• Gość odsłony: 4086

    Jak starania zmienily wasze zycie

    Kochane dziewuszki!
    Dzis mija dokladnie rok odkad zarejestrowalam sie na Baybusie. W miedzy czasie naplodzilam prawie 1400 postow Starania zaczelismy miesiac wczesniej, tak wiec moje starania trwaja ponad rok...
    Przez ten rok wydarzylo sie bardzo wiele chociaz emocje byly skrajnie rozne. Najwaspanialszym wydarzeniem byl oczywiscie moj slub z ukochanym mezczyzna...strasznie chcialam dac mojemu mezowi w prezencie slubnym dzidziusia...niestety nie wyszlo... pamietam nawet ze okres spoznial mi sie 2 tygodnie, a przynajmiej tak mi sie wtedy wydawalo i bylam pelna nadziei ze "zaskoczylam"...no coz, los byl bardzo okrutny bo @ dostalam dokladnie w dniu slubu

    Po slubie zaczelismy starac sie na powaznie...wtedy zaczela sie moja przygoda z termometrem , lekarze, badania, lekarze, badania...prztulanki i w dalszym ciagu bardzo duuuuuuzo nadziei!!!
    Ale z kazdym cyklem coraz ciezej zniesc porazke... coraz wiecej niewaidomych, szukanie dobrego lekarza (chociaz w dalszym ciagu bladzimy po omacku)... koniec sierpnia to dla mnie bardzo trudny czas..moja najblizsza przyjaciolka "wpada" ze swoim chlopakiem... pocztkowo strasznie to przezywam, wydaje mi sie ze to niesprawiedliwe, ze ja chce a ni mam , a ona nie chce i bach - jest w ciazy! Wpadam w dol!!!
    Potem wcale nie jest lepiej - we wrzesniu moj maz trafia do szpitala z podejrzeniem zapalenia miesnia sercowego... boje sie... wtedy mysle sobie - jesli cena jego zdrowia/zycia (?) ma byc to ze nie mozemy miec dziecka to niech tak bedzie...

    Na szczescie ma silny organizm - wraca do zdrowia i wznawiamy starania....w pazdzirniku trafiamy do Novum! Masa badan... ale wreszcie czujemy ze ktos sie naszym problemem zajmie...

    Teraz nasze cykle sa do siebie bardzo podobne: stymulacje, owulacja, przytulanko, czekanie...czekanie, czekanie, czekanie...

    Co sie zmienilo przez ten rok? Mysle ze bardzo duzo... Moje malzenstwo przeszlo przyspieszony kurs dojrzewania do sytuacji trudnych. Musielismy sie nauczyc zyc ze swiadomoscia ze akurat w tej sprawie bedziemy mieli pod gorke... musielismy sie nauczyc o tym rozmawiac (a to nie latwe)...wydalismy mase pieniedzy na lekarzy i badania. W miedzy czasie czesto spotykalismy sie z niezrozumieniem ze strony roznych osob... ze przeciez mamy czas, ze to obsesja, ze po co tak za wszelka cene... (bolalo)... Baaaaardzo duuuuuuzo sie nauczylismy, a badaniach, leczeniu, lekach, klinikach.... o nieplodnosci!

    Piszczie dziewczyny jak was zmienily starania, jak zmienila sie wasze relacje z ludzmi, z rodzina, z mezem... a moze nic sie nie zmienilo, jak sobie radzicie z tym na codzien. Jak znosicie wiadomosci o ciazach kolezanek, siostr, znajomych...

    Odpowiedzi (34)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-02-07, 16:53:50
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
vergangenheit 2010-02-07 o godz. 16:53
0

Babinko, nie można uogólniać, lekarze to ludzie i różne mają charaktery, różnie wykonują swoją pracę. Są w śród nich zarówno ludzie z powołaniem, doskonali fachowcy, jak i leniuchy i partacze. Wierzę, że trafisz na dobrego gina. :)

Odpowiedz
babinka 2010-02-06 o godz. 19:15
0

Dzięki, zaraz zajrzę. Tak tylko czasem mnie zastanawia i złości, czemu 99% informacji na tematy medyczne muszę zdobywać w internecie, na forach dyskusyjnych itp. Czemu lekarze mają nas gdzieś i traktują jak histeryczki. Nigdy w życiu nie chodziłam do żadnych lekarzy, a mimo to wyczułam że coś jest ze mną nie tak i wybrałam się trzy razy do gina. On oczywiście z pobłażliwym uśmieszkiem odpowiedział, że wszystko jest ok. Na trzecią wizytę wdarłam się prawie siłą do gabinetu i zażądałam badania, po którym zdziwiony gin odpowiedział że mam guza wielkości pomarańczy i że tego samego dnia mam iść do szpitala, oczywiście jeśli ktokolwiek mnie przyjmie. (wcześniej kazał mi przyjść na wizytę kontrolną za kilka miesięcy).
Dlatego wydaje mi się, że możliwość gruntownych badań i solidnej opieki istnieje tyko w prywatnych placówkach, na które nie wszystkich stać.

Odpowiedz
Gość 2010-02-06 o godz. 18:54
0

babinko HSG to badanie droznosci jajowodow, tu masz link do watku o tym badaniu:
http://forum.styl.fm/s3/viewtopic.php?t=5395&start=0

Odpowiedz
babinka 2010-02-06 o godz. 18:37
0

Kiki, możesz mi wytłumaczyć co to jest HSG?

Odpowiedz
Gość 2010-02-06 o godz. 18:34
0

babinko zdecydownaie pogadaj powaznie z mezem. Jesli nie idzie wam ze staraniami to nalezy szukac przyczyny, 50% niepowoedzen to czynnik meski wiec badanko nasienia jest niezbedne. Ty z racji przebytej operacji pewnie powinnas zrobic HSG bo mogly sie porobic zrosty w jajowodach...

Odpowiedz
Reklama
babinka 2010-02-06 o godz. 18:28
0

Przepraszam, że Was tak zanudzam swoimi problemami, ale ostatnio mam jakiegoś doła i strasznie się cieszę, że trafiłam na to forum.
Po operacji lekarz powiedział mi, że teraz to tylko rodzić dzieci i że 80% kobiet w przeciągu roku zachodzi w ciążę. Nawet wtedy misałam więcej optymizmu niż teraz. Choć jak tak myślę, to za głowe się łapię, bo tak w zasadzie to nie miałam robionych dotąd prawie żadnych badań. Brzuch rozcinali mi na podstawie jednego USG. Ręce można załamć, ale wtedy to była pilna sprawa. Teraz jak trochę poczytaam, to tak myślę, że faktycznie powinniśmy się poważnie przebadać, wcześniej jakoś na to nie wpadłam, bo żaden gin. mi o tym nie mówił.
Jeśli chodzi o męża to już próbuję poważnie z nim pogadać. Myślę, że on się troszkę boi wychowania dziecka ze względu na mnie. Jestem dość słabego zdrowia, flegmatycznka w dodaktu :| W dodatku wszyscy nasi znajomi mają malutki bobaski, a ja jak je widzę to chce mi się ryczeć.

Odpowiedz
Gość 2010-02-06 o godz. 18:05
0

babinko trzymam kciki zeby wam sie udalo... leczenie u dobrego specjalisty jest bardzo wazne, moze wystarczy niewielka ingerencja lekarska....a moze twoj mezus powinien sie przebadac... wiem ze nie chcesz go na arzie zasmucac ale moze to blad, to przeciez wasz wspolny prblem...razem latwiej znosci kolejne porazki...

Odpowiedz
babinka 2010-02-06 o godz. 17:52
0

My z mężem jesteśmy już ze sobą od czterech lat. Tak na poważnie to chyba nigdy nie stosowaliśmy antykoncepcji. Na początku straliśmy się pop prostu uważać, ale gdyby trafiła się dzidzia tobyśmy nie płakali. Tak minął jakiś czas. W końcu zapragnęliśmy bobaska i bez stresu spokojnie postanowiliśmy na nic nie zwracać uwagi i żyć sobie normalnie, bez żadnych zabezpieczeń ale i bez specjalnych starań. Tak miną chyba rok. Ja zaczęłam się niecierpliwić, zaczęłam kupować testy owulacyjne, kilka razy okres się opóźnił i miałam już nadzieję. Niestety okazało się, że to guz na jajniku, a nie dzidzia. Była operacja i mnóstwo strachu. Po jakimś czasie znowu mogliśmy rozpocząć starania. Jak dotąd żadnych efektów. Co miesiąc przeżywam rozczarowanie. Boję się mówić o tym mężowi, bo wiem że bardzo by przeżył moje cierpienie. Niby bardzo nie stara się o bajbuska i mówi, żeby może jeszcze poczekać ze staraniami, ale kiedy robiłam test ciążowy bardzo to przeżył i był rozczarowany kiedy wyszła jedna krecha. Wiem, że był by wspaniałym ojcem, ale tak długo jak dam radę nie chcę go obciążać moimi lękami istrachem, że w końcu nic z tego nie wyjdzie. Najbardziej boję się, że w końcu będzie za późno, lekarz po operacji powiedział mi że powinnam zajść w ciąże w przeciągu roku, bo później mogą pojawić się nawroty. Chyba będędziemy musieli w końcu podjąć decyzje i zdecydować się na profesjonalne leczenie w wyspecjalizowanej klinice, bo jak na razie lekarze państwowi traktują nas mało poważnie i lekcewarzą. Niestetybędzie się to wiązało z kosztami i nie wiem czy nam się uda...
Trzymam kciuki za wszystkie starające się!

Zastanawiałam się, czy nie założyć nowego wątku dla dziewczyn, które starają sie już od kilku lat i mogły by się wzajemnie wspierać i doradzać, ale może to jest właściwsze miejsce

Pozdrawiam

Odpowiedz
andzia123 2009-11-17 o godz. 14:27
0

Pozdrowionka kasiu!!!
I oby nasze staranka zakończyły się jak naszybciej powodzeniem

Odpowiedz
kasiunia10009 2009-11-17 o godz. 14:20
0

ANDZIU123-Ta reklama rozwaliła mnie tak samo.Poprostu wyk.TAK NAPRAWDĘ JESTEŚMY WSZYSTKIE BARDZO DZIELNE I TE KTÓRE ZACZYNAJĄ I TE KTÓRE WALCZĄ JUŻ TYLE MIECHÓW.NAJWARZNIEJSZE,ŻE WCIĄŻ JESTEŚMY I ZAWIERAMY GŁOS.POZDROWIONKA :)

Odpowiedz
Reklama
czarnaaj 2009-11-17 o godz. 11:41
0

dziewczynki jestescie niesamowite i dzielne .przy czytaniu poscikow od was nadeszla moja chwila refleksji .minal juz rok na baybusie i sporo sie zmienilo .ach rowniez wyszlam za mazz i nareszcie oczekuje dzidziusia .rowniez jak wy dtaralismy sie o dzidzie jakies poltora roczku i bardzo sie martwilam bezskutecznoscia tych prb .forum zmienilo moj stosunek do tych spraw .zobaczylam , ze jest wielu dziewczyn , ktore pragna byc matkami .zrozumialam , ze trzeba miec nadzieje i nie mozna sie poddawac .nalezy wierzyc bardzo mocno .czas staranek wzmocnil moja wiez z mezem , nauczyl nas wiekszego zaufania i szczerosci .teraz moge mu powiedziec o kazdym problemie , ktory rozwiazemy wspolnie .planowanie i oczekiwanie na dzidziusia zblizylo nas do siebie , nauczylo pokory i radosci z malych , codziennych spraw .rozmowy z wami zawsze mnie podnosily na duchu , pocieszaly i mobilizowaly do dalszych dzialan .dzieki wam nie poddalam sie , moglam porozmawiac z zyczliwa duszyczka o kazdej porze .totez zycze wam powodzenia i wytrwalosci .wierze , ze zostaniecie szczesliwymi mamamami .jesli chcecie porozmawiac piszcie do mnie .pozdrawiam

Odpowiedz
Gość 2009-11-10 o godz. 17:31
0

My nasze staranka zaczęliśmy trzy miesiące po ślubie (bo najpierw musiałam wyleczyć infekcję) i tak trwają do dziś. Będzie to już 1,5 roku. Na początku niezbyt tym się przejmowałam,że nam nie wychodzi bo wiedziałam, że czasami to trochę trwa. Po pół roku starań zaczęłam już się niepokoić. Wtedy też baczniej zaczęłam obserwować swój organizm. Wprawdzie zawsze miałam długie cykle ale ginek, do którego wówczas chodziłam powiedział, że taka to już moja uroda i nie mam czym się przejmować. Ja jednak sama zaczęłam szukać różnych informacji na temat problemów z zajściem w ciążę i stwierdziłam, że ta moja "uroda" wcale nie jest taka normalna. Zmieniłam też gina i poszłam do niego z częścią wyników. Ten też jednak niczego się nie dopatrzył i powiedział, że jeżeli chcę mogę przyjść do jego prywatnego gabinetu i wtedy zacznie jakieś działanie bo tak to on już nie może mi pomóc. Byłam zrezygnowana i nie wiedziałam co dalej mam robić i gdzie szukać pomocy. Nie chciałam tracić czasu na zwykłych ginów i jedna znajoma, która jest lekarką poradziła, żebym zgłosiła się do Kriobanku. Powiedziała, że skoro mam wydawać pieniądze to na fachową pomoc. Tak więc w lutym tam się zgłosiłam . Wprawdzie leczenie w tej klinice jest strasznie drogie ale ja chcę zrobić wszystko co możliwe aby tylko mieć dziecko. Stwierdzono u mnie pco i podwyższoną prolaktynę, na szczęście u męża wszystko w porządku. W międzyczasie miałam HSG - jajowody drożne. Przez dwa miesiące ginek zalecił mi branie antyków i zbijanie prolaktyny no i od maja zaczęliśmy stymulację. Pęcherzyk był ale tylko jeden a teraz czekamy na cud, oby tylko się udało. Nie wiem jak to dalej będzie i ile czasu minie nim nam się uda. Niedawno były u mnie zwolnienia w pracy tak więc jestem w czasie poszukiwań czegoś nowego. Nie jest to jednak łatwe. Dobrze, że chociaż moje kochanie ma pracę. Zastanawiamy się nad sprzedażą naszego autka bo inaczej nie będzie nas stać na dalsze leczenie, jeżeli ja szybko nie znajdę pracy. Z jednej pensji to jest poprostu nie możliwe. Wprawdzie moi rodzice pomagają nam trochę finansowo to jednak wiem, że im też jest ciężko utrzymać się z tych niewielkich emerytur. Czuję, że jednak ten cykl pójdzie na straty i nie obejdzie się jak zwykle bez łez. Stasznie mnie to wszystko dołuje brak dziecka, brak pracy. Dlaczego to nas spotyka? Czy zrobiłam coś złego? Takie myśli chodzą mi po głowie. Na szczęście mam kochanego męża, który stara się jak może mnie pocieszać, że wszystko będzie dobrze i kiedyś też zostaniemy rodzicami. A jak nie?!!! Staram się odrzucać te ponure myśli ale coraz ciężej mi to przychodzi.

Odpowiedz
Gość 2009-11-10 o godz. 16:05
0

babelku nieustajace kciuki za wasze starania

Odpowiedz
andzia123 2009-11-10 o godz. 15:24
0

Dziękuje ci madelaine.
I z całego serca tobie życzę tego samgo!!!

Odpowiedz
madelaine 2009-11-10 o godz. 15:13
0

andziu wierze ze juz niedlugo zostaniesz szczesliwa mama :D

Odpowiedz
andzia123 2009-11-10 o godz. 15:10
0

My z mężusiem starania zaczeliśmy ponad rok po ślubie. Slub wzieliśmy po trzecim roku studiów (dziennych), więc zwłoka z dzidziusiem była wskazana. Ale kiedy wyliczyłam sobie, że gdybym zaszła teraz to dzidzia urodziłaby się już po obronie pracy mgr. to postanowiliśmy zacząć staranka. żebym nie latała z dużym brzuchem po uczelni postawiliśmy na grudzień, a kruszynka miała przyjść na świat we wrześniu.
Nie nastawiałam się, że się uda za pierwszym razem, bo wiedziałam,że dziewczyny mają problemy, więc można sobie wyobrazić jakie było moje zaskoczenie kiedy ujrzałam dwie kreseczki...
....niestety nie cieszyliśmy się zbyt długo. Pierwsze usg było dla mnie totalnym zaskoczeniem i strasznym wydarzeniem. Tego nie przewidziałam....
Moja kruszynka nie żyła...to był 10tc, a ona miała wielkość na 6-7tc...
Teraz trzy miesiące po stracie chcieliśmy wznowic starania, ale muszę jeszcze wyleczyć jajniczek, a mąż ma zrobić badania chłopczyków.
Myślę, że potem bierzemy się do roboty, ....ale nie wiem czy już otrząsnełam się po stracie maleństwa..
Wczoraj kiedy leciała reklama McDonaldsa na dzień matki, taka z kobietą w ciąży, popłakałam się przy wszystkich. Mąż przez cały dzień przełączał kiedy była ta reklama...
Wiem, że nie można traktować kolejnej ciąży jak lekarstwa ,ale bardzo chciałabym już mieć kolejną dzidzię...i nie wiem jak przeżyłabym kolejną stratę...
Wierzę jednak, że się o tym nie przekonam..
Teraz zaczęłam mierzyć tempkę i ogólnie dzięki wam mam większą wiedzę o tym wszystkim .DZIĘKUJĘ!

Odpowiedz
Eire 2009-11-10 o godz. 15:07
0

bąbelku w końcu dałaś znak życia :D co tam u Ciebie na jakim teraz jesteście etapie przed owu czy po

Odpowiedz
Gość 2009-11-10 o godz. 14:50
0

No to może teraz ja.

Zaczeliśmy sie starać zaraz po ślubie. To już prawie dwa lata. Początkowo to mąż namawiał mnie abyśmy się już starali, póżniej ja dojrzałam do tej myśli. W grudniu 2003 roku zobaczyłam dwie wymarzone kreseczki. Boże jaka to była radość, a jednocześnie obawa. Poszłam do lekarza, ale jeszcze nic nie zobaczył, dostałam tabletki i kazał czekać. No ale niestety po dwóch tygodniach przyszedł okres, był płacz i żal do całego świata. Podniosłam się z tego szybko i pomyślałam,że tak miało być. Zaczeliśmy starania od początku. Czekaliśmy, czekaliśmy i nic. Nie poszłam do lekarza bo stwierdziałam, że przecież raz już się udało,że cykle regularne i normalnej długości. Przecież byłam w ciąży!!!. W lipcu 2004 wkońcu poszłam do lekarza. I co . I okazało się: zapalenie przydatków, estradiol do bani. No a mąz plemników za mało i słabo ruchliwe. To był straszny cios. Teraz czekamy dalej na nasz cud. U mnie już jest dobrze, no ale u męża niestety nie

Najgorsze, że życie dzieli się na miesiące, a miesiąc na dwie fazy: tą do owu - pełną nadzieji i okropnych przytulanek na zawołanie, i tą po owu- pełna obaw i strachu czy się udało. Czas dłuży sie nie miłosiernie. To wszystko boli cholernie, ale i tak ma się nadzieję, że kiedyś się uda. To wszystko wzmocniło nasze małżeństwo, jesteśmy teraz razem jak nigdy wcześniej.

Dziewczynki kochane trzymam za nas wszystkie kciuki. Wierzę, że będzie dobrze. :P

Odpowiedz
madelaine 2009-11-10 o godz. 13:23
0

Nasze starania zapowiadaly sie pieknie i bardzo optymistycznie - myslelismy ze uda sie bardzo szybko - w koncu dopiero co odlozylam tabletki ... Ustalalismy nawet kiedy najlepij jakby urodzilo sie nam malenstwo ...
8 miesiecy temu zaczelismy starania, bylismy juz ponad rok po slubie i wreszcie moj ukochany dojrzal do tej tak waznej decyzji (ja bylam gotowa juz troche wczesniej ale bardzo chcialam aby to byla nasza wspolna decyzja, wiec cierpliwie czekalam). W koncu w pazdzierniku nadszedl ten wymarzony czas kiedy odrzucilam tabletki i zaczelam pierwszy od prawie 5 lat cykl bez nich. Mielismy zrobic sobie 3 miesieczna przerwe zeby organizm troche uspokoil sie po tych tabletkach poza tym nie byl to tak naprawde w 100% najlepszy czas na dziecko (moj maz mial umowe do konca pazdziernika i nie wiedzielismy czy mu przedluza) - jednak juz w trakcie cyklu nie zabezpieczylismy sie celowo myslac ze jak sie uda to dobrze jak nie to mamy jeszcze czas - nie udalo sie :( ale wtedy bylo juz chyba po owu wiec tlumaczylam sobie ze szanse byly niewielkie.
Rozpoczelismy kolejny tym razem w pelni swiadomy cykl staran ( miedzyczasie maz dostal umowe na 2 lata a miesiac pozniej ja na 3 lata). Pierwsze rozczarowanie po takich prawdziwych staraniach naprawde bolalo ale ciagle zyla we mnie ogromna nadzieja i jeszcze troszke optymizmu - czesto zagladalam na baybusa gdzie dziewczynom udawalo sie dopiero po kilku miesiacach wiec stwierdzilam ze to normalne.
Najgorszy byl grudzien - poprostu czulam (chyba mialam wszystkie objawy) ze udalo sie - do tego ten optymizm - nawet nie napilam sie winka w swoje urodzinki bo nie chcialam zrobic krzywdy malenstwu. W Wigilie chcialam zrobic mezowi prezent wiec zrobilam rano test ktory pokazal I kreske a kilka godzin pozniej dostalam @. Bolalo nie milosiernie - ale serce. Przeplakalam pol dnia - bo mialo byc tak pieknie. I tak miesiac po miesiacu cykl po cyklu dotarlam do 7 cyklu staran. W miedzyczasie mialam jeden miesiac przerwy - leczenie. I co najgorsze nigdy nie wiedzialam kiedy bedzie owu bo wystepowala miedzy 14 a 19 dc. Czesto nasze niepowodzenia tlumaczylam sobie ze albo nie trafilismy w owu albo za czesto sie kochalismy. Jednak w 7 cyklu odrzucilam termometr i stwierdzilam ze moze tak sie uda bez stresu - i co sie okazalo? - objawow ani na @ ani na ciaze a do tego malenkie plamienie - bylam pewna ze sie udalo .... az do @ - chyba nigdy wczesniej nie przezylam tak @. Troszke zamknelam sie w sobie i stwierdzilam ze to juz koniec ze nigdy sie nie uda i mam juz wszystkiego dosc. Maz pocieszal mnie jak mogl i to chyba troszke pomoglo. Zreszta on do tej pory twierdzi ze przyjdzie na nas czas i wszystko bedzie dobrze - ja sama juz nie wiem czy w to wierze ...

Obecnie trwa nasz 8 cykl (a licze jako 6 cykl staran) - bez termometra. Wciaz licze na to ze cykle w koncu mi sie ureguluja - i wiem jedno ze jesli teraz sie nie uda ide do lekarza - w koncu.

Nasze starania nauczyly mnie jak wiele z was pokory i chyba troche cierpliwosci - wiem ze to nie my rzadzimy w tej bajce tylko los - wiem jak trudno jest zostac mama i w tej chwili rozumiem bol starajacych sie bez efektu i szczescie tych ktorym sie udalo.Chcialabym zostac jedna z nich, w zyciu liczy sie dla mnie teraz tylko ta kruszynka ktorej niestety jak narazie nie moge miec. Nadzieja chyba jeszcze jest ale gasnie gdy przychodzi @, by kilka dni pozniej rozpalic sie na nowo - ale chyba slabszym swiatlem ...

Nigdy nie bylam zawistna dlatego zastanawiam sie czemu tak zazdroszcze znajomym ktore sa w ciazy, szczegolnie gdy tego nie planowaly? A z drugiej strony cieszcze sie z II kreseczek forumowiczek - moze to wlasnie dlatego ze wiem co musza czuc w takim momencie i jak musialy sie wycierpiec zanim los obdarowal je najwiekszym ze szczesc?

Podziwiam was dziewczyny za to ze macie tyle sily bo ja w poprzednim cyklu przeszlam pierwszy prawdziwy kryzys - teraz znowu tli sie we mnie nadzieja i mam nadzieje ze tym razem nie zgasnie wraz z @ - choc najgorsze jest to ze sama powoli przestaje w to wierzyc ...

Odpowiedz
pusiatkowa 2009-11-10 o godz. 11:21
0

madziu kazda z nas bedzie czekac....bo warto bo to jest wlasnie ten sens zycia!
i choc ja przeplakalam wiele nocy i nadal czasem mi to sie zdarza, nigdy nie bylo tak tragicznie, ze ktores z nas nie moglo miec...
przykladem jest moja ciaza....
ale teraz sie boja zaraz bedzie 70 dzien od @, i boje sie, cholernie boje sie pojsc do lekarza....tak bardzo nie chce uslyszec ze cos jest nie tak...

Odpowiedz
magdaS29 2009-11-09 o godz. 17:58
0

Łzy same lecą z oczu... chcieć czegoś tak bardzo że aż boli... piszecie że traciłyście nadzieję...nie wyobrażacie sobie nawet ile w waszych opisach jest właśnie nadziei - jesteście WIELKIE

My zaczęliśmy starać się o Maleńswto 2 mieś po ślubie...chcieliśmy zacząć starania już w noc poślubną ale miałam guza piersi i stwierdziliśmy że najpierw zabieg. W pierwszym miesiącu starań byliśmy pewni że się udało...czułam się bardzo dziwnie...pierwszy raz w życiu zemdlałam...niestety przyszła @...kilka następnych miesięcy to radosne starania, wygłupy, wsólne trzymanie nóg na ścianie...bolało gdy przychodziła @ ale nadzieja była mocniejsza. Bolało też gdy kolejni znajomi chwalili się że właśnie im się udało - "wiecie co - za pierwszym strzałem ha ha ha"...

Po kilku miesiącach znalazłam forum w internecie, dowiedziałam się jak się mierzy temperaturę, że jest wiesiołek, że są testy owulacyjne - nowa nadzieja - no teraz to już musi się udac!! W 10 cyklu starań zaczęłam robić badania hormonów - wszytsko gra. Na badanka poszedł Mąż...odebrałam je w dwa dni po naszej pierwszej rocznicy ślubu...kolana się pode mną ugieły...cała drogę do domu przepłakałam myśląc Jak ja mu to powiem...? Wizyta u mojego ginka...takich zlych badań jescze nie widział...wogóle nie ma żywych plemniczków...dał nam adres dobrego urologa i kazał wspierać Męża jak tylko potrafię...przepłakane noce...

Wizyta u urologa - pierwsze zdanie do siedzących przed nim dwóch młodych ludzi, których największym marzeniem jest mieć Dzieci - "nie ma się co oszukiwać, wyniki leczenia niepłodności męskiej są złe". Zbadał Męża, wypisał "na początek" hormony...po miesiącu mamy sprawdzić czy się coś poprawiło...potem może laparoskopia żylaków, ale tylko jak się będziemy "upierać"...potem...jesteśmy na początku drogi...

Teraz czekamy, Mąż łyka tabletki i patrzy na swoich kumpli jak kupuja swoim synom autka na dzień dziecka, pierwsze rowerki, jak uczą ich życia...ja widzę wszędzie kobiety w ciąży, wózki pełne roześmianych dzieciaków, śnię tylko o jednym, w każdym zdaniu naszych znajomych i rodziny słyszę aluzję do jednego...popadam w paranoję...ale trzymamy się razem...z dumą stwierdzam - naszej miłości to nie zmieniło!

A wiecie co jest najciekawsze - w dzień dziecka nam termin @ i choć wiem, że nie mieliśmy w tym cyklu żadnych szans, że żyjątka są za słabe to i tak mam nadzieje!! I tak czekam i pewnie będę tak czekać co miesiąc...

Odpowiedz
marcik 2009-11-09 o godz. 16:26
0

Dziewczynki jestem pełna uznania dla Was aż łezki mi poleciały jak czytałam te posty życze Wam aby Wasze największe marzenie spełniło się jak najprędzej jesteście juz wspaniałymi mamami
pozdrawiam i mocno trzymam kciuki

Odpowiedz
pusiatkowa 2009-11-09 o godz. 12:23
0

hmm...lzy same cisna sie do oczu, jak czytam Was dziewczynki...
kiki niskie sklony do Ciebie za ten post...
a ja?
a po stracie ciazy w marcu 2004, postanowilismy byc swiadomymi rodzicami, bo przyznam ze bralam pod uwage dziecko, ale w przyszlosci...
i nagle sie pojawilo....od samego poczatku bylo najwazniejsze, choc mialam niecale 18 lat...wiedzialam ze juz czas!
niestety, nasze szczescie trwalo 10 tygodni... :(
po stracie staralismy sie, ale powiedzielismy sobie, ze nie bedziemy sie nastawiac, i jak bedzie to bedzie....
ale maluszek nie nadchodzil...
w Nowy Rok postanowilismy, ze teraz zabierzemy sie do tego jak trzeba...
mija piaty miesiac...nic
a co sie zmienilo?
my sie zmienilismy, wzielismy slub, zapisalismy sie na joge, ale przedewszystkim uswiadomilam sobie sens zycia....kim jestem i co chce osiagnac!
i choc mama z tesciowa ciagle krzycza na mnie ze ma mloda, ze zycie sobie zmarnuje, nie slucham ich, czasem po cichutku placze, ale nie przyjmuje tego.
wiem co dla mnie ma wartosc, i dlatego stworzylam rodzinke, ktora jest jeszcze nie pelna, bo brakuje naszego skarbku...
ale wierze ze juz niedlugo!

Odpowiedz
Gość 2009-11-09 o godz. 02:31
0

Dziewczynki jesteście naprawdę wielkie a wasze historie niesamowite i wzruszające. Podziwiam Was za waszą siłę i wytrwałość i powtórzę to co już było tu napisane że w końcu ten mały ale zarazem wielki skarbek zawita w waszych brzuszkach i będziecie cieszyć się ciążą a potem macierzyństwem. A wiara naprawdę czyni cuda, więc trezba wierzyć.

Moja historia i doświadczenia z planowaniem są zupełnie inne, ale też się we mnie coś zmieniło. Pierwsze dziecko to tak zwana "wpadka", jeden raz wtedy jeszcze z moim przyszłym mężem sie zapomnieliśmy, daliśmy się ponieść emocjom i parę tygodni później coś mnie tchnęło i zaraz po wizycie u dentysty, gdzie na dodatek miałam rentgen, pobiegłam do apteki po test i zdębiałam widząc 2 kreski, zaraz kupiłam drugi i trzeci test i wynik zawsze był ten sam. Wiem że wiele osób czeka na ten wynik i ucieszyłby je taki widok, a ja .... byłam załamana. Mare, mój jeszcze wtedy chłopak zachował się bardzo dojrzale ( byliśmy ze soba długo przed tym i znaliśmy się bardzo dobrze, mieszkaliśmy od dłuższego czasu razem, więc jedynie przyspieszyliśmy decyzję o ślubie). Ale w momencie wpadki byłam w złym okresie - od 3 miesięcy szukalam pracy, bo w poprzedniej mieliśmy zwonienia grupowe, siedziałam w domu i miałam wszystkiego dosyć. I jeszcze na dodatek na 2 dni przed wyniekiem testu kolega załatwił mi pracę i miałam iść na rozmowę, z czego tak się cieszyłam. A tu taka waidomość o ciąży. Długo trwało zanim się pozbierałam i oswoiłam z myślą o przyszłym macierzyństwie. Ale jak juz oswoiłam się z tą myślą cieszyłam sie każdą chwilą i szykowałam się na przyjście mojego skarbka a później cieszyłam się moim małym kochanym bobaskiem, pomimo że ten pierwszy roczek był dla nas wszystkich bardzo ciężki. I ten rok duzo we mnie zmienił. Całe życie obróciło się o 180 stopni.
Później powoli zaczęły rodzić się myśli o drugim dziecku ( teraz mogę stwierdzić że zbyt powoli) i plany, obliczenia kiedy zacząć starania i kiedy ma się urodzić. Nawet nie brałam pod uwagę że może wyjść inaczej że będę miała jakiś problem z zajściem w ciążę. I na sam początek naszych starań los okazał się bardzo okrutny. Owszem udało się nam tak jak planowałam za pierwszym razem, zrobiłam test - wynik pozytywny - radość i łzy szczęścia, poranne mdłości, opowiadania Mai o nowym braciszku lub siostrzyczce, a tu po paru dniach budzę sie z dziwnym uczuciem, zle czuję się przez cały dzień i w podświadomości wiem że coś jest chyba nie tak, ale boję się tych myśli i odganiam je. I wieczorem idę do ubikacji i - krew. To było straszne widziałam jak moja kruszynka ulatnia się spod mojego serduszka, jak ją tracę i nic nie mogę więcej zrobić.
Wizyta u lekarza, badania i nowe starania, ale już inne. Nie wszystko jest takie oczywiste i pewne, nie wszystko da się zaplanować. A mój organizm z cyklu na cykl coraz bardziej się rozstraja, coraz nowsze leki, większe dawki i ciągły brak poprawy. Zaczynam mierzyć temperaturki, odliczać dni. I tak naprawdę dopiero teraz zaczynam dostrzegać jakim skarbem jest dziecko, jaki to wielki cud od Boga, nosić pod sercem małe dziecko, potem je urodzic i patrzeć jak rośnie i sie rozwija. Dopiero teraz doceniam to co mam, i widzę jak wielkim skarbem jest moja Maja (trudno do tego się przyznać ale dopiero teraz zaczynam to doceniać).
Potem doszła nowa metoda leczenia - leki antykoncepcyjne przez 3 miesiące - to było straszne, że muszę tak długo dalej czekać, że moje plany kompletnie dają w łeb.
Czego nauczył mnie ten okres planowania i starania? Przedewszystkim pokory do losu, że nie wszystko jest proste i nie wszystko mozna zaplanować. A przede wszystkim tego czym i kim dla mnie, dla nas jest dziecko? I Tak naprawdę dopiero teraz zaczęłam doceniać to co było mi dane od Boga doswiadczyć i jaki cud Bóg mi ofiarował.
Czekam więc na mój drugi skarb z utęsknieniem i wierzę że w końcu sie uda ale już nie kalkuluję kiedy...

Pozdrawiam

Odpowiedz
Ania 2009-11-09 o godz. 01:39
0

Wow dziewczyny, pierw chce wam zyczyc duzo szczescia a po drugie chce wam podziekowac. Chce wam podziekowac za to ze pokazalyscie mi jakie szczescie mnie spotkalo. Moje dzidi nas zaskoczylo, bylo nie planowane i bylam szczesliwa ze jestem w ciazy ale troszke bylam zawiedzona ze juz, chcialam jeszcze poczkekac. Po przeczytaniu wasztch postow zrozumialam jakie szczescie mnie spotkalo i zycze wam z calego serca tego szczescia. Pozdrawiam. Ania

Odpowiedz
Iweta 2009-11-09 o godz. 00:19
0

Ja co prawda już wreszcie mam swój skarb w brzuszku, ale wiem, ze ten maluszek jest bezcenny. Wiem, ile sie napłakałam, zanim nadszedł do mnie. Prawie rok starań bardzo zniszczył moje nadziej, czasami to już wątpiłam nawet w to że Bóg kiedykolwiek mnie wysłucha. Zawsze starałam sie postępować zgodnie z tym, co wpoiła mi mama, seks przed slubem to dla mnie było niemożliwe, chciałam poczekać do ślubu i wtedy już wszystko miało sie tak prosto potoczyć. Najpierw mieszkanie, ślub i potem zaczynamy starania jak tylko skończę studia. Mineło wiele miesiecy i nic. Czekałam i czekałam, mierzyłam tempki, przytulanka zawsze we właściwym czasie. Nic nie skutkowało, a lekarz tylko powtarzał"macie czas". Zmieniłam lekarkę i wtedy wszystko zaczęło sie jakby ruszać w dobrym kierunku. Miałam podejrzenie policystycznych jajników, ale ginka mówiła ze wiele kobiet ma to, a jednak rodzą dzieci. Prolaktyna za wysoka, ale zaraz zaczęłam brać bromek.
Jak to nie poskutkowało, ginka dała clo. Niestety w tym czasie mąż zachorował i mnie też złapała grypa. Ale przytulanka jednak były, tyle ze juz dla przyjemności, bez myśli o dziecku, bo stwierdziliśmy, ze my oboje chorujac nic nie zdziałamy tym razem. Już myslałam o kolejnej dawce clo...

I nagle cos zaczęło się dziać, zwiekszyła się znacznie tempka, cycki zaczęły bardzo boleć(inaczej niz przed @), znacznie mocniej i jednego dnia stwierdziłam ze cos dziwnie się czuję. Popołudniu siedziałam obie w domku i nagle cos mnie pociągnęło do łazienki, zrobiłam test i myślałam ze oczy mi wyjdą z orbit. Zobaczyłam wymarzone II kreseczki. potem były kolejne 2 testy i znowu pozytywne. poszłam do ginki i ona zdumiona potwierdziła ciążę.
Wtedy stwierdziłam, ze cuda sie zdarzają....

To oczekiwanie nauczyło mnie przede wszystkim pokory, nie wszystko jest zawsze tak jak sobie zaplanujemy, oj nie wszystko. Nigdy nie myslałam że problem bezpłodności i mnie dotknie, ale teraz wiem, ze to jest wielki problem i na pewno zrozumiem kobiete która mi powie ze coś nie moze zajść w ciążę.Zawsze jej wysłucham, pomogę, bo znam to od podszewki.

A wy dziewczynki, też w koncu dostaniecie ten swój skarb z nieba, wierzę w to, bo teraz wiem, ze wiara czyni cuda. Ja zawsze wierzyłam, ze zajdę w ciążę i sie udało. lol
Kiki, Cat, Sam,Annas i Eire uda wam sie w tym momencie w którym najmniej będziecie tego oczekiwać. I jaka to będzie dla was niespodzianka...
Ściskam was mocno

Odpowiedz
raxneta 2009-11-08 o godz. 19:26
0

Dziewczyny jesteście WIELKIE
Podziwiam Was za Waszą siłę i głęboko wierzę, ze w końcu Wszystkim się uda.
Zawsze wychodziłam z założenia, że co nas nie zabije to wzmocni...i sprawdzało się.
Przechodzicie straszną "próbę" jaką los Wam zgotował ale gdzieś tam już czeka nagroda (bo nie może być ciągle "pod górę")
Ja też należę do osób bardzo upartych i prawdę mówiąc obawiałam się, że my też możemy mieć tego typu problemy (w końcu 30-tkę mam na karku), jednak los okazał się dla nas łaskawy i zesłał nam Fasolkę zanim zaczęlismy się starać, więcwiem że marzenia się spełniają tylko nie tak i nie wtedy kiedy tego najbardziej oczekujemy....

Nieustająco modlę się za Was i mocno trzymam "Wierzyć to móc!"

Odpowiedz
annas 2009-11-08 o godz. 19:06
0

My staramy sie od 10 miesiecy , od 6 jesetm pacjentka NOvum...

W czerwcu slub - i decyzja od odczekaniu miesiaca ( po braniu anty) , wspolna podroz we wspaniale miejsce, wielkie plany, marzenia zwiazane z dzieckiem z usmiechem na twarzy - i wielka nadzieja.
Pierwsze miesiace - niby bez planowania , ale nie wychodzilo....Maz pocieszal - moze nie trafilismy w te dni itp( nie wiedzial wtedy ze na pewno trafialismy)
listopad - pierwsza wizyta w NOVUM - pytanie czemu -przeciez to dopiero 5 miesiecy, jestemy mlodzi itp...Mowie ze to niemozliwe zeby sie nie udalo...ale brak zrozumienia. zmienilam lekarza - skierowanie na badania prolaktyny i inne. wszystko oprocz podwyzszonej prolaktyny po obciazeniu w porzadku...no to czemu sie nie udaje....lzy, "odpuszczanie", powoli strata sil...Maz na badanie...I juz wiemy czemu....
:(
Tobylo w styczniu
od tamtej pory jest bardzo ciezko...novum, monitoring, badania, maxymalne trafianie w owu,,,,"czekanie czekanie czekanie czekanie"
Kolejne rozczarowanie
Nie wytrzymmalam . Musialam z kims porozmawiac. Wyzalilam sie siostrze i przyjaciolce. Zrozumialy. wspieraja...pomaga.
Moj maz dzielnie to wszystko znosi - ale nietety ucieka w prace..Wie jak ja bardz bardzo chce dziecka - nie do konca, ze po czesci po to by spelnic jego najwieksze marzenie..toco tak planowalismy i wierzylismy...Nie chce by czul ze to przez niego. Bo to NASZ problem..
Za niecaly miesiac nasza inseminacja...

Nigdy w zyciu nie pomyslalabym ze ten problem dotknie nas. Wierze jednak ze sie uda.

Odpowiedz
Eire 2009-11-08 o godz. 18:53
0

Ja jaieś 5 lat temu jak siostra urodziła synka Stasia miałam straszną fazę na dziecko ale było za wcześnie miałam 21 lat nie byłam z własciwym partnerem. Potem jakoś mi to przeszło. 2 lata później moja sisotra urodziła drugie dziecko Darię, jak mała miała roczek to jakoś tak się złożyło,że się nią zajmowałam dość sporo no ale ona była w takim okresie,że trudno było sobie z nią poradzić i wtedy zaczęłam się bać czy ja będę potrafiła wogóle poradzić sobie ze swoim dzieckiem i czy chce je mieć....mój przyszyły wtedy małżone patrzył na to z pobłażaniem i twierdził,że jak będę gotowa na dziecko to zaczniemy się starać.Wiedziałam,że on bardzo chce ale doceniałam też to,że potrafił mnie zrozumieć. No i kilka dni po ślubie (nie długo rocznica 5 czerwca :D ) przglądałam jakąs książkę o ciąży i nagle mnie tak naszło,że tak już chyba na to czas....19 czerwca odstawiłam antyki, poszperałam w internecie o ciązy i trafiłam tutaj :D Nasze starania są jednak bardzo nie typowe bo co jakiś czas dzieje się w naszym życiu coś co sprawia,że musmy robić przerwy. Najpierw była moja przeprowadzka do męża do Warszawy, nowa praca, potem ciągłe jakieś choróbska no i teraz znowu oboje stoimy na sporym zakręcie za którym nie wiemy co jest....i znowu starania będzie chyba trzeba odłożyć. Myślę,że jako małżeństwo też cały czas dojrzewamy, każdy cykl kiedy mamy nadzieję,że się udało a potem jednak przychodzi @, jest dla nas trudny ale staram się nie patrzeć wstecz. Ja po prawie roku mierzenia temperaturek psotanowiłam z tego zrezygnowac, znam już swój orgaznim na tyle,że wiem jak się objawia ewnetulana owulacja wiem,że ją mam, że endo rośnie u mnie ładnie. Nie ma potrzeby już stresować się tempkami zwłaszcza gdy przed @ rosną a potem spadają na łeb na szyje. Nasze starania, rozmowy z Wami i Wasze wypowiedzi nauczyły mnie pokory, spokój, tego,że nie wszystko mozna sobie zaplnować a już napewno nie dziecko. Myślę,że ono pojawi się w tym momencie w którym ma się pojawić a już od nas zależy co dalej z tym zrobimy.

kiki czytając Twój post bardzo się wzruszyłam ale przy czytaniu postu Cat to nie było rady i kilka łezek się pojawiło..... mam nadzieję,że życie w końcu wynagrodzi wszystkie starające się tym czego najbardziej pragną :D

Odpowiedz
Gość 2009-11-08 o godz. 18:19
0

Cat jestes bardzo dzielna dzieczynka!!! zawsze podziwiam twoja sile i wytrwalosc... wasza droga do dzidziusia jest pelna przeszkod ale wiem ze na koncu tej drogi jest upragniony cel!!!!
Mysle ze decyzja o pochowaniu waszych kruszynek to wspanialy pomysl i fakt ze mozecie odwiedzac maluszki... to na pewno pomaga wam.... chociaz wolalabym zebys nie musiala przez to przechodzic

Odpowiedz
vergangenheit 2009-11-08 o godz. 18:03
0

U nas dość szybko rozpoczęły się rozmowy o rodzinie, głównie ze strony mego lubego, bo ja na początku nie wyobrażałam sobie dziecka już teraz. Potem, w miarę naszego wspólnego poznawania się zrodziło się we mnie pragnienie założenia normalnej rodzinki.

Starania rozpoczęliśmy pół roku przed ślubem, tuż po ślubie zaczeliśmy pierwsze badania i od razu wiadomość, która powaliła nas na kolana, która wzbudziła w nas zwątpienie, żal do losu, złość. I zaraz później iskierka nadziei: ICSI, z którym staraliśmy się zdąrzyć przed wprowadzeniem przez kasy chorych 50% odpłatności. Zdąrzyliśmy, ale nie takich owoców oczekiwaliśmy. Znalazłam się w punkcie bez najmniejszego promyka słońca.

Potem dwa kryoET i życie bez kolorów. W międzyczasie godziny poważnych rozmów, prawie rozpad naszego związku, wakacje podczas których dojrzewaliśmy do decyzji czy staramy się dalej. Planowanie finansów, znowu rozmowy i decyzja, że staramy się ponownie. Rodzina powiększyła się o kilkoro dzieci, jednak nasza mała rodzinka trwa bez zmian.

Drugie ICSI, perypetie z lekarzami (w ostatniej chwili rozchorowała się nasza pani doktor), znowu lekkie przestymulowanie i malutka iskierka nadziei, małe przeczucie, potwierdzone testem i wynikiem bety, pęcherzykiem, bijącym serduszkiem, rączki, nóżki, wielka radość i jeszcze większe marzenia. Nagle plamienie, dzieci żyją, wspólne łożysko (podejżenie transfuzji między bliźniakami) i ostatnie usg przed wypisem ze szpitala... Słowa ordynatora: "Niestety mamy poważniejszy problem, dzieci zmarły", kilkukrotne sprawdzanie, a ja pragnęłam tylko uciec, zaszyć się kącie, nikogo nie widzieć i płakać. Okropny czas dla nas obojga, rozmowy, bycie razem, przytulenie się w bólu i złączenie w stracie.

Decyzja, że pochowamy nasze maluszki dała nam siły, wszystkie wydarzenia wzmocniły nas jako parę, jako ludzi, nauczyły, że nic nie da się zaplanować, niestety wypaliły również cząstkę każdego z nas. Co tydzień odwiedzamy nasze maluchy, zapalamy świeczkę, dbamy o kwiaty, odwiedzamy również grób wspólny dzieci "nienarodzonych", zanosimy orzechy dla wiewiórek. Tak, wiewiórek :) , towarzyszą nam podczas całej drogi przez cmentarz i szybciutko przylatują i biorą w łapki rzucone im przy grobie smakołyki, i tak sprytnie obracają je i obwąchują :) . Mała rzecz, a cieszy, taki mały znak, który daje nadzieję oraz spokój i siłę do dalszej walki.

Odpowiedz
Gość 2009-11-08 o godz. 16:25
0

Sam u nas wlasnie ostatnio tak to wszystko wygladalo, planowanie, polwanie na owu...wszystko podporzadkowane jednemu.... i tez juz mam dosc.... wiem ze jesli tym razem sie nie uda musimy odpoczac od tematu...

Wierze ze w koncu los sie do was usmiechnie i na 5 rocznice slubu dostaniecie wspanialy prezent, zycze ci tego z calego serducha...

A dzien matki... coz ja mysle ze my juz jestesmy mamami od dawna... tylko jeszcze nie mamy swojego malenstwa

Odpowiedz
Gość 2009-11-08 o godz. 15:52
0

Kiki faktycznie bardzo ładnie to opisałaś :P Trzymam mocno aby Wasze marzenie się spełniło

Z jednej strony chciałabym być na Waszym etapie tzn. rok starań. U nas trzeci rok mija i nadal nie mamy dzieciątka.
Za 2 miesiące minie 5 rocznica naszego ślubu i 3 lata odkąd poważnie zaczęliśmy się starać. Wcześniej kolejne porażki nie robiły na mnie wrażenia, nawet taka sytuacja była "wygodna" Mamy więcej czasu dla siebie.
Od sierpnia 2002 r. zaczęły się wizyty u lekarzy, badania, diagnostyka w szpitalu i masa pieniędzy wydanych na marne czyli "wyrzuconych w błoto"

Co roku święta, dzień dziecka, dzień matki są dla mnie najsmutniejszymi dniami w roku.
Nie mam już w sobie tyle radości co wcześniej i życie nauczyło mnie pokory i tego, że niestety nic nie można sobie zaplanować. Wszystko w około mają już swoje pociechy, niektóre już chodzą do przedszkola a ja nadal spoglądam w przyszłość z nadzieją.

W pewnym momencie wszystko skupiało się na staraniach - w wyznaczonych dniach wizyty u lekarza, uzg, przytulanie w odpowiednich dniach itp. Moje życie towarzystkie prawie legło w gruzach - nie odwiedzałam znajomych, nawet na rodzinnych imprezach czasami się urywaliśmy bo trzeba było jechać na usg. Aż powiedziałam KONIEC - tak dalej nie można żyć

Teraz czekam na to co los nam przyniesie i liczę na współczesną medycynę.
Mam nadzieję, że jutrzejszy Dzień Matki jest ostatnim dniem w którym nie będę tą osobą, której składa się życzenia

Odpowiedz
Gość 2009-11-08 o godz. 14:40
0

kiki bardzo ładnie to opisałaś,
a po takim podsumowaniu to myślę, że los szykuje dla Ciebie NIESPODZIANKĘ
...tak, tak, już niedługo zobaczysz

Odpowiedz
Gość 2009-11-08 o godz. 13:51
0

Kochane dziewuszki!
Dzis mija dokladnie rok odkad zarejestrowalam sie na Baybusie. W miedzy czasie naplodzilam prawie 1400 postow Starania zaczelismy miesiac wczesniej, tak wiec moje starania trwaja ponad rok...
Przez ten rok wydarzylo sie bardzo wiele chociaz emocje byly skrajnie rozne. Najwaspanialszym wydarzeniem byl oczywiscie moj slub z ukochanym mezczyzna...strasznie chcialam dac mojemu mezowi w prezencie slubnym dzidziusia...niestety nie wyszlo... pamietam nawet ze okres spoznial mi sie 2 tygodnie, a przynajmiej tak mi sie wtedy wydawalo i bylam pelna nadziei ze "zaskoczylam"...no coz, los byl bardzo okrutny bo @ dostalam dokladnie w dniu slubu

Po slubie zaczelismy starac sie na powaznie...wtedy zaczela sie moja przygoda z termometrem , lekarze, badania, lekarze, badania...prztulanki i w dalszym ciagu bardzo duuuuuuzo nadziei!!!
Ale z kazdym cyklem coraz ciezej zniesc porazke... coraz wiecej niewaidomych, szukanie dobrego lekarza (chociaz w dalszym ciagu bladzimy po omacku)... koniec sierpnia to dla mnie bardzo trudny czas..moja najblizsza przyjaciolka "wpada" ze swoim chlopakiem... pocztkowo strasznie to przezywam, wydaje mi sie ze to niesprawiedliwe, ze ja chce a ni mam , a ona nie chce i bach - jest w ciazy! Wpadam w dol!!!
Potem wcale nie jest lepiej - we wrzesniu moj maz trafia do szpitala z podejrzeniem zapalenia miesnia sercowego... boje sie... wtedy mysle sobie - jesli cena jego zdrowia/zycia (?) ma byc to ze nie mozemy miec dziecka to niech tak bedzie...

Na szczescie ma silny organizm - wraca do zdrowia i wznawiamy starania....w pazdzirniku trafiamy do Novum! Masa badan... ale wreszcie czujemy ze ktos sie naszym problemem zajmie...

Teraz nasze cykle sa do siebie bardzo podobne: stymulacje, owulacja, przytulanko, czekanie...czekanie, czekanie, czekanie...

Co sie zmienilo przez ten rok? Mysle ze bardzo duzo... Moje malzenstwo przeszlo przyspieszony kurs dojrzewania do sytuacji trudnych. Musielismy sie nauczyc zyc ze swiadomoscia ze akurat w tej sprawie bedziemy mieli pod gorke... musielismy sie nauczyc o tym rozmawiac (a to nie latwe)...wydalismy mase pieniedzy na lekarzy i badania. W miedzy czasie czesto spotykalismy sie z niezrozumieniem ze strony roznych osob... ze przeciez mamy czas, ze to obsesja, ze po co tak za wszelka cene... (bolalo)... Baaaaardzo duuuuuuzo sie nauczylismy, a badaniach, leczeniu, lekach, klinikach.... o nieplodnosci!

Piszczie dziewczyny jak was zmienily starania, jak zmienila sie wasze relacje z ludzmi, z rodzina, z mezem... a moze nic sie nie zmienilo, jak sobie radzicie z tym na codzien. Jak znosicie wiadomosci o ciazach kolezanek, siostr, znajomych...

Odpowiedz
andzia123 2009-11-17 o godz. 14:27
0

Pozdrowionka kasiu!!!
I oby nasze staranka zakończyły się jak naszybciej powodzeniem

Odpowiedz
kasiunia10009 2009-11-17 o godz. 14:20
0

ANDZIU123-Ta reklama rozwaliła mnie tak samo.Poprostu wyk.TAK NAPRAWDĘ JESTEŚMY WSZYSTKIE BARDZO DZIELNE I TE KTÓRE ZACZYNAJĄ I TE KTÓRE WALCZĄ JUŻ TYLE MIECHÓW.NAJWARZNIEJSZE,ŻE WCIĄŻ JESTEŚMY I ZAWIERAMY GŁOS.POZDROWIONKA :)

Odpowiedz
czarnaaj 2009-11-17 o godz. 11:41
0

dziewczynki jestescie niesamowite i dzielne .przy czytaniu poscikow od was nadeszla moja chwila refleksji .minal juz rok na baybusie i sporo sie zmienilo .ach rowniez wyszlam za mazz i nareszcie oczekuje dzidziusia .rowniez jak wy dtaralismy sie o dzidzie jakies poltora roczku i bardzo sie martwilam bezskutecznoscia tych prb .forum zmienilo moj stosunek do tych spraw .zobaczylam , ze jest wielu dziewczyn , ktore pragna byc matkami .zrozumialam , ze trzeba miec nadzieje i nie mozna sie poddawac .nalezy wierzyc bardzo mocno .czas staranek wzmocnil moja wiez z mezem , nauczyl nas wiekszego zaufania i szczerosci .teraz moge mu powiedziec o kazdym problemie , ktory rozwiazemy wspolnie .planowanie i oczekiwanie na dzidziusia zblizylo nas do siebie , nauczylo pokory i radosci z malych , codziennych spraw .rozmowy z wami zawsze mnie podnosily na duchu , pocieszaly i mobilizowaly do dalszych dzialan .dzieki wam nie poddalam sie , moglam porozmawiac z zyczliwa duszyczka o kazdej porze .totez zycze wam powodzenia i wytrwalosci .wierze , ze zostaniecie szczesliwymi mamamami .jesli chcecie porozmawiac piszcie do mnie .pozdrawiam

Odpowiedz
Gość 2009-11-10 o godz. 17:31
0

My nasze staranka zaczęliśmy trzy miesiące po ślubie (bo najpierw musiałam wyleczyć infekcję) i tak trwają do dziś. Będzie to już 1,5 roku. Na początku niezbyt tym się przejmowałam,że nam nie wychodzi bo wiedziałam, że czasami to trochę trwa. Po pół roku starań zaczęłam już się niepokoić. Wtedy też baczniej zaczęłam obserwować swój organizm. Wprawdzie zawsze miałam długie cykle ale ginek, do którego wówczas chodziłam powiedział, że taka to już moja uroda i nie mam czym się przejmować. Ja jednak sama zaczęłam szukać różnych informacji na temat problemów z zajściem w ciążę i stwierdziłam, że ta moja "uroda" wcale nie jest taka normalna. Zmieniłam też gina i poszłam do niego z częścią wyników. Ten też jednak niczego się nie dopatrzył i powiedział, że jeżeli chcę mogę przyjść do jego prywatnego gabinetu i wtedy zacznie jakieś działanie bo tak to on już nie może mi pomóc. Byłam zrezygnowana i nie wiedziałam co dalej mam robić i gdzie szukać pomocy. Nie chciałam tracić czasu na zwykłych ginów i jedna znajoma, która jest lekarką poradziła, żebym zgłosiła się do Kriobanku. Powiedziała, że skoro mam wydawać pieniądze to na fachową pomoc. Tak więc w lutym tam się zgłosiłam . Wprawdzie leczenie w tej klinice jest strasznie drogie ale ja chcę zrobić wszystko co możliwe aby tylko mieć dziecko. Stwierdzono u mnie pco i podwyższoną prolaktynę, na szczęście u męża wszystko w porządku. W międzyczasie miałam HSG - jajowody drożne. Przez dwa miesiące ginek zalecił mi branie antyków i zbijanie prolaktyny no i od maja zaczęliśmy stymulację. Pęcherzyk był ale tylko jeden a teraz czekamy na cud, oby tylko się udało. Nie wiem jak to dalej będzie i ile czasu minie nim nam się uda. Niedawno były u mnie zwolnienia w pracy tak więc jestem w czasie poszukiwań czegoś nowego. Nie jest to jednak łatwe. Dobrze, że chociaż moje kochanie ma pracę. Zastanawiamy się nad sprzedażą naszego autka bo inaczej nie będzie nas stać na dalsze leczenie, jeżeli ja szybko nie znajdę pracy. Z jednej pensji to jest poprostu nie możliwe. Wprawdzie moi rodzice pomagają nam trochę finansowo to jednak wiem, że im też jest ciężko utrzymać się z tych niewielkich emerytur. Czuję, że jednak ten cykl pójdzie na straty i nie obejdzie się jak zwykle bez łez. Stasznie mnie to wszystko dołuje brak dziecka, brak pracy. Dlaczego to nas spotyka? Czy zrobiłam coś złego? Takie myśli chodzą mi po głowie. Na szczęście mam kochanego męża, który stara się jak może mnie pocieszać, że wszystko będzie dobrze i kiedyś też zostaniemy rodzicami. A jak nie?!!! Staram się odrzucać te ponure myśli ale coraz ciężej mi to przychodzi.

Odpowiedz
Gość 2009-11-10 o godz. 16:05
0

babelku nieustajace kciuki za wasze starania

Odpowiedz
andzia123 2009-11-10 o godz. 15:24
0

Dziękuje ci madelaine.
I z całego serca tobie życzę tego samgo!!!

Odpowiedz
madelaine 2009-11-10 o godz. 15:13
0

andziu wierze ze juz niedlugo zostaniesz szczesliwa mama :D

Odpowiedz
andzia123 2009-11-10 o godz. 15:10
0

My z mężusiem starania zaczeliśmy ponad rok po ślubie. Slub wzieliśmy po trzecim roku studiów (dziennych), więc zwłoka z dzidziusiem była wskazana. Ale kiedy wyliczyłam sobie, że gdybym zaszła teraz to dzidzia urodziłaby się już po obronie pracy mgr. to postanowiliśmy zacząć staranka. żebym nie latała z dużym brzuchem po uczelni postawiliśmy na grudzień, a kruszynka miała przyjść na świat we wrześniu.
Nie nastawiałam się, że się uda za pierwszym razem, bo wiedziałam,że dziewczyny mają problemy, więc można sobie wyobrazić jakie było moje zaskoczenie kiedy ujrzałam dwie kreseczki...
....niestety nie cieszyliśmy się zbyt długo. Pierwsze usg było dla mnie totalnym zaskoczeniem i strasznym wydarzeniem. Tego nie przewidziałam....
Moja kruszynka nie żyła...to był 10tc, a ona miała wielkość na 6-7tc...
Teraz trzy miesiące po stracie chcieliśmy wznowic starania, ale muszę jeszcze wyleczyć jajniczek, a mąż ma zrobić badania chłopczyków.
Myślę, że potem bierzemy się do roboty, ....ale nie wiem czy już otrząsnełam się po stracie maleństwa..
Wczoraj kiedy leciała reklama McDonaldsa na dzień matki, taka z kobietą w ciąży, popłakałam się przy wszystkich. Mąż przez cały dzień przełączał kiedy była ta reklama...
Wiem, że nie można traktować kolejnej ciąży jak lekarstwa ,ale bardzo chciałabym już mieć kolejną dzidzię...i nie wiem jak przeżyłabym kolejną stratę...
Wierzę jednak, że się o tym nie przekonam..
Teraz zaczęłam mierzyć tempkę i ogólnie dzięki wam mam większą wiedzę o tym wszystkim .DZIĘKUJĘ!

Odpowiedz
Eire 2009-11-10 o godz. 15:07
0

bąbelku w końcu dałaś znak życia :D co tam u Ciebie na jakim teraz jesteście etapie przed owu czy po

Odpowiedz
Gość 2009-11-10 o godz. 14:50
0

No to może teraz ja.

Zaczeliśmy sie starać zaraz po ślubie. To już prawie dwa lata. Początkowo to mąż namawiał mnie abyśmy się już starali, póżniej ja dojrzałam do tej myśli. W grudniu 2003 roku zobaczyłam dwie wymarzone kreseczki. Boże jaka to była radość, a jednocześnie obawa. Poszłam do lekarza, ale jeszcze nic nie zobaczył, dostałam tabletki i kazał czekać. No ale niestety po dwóch tygodniach przyszedł okres, był płacz i żal do całego świata. Podniosłam się z tego szybko i pomyślałam,że tak miało być. Zaczeliśmy starania od początku. Czekaliśmy, czekaliśmy i nic. Nie poszłam do lekarza bo stwierdziałam, że przecież raz już się udało,że cykle regularne i normalnej długości. Przecież byłam w ciąży!!!. W lipcu 2004 wkońcu poszłam do lekarza. I co . I okazało się: zapalenie przydatków, estradiol do bani. No a mąz plemników za mało i słabo ruchliwe. To był straszny cios. Teraz czekamy dalej na nasz cud. U mnie już jest dobrze, no ale u męża niestety nie

Najgorsze, że życie dzieli się na miesiące, a miesiąc na dwie fazy: tą do owu - pełną nadzieji i okropnych przytulanek na zawołanie, i tą po owu- pełna obaw i strachu czy się udało. Czas dłuży sie nie miłosiernie. To wszystko boli cholernie, ale i tak ma się nadzieję, że kiedyś się uda. To wszystko wzmocniło nasze małżeństwo, jesteśmy teraz razem jak nigdy wcześniej.

Dziewczynki kochane trzymam za nas wszystkie kciuki. Wierzę, że będzie dobrze. :P

Odpowiedz
madelaine 2009-11-10 o godz. 13:23
0

Nasze starania zapowiadaly sie pieknie i bardzo optymistycznie - myslelismy ze uda sie bardzo szybko - w koncu dopiero co odlozylam tabletki ... Ustalalismy nawet kiedy najlepij jakby urodzilo sie nam malenstwo ...
8 miesiecy temu zaczelismy starania, bylismy juz ponad rok po slubie i wreszcie moj ukochany dojrzal do tej tak waznej decyzji (ja bylam gotowa juz troche wczesniej ale bardzo chcialam aby to byla nasza wspolna decyzja, wiec cierpliwie czekalam). W koncu w pazdzierniku nadszedl ten wymarzony czas kiedy odrzucilam tabletki i zaczelam pierwszy od prawie 5 lat cykl bez nich. Mielismy zrobic sobie 3 miesieczna przerwe zeby organizm troche uspokoil sie po tych tabletkach poza tym nie byl to tak naprawde w 100% najlepszy czas na dziecko (moj maz mial umowe do konca pazdziernika i nie wiedzielismy czy mu przedluza) - jednak juz w trakcie cyklu nie zabezpieczylismy sie celowo myslac ze jak sie uda to dobrze jak nie to mamy jeszcze czas - nie udalo sie :( ale wtedy bylo juz chyba po owu wiec tlumaczylam sobie ze szanse byly niewielkie.
Rozpoczelismy kolejny tym razem w pelni swiadomy cykl staran ( miedzyczasie maz dostal umowe na 2 lata a miesiac pozniej ja na 3 lata). Pierwsze rozczarowanie po takich prawdziwych staraniach naprawde bolalo ale ciagle zyla we mnie ogromna nadzieja i jeszcze troszke optymizmu - czesto zagladalam na baybusa gdzie dziewczynom udawalo sie dopiero po kilku miesiacach wiec stwierdzilam ze to normalne.
Najgorszy byl grudzien - poprostu czulam (chyba mialam wszystkie objawy) ze udalo sie - do tego ten optymizm - nawet nie napilam sie winka w swoje urodzinki bo nie chcialam zrobic krzywdy malenstwu. W Wigilie chcialam zrobic mezowi prezent wiec zrobilam rano test ktory pokazal I kreske a kilka godzin pozniej dostalam @. Bolalo nie milosiernie - ale serce. Przeplakalam pol dnia - bo mialo byc tak pieknie. I tak miesiac po miesiacu cykl po cyklu dotarlam do 7 cyklu staran. W miedzyczasie mialam jeden miesiac przerwy - leczenie. I co najgorsze nigdy nie wiedzialam kiedy bedzie owu bo wystepowala miedzy 14 a 19 dc. Czesto nasze niepowodzenia tlumaczylam sobie ze albo nie trafilismy w owu albo za czesto sie kochalismy. Jednak w 7 cyklu odrzucilam termometr i stwierdzilam ze moze tak sie uda bez stresu - i co sie okazalo? - objawow ani na @ ani na ciaze a do tego malenkie plamienie - bylam pewna ze sie udalo .... az do @ - chyba nigdy wczesniej nie przezylam tak @. Troszke zamknelam sie w sobie i stwierdzilam ze to juz koniec ze nigdy sie nie uda i mam juz wszystkiego dosc. Maz pocieszal mnie jak mogl i to chyba troszke pomoglo. Zreszta on do tej pory twierdzi ze przyjdzie na nas czas i wszystko bedzie dobrze - ja sama juz nie wiem czy w to wierze ...

Obecnie trwa nasz 8 cykl (a licze jako 6 cykl staran) - bez termometra. Wciaz licze na to ze cykle w koncu mi sie ureguluja - i wiem jedno ze jesli teraz sie nie uda ide do lekarza - w koncu.

Nasze starania nauczyly mnie jak wiele z was pokory i chyba troche cierpliwosci - wiem ze to nie my rzadzimy w tej bajce tylko los - wiem jak trudno jest zostac mama i w tej chwili rozumiem bol starajacych sie bez efektu i szczescie tych ktorym sie udalo.Chcialabym zostac jedna z nich, w zyciu liczy sie dla mnie teraz tylko ta kruszynka ktorej niestety jak narazie nie moge miec. Nadzieja chyba jeszcze jest ale gasnie gdy przychodzi @, by kilka dni pozniej rozpalic sie na nowo - ale chyba slabszym swiatlem ...

Nigdy nie bylam zawistna dlatego zastanawiam sie czemu tak zazdroszcze znajomym ktore sa w ciazy, szczegolnie gdy tego nie planowaly? A z drugiej strony cieszcze sie z II kreseczek forumowiczek - moze to wlasnie dlatego ze wiem co musza czuc w takim momencie i jak musialy sie wycierpiec zanim los obdarowal je najwiekszym ze szczesc?

Podziwiam was dziewczyny za to ze macie tyle sily bo ja w poprzednim cyklu przeszlam pierwszy prawdziwy kryzys - teraz znowu tli sie we mnie nadzieja i mam nadzieje ze tym razem nie zgasnie wraz z @ - choc najgorsze jest to ze sama powoli przestaje w to wierzyc ...

Odpowiedz
pusiatkowa 2009-11-10 o godz. 11:21
0

madziu kazda z nas bedzie czekac....bo warto bo to jest wlasnie ten sens zycia!
i choc ja przeplakalam wiele nocy i nadal czasem mi to sie zdarza, nigdy nie bylo tak tragicznie, ze ktores z nas nie moglo miec...
przykladem jest moja ciaza....
ale teraz sie boja zaraz bedzie 70 dzien od @, i boje sie, cholernie boje sie pojsc do lekarza....tak bardzo nie chce uslyszec ze cos jest nie tak...

Odpowiedz
magdaS29 2009-11-09 o godz. 17:58
0

Łzy same lecą z oczu... chcieć czegoś tak bardzo że aż boli... piszecie że traciłyście nadzieję...nie wyobrażacie sobie nawet ile w waszych opisach jest właśnie nadziei - jesteście WIELKIE

My zaczęliśmy starać się o Maleńswto 2 mieś po ślubie...chcieliśmy zacząć starania już w noc poślubną ale miałam guza piersi i stwierdziliśmy że najpierw zabieg. W pierwszym miesiącu starań byliśmy pewni że się udało...czułam się bardzo dziwnie...pierwszy raz w życiu zemdlałam...niestety przyszła @...kilka następnych miesięcy to radosne starania, wygłupy, wsólne trzymanie nóg na ścianie...bolało gdy przychodziła @ ale nadzieja była mocniejsza. Bolało też gdy kolejni znajomi chwalili się że właśnie im się udało - "wiecie co - za pierwszym strzałem ha ha ha"...

Po kilku miesiącach znalazłam forum w internecie, dowiedziałam się jak się mierzy temperaturę, że jest wiesiołek, że są testy owulacyjne - nowa nadzieja - no teraz to już musi się udac!! W 10 cyklu starań zaczęłam robić badania hormonów - wszytsko gra. Na badanka poszedł Mąż...odebrałam je w dwa dni po naszej pierwszej rocznicy ślubu...kolana się pode mną ugieły...cała drogę do domu przepłakałam myśląc Jak ja mu to powiem...? Wizyta u mojego ginka...takich zlych badań jescze nie widział...wogóle nie ma żywych plemniczków...dał nam adres dobrego urologa i kazał wspierać Męża jak tylko potrafię...przepłakane noce...

Wizyta u urologa - pierwsze zdanie do siedzących przed nim dwóch młodych ludzi, których największym marzeniem jest mieć Dzieci - "nie ma się co oszukiwać, wyniki leczenia niepłodności męskiej są złe". Zbadał Męża, wypisał "na początek" hormony...po miesiącu mamy sprawdzić czy się coś poprawiło...potem może laparoskopia żylaków, ale tylko jak się będziemy "upierać"...potem...jesteśmy na początku drogi...

Teraz czekamy, Mąż łyka tabletki i patrzy na swoich kumpli jak kupuja swoim synom autka na dzień dziecka, pierwsze rowerki, jak uczą ich życia...ja widzę wszędzie kobiety w ciąży, wózki pełne roześmianych dzieciaków, śnię tylko o jednym, w każdym zdaniu naszych znajomych i rodziny słyszę aluzję do jednego...popadam w paranoję...ale trzymamy się razem...z dumą stwierdzam - naszej miłości to nie zmieniło!

A wiecie co jest najciekawsze - w dzień dziecka nam termin @ i choć wiem, że nie mieliśmy w tym cyklu żadnych szans, że żyjątka są za słabe to i tak mam nadzieje!! I tak czekam i pewnie będę tak czekać co miesiąc...

Odpowiedz
marcik 2009-11-09 o godz. 16:26
0

Dziewczynki jestem pełna uznania dla Was aż łezki mi poleciały jak czytałam te posty życze Wam aby Wasze największe marzenie spełniło się jak najprędzej jesteście juz wspaniałymi mamami
pozdrawiam i mocno trzymam kciuki

Odpowiedz
pusiatkowa 2009-11-09 o godz. 12:23
0

hmm...lzy same cisna sie do oczu, jak czytam Was dziewczynki...
kiki niskie sklony do Ciebie za ten post...
a ja?
a po stracie ciazy w marcu 2004, postanowilismy byc swiadomymi rodzicami, bo przyznam ze bralam pod uwage dziecko, ale w przyszlosci...
i nagle sie pojawilo....od samego poczatku bylo najwazniejsze, choc mialam niecale 18 lat...wiedzialam ze juz czas!
niestety, nasze szczescie trwalo 10 tygodni... :(
po stracie staralismy sie, ale powiedzielismy sobie, ze nie bedziemy sie nastawiac, i jak bedzie to bedzie....
ale maluszek nie nadchodzil...
w Nowy Rok postanowilismy, ze teraz zabierzemy sie do tego jak trzeba...
mija piaty miesiac...nic
a co sie zmienilo?
my sie zmienilismy, wzielismy slub, zapisalismy sie na joge, ale przedewszystkim uswiadomilam sobie sens zycia....kim jestem i co chce osiagnac!
i choc mama z tesciowa ciagle krzycza na mnie ze ma mloda, ze zycie sobie zmarnuje, nie slucham ich, czasem po cichutku placze, ale nie przyjmuje tego.
wiem co dla mnie ma wartosc, i dlatego stworzylam rodzinke, ktora jest jeszcze nie pelna, bo brakuje naszego skarbku...
ale wierze ze juz niedlugo!

Odpowiedz
Gość 2009-11-09 o godz. 02:31
0

Dziewczynki jesteście naprawdę wielkie a wasze historie niesamowite i wzruszające. Podziwiam Was za waszą siłę i wytrwałość i powtórzę to co już było tu napisane że w końcu ten mały ale zarazem wielki skarbek zawita w waszych brzuszkach i będziecie cieszyć się ciążą a potem macierzyństwem. A wiara naprawdę czyni cuda, więc trezba wierzyć.

Moja historia i doświadczenia z planowaniem są zupełnie inne, ale też się we mnie coś zmieniło. Pierwsze dziecko to tak zwana "wpadka", jeden raz wtedy jeszcze z moim przyszłym mężem sie zapomnieliśmy, daliśmy się ponieść emocjom i parę tygodni później coś mnie tchnęło i zaraz po wizycie u dentysty, gdzie na dodatek miałam rentgen, pobiegłam do apteki po test i zdębiałam widząc 2 kreski, zaraz kupiłam drugi i trzeci test i wynik zawsze był ten sam. Wiem że wiele osób czeka na ten wynik i ucieszyłby je taki widok, a ja .... byłam załamana. Mare, mój jeszcze wtedy chłopak zachował się bardzo dojrzale ( byliśmy ze soba długo przed tym i znaliśmy się bardzo dobrze, mieszkaliśmy od dłuższego czasu razem, więc jedynie przyspieszyliśmy decyzję o ślubie). Ale w momencie wpadki byłam w złym okresie - od 3 miesięcy szukalam pracy, bo w poprzedniej mieliśmy zwonienia grupowe, siedziałam w domu i miałam wszystkiego dosyć. I jeszcze na dodatek na 2 dni przed wyniekiem testu kolega załatwił mi pracę i miałam iść na rozmowę, z czego tak się cieszyłam. A tu taka waidomość o ciąży. Długo trwało zanim się pozbierałam i oswoiłam z myślą o przyszłym macierzyństwie. Ale jak juz oswoiłam się z tą myślą cieszyłam sie każdą chwilą i szykowałam się na przyjście mojego skarbka a później cieszyłam się moim małym kochanym bobaskiem, pomimo że ten pierwszy roczek był dla nas wszystkich bardzo ciężki. I ten rok duzo we mnie zmienił. Całe życie obróciło się o 180 stopni.
Później powoli zaczęły rodzić się myśli o drugim dziecku ( teraz mogę stwierdzić że zbyt powoli) i plany, obliczenia kiedy zacząć starania i kiedy ma się urodzić. Nawet nie brałam pod uwagę że może wyjść inaczej że będę miała jakiś problem z zajściem w ciążę. I na sam początek naszych starań los okazał się bardzo okrutny. Owszem udało się nam tak jak planowałam za pierwszym razem, zrobiłam test - wynik pozytywny - radość i łzy szczęścia, poranne mdłości, opowiadania Mai o nowym braciszku lub siostrzyczce, a tu po paru dniach budzę sie z dziwnym uczuciem, zle czuję się przez cały dzień i w podświadomości wiem że coś jest chyba nie tak, ale boję się tych myśli i odganiam je. I wieczorem idę do ubikacji i - krew. To było straszne widziałam jak moja kruszynka ulatnia się spod mojego serduszka, jak ją tracę i nic nie mogę więcej zrobić.
Wizyta u lekarza, badania i nowe starania, ale już inne. Nie wszystko jest takie oczywiste i pewne, nie wszystko da się zaplanować. A mój organizm z cyklu na cykl coraz bardziej się rozstraja, coraz nowsze leki, większe dawki i ciągły brak poprawy. Zaczynam mierzyć temperaturki, odliczać dni. I tak naprawdę dopiero teraz zaczynam dostrzegać jakim skarbem jest dziecko, jaki to wielki cud od Boga, nosić pod sercem małe dziecko, potem je urodzic i patrzeć jak rośnie i sie rozwija. Dopiero teraz doceniam to co mam, i widzę jak wielkim skarbem jest moja Maja (trudno do tego się przyznać ale dopiero teraz zaczynam to doceniać).
Potem doszła nowa metoda leczenia - leki antykoncepcyjne przez 3 miesiące - to było straszne, że muszę tak długo dalej czekać, że moje plany kompletnie dają w łeb.
Czego nauczył mnie ten okres planowania i starania? Przedewszystkim pokory do losu, że nie wszystko jest proste i nie wszystko mozna zaplanować. A przede wszystkim tego czym i kim dla mnie, dla nas jest dziecko? I Tak naprawdę dopiero teraz zaczęłam doceniać to co było mi dane od Boga doswiadczyć i jaki cud Bóg mi ofiarował.
Czekam więc na mój drugi skarb z utęsknieniem i wierzę że w końcu sie uda ale już nie kalkuluję kiedy...

Pozdrawiam

Odpowiedz
Ania 2009-11-09 o godz. 01:39
0

Wow dziewczyny, pierw chce wam zyczyc duzo szczescia a po drugie chce wam podziekowac. Chce wam podziekowac za to ze pokazalyscie mi jakie szczescie mnie spotkalo. Moje dzidi nas zaskoczylo, bylo nie planowane i bylam szczesliwa ze jestem w ciazy ale troszke bylam zawiedzona ze juz, chcialam jeszcze poczkekac. Po przeczytaniu wasztch postow zrozumialam jakie szczescie mnie spotkalo i zycze wam z calego serca tego szczescia. Pozdrawiam. Ania

Odpowiedz
Iweta 2009-11-09 o godz. 00:19
0

Ja co prawda już wreszcie mam swój skarb w brzuszku, ale wiem, ze ten maluszek jest bezcenny. Wiem, ile sie napłakałam, zanim nadszedł do mnie. Prawie rok starań bardzo zniszczył moje nadziej, czasami to już wątpiłam nawet w to że Bóg kiedykolwiek mnie wysłucha. Zawsze starałam sie postępować zgodnie z tym, co wpoiła mi mama, seks przed slubem to dla mnie było niemożliwe, chciałam poczekać do ślubu i wtedy już wszystko miało sie tak prosto potoczyć. Najpierw mieszkanie, ślub i potem zaczynamy starania jak tylko skończę studia. Mineło wiele miesiecy i nic. Czekałam i czekałam, mierzyłam tempki, przytulanka zawsze we właściwym czasie. Nic nie skutkowało, a lekarz tylko powtarzał"macie czas". Zmieniłam lekarkę i wtedy wszystko zaczęło sie jakby ruszać w dobrym kierunku. Miałam podejrzenie policystycznych jajników, ale ginka mówiła ze wiele kobiet ma to, a jednak rodzą dzieci. Prolaktyna za wysoka, ale zaraz zaczęłam brać bromek.
Jak to nie poskutkowało, ginka dała clo. Niestety w tym czasie mąż zachorował i mnie też złapała grypa. Ale przytulanka jednak były, tyle ze juz dla przyjemności, bez myśli o dziecku, bo stwierdziliśmy, ze my oboje chorujac nic nie zdziałamy tym razem. Już myslałam o kolejnej dawce clo...

I nagle cos zaczęło się dziać, zwiekszyła się znacznie tempka, cycki zaczęły bardzo boleć(inaczej niz przed @), znacznie mocniej i jednego dnia stwierdziłam ze cos dziwnie się czuję. Popołudniu siedziałam obie w domku i nagle cos mnie pociągnęło do łazienki, zrobiłam test i myślałam ze oczy mi wyjdą z orbit. Zobaczyłam wymarzone II kreseczki. potem były kolejne 2 testy i znowu pozytywne. poszłam do ginki i ona zdumiona potwierdziła ciążę.
Wtedy stwierdziłam, ze cuda sie zdarzają....

To oczekiwanie nauczyło mnie przede wszystkim pokory, nie wszystko jest zawsze tak jak sobie zaplanujemy, oj nie wszystko. Nigdy nie myslałam że problem bezpłodności i mnie dotknie, ale teraz wiem, ze to jest wielki problem i na pewno zrozumiem kobiete która mi powie ze coś nie moze zajść w ciążę.Zawsze jej wysłucham, pomogę, bo znam to od podszewki.

