"Powiedziałam synowi, że jeśli chce jechać na wakacje, to niech sobie zapracuje"

"Powiedziałam synowi, że jeśli chce jechać na wakacje, to niech sobie zapracuje"

"Powiedziałam synowi, że jeśli chce jechać na wakacje, to niech sobie zapracuje"

Canva

"Moje dziecko jest już prawie dorosłe i samo dysponuje swoimi Zapomoga +. Syn chciał mieć angielski dodatkowy, basen — wszystko miał. Chciał włóczyć się z kolegami po mieście, chodzić na kebab, pizzę — chodził, a ja nie wyznaczałam limitów. Uprzedzałam, żeby gospodarował rozsądnie, a że zostało mu zero, to już nie moja broszka. Teraz Kacper chce jechać na wakacje i ma problem, bo nie ma za co, a ja mu nie pomogę. Zaproponowałam za to pracę. Powinien nauczyć się, że bez pracy nie ma kołaczy".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Mój syn sam gospodaruje swoją zapomogą

Kacper ma już skończone 16 lat. Uznałam, że powinien być już na tyle rozsądny, żeby samodzielnie gospodarować swoim 800+. Miał z tego opłacić jedzenie w szkole i zajęcia dodatkowe, a resztę rozdysponować wedle własnego uznania. Nie była to jakaś szałowa kwota, ale gdyby nie szastał na prawo i lewo, coś by mu zawsze z tego zostawało na kolejny miesiąc.

Wprowadziłam ten system w momencie, kiedy syn zaczął liceum. Miałam nadzieję, że w ten sposób mój nastolatek nauczy się czegoś o wartości papierków, które nosi w portfelu, a przy okazji będzie miał wstęp do dorosłego życia.

Kacper poszedł na ten układ jak w dym. Z zajęć dodatkowych chodził na basen raz w tygodniu i na angielski. Szły na to cztery stówki z hakiem. Zostawało mu drugie tyle.

Po miesiącu zrezygnował ze szkolnych obiadów na stołówce, wolał sam sobie iść gdzieś na jedzenie - to go nie zmuszałam. Nieraz po lekcjach włóczył się z kolegami po mieście, szli na pizzę albo kebab i koniec końców, przepuszczał na to większe kwoty, niż na abonament na szkolnej stołówce. Ja nie wyznaczałam limitów, wychodząc z założenia, że syn sam musi stawiać sobie granice.

Ostatecznie wychodziło na to, że co miesiąc zostawało mu okrągłe zero. Wydawał wszystko co do złotówki i wcale się tym nie przejmował.
Grupa nastolatków siedzi na murku i patrzy się w tablet Canva

Syn chce jechać na wakacje, ale nie ma za co

Moment przebudzenia nastąpił, gdy mój Kacperek miał już wystawione oceny i pozostało tylko odebrać świadectwo. Dopiero w ostatnim tygodniu szkoły zorientował się, że kumple jadą na obóz pływacki w wakacje, a on też by chciał.

Były jeszcze wolne miejsca, choć cała ta impreza mocno pociągnęłaby mnie po kieszeni. My z mężem mieliśmy inne priorytety w tym roku, remont w trakcie, a zresztą - Kacper wiedział już we wrześniu, że jeśli będzie chciał jechać gdzieś latem, to 2/3 pokrywa sam, a resztę możemy mu z tatą uzupełnić.

W czerwcu okazało się, że synek obudził się z ręką w nocniku. Obóz kosztuje 3,5 patyka i jest na przełomie lipca i sierpnia. Kacperek dostanie zatem jedną transzę kasy (czerwcową) i tyle w temacie. Lipcowa przyjdzie już po jego powrocie.

Myślał, że go pożałujemy i jak zwykle, dostanie wszystko, co chce, ot tak, bez wysiłku. A tu gucio - powiedziałam, że ja mu nie pomogę. Jeśli chce załapać się na obóz, niech idzie do pracy sezonowej. Nasz znajomy szuka osób do zbioru owoców i warzyw, nie jest to ciężka robota, kwalifikacji też nie wymaga. Jak ja byłam w jego wieku, a nawet młodsza, spędzałam tak każde wakacje.

Poza tym u nas w mieście też wystarczy przejść się wzdłuż ulic i poczytać kartki na witrynach. W paru miejscach szukają osób do pracy. Zaproponowałam synowi, by się zgłosił, to wtedy będzie mógł jechać na ten obóz.

Na razie Kacperek nie przyjął tej propozycji zbyt entuzjastycznie, a czas leci. Jak sobie młody zapracuje, to będzie miał. Powinien się nauczyć, że bez pracy nie ma kołaczy.

Beata

Krzysztof Rutkowski zabrał syna na imprezę nie dla dzieci. Nie chciano go wpuścić, więc powstało zamieszanie
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama