"Mój mąż umarł dwa lata temu. Mój świat się załamał, ale los podarował mi futrzastego przyjaciela"

"Mój mąż umarł dwa lata temu. Mój świat się załamał, ale los podarował mi futrzastego przyjaciela"

"Mój mąż umarł dwa lata temu. Mój świat się załamał, ale los podarował mi futrzastego przyjaciela"

Canva.com

"Gdy Jacek odszedł niespodziewanie z mojego życia, to nie wiedziałam, jak się zebrać w sobie. Przez rok straciłam pracę, przyjaciół. Zobaczyłam, że nawet bliska rodzina nie chce ze mną utrzymywać kontaktu. Samotnie przemierzałam park jak to zazwyczaj we wtorek i wtedy stało się coś, co zmieniło moje nastawienie do świata. W pustym pniu drzewa znalazłam futrzaste szczęście, które jak ja potrzebowało miłości".

Reklama

Publikujemy list naszej Czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Mój świat rozpadł się na tysiąc kawałków

Jacek był najwspanialszym człowiekiem na świecie. Zmarł dwa lata temu na nowotwór grubego jelita i od tej chwili moje życie zmieniło się diametralnie. Nie miałam siły na nic. Nie jadłam, nie spałam, straciłam pracę i bliskich. Wszyscy się ode mnie odwrócili, a ja sama nie pozwalałam sobie pomóc.

Po jakimś czasie, gdy przestałam zauważać choćby urodziny mojej kochanej mamy, leżałam bez celu godzinami, to zrozumiałam, że muszę się zacząć leczyć. Mój koniec był coraz bliżej i wiele razy myślałam, żeby ze sobą skończyć. Na szczęście terapia wśród ludzi pomogła mi. Zaczęłam wychodzić na zewnątrz, nawet pokusiłam się na naukę języka francuskiego. Chciałam spełniać marzenia, które planowaliśmy z Jackiem.

Oczywiście nie zawsze było idealnie, ale starałam się z całych sił. I właśnie dlatego, a przynajmniej tak myślę, los postawił mi na drodze znów kogoś ważnego. Małego, bezdomnego psa.

pies trzymający łapkę na palcu pana canva.com

Szczęście znalazłam na spacerze

Jak co wtorek, przechodziłam przez park i rozglądałam się, podziwiając naturę. Nagle usłyszałam pisk i skomlenie. Nieznane dźwięki dobiegały z jednego z drzew. Okazało się, że były tam dwa pieski. Jeden większy, który już nie żył i drugi - maleńki, biszkoptowy szczeniaczek. Szybko zrozumiałam, że to prawdopodobnie jego psia mama.

Nie mogłam czekać. Zadzwoniłam do pobliskiej przychodni weterynaryjnej, aby zabrali zmarłego pieska, a szczeniaka zbadali. Okazało się, że maluch jest bardzo dzielny i zdrowy. Szkoda tylko, że jego mama nie przeżyła.

Zabrałam szczeniaczka do domu i dałam mu na imię Fufi. Psiak od tej pory nie odstępuje mnie na krok. Znalazłam pracę niedawno, na szczęście zdalną, więc mogę obsługiwać klientów z moją psią przybłędą i się nie rozstawać. Poczułam, że na nowo żyję, bo mam się dla kogo starać. Czasem czuję, że to mój Jacek z góry zadbał, abym się nie załamała i zawalczyła o siebie.

Dziękuję.

Anna

Anna Wyszkoni angażuje się w ratowanie chorych i porzuconych zwierząt. Pracuje jako wolontariuszka. Zobacz zdjęcia!
Źródło: instagram.com/annawyszkoni_official
Reklama
Reklama