A wy dziewczynki, też w koncu dostaniecie ten swój skarb z nieba, wierzę w to, bo teraz wiem, ze wiara czyni cuda. Ja zawsze wierzyłam, ze zajdę w ciążę i sie udało. lol
Kiki, Cat, Sam,Annas i Eire uda wam sie w tym momencie w którym najmniej będziecie tego oczekiwać. I jaka to będzie dla was niespodzianka...
Ściskam was mocno

Odpowiedz
raxneta 2009-11-08 o godz. 19:26
0

Dziewczyny jesteście WIELKIE
Podziwiam Was za Waszą siłę i głęboko wierzę, ze w końcu Wszystkim się uda.
Zawsze wychodziłam z założenia, że co nas nie zabije to wzmocni...i sprawdzało się.
Przechodzicie straszną "próbę" jaką los Wam zgotował ale gdzieś tam już czeka nagroda (bo nie może być ciągle "pod górę")
Ja też należę do osób bardzo upartych i prawdę mówiąc obawiałam się, że my też możemy mieć tego typu problemy (w końcu 30-tkę mam na karku), jednak los okazał się dla nas łaskawy i zesłał nam Fasolkę zanim zaczęlismy się starać, więcwiem że marzenia się spełniają tylko nie tak i nie wtedy kiedy tego najbardziej oczekujemy....

Nieustająco modlę się za Was i mocno trzymam "Wierzyć to móc!"

Odpowiedz
annas 2009-11-08 o godz. 19:06
0

My staramy sie od 10 miesiecy , od 6 jesetm pacjentka NOvum...

W czerwcu slub - i decyzja od odczekaniu miesiaca ( po braniu anty) , wspolna podroz we wspaniale miejsce, wielkie plany, marzenia zwiazane z dzieckiem z usmiechem na twarzy - i wielka nadzieja.
Pierwsze miesiace - niby bez planowania , ale nie wychodzilo....Maz pocieszal - moze nie trafilismy w te dni itp( nie wiedzial wtedy ze na pewno trafialismy)
listopad - pierwsza wizyta w NOVUM - pytanie czemu -przeciez to dopiero 5 miesiecy, jestemy mlodzi itp...Mowie ze to niemozliwe zeby sie nie udalo...ale brak zrozumienia. zmienilam lekarza - skierowanie na badania prolaktyny i inne. wszystko oprocz podwyzszonej prolaktyny po obciazeniu w porzadku...no to czemu sie nie udaje....lzy, "odpuszczanie", powoli strata sil...Maz na badanie...I juz wiemy czemu....
:(
Tobylo w styczniu
od tamtej pory jest bardzo ciezko...novum, monitoring, badania, maxymalne trafianie w owu,,,,"czekanie czekanie czekanie czekanie"
Kolejne rozczarowanie
Nie wytrzymmalam . Musialam z kims porozmawiac. Wyzalilam sie siostrze i przyjaciolce. Zrozumialy. wspieraja...pomaga.
Moj maz dzielnie to wszystko znosi - ale nietety ucieka w prace..Wie jak ja bardz bardzo chce dziecka - nie do konca, ze po czesci po to by spelnic jego najwieksze marzenie..toco tak planowalismy i wierzylismy...Nie chce by czul ze to przez niego. Bo to NASZ problem..
Za niecaly miesiac nasza inseminacja...

Nigdy w zyciu nie pomyslalabym ze ten problem dotknie nas. Wierze jednak ze sie uda.

Odpowiedz
Eire 2009-11-08 o godz. 18:53
0

Ja jaieś 5 lat temu jak siostra urodziła synka Stasia miałam straszną fazę na dziecko ale było za wcześnie miałam 21 lat nie byłam z własciwym partnerem. Potem jakoś mi to przeszło. 2 lata później moja sisotra urodziła drugie dziecko Darię, jak mała miała roczek to jakoś tak się złożyło,że się nią zajmowałam dość sporo no ale ona była w takim okresie,że trudno było sobie z nią poradzić i wtedy zaczęłam się bać czy ja będę potrafiła wogóle poradzić sobie ze swoim dzieckiem i czy chce je mieć....mój przyszyły wtedy małżone patrzył na to z pobłażaniem i twierdził,że jak będę gotowa na dziecko to zaczniemy się starać.Wiedziałam,że on bardzo chce ale doceniałam też to,że potrafił mnie zrozumieć. No i kilka dni po ślubie (nie długo rocznica 5 czerwca :D ) przglądałam jakąs książkę o ciąży i nagle mnie tak naszło,że tak już chyba na to czas....19 czerwca odstawiłam antyki, poszperałam w internecie o ciązy i trafiłam tutaj :D Nasze starania są jednak bardzo nie typowe bo co jakiś czas dzieje się w naszym życiu coś co sprawia,że musmy robić przerwy. Najpierw była moja przeprowadzka do męża do Warszawy, nowa praca, potem ciągłe jakieś choróbska no i teraz znowu oboje stoimy na sporym zakręcie za którym nie wiemy co jest....i znowu starania będzie chyba trzeba odłożyć. Myślę,że jako małżeństwo też cały czas dojrzewamy, każdy cykl kiedy mamy nadzieję,że się udało a potem jednak przychodzi @, jest dla nas trudny ale staram się nie patrzeć wstecz. Ja po prawie roku mierzenia temperaturek psotanowiłam z tego zrezygnowac, znam już swój orgaznim na tyle,że wiem jak się objawia ewnetulana owulacja wiem,że ją mam, że endo rośnie u mnie ładnie. Nie ma potrzeby już stresować się tempkami zwłaszcza gdy przed @ rosną a potem spadają na łeb na szyje. Nasze starania, rozmowy z Wami i Wasze wypowiedzi nauczyły mnie pokory, spokój, tego,że nie wszystko mozna sobie zaplnować a już napewno nie dziecko. Myślę,że ono pojawi się w tym momencie w którym ma się pojawić a już od nas zależy co dalej z tym zrobimy.

kiki czytając Twój post bardzo się wzruszyłam ale przy czytaniu postu Cat to nie było rady i kilka łezek się pojawiło..... mam nadzieję,że życie w końcu wynagrodzi wszystkie starające się tym czego najbardziej pragną :D

Odpowiedz
Gość 2009-11-08 o godz. 18:19
0

Cat jestes bardzo dzielna dzieczynka!!! zawsze podziwiam twoja sile i wytrwalosc... wasza droga do dzidziusia jest pelna przeszkod ale wiem ze na koncu tej drogi jest upragniony cel!!!!
Mysle ze decyzja o pochowaniu waszych kruszynek to wspanialy pomysl i fakt ze mozecie odwiedzac maluszki... to na pewno pomaga wam.... chociaz wolalabym zebys nie musiala przez to przechodzic

Odpowiedz
vergangenheit 2009-11-08 o godz. 18:03
0

U nas dość szybko rozpoczęły się rozmowy o rodzinie, głównie ze strony mego lubego, bo ja na początku nie wyobrażałam sobie dziecka już teraz. Potem, w miarę naszego wspólnego poznawania się zrodziło się we mnie pragnienie założenia normalnej rodzinki.

Starania rozpoczęliśmy pół roku przed ślubem, tuż po ślubie zaczeliśmy pierwsze badania i od razu wiadomość, która powaliła nas na kolana, która wzbudziła w nas zwątpienie, żal do losu, złość. I zaraz później iskierka nadziei: ICSI, z którym staraliśmy się zdąrzyć przed wprowadzeniem przez kasy chorych 50% odpłatności. Zdąrzyliśmy, ale nie takich owoców oczekiwaliśmy. Znalazłam się w punkcie bez najmniejszego promyka słońca.

Potem dwa kryoET i życie bez kolorów. W międzyczasie godziny poważnych rozmów, prawie rozpad naszego związku, wakacje podczas których dojrzewaliśmy do decyzji czy staramy się dalej. Planowanie finansów, znowu rozmowy i decyzja, że staramy się ponownie. Rodzina powiększyła się o kilkoro dzieci, jednak nasza mała rodzinka trwa bez zmian.

Drugie ICSI, perypetie z lekarzami (w ostatniej chwili rozchorowała się nasza pani doktor), znowu lekkie przestymulowanie i malutka iskierka nadziei, małe przeczucie, potwierdzone testem i wynikiem bety, pęcherzykiem, bijącym serduszkiem, rączki, nóżki, wielka radość i jeszcze większe marzenia. Nagle plamienie, dzieci żyją, wspólne łożysko (podejżenie transfuzji między bliźniakami) i ostatnie usg przed wypisem ze szpitala... Słowa ordynatora: "Niestety mamy poważniejszy problem, dzieci zmarły", kilkukrotne sprawdzanie, a ja pragnęłam tylko uciec, zaszyć się kącie, nikogo nie widzieć i płakać. Okropny czas dla nas obojga, rozmowy, bycie razem, przytulenie się w bólu i złączenie w stracie.

Decyzja, że pochowamy nasze maluszki dała nam siły, wszystkie wydarzenia wzmocniły nas jako parę, jako ludzi, nauczyły, że nic nie da się zaplanować, niestety wypaliły również cząstkę każdego z nas. Co tydzień odwiedzamy nasze maluchy, zapalamy świeczkę, dbamy o kwiaty, odwiedzamy również grób wspólny dzieci "nienarodzonych", zanosimy orzechy dla wiewiórek. Tak, wiewiórek :) , towarzyszą nam podczas całej drogi przez cmentarz i szybciutko przylatują i biorą w łapki rzucone im przy grobie smakołyki, i tak sprytnie obracają je i obwąchują :) . Mała rzecz, a cieszy, taki mały znak, który daje nadzieję oraz spokój i siłę do dalszej walki.

Odpowiedz
Gość 2009-11-08 o godz. 16:25
0

Sam u nas wlasnie ostatnio tak to wszystko wygladalo, planowanie, polwanie na owu...wszystko podporzadkowane jednemu.... i tez juz mam dosc.... wiem ze jesli tym razem sie nie uda musimy odpoczac od tematu...

Wierze ze w koncu los sie do was usmiechnie i na 5 rocznice slubu dostaniecie wspanialy prezent, zycze ci tego z calego serducha...

A dzien matki... coz ja mysle ze my juz jestesmy mamami od dawna... tylko jeszcze nie mamy swojego malenstwa

Odpowiedz
Gość 2009-11-08 o godz. 15:52
0

Kiki faktycznie bardzo ładnie to opisałaś :P Trzymam mocno aby Wasze marzenie się spełniło

Z jednej strony chciałabym być na Waszym etapie tzn. rok starań. U nas trzeci rok mija i nadal nie mamy dzieciątka.
Za 2 miesiące minie 5 rocznica naszego ślubu i 3 lata odkąd poważnie zaczęliśmy się starać. Wcześniej kolejne porażki nie robiły na mnie wrażenia, nawet taka sytuacja była "wygodna" Mamy więcej czasu dla siebie.
Od sierpnia 2002 r. zaczęły się wizyty u lekarzy, badania, diagnostyka w szpitalu i masa pieniędzy wydanych na marne czyli "wyrzuconych w błoto"

Co roku święta, dzień dziecka, dzień matki są dla mnie najsmutniejszymi dniami w roku.
Nie mam już w sobie tyle radości co wcześniej i życie nauczyło mnie pokory i tego, że niestety nic nie można sobie zaplanować. Wszystko w około mają już swoje pociechy, niektóre już chodzą do przedszkola a ja nadal spoglądam w przyszłość z nadzieją.

W pewnym momencie wszystko skupiało się na staraniach - w wyznaczonych dniach wizyty u lekarza, uzg, przytulanie w odpowiednich dniach itp. Moje życie towarzystkie prawie legło w gruzach - nie odwiedzałam znajomych, nawet na rodzinnych imprezach czasami się urywaliśmy bo trzeba było jechać na usg. Aż powiedziałam KONIEC - tak dalej nie można żyć

Teraz czekam na to co los nam przyniesie i liczę na współczesną medycynę.
Mam nadzieję, że jutrzejszy Dzień Matki jest ostatnim dniem w którym nie będę tą osobą, której składa się życzenia

Odpowiedz
Gość 2009-11-08 o godz. 14:40
0

kiki bardzo ładnie to opisałaś,
a po takim podsumowaniu to myślę, że los szykuje dla Ciebie NIESPODZIANKĘ
...tak, tak, już niedługo zobaczysz

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie