• Gość odsłony: 3924

    Czy dbacie o wynajęte mieszkanie?

    Mam pytanie do dziewczyn, ktore wynajmuja od kogos mieszkania.Czy dbacie o te mieszkania jak o wlasne?Czy inwestujecie w nie?Kupujecie rozne meble czy gadzety, zeby bylo przyjemniej?

    Odpowiedzi (66)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-12-13, 18:00:47
    Kategoria: Dom i Wnętrza
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2009-12-13 o godz. 18:00
0

asowik napisał(a):
Jak napisałam wcześniej nawet jak frank skoczy w górę i nawet jak Naturella napisala będą i są już różnice kursowe to i tak dużo taniej nam spłaty wychodzą i będą wychodzić, a zawsze można przewalutować kredyt na zł lub inną walutę (fakt, że płaci się za to dodatkowe pieniądze), ale znowu nie takie duże.
Asowik, kredyt mozna przewalutowac tylko nie wszyscy wiedza, ze nie tylko jest za to oplata, ale rowniez ponownie sprawdzaja przy tym twoja zdolność kredytową!!! Jeśli nic do tego czasu sie nie zmieni to super, ale przez 25 lat nie mozna przewidziec wszystkich wydarzen - wystarczy ze bedzie juz dziecko na swiecie i wasze zarobki zamiast na 2 podziela na 3 osoby.
Ja swego czasu dziwilam sie czemu ludzie ktorzy maja kredyty w EURO nie przewalutuja ich na zlotowki (te kredyty w EURO to wczesniejsze kredyty w dawnych DM, a waluta ta swego czasu byla bardzo korzystna do brania w niej kredytu). Na przykladzie z rodziny - zona urodzila dziecko i nie pracuje, maz stracil prace i na szczescie znalazl nowa ale juz nie tak dobrze platna. Bardzo by chcieli przewalutowac kredyt zeby placic mniesze raty - swoja droga to dla mnie jakas paranoja :o

Odpowiedz
asowik 2009-12-13 o godz. 16:35
0

KURCZAk uda się uda napewno. Co ma się nie udać:).

Czasami może lepiej tak z biegu niż stresować się przed podjęciem decyzji i zastanawiać Cię czy to czy tamto, a może jeszcze co innego.

Całuski

Odpowiedz
Gość 2009-12-13 o godz. 15:55
0

asowik napisał(a):Wcześniej też naczytałam się dużo o kredytach i robiłam wywiad - w ciemno go nie brałam.
To nie atak na Ciebie :D
Ja mam tylko nadzieje, ze mi sie uda.. taka moja mala prosba gdzie tam do gory, takie pobozne zyczenia :D

Odpowiedz
Gość 2009-12-13 o godz. 15:53
0

asowik napisał(a):Wcześniej też naczytałam się dużo o kredytach i robiłam wywiad - w ciemno go nie brałam. Napisałam tylko jak kupiliśmy mieszkanie i jaki wzięlismy kredyt. ALE oczywiście powtarzam każdy bierze pod siebie. MI bardziej franki odpowiadały i nie żałuję. Ale też nikogo nie namawiam, ani nie odradzam.

Jak napisałam wcześniej nawet jak frank skoczy w górę i nawet jak Naturella napisala będą i są już różnice kursowe to i tak dużo taniej nam spłaty wychodzą i będą wychodzić, a zawsze można przewalutować kredyt na zł lub inną walutę (fakt, że płaci się za to dodatkowe pieniądze), ale znowu nie takie duże.
ja wzielam kredyt w ciemno,( kompletnie sie na tym nie znam, niewiele czytalam, wlasciwie zdalam sie na .. nie wiem nawet na co :o ) mieszkanie kupilam jeszcze bardziej w ciemno, tak na wariackich papierach wszystko...

tzn. pewnego pieknego dnia stwierdzilam ze ja dalej tak zyc nie moge, musze miec gdzie mieszkac( tzn wlasne mieszkanie) ...przez ok. 2 tyg "szukalam" mieszkan, pojechalam do JW na ostrobramska tam byly wolne..z marszu podpisalam umowe przedwstepna, dostalam 1 mies czasu na zdobycie kredytu i kompletnie na wariackich papierach dostalam ten kredyt - CUDEM ( na spolke z moim ze tak sie wyraze "konkubentem"), zmusilam szefowa do przedluzenia ze mna umowy o prace( a pracowalam tylko 2 miesiace) ;) ...

teraz dopiero czytam o swoim developerze, o kredycie i troche zaczynam sie przejmowac, ale wierze ze jakos to bedzie ;)

generalnie wiecej szczescia niz rozumu i jakiegokolwiek zdrowego rozsadku - generalnie taki popapraniec jestem ;)

Odpowiedz
asowik 2009-12-13 o godz. 15:33
0

Wcześniej też naczytałam się dużo o kredytach i robiłam wywiad - w ciemno go nie brałam. Napisałam tylko jak kupiliśmy mieszkanie i jaki wzięlismy kredyt. ALE oczywiście powtarzam każdy bierze pod siebie. MI bardziej franki odpowiadały i nie żałuję. Ale też nikogo nie namawiam, ani nie odradzam.

Jak napisałam wcześniej nawet jak frank skoczy w górę i nawet jak Naturella napisala będą i są już różnice kursowe to i tak dużo taniej nam spłaty wychodzą i będą wychodzić, a zawsze można przewalutować kredyt na zł lub inną walutę (fakt, że płaci się za to dodatkowe pieniądze), ale znowu nie takie duże.

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-12-13 o godz. 15:29
0

Zgadzam sie z Naturella... Mi tak radzili specjalisci z Expandera i dodatkowo czytalam cos w Rzeczpospolitej na temat tego ze jednak kredyty dlugoterminowe sa bezpieczniejsze w walucie jaka zarabiamy obecnie... ale nie wiem, nie jestem specjaliska i to moje pobozne zyczenie bo mam kredyt w zl ;)

Odpowiedz
Gość 2009-12-13 o godz. 15:04
0

No dobrze, ale w walucie nie tylko różnica kursowa wali po kieszeni... jest jeszcze taka rzecz, że bank wylicza kwitę kredytu po kursie kupna, a spłatę po kursie sprzedaży... I tym sposobem traci sie ogromne pieniądze.

Chciałam brać kredyt w CHF początkowo, ale ostatnio troszkę poczytałam (polecam ostatni Profit) i się przeraziłam. Niestety, mogę nie mieć zdolności kredytowej takiej, jak potrzebuję, więc jeśli nie dostanę w złotówkach to wezmę w CHF. To będzie ostateczność...

Odpowiedz
asowik 2009-12-13 o godz. 14:35
0

EVA kochana. Dobrze liczysz. Dlatego jest taka różnica bo my braliśmy w walucie CHF i to jest kolosalne w porównaniu ze złotówkami. W zł byśmy płacili ratę gdzieś sporo ponad 900 blizej tysiąca. A i jeszcze coś - ja mam kredyt na 30 lat czyli 60 miesięcy więcej niż Ty i kapelusik.

Dokładne oprocentowanie opiszę dzisiaj wieczorem lub w poniedzialek jak obejrzę umowę - bo już nie pamiętam. Wolę się w nią nie zagłebiać, bo mnie potem serce boli, że mam tyle lat spłaty hehe.

MY ZDECYDOWALIsmy się tylko dlatego na CHF, że nawet jak podskoczy dużo to i tak raczej zł nie przebije - bo musialby frank skoczyć prawie o 100%, a tak nigdy nie było.

Spłacić też możemy wcześniej - ale tylko od 5 tysięcy (mniej niee, nawet jak chcielibyśmy np. zapłacić 2 raty za kwiecien i maj - to one sobie będą leżeć na koncie, a zostanę przelane w danym momencie).

Pozdrawiam

Odpowiedz
Gość 2009-12-13 o godz. 11:10
0

Asowik, jasne ze najwazniejsze ze mamy wlasne M :)

Mimo wszystko jestem ciekawa jakie jest oprocentowanie waszego kredytu. Zaczynam sie zastanawiac czy aby na pewno dobrze zrobilismy z naszym kredytem.

25 lat to 300 miesiecy
a wiec kwota kredytu 125 tys daje miesieczna rate kapitalowa w wysokosci 417 zl.
W tym momencie kwota odsetek wyglada na bardzo niska - jest az tak niskie oprocentowanie? a moze ja nie bardzo umiem policzyc raty stale (umiem tylko malejace) :(

Odpowiedz
asowik 2009-12-13 o godz. 08:14
0

OK to już wszystko wiemy dziewczynki. Każdy bierze tak, żeby jemu było najwygodniej. ALE GRUNT, że mamy mieszkanie - prawda?

Pozdrawiam i ściskam mocno.

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-12-13 o godz. 06:21
0

Dzieki Asowik za wyjasnienia i to wcale nie jest tak ze Ci nie wierze z tymi splatami ;)
Ja mam dokladnie tak jak opisala Eva i przy wyborze kredytu kierowalismy sie tymi samymi pobudkami-zeby robic nadplaty i wczesniej splacic...
teraz mamy odroczone splaty rat kredytu ( zeby wykonczyc mieszkanie ) i splacamy tylko odsetki w wysokosci ok. 500-600 zl wiec myslalam ze u Was tak samo...

Odpowiedz
Gość 2009-12-12 o godz. 17:32
0

Asowik przy stalych ratach najpierw wlasciwie splaca sie odsetki a dopiero potem kwote kapitalu tzn procentowy udzial odsetek do udzialu kwoty kapitalu jest bardzo duzy na poczatku. Wlasnie dlatego to rozwiazanie nie jest korzystne dla osob, ktore ewentualnie chcialyby wczesniej splacic kredyt.
Przy ratach malejacych - miesieczna rata sklada sie ze stalej raty kapitalowej i malejacej z miesiaca na miesiac raty odsetkowej.

Odpowiedz
asowik 2009-12-12 o godz. 16:14
0

Kurczak - To cały już kredyt - tzn. miesięczna kwota do spłaty wraz z odstetkami.

Myślalam, ze dokładnie już opisałam.

Jeżeli nie wierzycie to juz tylko trzeba iść do banku i się dowiedzieć.

Pozdrawiam

Odpowiedz
Gość 2009-12-12 o godz. 15:26
0

Ewa, ja mam tak jak Ty.
Roznica wynika tu jeszcze chyba z tego ze te ok 500 zl to splata ODSETEK od kredytu a nie samego kredytu, bo Asowik ma o 6 miesiecy przesuniete splacanie kredytu ...

ja tak to rozumiem, bo ja teraz tez place TYLKo same odsetki w tej wlasnie wysokosci

Odpowiedz
Gość 2009-12-12 o godz. 13:02
0

No to juz wiem na czym ta roznica polega:
- po pierwsze w CHF rzeczywiscie oprocentowanie jest duzo nizsze
- po drugie raty stale a nie malejace jak u mnie - ja co prawda na poczatku mam wyzsze raty, ale pozniej sa mniejsze. Ponadto przy szybszej splacie kredytu raty malejace sa bardziej oplacalne niz stale a my co jakis czas chcemy zrobic nadplate kapitalu i moze uda sie splacic szybciej niz w ciagu tych 25 lat.

Odpowiedz
asowik 2009-12-12 o godz. 12:34
0

O Aga mnie wyprzedzila w odpowiedzi:)

Eva tak była bardzo duża róznica w zł i CHF i zdecydowaliśmy się w CHF. Mamy raty stałe. Ubezpieczenie płaciliśmy jednorazowo. Klucze dostaliśmy tydzień temu, a wpis do końca kwietnia.

W gwoli uściślenia - to kredyt bralismy w banku BPH i wzieliśmy sobie dodatkowo okres 6 miesięcznej karencji, żeby przez te 6 miesięcy nie płacić za kredyt tylko do końca wykończyć mieszkanie (mebelki itp).

Pozdrawiam

Odpowiedz
Gość 2009-12-12 o godz. 12:12
0

Eva napisał(a):asowik napisał(a):Persy - wiec tak: kredyt na kwotę 129 tysięcy chyba na 25 lub 30 lat - rata coś około 540-570 zł.

No to chyba cos nie tak, bo nie sadze zeby rozne banki mialy az tak duza rozbieznosc w oprocentowaniu.
My bralismy kredyt na 125 tys tez na 25 lat, w zlotowkach - przy ratach malejacych miesiecznie wychodzi ok. 1100-1200 zl. Do tego dochodzi ubezpieczenie kredytu zanim uzyska sie wpis hipoteki ok 80-100 zl/miesiac.
Jeśli mogę to asowik brała kredyt w CHF więc moze w tym róznica :)

Odpowiedz
Gość 2009-12-12 o godz. 11:48
0

asowik napisał(a):Persy - wiec tak: kredyt na kwotę 129 tysięcy chyba na 25 lub 30 lat - rata coś około 540-570 zł.

No to chyba cos nie tak, bo nie sadze zeby rozne banki mialy az tak duza rozbieznosc w oprocentowaniu.
My bralismy kredyt na 125 tys tez na 25 lat, w zlotowkach - przy ratach malejacych miesiecznie wychodzi ok. 1100-1200 zl. Do tego dochodzi ubezpieczenie kredytu zanim uzyska sie wpis hipoteki ok 80-100 zl/miesiac.

Odpowiedz
panna_van_gogh 2009-12-12 o godz. 09:29
0

asowik napisał(a):
panna_van_gogh - rozumiem Cię - ja tylko napisalam swoje zdanie:).


Wiem wiem Asowik :usciski:

Odpowiedz
asowik 2009-12-12 o godz. 09:12
0

Persy - wiec tak: kredyt na kwotę 129 tysięcy chyba na 25 lub 30 lat - rata coś około 540-570 zł.

Co do życia w Gdańsku - to po długich rozmowach stwierdziliśmy, że wybieramy Gdańsk, a też głownym powodem było to, że mój R ma w Gdańsku swoją dzialalność - więc ....

Jeżeli chodzi o moją pracę to strasznie się bałam czy znajdę, a jak znajdę to czy zgodną z tym co umiem, co robiłam, jakie mam doświdczenie itp...i wyobraź sobie, że wysłałam odpowiedzi na ogłoszenia do 2 firm i te 3 firmy sie do mnie zgłosiły. Jedna odrazu na pierwszym spotkaniu sie na moją osobę zdecydowała, z drugą mam się jeszcze raz umówić, a z trzecią mam spotkanie w sobotę (specalnie dla mnie zrobili wyjątk podobno bo w sobotę nie pracuja:) - ale może plusem jest, ze to specyficzna branża. Jeżeli chodzi o pieniadze: to w jednej dużo niższe, w drugiej takie jak chcialam, a w trzeciej jeszcze nei wiem. ALE POWOLI i może uda się zarabiać więcej. Teraz się cieszę, że tak łatwo znalazłam. MINUSEM jest to, że tutaj miałam stanowisko kierownicze, a w Gdańsku raczej nie (chociaż zależy, którą propozycję wybiorę), ale jakoś się tym nie przejmuję-grunt, ze to praca zgodna z tym co lubię.

panna_van_gogh - rozumiem Cię - ja tylko napisalam swoje zdanie:).

Ajka - kupiliśmy w HANZIE, osiedle cztery pory roku.

ECH ALE SIĘ rozpisałam.

Pozdrawiam

Odpowiedz
Persy 2009-12-11 o godz. 17:08
0

asowik napisał(a):To i ja coś napiszę.

I ten kredytu wraz z czynszem wyniesie nas mniej niż wynajem nawet kawalerki - bo z czynszem zmiescimy się 1000 zł - nawet mniej.

Jezeli chodzi o kredyt to wzieliśmy na 100% wartości mieszkania - bo niestety mielismy tylko pieniążki na wykonczenie i to nie duzo. POPROSTU

Jeżeli chodzi o opłaty, ktore ponieśliśmy to:
- około 4 tysięcy dla banku (prowizja, ubezpieczenia itp)
- około 3 tysięcy notariusz
I TO TYLE Z WIĘKSZTYCH jednorazowych opłat.

Długo na przyznanie kredytu też nie czekaliśmy. Ja mam umowę na czas nieokreślony, a mój R na określony, a zarobki naprawdę nie są za wysokie.

A na poczatku też nei widziałam szans na własne lokum i bałam się kredytu - teraz wiem, że to najlepsze decyzja.
Asowik... my także rozważaliśmy przeprowadzkę do Trójmiasta, konkretnie do Gdyni - mój J. mieszkał tam większość życia i dopiero 2 lata mieszka ze mną w Warszawie... a myslelismy o tym własnie dlatego, że tam są o wiele tańsze mieszkania niż w Wawce... ale tam nie mamy pracy, i nei jest o pracę najłatwiej - tu pracę mamy oboje, tak samo ze szkołą... i to nas powstrzymuje :(

Mogę zapytać na ile wzięliście kredyt i jakie płacicie raty ?

Odpowiedz
Gość 2009-12-11 o godz. 16:50
0

Ile ludzi tyle zdań...
Ja szukam mieszkania na nowym osiedlu właśnie dlatego, że przeszkadza mi mentalność starszych ludzi, co to w siaty zaglądają, zagadują, wypytują, obserwują z parapetów, patrzą w windzie, co to za korespondencję się odebrało i ogólnie wszystko o wszystkim wiedzą... Poza tym każdy prawie ma jakiegoś wyliniałego pudelka, co to posikuje w windzie, albo wielkiego owczarka, po którym śmierdzi w windzie tak, że źle mi się robi... Nie cierpię też tego, że większość z nich chyba nie otwiera nigdy okien u siebie w mieszkaniu, smród gotowanego żarcia unosi się przez parę pięter...

Dlatego też szukam mieszkania w nowym bloku, bo chciałabym mieszkać z ludźmi, którzy znają wartość swojego mieszkania, ciężko na nie pracowali, a nie dostali mieszkanie spółdzielcze po ciotce czy po kimś, mają gdzieś to, jak blok wygląda, palą na klatce, petują na wycieraczce, pozwalają psom sikać na korytarzu...

Mieszkałam i w starych blokach i na nowym osiedlu. oczywiście, nie ma ludzi idealnych i na nowym osiedlu trafili nam się sądziedzi, którzy do późnej nocy rzucali psu piłkę do zabawy o podłogę... Ale nie było pijaków, meneli, co to demolują windę albo zarzygują klatkę. A nie mieszkałam nigdy w tych uznawanych za najgorsze dzielnicach. Nie wyobrażam sobie, co tam się dzieje...!

Odpowiedz
panna_van_gogh 2009-12-11 o godz. 16:37
0

asowik napisał(a):
A do tego wtórne mieszkanie są w starych kaminicach, blokach, a przy nowych mieszkaniach - to mieszkasz na nowych osiedlach, przy młodych sąsiadach itp. - zupełnie inna atmosfera (powtarzam to moje i tylko moje zdanie).


My właśnie z tego powodu chchemy okupic mieszkanie w ktorym teraz mieszkamy jak w wynajetym - prawie 30 letni blok, przesympatyczni sasiedzi w wieku naszych rodzicow - stad tez cisza, spokoj, zadnych imprez, wyspac sie mozna, a sasiedzi sie non stop dopytuja czy zyjemy bo tak u nas cicho

cudnie jest mieszkac w takim spokojnym miejscu a nie na nowym osiedlu (wiem bo mieszkałam 12 lat )

Odpowiedz
Gość 2009-12-11 o godz. 15:44
0

Asowik a gdzie kupilas mieszkanie?

Odpowiedz
asowik 2009-12-11 o godz. 14:50
0

To i ja coś napiszę.

Właśnie kupiliśmy 3 pokojowe piękne mieszkanie na rynku pierwotnym - duże bo 3 pokojowe i oczywiście na kredyt do końca życia. Ale cóż taka rzeczywistość - inaczej sie nie da, jak chce się mieć swoje 4 kąty.

I ten kredytu wraz z czynszem wyniesie nas mniej niż wynajem nawet kawalerki - bo z czynszem zmiescimy się 1000 zł - nawet mniej.

NIGDy nie kupiłabym mieszkania na rynku wtórnym (ale to moje zdanie), dlatego, że ceny podobne, a trzeba wszystko odremontować, a taki remont kosztuje więcej niz wykończenie nowego mieszkania. Wiem dlatego, że siostra mojego R takie kupiła i remont trwał kilka miesięcy - kucie ścian itp.... A do tego wtórne mieszkanie są w starych kaminicach, blokach, a przy nowych mieszkaniach - to mieszkasz na nowych osiedlach, przy młodych sąsiadach itp. - zupełnie inna atmosfera (powtarzam to moje i tylko moje zdanie).

Jezeli chodzi o kredyt to wzieliśmy na 100% wartości mieszkania - bo niestety mielismy tylko pieniążki na wykonczenie i to nie duzo. POPROSTU wcześniej żyliśmy sobie na pewnym poziomie i wydawaliśmy wszystko, zamiast oszczędzać:).

A wykończenie nowego mieszkania to naprawdę nie są duże pieniądze. Nam oddali w stanie białego montażu: czyli ściany pomalowane, drzwi, kontakty, itp. Łazienka i podłogi do zrobienia.

Jeżeli chodzi o opłaty, ktore ponieśliśmy to:
- około 4 tysięcy dla banku (prowizja, ubezpieczenia itp)
- około 3 tysięcy notariusz
I TO TYLE Z WIĘKSZTYCH jednorazowych opłat.

Długo na przyznanie kredytu też nie czekaliśmy. Ja mam umowę na czas nieokreślony, a mój R na określony, a zarobki naprawdę nie są za wysokie.

WYKOŃczenie robimy tylko podstawowe - czyli:
- łazienka
- podłogi
umeblowanie, kuchnia itp. zostaje na lepszy czas.
Podstawowe urządzenia mamy jak: lodówka, pralka, łóżko.

A na wakacje dalej będziemy jeździć - może nie w dalekie zakatki świata (bo na to - to i bez kredytu nas nie stać) - ale wypoczywać bedziemy, a jednoczesnie mamy już własny kąt.

A na poczatku też nei widziałam szans na własne lokum i bałam się kredytu - teraz wiem, że to najlepsze decyzja.

Odpowiedz
Gość 2009-12-11 o godz. 12:49
0

My dbamy jak o wlasne, wynajelismy bez mebli, ale umowa na 3 lata, wiec nie mamy obaw, ze nas wyrzuca :)
Odmalowalismy na wlasny koszt lazienke, kolor brudno-zolty zmienilismy na jaskrawo-pomaranczowy, mam nadzieje, ze troche zblaknie, bo nie skonsultowalismy tego z wlascicielem

Odpowiedz
Gość 2009-11-26 o godz. 12:41
0

Naturello, jakbyś mi słowa z ust wyjęła! Też sądzę, że inwestowanie w cudze mieszkanie jest bez sensu (nie mam tu na myśli kupowania sobie firanek żeby było przyjemniej, tylko ładowanie do kieszeni właściciela), lepiej spłacać kredyt który tyle samo Cię wyniesie. My przed ślubem ostro się zastanawialiśmy nad wynajmowaniem mieszkania mimo iż teściowie proponowali nam piętro domu. Wybraliśmy dom teściów. Postanowiliśmy, że przemęczymy się trochę. Dzięki temu uzbieraliśmy już na magiczny "wkład własny". Teraz sytuacja trochę się skomplikowała bo tylko mąż pracuje i raczej kredyt narazie jest niemożliwy. Oczywiście, że chcieliśmy mieszkać sami, bez teściów nad głową dlatego też myślimy o tańszym mieszkaniu poza miastem, które będziemy mogli kupić szybciej niż 2 razy droższe mieszkanie we Wrocławiu. Ustaliliśmy z teściami pewną kwotę którą dokładamy do rachunków i jedzenia i staramy się maksymalnie zaoszczędzić właśnie z myślą o kupnie mieszkania. Wolę się te 2 lata przemęczyć i z przyjemnością patrzeć jak rośnie nam konto ;), a w głowie ilość metrów kwadratowych naszego przyszłego mieszkania.

Odpowiedz
Gość 2009-11-07 o godz. 17:37
0

Obecne mieszkanie jest piątym w Warszawie, jakie wynajmuję. I dawno już doszłam do wniosku, że nie ma sensu inwestować w cudze mieszkania... Robimy tylko to, co jest konieczne, żeby normalnie funkcjonować, czyli bieżące naprawy, malowanie itp - i nigdy nie brałam na to pieniędzy od właściciela... jako, że jestem zdania, że to ja zużywam pewne rzeczy i to do mnie należy usuwanie śladów mojej bytności:)

A co do własnego mieszkania - założyłam sobie, że jest to ostatnie wynajmowane mieszkanie. Zapożyczymy się po uszy, weźmiemy kredyt i prywatną pożyczkę, ale musimy kupić własne mieszkanie jak najszybciej. Najwyżej ze dwa lata pożyjemy w maksymalnych wyrzeczeniach... Trudno.

Odpowiedz
Gość 2009-11-07 o godz. 17:28
0

Zuzanna napisał(a):Mam pytanie do dziewczyn, ktore wynajmuja od kogos mieszkania.

Czy dbacie o te mieszkania jak o wlasne?

Nie; naprawy wykonywali właściciele; jeśli cokolwiek robilismy to tylko w bardzo podstawowym zakresie

Czy inwestujecie w nie?

Absolutnie nie, tylko takie rzeczy, które zabieraliśmy ze sobą
Kupujecie rozne meble czy gadzety, zeby bylo przyjemniej?

To tak, bo każdy lubi jak jest ładnie i przyjemnie
Jedyny wyjątek to akademik, gdzie odmalowalam ściany na początek roku akademickiego, ale iedziałam, ze to "moje" przynajmniej na 10 m-cy i opłacało mi się inwestować ;)

Odpowiedz
Gość 2009-11-07 o godz. 17:23
0

Persy - nie patrz tak pesymistycznie. Ja tak jak Eva namawiam cię na mieszkanie na rynku wtórnym. Można znależć bardzo fajne - trzba się tylko przyłożyć do szukania. Ja szukałam 4 m-ce, ale kupiliśmy umeblowane, wykończone i do zamieszkania (wprowadzaliśmy się w pierwszy weekend po podpisaniu umowy notarialnej) Odmalowanie ścian przeprowadzaliśmy ok 7 m-cy pożniej - jak doszliśmy finansowo do siebie; romont łazienki planujemy - jak się uda na te wakacje;
Niestety jednak kosztów notariusza i wkładu dla banku nie przeskoczysz.

Odpowiedz
Gość 2009-11-07 o godz. 12:05
0

ja zawsze bije sie z myslami czy cos kupic do wynajmowanego mieszkania czy tez nie bo bardzo to lubie, sprawia mi zawsze ogromna frajde "strojenie" naszego gniazdka :D ale z drugiej strony... hmm, nigdy nie wiem czy to cos kupione i pasujace tu bedzie kiedys (kiedykolwiek!) pasowalo do naszego przyszlego mieszkania...
tak wiec zawsze mam z tym nielada problem

Odpowiedz
Gość 2009-11-07 o godz. 07:52
0

Kasiape napisał(a): wszystko zalezy od osobowosci oraz od tego czego oczekujemy od zycia/jakie mamy plany. Ty czujesz ze musisz miec poczucie stabilnosci w zyciu - rozumiem i szanuje to bo to o twoje odczucia, o twoj komfort psychiczny tu chodzi i nikt nie ma prawa tego krytykowac. :D

Ja natomiast jestem niespokojna dusza, nigdzie nie usiedze na dluzej, musze przenosic sie z miejsca na miejsce, mimo iz - przyznaje - czasem mnie to meczy. No ale juz tak mam, musze... ;) Dlatego dla mnie wazniejszym jest byc "wolna jak motyl" (he, he, he :P lol ) niz miec taka wymuszona stabilnosc na... 30 lat! :o ;) lol Wole podroze i przygody ;) 8)

Co do realii AUS, to rzeczywiscie moze latwiej jest tutaj zyc (patrz watek Malego: "Normalne zycie" lol ) ale jezeli chodzi o kupno mieszkania to i tutaj kroluja kredyty na 20-30 lat. Najwiekszym celem 90% mlodych ludzi jest kupno mieszkania, i juz w wieku 20-23 lat :o planuja, oszczedzaja, pracuja na dwie zmiany (tak, tak ) zeby miec swoj swiety "deposit" dla banku... na kupno domku z zapalek na obrzezach miasta, do ktorego potem beda dojezdzac 2 godziny do pracy... :o Dla mnie to chore ale ja jestem dziwna ;) 8) lol
kasiape - wiesz ja mam tak jak persy i Ty... z jednej strony stabilizacja, z drugiej niespokojna dusza i gania mnie po swiecie...., ale chce to pogodzic i mam nadzieje ze sie uda....
pracuje na 2 etaty, by miec mieszkanko w miare w centrum wawy, by nie dojezdzac te 2 godziny do pracy, by wlasnie poczuc tego bluesa nocnych imprez, zycia towarzyskiego i nie tracic czasu na dojazdy, ktory to mozna lepiej spozytkowac... :D ( o tym pisalam na innym forum)

a mieszkanie to z jednej strony inwestycja, z z drugiej jest to twoje miejsce gdzie sie chce wracac, by wyciszyc sie zaszyc w kacik....

Odpowiedz
Gość 2009-11-07 o godz. 07:46
0

Persy napisał(a):z moją umową o pracę jest tak, że mam na jesień obiecaną tą "lepszą". Będę próbowała ponegocjować, żeby zrobić coś z tym wcześniej... ale nie wiem, czy się uda - taka branża, taki szef... chodzi oczywiście o podatki - oszczędza się na tym, na czym się da :( Będę wiedziała coś około czerwca/lipca - gdy się okaże, że z tego nici - po prostu będę szukać pracy, gwarantującej mi formalnie korzystniejsze warunki zatrudnienia. Myślę, że przez pół roku znajdę...


persy! ja to rozumiem... ja poszlam do szefowej po 2 miesiacach pracy i wyjasnilam sytuacje, ze kredyt, ze mieszkanie, ze ja musze... podpisala mi nowa umowe.... ale to tez pewnie innego rodzaju kwestia bo ja w administracji publicznej... a tu jak wiadomo ludzi do pracy brak, bo pieniadze smieszne i roboty duzo, wiec sie zgodzila....

glowa do gory! trzymam kciuki! zobaczysz bedzie dobrze i nie daj sie!

Odpowiedz
Gość 2009-11-07 o godz. 04:59
0

Kasiape - podjeście do tej kwestii zależy chyba w dużej mierze od osobowości. Ja np. strasznie cenię stabilizację, w tym dobrym znaczeniu tego słowa - i dlatego MUSZĘ czuć się pewnie - to znaczy - mieć zapewnione środki do w miarę godnej egzystencji - takie jak praca, własny kąt etc. Tego drugiego nie mam - i stąd ten dyskomfort. Trochę zazdroszczę Ci, że potrafisz bardziej koncentrować się na tym, co tak naprawdę Cię pasjonuje w życiu - np. podróżach. Ja jakoś tak nie potrafię - muszę mieć ten komfort psychiczny, że mam coś pewnego i stabilnego w życiu, żeby móc zając się tym, co lubię.

Poza tym u was są inne realia... wynajmowanie mieszkania jest czymś normalnym, i proporcje wynajem - życie - zarobki - są zdecydowanie inne niz u nas, gdzie dla przeciętnie sytuowanego człowieka, jakim jestem np. ja - wynajmowanie jest największym i niewspólmiernym do innych wydatków obciążeniem budżetu.
Persy, masz oczywiscie zupelna racje, wszystko zalezy od osobowosci oraz od tego czego oczekujemy od zycia/jakie mamy plany. Ty czujesz ze musisz miec poczucie stabilnosci w zyciu - rozumiem i szanuje to bo to o twoje odczucia, o twoj komfort psychiczny tu chodzi i nikt nie ma prawa tego krytykowac. :D

Ja natomiast jestem niespokojna dusza, nigdzie nie usiedze na dluzej, musze przenosic sie z miejsca na miejsce, mimo iz - przyznaje - czasem mnie to meczy. No ale juz tak mam, musze... ;) Dlatego dla mnie wazniejszym jest byc "wolna jak motyl" (he, he, he :P lol ) niz miec taka wymuszona stabilnosc na... 30 lat! :o ;) lol Wole podroze i przygody ;) 8) [Agneeze :usciski: ciesze sie ze rozumiesz o co mi chodzi :D]

Co do realii AUS, to rzeczywiscie moze latwiej jest tutaj zyc (patrz watek Malego: "Normalne zycie" lol ) ale jezeli chodzi o kupno mieszkania to i tutaj kroluja kredyty na 20-30 lat. Najwiekszym celem 90% mlodych ludzi jest kupno mieszkania, i juz w wieku 20-23 lat :o planuja, oszczedzaja, pracuja na dwie zmiany (tak, tak ) zeby miec swoj swiety "deposit" dla banku... na kupno domku z zapalek na obrzezach miasta, do ktorego potem beda dojezdzac 2 godziny do pracy... :o Dla mnie to chore ale ja jestem dziwna ;) 8) lol

Odpowiedz
Persy 2009-11-06 o godz. 22:23
0

Eva - ja nie piszę o 20-30 tysiącach na urządzenie mieszkania. Tylko o 20 tysiącach na które złożą się: wkład własny (ok. 6000-7000), opłaty notarialne i podatki (nie wiem ile to byłoby dokładnie, ale jakieś 6000 trzeba liczyć - tak wynika z tego, czego się dotąd dowiedziałam). Reszta - czyli jakieś 7000-8000 na doprowadzenie mieszkania do takiego stanu, by dało się zamieszkać - i także raczej przy opcji rynek wtórny. Nie mamy póki co żadnych własnych mebli, więc tak jak pisałam - sama pralka, lodówka, spanie i jakaś szafa - to byłoby jakieś 4000-5000. I to na rzeczy naprawdę NIEZBĘDNE. Reszta na odświeżenie mieszkania i jakieś drobiazgi typu pęknięcia w ścianach, zepsuta klamka czy kran, czy kontakt... o kosztach PDSTAWOWEGO urządzenia takiego locum z rynku pierwotnego nawet się nie rozpisywałam...
Ale podobnie jak Ty - myślę raczej o mieszkanku na rynku wtórnym - bo nie wchodzisz w zupełnie puste ściany bez drzwi, podłóg i sanitariatów, i da się przetrwać te pierwsze miesiące, nawet jakby się NIC w nim nie robiło. A remont i tak zazwyczaj wychodzi taniej niż urządzanie wszystkiego od podstaw.

Kurczak - z moją umową o pracę jest tak, że mam na jesień obiecaną tą "lepszą". Będę próbowała ponegocjować, żeby zrobić coś z tym wcześniej... ale nie wiem, czy się uda - taka branża, taki szef... chodzi oczywiście o podatki - oszczędza się na tym, na czym się da :( Będę wiedziała coś około czerwca/lipca - gdy się okaże, że z tego nici - po prostu będę szukać pracy, gwarantującej mi formalnie korzystniejsze warunki zatrudnienia. Myślę, że przez pół roku znajdę...

Ale generalnie - bardzo Wam wszystkim dziękuję za słowa wsparcia i rady, i podpowiedzi. Widzę, że nie tylko ja przechodzę czy przechodziłam tego typu rozterki... I najważniejsze - widzę, że Wam się udało wyjść na swoje... i to zawsze jakoś podbudowuje :)

Odpowiedz
Gość 2009-11-06 o godz. 21:44
0

Persy napisał(a):Najgorsze jest jednak to, że nawet jak będziemy mieli kasę na wkład (nawet minimalny 5%) to i tak trzeba miec dodatkowo kilka tysięcy na notariusza, jakies wpisy do księgi wieczystej etc. oraz minimum 4000 tysiące na odmalowanie takiego mieszkania, kupienie lodówki, pralki i czegos, na czym mozna byłoby spać... nie mówię to jakichkolwiek meblach czy urządzaniu kuchni.
I nawet nie liczę kosztów przystosowania do życia mieszkania z rynku pierwotnego (studnia bez dna - nie ma nawet głupich kontaktów, kranów, drzwi wewnętrznych, nie mówiąc o podłodze czy wannie czy za przeproszeniem kiblu :( )
Reasumując: na dzień dobry trzeba miec ok. 20 000 złotych, żeby myśleć o kredycie na małe mieszkanie 1-2 pokojowe.
I aż boję się myśleć co będzie, jak kredytu nie dostaniemy... :(
Bo jeden rok możemy jeszcze pomieszkać nie osobno, ale dłużej A jak zaczniemy wynajmować to te 20 tysięcy odkładać będzimy nie wiem ile czasu...
I to jest takie błędne koło :( wynajmować - źle bo się oddala szansę na własne i nie odkłada kasy - nie wynajmowac też źle, bo jak nie dostanę kredytu to ciagle nie mam spokoju i możliwości życia własnym zyciem i to przez czas nieokreślony (no bo zanim znajdzie ktróreś z nas lepszą pracę, dostanie umowę na stałe... ) Wrrrrrrrrrrrrr
Persy, ale dlaczego jestes pesymistka? Oczywiście jesli kupisz mieszkanie na rynku pierwotnym to musisz wydac jakies 20-30 tys zeby doprowadzic je do stanu uzywalnosci. Dlatego wlasnie my kupilismy na rynku wtornym. Szukalismy do remontu zeby bylo tansze, a trafilo nam sie w pelni wykonczone (glazura, terakota w kuchni i w lazience, parkiet w pokojach, kuchnia umeblowana i szafa zabudowana w przedpokoju) - istny cod - jakby specjalnie na nas czekalo :) Moze i ty bedziesz miala to szczescie - trzymam kciuki

Odpowiedz
Gość 2009-11-06 o godz. 13:11
0

No to faktycznie kicha...

ja chyba jednak mialam jakos latwiej...
podjelismy decyzje o kupnie mieszkania, poszlam do pracy, wzielismy wspolnie kredyt, mieslismy wlasnych 20% wkladu pierwszego...
zajelo nam to 3 miesiace...

ale stres byl, bo martwilismy sie czy dostaniemy kredyt z moja umowa o prace, zwlaszcza ze juz zaklepalismy miszkanko i wplacilismy 5% wartosci ( jakby nie bylo 8 tys piechota nie chodzi)..., ale nasz kredyt zalatwial nam znajomy i walczyl o nas jak lew... :D

Persy grunt to dobre nastawienie! mowie Ci - poradzisz sobie, bo dobrze kombinujesz!
ale chyba musisz cos z robic ze swoja umowa o prace... bo ja nie rozumiem, dlaczego musisz az rok czekac by cos sie zmienilo...

Odpowiedz
Persy 2009-11-06 o godz. 11:08
0

Kurczak, wiem...
My taką decyzje właściwie podjęliśmy, tylko przez najbliższy rok musze CZEKAĆ na zmiane umowy w pracy, zeby w ogóle mieć zdolność kredytową. Do tego czasu i tak niewiele jestesmy w stanie odłozyć, ale zawsze więcej niż gdybyśmy wynajmowali...
Najgorsze jest jednak to, że nawet jak będziemy mieli kasę na wkład (nawet minimalny 5%) to i tak trzeba miec dodatkowo kilka tysięcy na notariusza, jakies wpisy do księgi wieczystej etc. oraz minimum 4000 tysiące na odmalowanie takiego mieszkania, kupienie lodówki, pralki i czegos, na czym mozna byłoby spać... nie mówię to jakichkolwiek meblach czy urządzaniu kuchni.
I nawet nie liczę kosztów przystosowania do życia mieszkania z rynku pierwotnego (studnia bez dna - nie ma nawet głupich kontaktów, kranów, drzwi wewnętrznych, nie mówiąc o podłodze czy wannie czy za przeproszeniem kiblu :( )
Reasumując: na dzień dobry trzeba miec ok. 20 000 złotych, żeby myśleć o kredycie na małe mieszkanie 1-2 pokojowe.
I aż boję się myśleć co będzie, jak kredytu nie dostaniemy... :(
Bo jeden rok możemy jeszcze pomieszkać nie osobno, ale dłużej A jak zaczniemy wynajmować to te 20 tysięcy odkładać będzimy nie wiem ile czasu...
I to jest takie błędne koło :( wynajmować - źle bo się oddala szansę na własne i nie odkłada kasy - nie wynajmowac też źle, bo jak nie dostanę kredytu to ciagle nie mam spokoju i możliwości życia własnym zyciem i to przez czas nieokreślony (no bo zanim znajdzie ktróreś z nas lepszą pracę, dostanie umowę na stałe... ) Wrrrrrrrrrrrrr

Odpowiedz
Gość 2009-11-06 o godz. 10:09
0

Persy,
podejmij decyzje o kupnie swojego lokum...
wtedy latwiej i "szybciej" mieszka sie z rodzicami majac w perspektywie przeprowadzke na swoje...

a tym co mialas przeznaczyc na wynajecie splacasz kredyt...
bedziesz chciala sie przenisc do innego miasta, panstwa - zaden problem... bo mieszkanie to jednak, jakby niebylo, inwestycja.... zawsze sprzedasz/wynajmiesz....

Odpowiedz
Persy 2009-11-06 o godz. 09:48
0

No właśnie... ja najbardziej bałabym się tego, że ktoś mieszkający ze mną okazalby się zupelnie z innej bajki - czy preferowałby hodowlę zyjątek na nieumytych naczyniach w zlewie, zostawianie po sobie brudnej wanny balangowałby po nocy i palił papierochy rano w kuchni, gdy ja chcialabym np. zjeść śniadanie...
No i najgorsze - nigdy do końca tej prywatności by sie nie mialo - teoretycznie obca osoba nie powinna się wtrącać do czyjegoś zycia - ale jednak zawsze trzeba liczyć się z jej obecnością...

Odpowiedz
Gość 2009-11-06 o godz. 00:52
0

Jasne że najlepiej samemu!!!
Ale nie zawsze można sobie na to pozwolić No i nie wszyscy wspołlokatorzy są tacy do bani. Najlepiej to trafić na kogoś swojego pokroju...

Odpowiedz
Gość 2009-11-05 o godz. 21:22
0

Persy napisał(a):
A co sądzicie o wynajmowaniu mieszkania z kimś, np. innymi młodymi - studiującymi czy pracującymi osobami. Gdybyście miały wybrać - wynająć komfortowy pokój w 2-3 pokojowym locum ze wszystkimi wygodami, ale z lokatorami, za 700 zł czy skromną-ale samodzielną kawalerkę za 1000 zł plus liczniki- to co byście wybrały?
Wynajmowałam 5 lat.
1) Raz zostałam wystawiona do wiatru - moje "współlokatorki " zniknęły, rachunki zostały mi do płacenia.( wyprowadziły się jak byłam w pracy)
2) Zajmowanie łazienki przez godziny - bo randki, bo chłopak, bo studia, bo....
3) Gdy zabrakło lokatorom garnków, szklanek, kubków, sztućcy itp brali moje. Po czym ich nie myli.
4) Podkradanie jedzenia - musiałam kawę chować za książkami.
5) Telefony w okolicach 24.00 - 5.00 w nocy - bo chłopak jednej z dziewczyn był piekarzem

To tylko niektóre sytuacje, te bardziej dajace mi w kosć.

Mogłabym tak mnożyć - z godzinę może by mi wystarczyło. Dodam, że były to osoby mi znane, czasem od kilku lat z którymi chciałam zamieszkać ! Rozmowy z nimi nic nie pomagały. W ciągu 5 lat miałam chyba z 15 współlokatorów. Przekonałam się, że lepiej jest zamieszkać samemu. Można o tym ksiażkę napisać.
Może ktoś ma dobre wspomnienia z mieszkania z innymi osobami, ja niestety nie !

Odpowiedz
Gość 2009-11-05 o godz. 20:31
0

Mieszkalam 4 lata w mieszkaniach studenckich - NIGDY WIECEJ. Sama i tylko sama. Moze mialam pecha, ale na takich psycholi udalo mi sie nieraz trafic, jakich nikomu nie zycze
(lacznie z probami pobicia i wzywaniem policji)

Odpowiedz
Persy 2009-11-05 o godz. 20:26
0

Kurczę... naprawdę, zazdroszczę Wam zdecydowania. CHyba muszę się w końcu na coś zdecydowac i nie marudzić.

Gdybym miala wynajmować - także dbałabym o to mieszkanko... nawet nei z czystej przyzwoitości, ale przede wszystkim, żeby się w nim dobrze czuć... czyli kupowałabym kwiatki :) zasłonki jakieś gadżety i bibeloty - tak aby mieć coś swojego, w swoim guście i smaku, co przyda mi się także potem...

A co sądzicie o wynajmowaniu mieszkania z kimś, np. innymi młodymi - studiującymi czy pracującymi osobami. Gdybyście miały wybrać - wynająć komfortowy pokój w 2-3 pokojowym locum ze wszystkimi wygodami, ale z lokatorami, za 700 zł czy skromną-ale samodzielną kawalerkę za 1000 zł plus liczniki- to co byście wybrały?

Odpowiedz
Gość 2009-11-05 o godz. 18:36
0

My wynajmujemy i dbamy, ale w granicach normy ;) Nawet chcielismy malowac mieszkanie na wiosne i malowanie sie odbedzie, ale wlasciciel przysle ekipe remontowa (bo mamy super wlasciciela).
Poza tym - oczywiscie, kwiatki, firanki itp., ale wszystko nasze.

Co do powodow wynajmu - mozemy zamieszkac z rodzicami G, problemow lokalowych brak (a nawet moglibysmy dostac cale pietro domu). Ale wolimy sami sie klocic, miec swoja wlasna kuchnie i lazienke itp. itd. - nawet za cene rynkowego czynszu.
Za rok chcemy cos kupic - do tego czasu uzbieramy pieniadze na wklad wlasny.

Odpowiedz
Gość 2009-11-05 o godz. 17:22
0

Persy, ja też jestem niezdecydowana. Ale troche inaczej:
z jednej strony, tak jak dla ciebie, ważne jest poczucie bezpieczenstwa - jak sobie przypomne w jakiej sytuacji jestesmy teraz, to mnie szlag trafia i boje się dzwonka telefonu, bo to moze byc wlascicielka z informacja, ze jednak potzrebuje tego mieszkania i do widzenia... chcialabym miec wlasne mieszkanko z ktorego nikt nie bedzie chcial mnie wyrzucac w zaleznosci od widzimisie.
z drugiej strony wiem na pewno, ze jesli mam mieszkanie splacac przez 20 lat (albo i dluzej ) to bede sie ciezko zastanawiac czy taka decyzje podjac. Zbyt wiele jest na tym swiecie rzeczy ktore chcielibysmy zobaczyc, a ktorych na pewno nie zobaczymy( Kasiape :usciski: ), jesli zdecydujemy sie na kredyt. Poza tym jakos na razie nie wyobrazam sobie mieszkania przez cale zycie w jednym miejscu, chcialabym (nie tylko ja ;) )pomieszkac to tu, to tam... choc moze jeszcze zmienie zdanie. na razie tak mysle.

Odpowiedz
panna_van_gogh 2009-11-05 o godz. 14:37
0

kurczak napisał(a):
finasowo nie jest rozowo, ale bede spala nawet przez 5 lat w 4 pustych scianach z satysfakcja, ze sama tak chcialam i nikt mi sie nie bedzie wtracal, ani grzebal po moich rzeczach.... :D
:brawo: :usciski:

Odpowiedz
Gość 2009-11-05 o godz. 14:35
0

aha...
i kłócic sie z moim mezczyzna tez wole w cztery oczy :D
nie ma nic gorszego niz dobre rady kogos trzeciego....ja to niestety przechodziłam...
hmmm... mieszkamy z babcia mojego B. i srednio raz na tydzien wyprowadzalam sie od niego mowiac ze pie...ę taki uklad, bo co sie klócilismy to cala jego rodzina o tym wiedziala ( bo babcia od razu wszedzie wydzwaniala) i ja wychodzilam na wredna jedze, która dodatkowo znecala sie psychicznie nad starsza kobieta...

potem nawet zdziwilam sie, ze moj mezczyzna chce sie ozenic z kims takim jak ja :o
no cóż do najslabszych osobowosci nie naleze i wiem czego chce..., dlatego chyba wyszlo tak jak wyszlo :D
i jestem ciekawa jak sie to dalej ulozy...

w kazdym razie w czerwcu pobieramy sie i w czerwcu odbieramy mieszanie... finasowo nie jest rozowo, ale bede spala nawet przez 5 lat w 4 pustych scianach z satysfakcja, ze sama tak chcialam i nikt mi sie nie bedzie wtracal, ani grzebal po moich rzeczach, ani wypominal, ze kupil mieszkanie, czy zalatwil to czy tamto.... :D

Odpowiedz
Gość 2009-11-05 o godz. 14:19
0

Ja działam i myśle podobnie jak Panna, mam/miałam rozterki podobne do Persy...

wraz z podjecie decyzji o slubie postawiłam sprawe jasno: skoro stac nas na tak powazna decyzje ja malzensto, ja MUSZE miec wlasny kat by moc zyc, realizowac sie, dzialac...
podjelam dodatkowa prace, wzielismy wspolnie kredyt, nie wyjechalismy jak co roku na narty, nie było egzotycznych wakacji ani dalekich wypraw... (rok temu wynajelismy samochod i zjechalismy wszerz USA, bo ja chcialam zobaczyc prawdziwych indian w rezerwacie i wielki kanion...)...

owszem kredyt na 20 lat z mozliwoscia wczesniejszej splaty, ale wiem ze jak sie czegos chce to mozna to zrobic, zwlaszcza, ze nie jest sie juz samemu... :D

i nie zaluje tej decyzji... krotka, meska, bez ogladania sie....

ja poprostu musze miec swoje miejsce na ziemi gdzie bede mogla wracac i gdzie bede czula sie bezpiecznie... taka malutka wysepka gdzie moge zregenerowac swoje sily...
nie wiem czy czulabym sie tak dobrze w mieszkaniu wynajmowanym w ktorym nie bylabym tak pewna czy jutro nie bede musiala sie wyprowadzic....

Odpowiedz
Gość 2009-11-05 o godz. 10:40
0

To moze ja powiem na naszym przykladzie jak to bylo:
- poki bylam sama nie mialam zadnych szans by wyprowdzic sie od rodzicow (zbyt niskie zarobki na uczelni), moglam liczyc jedynie na przyznanie mi mieszkania sluzbowego ale to tez nie takie proste, bo pierwszenstwo maja malzenstwa z dzieckiem i na dodatek z wyzszym tytulem naukowym (czyt. prof)
- moj M. zanim mnie poznal wynajmowal mieszkanie wspolnie z kolega
Jak juz bylismy razem to zaczelismy kombinowac jakby tu razem zamieszkac. Do wyboru byly dwa warianty:
1) wynajmujemy razem male mieszkanko i w perspektywie raczej szans na wlasne miec nie bedziemy, bo wszystko bedzie szlo na wynajem (a co z dzieckiem?)
2) zamieszkanie przez jakies czas z moimi rodzicami i oszczedzanie przez ten czas ile tylko mozliwe na wlasne.
Wybralismy opcje druga i teraz, po roku, cieszymy sie wlasnym mieszkankiem (znacznie mniej nas cieszy wziety na 25 lat kredyt).
Dlatego jezeli tylko macie mozliwosc wziecia kredytu to lepiej starac sie o wlasne niz wynajmowac (nawet jesli trzeba sie trche "przemeczy" mieszkajac z rodzicami). Naprawde WARTO!

PS. Kasiupe, w Polsce wiekszosc bankow wymaga co najmniej 20% ceny mieszkania (tylko niektore daja 100% kredytu), istotniejsze tu chyba sa proporcje zarobkow do ceny mieszkania, tzn. ile twoich pensji przypada na ta sume, ktorej wymaga bank jako wklad wlasny.

Odpowiedz
panna_van_gogh 2009-11-05 o godz. 09:59
0

Persy napisał(a):Reasumując - zastanawiam się, czy mi po prostu brakuje odwagi i zdecydowania - i miotam się bez sensu, czy jest to po prostu akt heroicznej i długofalowej (?) :( rozwagi...
Persy kochana - niestety zyjemy w takich czasach, ze musimy dokonywac takich wyborów niestety....
Wiesz , nam tez czasem ciezko bo gdybysmy placili u naszych rodzicow np. za nich czynsz to z funduszy jakie mamy zylibysmy jak paczki w masle, a tak prawie cala kase dajemy na wynajem i dupa blada (sorki )
ale przynajmniej sami jestesmy i mozemy sie klocic do woli

Trzymam kciuki za Ciebie i wszystkie inne Forumki, ktore sie z takimi dylematami borykaja :usciski:

Odpowiedz
Gość 2009-11-05 o godz. 09:49
0

Jeśli ktoś wynajmuje powiedzmy 2-3 lata w jednym miejscu tak jak mój M. to siłą rzeczy odnawia mieszkanie i coś tam dokupuje, w ogóle szkoda nam tego mieszkanka, przyzwyczailiśmy się do niego :(

Odpowiedz
Persy 2009-11-05 o godz. 09:44
0

Kasiape - podjeście do tej kwestii zależy chyba w dużej mierze od osobowości. Ja np. strasznie cenię stabilizację, w tym dobrym znaczeniu tego słowa - i dlatego MUSZĘ czuć się pewnie - to znaczy - mieć zapewnione środki do w miarę godnej egzystencji - takie jak praca, własny kąt etc. Tego drugiego nie mam - i stąd ten dyskomfort. Trochę zazdroszczę Ci, że potrafisz bardziej koncentrować się na tym, co tak naprawdę Cię pasjonuje w życiu - np. podróżach. Ja jakoś tak nie potrafię - muszę mieć ten komfort psychiczny, że mam coś pewnego i stabilnego w życiu, żeby móc zając się tym, co lubię.

Poza tym u was są inne realia... wynajmowanie mieszkania jest czymś normalnym, i proporcje wynajem - życie - zarobki - są zdecydowanie inne niz u nas, gdzie dla przeciętnie sytuowanego człowieka, jakim jestem np. ja - wynajmowanie jest największym i niewspólmiernym do innych wydatków obciążeniem budżetu.

Panno - dla mnie też jest poniekąd upokarzające, że nadal mieszkam z rodzicami... ale tzw. rozsądek życiowy nie pozwala mi ciagle zdecydować się na wyprowadzenie - bo wiem, że jak dobrze pójdzie - to także za rok lub półtora będę mogła wziąć kredyt (mam obiecane inne-lepsze warunki w pracy). Ale z drugiej strony to aż 1-1,5 roku dalszego męczenia się w domu, w którym - mimo finansowania wszelkich wydatków mieszkaniowo-egzystencjalnych (niestety! mniejszych niż przy potencjalnym wynajmie) - nadal jestem traktowana jak dziecko.
Poza tym zastanawiam się, co będzie, jeśli jednak a) nie poprawi się moja sytuacja zawodowa b) bank nie da nam kredytu z jakiegoś innego powodu.

Reasumując - zastanawiam się, czy mi po prostu brakuje odwagi i zdecydowania - i miotam się bez sensu, czy jest to po prostu akt heroicznej i długofalowej (?) :( rozwagi...

Odpowiedz
panna_van_gogh 2009-11-05 o godz. 08:49
0

Persy napisał(a):A ja mam pytanie z innej beczki - wynajmujecie, bo nie macie innej możliwości (np. kredyt, mieszkanie z rodzicami) - czy traktujecie to jako mniejsze zło - czyli mimo wysokich kosztów takiej imprezy - wolicie mieszkać sami, choć moglibyście, np. z rodziną?

Obie te odpowiedzi :)

Primo: nie mieliśmy jeszcze zdolności kredytowej - wiosna bedziemy sie ubiegac o kredyt na 15 - 20 lat z mozliwoscia wczesniejszej spłaty ;) (nigdy nie wiadomo - moze wygram w Totka)

Secundo: nie wyobrazałam sobie, jak ludzie ktorzy uwazaja sie za dorosłych moga mieszkac z rodzicami (to jest tylko moje zdanie!) - moze zbyt wiele napatrzyłam sie na moich rowiesnikow np. w Holandii gdzie wiekszosc juz w szkole sredniej mieszka z rowniesnikami i pracuje w weekendy a jak sytuacja ZMUSI ich do powrotu do domu to jest to dla nich mega potwarz ;)
dlatego w wieku lat 19 zamieszkałam zuoełnie sama, a w wieku lat 20 zaczełam sie utrzymywac ;) i jest cool 8)

Odpowiedz
Gość 2009-11-05 o godz. 01:38
0

Persy napisał(a):A ja mam pytanie z innej beczki - wynajmujecie, bo nie macie innej możliwości (np. kredyt, mieszkanie z rodzicami) - czy traktujecie to jako mniejsze zło - czyli mimo wysokich kosztów takiej imprezy - wolicie mieszkać sami, choć moglibyście, np. z rodziną?

A jeśli to drugie - to czy nie żal wam tych pieniędzy, ktore wkładacie w "nie swoje" - a jeśli tak - to jak sobie z tym radzicie... Ja ciągle nie mogę podjąć tej ostateczniej decyzji o wynajmie bo wiem, ze w ten sposób oddalam strasznie szansę na własne "M"

Ps. Zuzanna, mam nadzieje, że nie psuję Ci wątku...
Tak sie zastanawiam dlaczego my wynajmujemy...
Jestesmy za starzy aby mieszkac z rodzicami, od tylu lat wolni i niezalezni, ze powrot pod rodzicielskie skrzydla bylby zupelnie niemozliwy. Jestesmy dorosli, dlatego mieszkamy sami, a poniewaz nie stac nas na kupno mieszkania, dlatego wynajmujemy. Tak po prostu.

Nie mamy nazbieranego kapitalu zeby moc wziasc kredyt (w AUS banki wymagaja co najmniej 10% ceny mieszkania - co rowna sie najmniej $20.000 :o :o :o ) a poza tym nie miesci mi sie w glowie wziasc kredyt na 20-30 lat i tak zyc, z takim kamieniem u szyi... Oczywiscie wiem ze po tych 20-30 latach to bedzie moje mieszkanie, ale... to mnie nie przekonywuje. Akurat bede sie cieszy w wieku 50 czy 60 lat ze mam mieszkanie zamiast wspominac egzotyczne podroze nz plecakiem przez dzungle ;) i inne "wyskoki" na ktore nie moglibysmy sobie pozwolic przez 20 lat... A poza tym jutro moze mnie autobus przejechac wiec nic mi po mieszkaniu za 20 lat! ;) lol

Wiem, wiem, jestem zdrowo rabnieta ze tak mysle. Czasami lapie sie na mysl ze fajnie jednak byloby miec swoje wlasne mieszkanie, ale staram sie nie myslec o tym za czesto! 8) lol

Odpowiedz
Persy 2009-11-05 o godz. 00:53
0

No właśnie... ja chyba za dużo o tym myślę i dlatego nie mogę się cały czas zdecydować na wynajmowanie. A mieszkanie z rodzicami juz mnie wykańcza :(

Odpowiedz
Gość 2009-11-05 o godz. 00:15
0

hmm.

my wynajmujemy, bo nie mamy tyle gotowki, zeby kupic chocby najmniejsze mieszkanko... zdolnosci kredytowej tez nie mamy i jescze przez najblizszy czas miec nie bedziemy.

mieszkac z rodzicami=niewykonalne, bo jestesmy tu z powodu studiow, a rodzice daleko.

Gdybysmy nie mieszkali w mieszkaniu, zostalby akademik z wiecznie syfna kuchnia i karaluchami i jeszcze czyms ale nie powiem, czym, zeby nie byc posadzona o nacjonalizm

o wynajmowane mieszkanko dbamy - tu wracam do watku zuzy - glownie kupujac gadżety, firanki itd, choc ostatnio musielismy kupic biurko i krzesla no i nastepnego mieszkania bedziemy juz szukac nieumeblowanego - chcemy miec swoje meble :)

a czy nie szkoda pieniedzy, ktore moglibysmy przeznaczyc na wlasne m?? no coz, powiem tak - gdybym wiecej o tym myslala, nie wyszloby mi na dobre. pewnie ze szkoda, ale co zrobic - na razie musi zostac jak jest.

ufff, rozpisalam sie.

Odpowiedz
Persy 2009-11-04 o godz. 23:31
0

A ja mam pytanie z innej beczki - wynajmujecie, bo nie macie innej możliwości (np. kredyt, mieszkanie z rodzicami) - czy traktujecie to jako mniejsze zło - czyli mimo wysokich kosztów takiej imprezy - wolicie mieszkać sami, choć moglibyście, np. z rodziną?

A jeśli to drugie - to czy nie żal wam tych pieniędzy, ktore wkładacie w "nie swoje" - a jeśli tak - to jak sobie z tym radzicie... Ja ciągle nie mogę podjąć tej ostateczniej decyzji o wynajmie bo wiem, ze w ten sposób oddalam strasznie szansę na własne "M"

Ps. Zuzanna, mam nadzieje, że nie psuję Ci wątku...

Odpowiedz
Gość 2009-11-04 o godz. 21:50
0

Zuzanna napisał(a):Mam pytanie do dziewczyn, ktore wynajmuja od kogos mieszkania.

Czy dbacie o te mieszkania jak o wlasne?

Czy inwestujecie w nie?

Kupujecie rozne meble czy gadzety, zeby bylo przyjemniej?
Wynajmujemy mieszkanie, i trafilismy chyba najlepeij jak tylko bylo mozna..
mieszkanie dostalismy swiezo po remoncie umeblowane nowymi meblami, nikt tu wczesniej nie mieszkal..
wlaciciel na stale mieszka w hiszpani, mieszkanie przygotowal dla matki, ktora odmowila mieszkanie wnim..
warunki mamy super, dlatego dbamy jak o wlasne - nie wkladamy co prawda zadnej kasy, bo mamy taki uklad z walscicielem ze za wszystekie remonty, np malowanie, awarie - my naprawiamy a on nam zwraca koszty na podstawie rachunkow..
i tak, kupujemy rozne gadzety typu firanki obrusiki itd.. zeby stworzyc domowa przytulna atmosfere :D

lizka

Odpowiedz
Gość 2009-11-04 o godz. 20:32
0

ja wynajmune mieszkanie juz 7 lat - owszem dbam o nie lecz nie inwestuje w nie. Kupuje gadzety, ktore w przyszłosci bede mogła wziac do sowjego domu.

Odpowiedz
Gość 2009-11-04 o godz. 17:16
0

Czy dbacie o te mieszkania jak o wlasne?

Przez 5 lat studiów wynajmowałam mieszkanie. Dbała o nie. Malowałam ściany itp. Jednak o swoje dbam nieporównywalnie bardziej. Miałam świadomość, że mieszkanie wynajmuję na jakiś czas i nie będę go odkupywać

Czy inwestujecie w nie?

Były to drobne inwestycje. Czasem tak jak w przypadku dziewczyn po konsultacji z właścicielami i zwrocie pieniążków.Kupujecie rozne meble czy gadzety, zeby bylo przyjemniej?
Meble przywiozłam ze sobą. Gadżety jak najbardziej. Po to by nadać mieszkaniu swój charakter.

Odpowiedz
Gość 2009-11-04 o godz. 11:13
0

Hmmm... my chyba inwestujemy, nie przesadnie, ale jednak.
W poprzednim domku nawet wylozylismy terrakota ogrodek (co prawda wielkosci chustki do nosa) no i niestety, pol roku pozniej facetka nas ladnie poprosila o zwolnienie mieszkania bo ona chce wrocic na swoje! Drugi raz juz takiego "bledu" nie zrobimy.

A tak normalnie to po prostu dbamy o mieszkanie, czyscimy, malujemy, naprawiamy (np. dziury pomiedzy sciana a podloga! :o ) odswiezamy, itp itd. Kupujemy dla wlasnego uzytku gadzety itp, ale zawsze zabieramy ze soba. Przewaznie wynajmujemy puste wiec chcemy urzadzic sobie gniazdko tak zeby bylo przyjemnie w nim nieszkac.

Odpowiedz
Gość 2009-11-04 o godz. 11:08
0

Zalezy od wlasciciela.
Najfajniejszy uklad mielismy z pewna babeczka: moglismy upiekszac mieszkanko na jej koszt, np. byla fajna promocja w IKEA na drewniane zaluzje, wiec po uzgodnieniu z nia kupilismy, zalozylismy i odliczylismy od oplat za wynajem.
Generalnie teraz kupujemy tylko takie gadzety, ktore mozemy zabrac ze soba, np. dywaniki, fajne doniczki...

Odpowiedz
Gość 2009-11-04 o godz. 10:23
0

Co do odswierzania i takie tam to robi to wszystko wlasciciel. A o inwestowanie to tak, chce sie czuc jak w domu a nie jak w hotelu. Dlatego teraz wynajelismy mieszkanie bez mebli i wszystko mamy w naszym guscie.

Odpowiedz
panna_van_gogh 2009-11-04 o godz. 09:47
0

Zuzanna napisał(a):
Czy dbacie o te mieszkania jak o wlasne??

Chyab raczej tak. Ale mysle, ze warto postepowac w ten sposob tylko i wylacznie wtedy, gdy ma sie dobry układ z włascicielami.

Czy inwestujecie w nie??

U nas układ był super - kiedys odswiezylismy kuchnie - pomalowalismy wszystkie szafki, polozylismy nowa tapete, wykladzine - z bardzo tanich materialow, a mimo to przy okazji jakiejs wizyty własciciel powiedzial, ze jest tak ładnie, ze nie musimy im placic nastepnego czynszu.

Kupujecie rozne meble czy gadzety, zeby bylo przyjemniej?

Gadzety kupujemy non stop, kwiaty, firaneczki etc 8)

Teraz troche sytuacja jest inna bo planujemy odkupic to mieszkanko, ale w poprzednim tez kupowalismy, bo chcielismy sie czuc jak "u siebie" 8)

Odpowiedz
Gość 2009-11-04 o godz. 09:33
0

wiesz zuziku ja cale studia (5 lat) i pozniej 2 mieszkalam w wynajmowanych mieszkaniach.staralam sie zeby bylo w nich przytulnie i milutko ale z drugiej strony szkoda mi bylo inwestowac w cos co nei jest moje.dlatego cokolwiek co kupowalam to mzna bylo przeniesc do naszego mieszkania.no chyba ze w dbanie o mieszkanie wliczyc pomalowanie szafek w kuchni, czy montaz polek.( polki zdemontowalismy ;) )

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie