"Jeśli szukacie dobrego ochroniarza, to matka mojego męża Jana jest w tym najlepsza. Niestety, Jan od kilku lat nie żyje, ale teściowa wciąż strzeże pamięci jej syna i prowadzi poważne śledztwa wśród sąsiadów i moich znajomych, co robię, z kim, kiedy i gdzie. Zawsze była podejrzliwa, ale teraz to już przesadziła i to grubo!"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Moje życie się zmieniło
Jan był mężczyzna z moich snów. Kochał mnie, a ja jego. Z przyjemnością dzieliliśmy życie i każdą chwilę. Nasz związek, a z czasem małżeństwo było jak marzenie. Niestety, pewnego dnia wszystko się skończyło. Gruchnęła wiadomość: Jan nie żyje. Miał wypadek samochodowy. Gdy byłam na sekcji, prawie nie mogłam go rozpoznać. Jego odejście wzbudziło we mnie wieczny smutek, rozżalenie. Straciłam pracę, żyłam byle jak. Teściowa, matka Janka pomagała mi przeżyć i niestety, w pewnym momencie zaczęła mnie traktować prawie jak swoją własność. Gdy chciałam ruszyć na przód, wstać z kolan i zacząć żyć, to blokowała to, mówiąc, że nie jestem gotowa, albo, że jeszcze poznam jakiegoś faceta, a co powiedziałby Janek...
Nie wiem, co mam robić
Czułam się jakbym była w złotej klatce. Cały czas mówiła mi, co mam robić. Ale w końcu powiedziałam pas i zaczęłam żyć samodzielnie. Wróciłam do pracy i szybko poznałam Adriana. Ten mężczyzna zrobił na mnie świetne wrażenie, więc postanowiłam, że przestanę ciągle się smucić i po prostu zacznę żyć.
Spotykałam się z nim co piątek. Było fajnie, romantycznie. Iskrzyło między nami i choć wciąż myślałam o Janku, to postanowiłam, że oddam się temu, co czuję. Niestety, Adrian szybko ze mnie zrezygnował, bo... Uwaga! Moja teściowa mu kazała i powiedziała, że powinien się wstydzić, że mężatkę wodzi za nos. Oczywiście, Adrian mi nie uwierzył, że jestem wolna, tylko po prostu od razu mnie rzucił. Ech...
Nawet sąsiadki mi się skarżyły, że moja teściowa prosiła je, aby zadbały o to, abym z nikim się nie spotykała. Widać, że biedna kobieta nie potrafi się pogodzić ze śmiercią swojego syna i do tego uważa, że skoro komuś przyrzekałam przed ołtarzem, to do końca muszę już z nim być...
Nie wiem już jak jej wytłumaczyć, że chcę żyć w spokoju bez piętna tego, że kiedyś byłam żoną Jana. Dziś go nie ma, a ja mam przed sobą wiele lat życia.
Elwira