały denerwowały mnie niewymownie. Nudziara ale to mi odpowiada. :) ;)

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 17:22
0

u mnie sie nie zdarzalo, u mnie bylo na porzadku dziennym :D
sama sobie przywiozlam z festiwalu w Brodnicy 2 papierowe torebki, ktore suszylam w ukryciu!
teraz jestem grzeczna, a dragi w kazdej postaci sa przeze mnie znienawidzone

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 17:07
0

dobbi napisał(a):ja zaczelam sie buntowac gdzies w II-III klasie, fajki, piwo, wino i :weedman:
U mnie :weedman: też się zdarzało. Przeszłam samą siebie, gdy schowałam trawkę w pustym pojemniczku po kremie. Mama robiąc sprzątanie znalazła dwa takie same kremy. Sądząc, że jeden jest pusty otworzyła.
Ile ja się wtedy nasłuchałam!

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 17:00
0

ja zaczelam sie buntowac gdzies w II-III klasie, fajki, piwo, wino i :weedman: oraz inne srodki zmieniajace swiadomosc, byly u mnie na porzadku dziennym. z rodzicami w ogole nie chcialam rozmawiac i wlasciwie (to straszne, wiem) mogli wtedy rownie dobrze nie istniec. w tym czasie strasznie nagrabilam sobie w szkole, mowilam nieciekawe rzeczy nauczycielom (w sumie nie zaluje :)), przestalam sie do nich zwracac per "pani/e profesorze" tylko per "pani/e magister" - bo to w sumie prawda. gralam w zespole, zaangazowalam sie jakis punkowo-neohipisowski teatr :o , itd...
rodzice mieli ze mna strasznie, naprawde, zwialam nawet z domu dla zabawy! mam nadzieje ze moja latorosl nie bedzie taka jak ja

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 16:58
0

Oj... sex, drugs & rock&roll tak mniej wiecej 2-4 klasa liceum. Z cieciem sie nozem wlacznie.

W moim przypadku przyczyna byla wewnetrzna - nieleczona szalona nadczynnosc tarczycy, owocujaca depresja. Ciesze sie niesamowicie, ze to juz za mna, ale jak komus opowiadam to mi nie wierza - teraz jestem niemal swieta ;)

Odpowiedz
mokato 2009-06-21 o godz. 15:39
0

O, ja współczuje mojej mamie...
Mój bunt przypadł na 1-3 klasy LO.
Tłumacze to sobie rozwodem rodziców ale sama nie wiem dlaczego byłam tak okropna.
Wagary, alkohol, papierosy to było na porządku dziennym. Ucieczki z domu(na imprezy) tez.
Do tego toksyczny związek z baaaardzo nieodpowiednim facetem.
Długo by opowiadac.
Przeszlo mi jak rodzinka przestała zwracać na mnie uwagę. Chwilę potem poznałam mojego obecnego męża.

Teraz lubie siedzieć w domu, czasem pobyc sama. Wtedy żyłam od weekendu do weekendu czyli od imprezy do imprezy.
Dziwie sie jak dawałam radę? :o

Odpowiedz
WhiteRabbit 2009-06-21 o godz. 15:29
0

Ania napisał(a):O tak. Trzaskanie drzwiami to był mój sztadnarowy sposób komunikacji z rodziną ;)
Oj, trzaskanie drzwiami doskonale rozładowywało emocje ;)
Buntowałam się od 8mej klasy podstawówki do 4 klasy ogólniaka
Objawiało się to baaardzo mocnym makijażem, płakaniem po kątach, żądaniem coraz to nowych ciuchów i kosmetyków, popalaniem (a jakże... ale to w 4 klasie LO). Ile to razy myślałam o ucieczce z domu, bo "starzy nic nie kumają i ciągle czegoś ode mnie chcą" lol

Chłopcy chyba nie są tak upierdliwi jak dziewczynki ;)

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 15:13
0

O tak. Trzaskanie drzwiami to był mój sztadnarowy sposób komunikacji z rodziną ;)

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 15:11
0

U mnie też okres "buntu" przypadl na drugą klasę liceum, mniej więcej. I szybko się skończył :D A objawiał się? No cóż - wracałam do domu, trzaskając drzwiami zamykałam się w swoim pokoju, pisałam wiersze i płakałam, że nikt mnie nie rozumie lol Do tego zaczęłam palić, chodziłam na wagary i zawalałam szkołę. Zaprzyjaźniłam się z ludźmi, z którymi nic mnie nie łączyło i nie mam pojęcia, o czym ja właściwie z nimi rozmawiałam...
Ale było fajnie 8)

Odpowiedz
WhiteRabbit 2009-06-21 o godz. 15:05
0

Oj, byłam okropna :(
Współczuję mamie, że to musiała przechodzić ;)
A niby taka grzeczna teraz jestem :D
Moja siostra za to jest bardziej pyskata, a z nią mamie było lżej, gdy siostra była w tym "trudnym wieku" ;)

Odpowiedz
Liberales 2009-06-21 o godz. 15:00
0

U mnie okres buntu to II klasa liceum. Wino, śpiew i punk rock 8) Okres powyciąganych sweterków, dziwnych fryzur i miłości do starszego jabolopunka lol Opuściłam się wtedy w szkole z wynikami i jak to moi rodzice ładnie nazywają zaczeli mieć ze mną "małe problemy wychowawcze" lol W tym okresie paliłam fajki jak smok(nie wiem skąd miałam na nie kasę) i non stop słuchałam muzyki. Koledzy systematycznie podrzucali mi nowe zespoły.Dzięki nim mam swoją miłość "Zion Train" :love: Ogólnie z uśmiechem na twarzy wspominam ten okres, moi rodzice nie koniecZnie ;)

Odpowiedz
Gość 2009-06-21 o godz. 14:47
0

byłam grzeczna jak aniołek z małymi wyjątkami kiedy grzeczna nie byłam :lizak: 8)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie